"Nie lękajcie się być świętymi"

Refleksje na temat świętości osnute na postaci i nauczaniu Jana Pawła II

Pierwszym papieżem w naszym wieku, który opuścił mury Watykanu i podróżował po ziemi włoskiej, był Jan XXIII. Ale wędrującym świadkiem Chrystusowej Ewangelii zasiadającym na Stolicy Piotrowej stał się prawdziwie dopiero Jan Paweł II. Nie można sobie wyobrazić dziś tego Papieża zamkniętego za murami Watykanu, bez możliwości osobistego kontaktu z rzeszami wiernych, i to na całym świecie. Nikt już nie zliczy tych milionów ludzi, z którymi Jan Paweł II zetknął się na przestrzeni lat swego pontyfikatu. Nikt tych pielgrzymów nie zmuszał, by mimo trudu podróży, zmęczenia, deszczu czy upału podążali na miejsce spotkania z tym niezwykłym człowiekiem - Piotrem naszych czasów. Papież nic nie czynił, ani nie czyni, by tworzyć atmo-sferę popularności wokół swej osoby; nie agituje, nie stosuje żadnych chwytów socjotechnicznych - mówi tylko prawdę, nieraz bolesną. Gdzie tkwi zatem sekret tego fenomenu, że gromadzi on wokół siebie tylu ludzi, nie tylko w Polsce, ale wszędzie tam, gdzie się pojawi, i to nie tylko starszych, ale przede wszystkim młodzież, a nawet dzieci? Niezwykłość i popularność Jana Pawła II jest od dwudziestu lat przedmiotem obserwacji i badań teologów, socjologów religii, politologów, historyków, i z całą pewnością wyczerpującej odpowiedzi na temat tego fenomenu udzieli dopiero przyszłość. My możemy jednak pokusić się o odpowiedź fragmentaryczną, mniej pogłębioną, ale wynikającą z obserwacji znamiennych cech osobowości oraz treści wypowiedzi Jana Pawła II.

Istnieje wartość zapoznana przez dzisiejszy świat, od lat niedostrzegana w naszym powszednim życiu, przez mass media celowo pomijana, a może nawet zwalczana, a jednak coraz bardziej przebijająca się przez skorupę laickiej i libertyńskiej ideologii oraz płytkiej i skomercjalizowanej kultury masowej - gdyż tęskni za nią każda ludzka dusza. Tą wartością jest świętość, a jej moc ukazuje nam właśnie Jan Paweł II, świadek jak najbardziej wiarygodny.

Nieodłączną cechą świętości jest cierpienie. Życie Karola Wojtyły było od samego początku nim nacechowane. Od ósmego roku życia był sierotą bez matki. Gdy miał 13 lat, stracił jedynego brata. W roku 1941 umarł mu ojciec. Pozostał sam... Dwukrotnie był bliski śmierci. W czasie wojny, w roku 1943, potrącił go niemiecki samochód wojskowy. Nieprzytomnego Karola Wojtyłę wrzucono do rowu. Wreszcie, pamiętnego 13 maja 1981 roku, stał się ofiarą zamachu.

Na przestrzeni minionych lat Papież siedmiokrotnie przebywał w szpitalu. Codziennie towarzyszy mu ból fizyczny oraz różne dolegliwości na skutek przebytych chorób i operacji. On sam o tym nie mówi, ale ten ból rysuje się na jego twarzy i w całej postaci. Raz tylko napomknął o nim w krótkiej, ale jakże wzruszającej rozmowie z nieuleczalnie chorymi w szpitalu na Kubie. Widząc cierpiących i nieszczęśliwych ludzi, zagadnął ich: "Boli was?". Odpowiedzieli: "Boli, boli!" i wówczas usłyszeli jego słowa: "Papież też cierpi". Nie był to żaden zwrot retoryczny, było to przejmujące świadectwo.

Ludzi świętych charakteryzowała zdolność intuicyjnego wyczuwania obecności Chrystusa w chorych i ubogich. Paul Claudel nazywa chorych duszami, które w obezwładnionym ciele zdobyły wielkość i głębię. Jan Paweł II nieraz dawał wyraz swemu przekonaniu, że chorzy i cierpiący mają w sobie zadziwiającą moc. Dlatego też często zwraca się do nich z prośbą, by jego trudy i wysiłki w sprawowaniu apostolskiej misji wspierali swą modlitwą i cierpieniem. Któż jednak lepiej niż Papież może zrozumieć tych ludzi? Istoty i sensu ludzkiego cierpienia nie zgłębi ten, kto sam go nie przeżył, a Jan Paweł II może śmiało powtórzyć za św. Pawłem: "...w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół" (Kol 1,24).

Myśli zawarte w liście apostolskim "Salvifici doloris" o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia mógł wypowiedzieć tylko ktoś, kto sam wiele cierpiał. Papież pisze: "Pełny obszar ludzkiego cierpienia jest o wiele rozleglejszy, bardziej zróżnicowany i wielowymiarowy. Człowiek cierpi na różne sposoby, nie zawsze objęte przez medycynę, w jej nawet najdalszych rozgałęzieniach. Cierpienie jest czymś bardziej jeszcze podstawowym od choroby, bardziej wielorakim, a zarazem głębiej jeszcze osadzonym w całym człowieczeństwie" (II.5).

Jest jeszcze inna sfera cierpień, bardzo szeroka, w której jak nikt inny na świecie Jan Paweł II jest zanurzony; te cierpienia może najbardziej go przygniatają. To nieznajomość Chrystusa przez miliony ludzi, to odchodzenie od Ewangelii narodów ongiś chrześcijańskich, to bezradność wobec nędzy, cierpień i zła na wszystkich kontynentach.

Ojciec Święty niejednokrotnie wyrażał swe zaniepokojenie z powodu krzywdy, jaka dzieje się wielu ludziom na całym świecie ze względu na nierówności społeczne i niesprawiedliwość. W encyklice "Dives in misericordia" pisze: "Nie brak małych dzieci, które umierają z głodu na oczach swych matek. Nie brak w różnych częściach świata, w różnych systemach społeczno-ekonomicznych, całych obszarów nędzy, upośledzenia, niedorozwoju... Stan nierówności pomiędzy ludźmi i ludami nie tylko się utrzymuje, ale powiększa... Najwidoczniej istnieje jakaś głęboka wada, albo raczej cały zespół wad, cały mechanizm wadliwy, u podstaw współczesnej ekonomii, u podstaw całej cywilizacji materialnej, która nie pozwala rodzinie ludzkiej oderwać się niejako od sytuacji tak radykalnie niesprawiedliwych" (VI.11).

Świadectwo cierpienia czyni Jana Pawła II wiarygodnym. Wielokrotnie słyszeliśmy znane prawdy: że nie ma innej drogi do wiecznego szczęścia, jak tylko przez krzyż; że świętość i cierpienie są ze sobą nierozerwalnie złączone; że Chrystus nikomu nie obiecywał tutaj łatwego życia. Prawdy te, tylekroć już słyszane, można uważać wręcz za truizmy - a jednak wypowiadane przez niego zapadają głęboko w serce.

Papież nie łagodzi ostrza tych słów, dodaje nawet: człowiek wierzący będzie w zamian za swoją wierność Bogu doświadczał upokorzeń, będzie obrzucany obelgami i wyśmiewany w swoim środowisku, będzie doznawał niezrozumienia - nieraz nawet od najbliższych. Będzie narażał się na sprzeciw, niepopularność i inne przykre konsekwencje. Następca św. Piotra nie zamierza jednak utrwalać w naszej świadomości obrazu ponurego świata oraz z góry przegranego losu człowieka, jak to czynili w literaturze Fiodor Dostojewski, Franz Kafka czy Albert Camus.

Jan Paweł II wielokrotnie już rozprawiał się ze zgorszeniem krzyża. W rozmowie z Vittorio Messorim ("Przekroczyć próg nadziei") mówi, że Pan Bóg, stwarzając człowieka rozumnym i wolnym, sam niejako postawił się przed jego sądem. Bóg postanowił zatem usprawiedliwić się wobec dziejów ludzkich tak naładowanych cierpieniem. Czy było to jednak konieczne? A zwłaszcza, czy Bóg musiał poświęcić własnego Syna i skazać Go na śmierć krzyżową? - pyta Papież i dodaje: Bóg jest przecież Wszechmocą i wszystko, co czyni, musi być akceptowane, ale - podkreśla - On jest także Mądrością i Miłością, i dlatego pragnął niejako usprawiedliwić się wobec człowieka. On nie jest bowiem pozaświatowym Absolutem. On jest Emmanuelem - Bogiem-z-nami, który dzieli los człowieka, uczestniczy w jego losie. Dlatego wszechmoc Boża okazała się wszechmocą uniżenia przez krzyż. Drogą cierpienia, którą my idziemy, Bóg przeprowadził także własnego Syna. Dlatego zgorszenie krzyża jest właśnie wyrazem i świadectwem miłości.

W orędziu odczytanym przy Bramie III Tysiąclecia w Lednicy Papież nawoływał: "Podnieście głowy. Nie lękajcie się patrzeć w wieczność", a w Sandomierzu mówił do młodych: "Odwaga wiary wiele kosztuje, ale wy nie możecie przegrać miłości". W Warszawie przejmująco prosił: "Uwierzcie, że Bóg jest miłością! Uwierzcie na dobre i na złe! Obudźcie w sobie nadzieję! Niech ta nadzieja wyda owoc wierności Bogu we wszelkiej próbie". Wreszcie całkiem jasno Ojciec Święty wypowiedział się w Starym Sączu: "Bracia i Siostry, nie lękajcie się chcieć świętości! Nie lękajcie się być świętymi". Świętość trzeba jednak dziś pojmować nie tylko jako indywidualną drogę jednostki, ale jako "świętość ludu", jako drogę całych wspólnot - rodzin, grup, Kościołów, narodów; jako drogę jedności. W ten sposób realizuje się rzeczywistość Kościoła-Komunii, Mistycznego Ciała Chrystusa.

Rzecz paradoksalna - w tym zlaicyzowanym świecie istnieje ogromne zapotrzebowanie na świętość. Współczesna kultura nie może się bez niej obejść, tak samo jak było u jej początków. Temu głodowi świętości nie sprosta kultura masowa. Kult jej bohaterów szybko zanika w zachowaniach komercyjnych, jarmarcznych przetargach o znaczenia, tandetnych formach ich promocji. Jakże krótki żywot mają rozmaici gwiazdorzy i idole, czas nieubłaganie ich weryfikuje, a pozostaje po nich przebrzmiała sława i pustka bez wartości.

Jan Paweł II zna duszę człowieka. Wie, jakie są nasze tęsknoty, ale także słabości i brak odwagi. Słowa, które do nas kieruje, wypowiada z niezachwianym przekonaniem, gdyż na podstawie własnego doświadczenia. Dlatego ludzie mu wierzą, dlatego idą za nim miliony. Zarówno wierzący, jak niewierzący przyznają: tak jak ten człowiek nikt dziś nie przemawia. W jednych wzbudza nadzieję, odwagę w cierpieniu, wytrwałość w dążeniu do doskonałości. Innych zachęca do poszukiwań, do przemyślenia na nowo pochopnie podjętych decyzji. Do powrotu do Boga.

Ze spotkań z Janem Pawłem II wracamy do domu w jakimś sensie odmienieni. Widzieliśmy człowieka świętego, cierpiącego, który do kresu swych sił daje świadectwo o Bogu - Bogu, który jest Miłością. Człowieka, który za Pascalem powtarza, że Chrystus będzie konał aż do skończenia świata - w biednych, opuszczonych, grzesznych; również w nas samych, cierpiących duchowo czy fizycznie. Oblicze cierpiącego Chrystusa - samotnego, opuszczonego i ukrzyżowanego - odbija się we wszystkich cierpieniach osób i wspólnot. Ale przecież za "raną krzyża" jest zmartwychwstanie. Mówiąc: "Nie lękajcie się być świętymi!", Jan Paweł II wyraża właśnie tę niezłomną wiarę w Boga-Miłość i w sens cierpienia, które jest drogą do zmartwychwstania.

Czy jednak posiew jego charyzmatycznych słów przyniesie trwały owoc w naszych duszach? To już będzie zależało od nas.

KS. STANISŁAW TKOCZ

Artykuł w wersji skróconej ukazał się w kwartalniku "Pastores" (nr 5, 1999).



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama