Czemu nazywasz Mnie dobrym? (Mk 10, 18)

Fragmenty książki "Jezus ma do ciebie kilka pytań"

Czemu nazywasz Mnie dobrym? (Mk 10, 18)

Richard C. Antall

JEZUS MA DO CIEBIE KILKA PYTAŃ

ISBN: 83-7318-550-X
© Wydawnictwo WAM, 2005


„Czemu nazywasz Mnie dobrym?”. (Mk 10, 18)

Pytanie to z pewnością należy do najbardziej zagadkowych stwierdzeń Jezusa w Ewangelii, ponieważ można by je zrozumieć tak, jakby Jezus zaprzeczał swej boskości. Niebezpieczeństwo to widzieli także Ojcowie Kościoła, czego dowodem jest zapis zamieszczony w Catena aurea. Św. Jan Chryzostom napisał, że Jezus odpowiedział tak człowiekowi, który uklęknął, widząc w Nim człowieka. Św. Beda Wielebny — aby pokazać, że pytanie to nie jest zaprzeczeniem dobroci ani boskości Jezusa — zauważył, że mówił On przecież o sobie jako o „Dobrym Pasterzu”. Inne starożytne źródło podaje, że Jezus czyni w tym pytaniu aluzję do własnej boskości, jakby chciał powiedzieć proszącemu Go człowiekowi: „Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak słusznie czynisz, tak właśnie Mnie nazywając”.

William Barclay, współczesny uczony, odwołuje się do koncepcji jednego z Ojców mówiąc, że Jezus odrzuca pochlebstwo, z jakim zwrócił się do Niego ten mężczyzna. Ewangelista Marek przedstawia mężczyznę, którego zawsze wyobrażałem sobie jako nieco zadyszanego, ponieważ biegł, aby stanąć przed Jezusem i przyklękając przed Nim, zapytać: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” (10, 17). Nawiązując do tego, Barclay pisze: „Jezus dokonał tu dwóch rzeczy, na które każdy ewangelizator, kaznodzieja i nauczyciel zwraca uwagę. Po pierwsze powiedział coś w rodzaju: «Zatrzymaj się i pomyśl. Jesteś podekscytowany i pełen emocji! Nie chcę, abyś przychodził do Mnie powodowany emocjami. Pomyśl spokojnie o tym, co robisz...». Po drugie powiedział: «Nie możesz stać się moim uczniem, nie możesz stać się chrześcijaninem, opierając się na sentymentalnym uczuciu, jakie do Mnie żywisz. Spójrz na Boga»”*.

W tej scenie widzimy mężczyznę działającego pod wpływem emocji. Opowiadając tę samą historię, św. Mateusz pisze, że jej bohaterem był „młodzieniec”. Przybiegł do Jezusa, zatrzymał się przed Panem i zadał Mu pytanie, które domagało się bardzo głębokiej odpowiedzi. Jego szczerość nie budzi żadnych zastrzeżeń, ponieważ, jak jest napisane, Jezus „spojrzał na niego z miłością” (Mk 10, 21). Tak samo szybko, jak padła odpowiedź Jezusa, mężczyzna ten oddalił się, idąc swoją drogą. Wszystko działo się szybko — młodzieniec przecież zatrzymał Jezusa w drodze.

Czy człowiek ten starał się pochlebić Jezusowi? Myślę, że nie do końca o to tu chodzi. Gdyby tak było, przypominałoby to sytuację z opowiadania Flannery O'Connora A Good Man Is Hard to Find (Niełatwo jest spotkać dobrego człowieka), w której staruszka nazywa „dobrym człowiekiem” niebezpiecznego maniaka, mając tym samym nadzieję, że ją samą oszczędzi. Nie wierzy ona, że człowiek ten jest dobry, ale chce, aby on myślał, że za takiego go uważa. Mężczyzna z Ewangelii naprawdę chce się dowiedzieć, co powie mu Jezus. Nie chodzi mu o to, aby zastawić na Jezusa pułapkę, jak miało to miejsce w przypadku innych pytań zadawanych Nauczycielowi, a nawet gdyby chodziło tu o wystawienie na próbę, to okazuje się, że sam wpadł w dołek, który kopał pod Jezusem. Smutek, z jakim odszedł od Pana, ukazuje zarówno jego osobistą porażkę w podjęciu życia według wskazań Ewangelii, jak też — o ironio! — jego przekonanie, a przynajmniej niepokój, że to, co powiedział mu Jezus, jest słuszne. Myślę, że młodzieniec istotnie wierzył, iż Jezus jest dobry, a to, że biegł, aby z Nim porozmawiać, jest znakiem jego zatroskania o dobro własnego życia.

Jednak człowiek ten w końcu zrobił coś o wiele gorszego niż przypochlebienie się. Spodziewał się uzyskać jakąś łatwą receptę na życie. My też zachowujemy się podobnie, gdy modlimy się o coś, nie dodając do tej prośby: „Lecz nie moja, a Twoja wola niech się stanie”. Na nieszczęście coś takiego przydarza się nam na każdym kroku. Ujawnia się to wtedy, gdy nadchodzi czas próby, a wtedy widzimy, jak trudno jest utrzymać nasze przekonanie, że Bóg jest dobry. Ludzie cierpiąc tracą wiarę, a nawet zaczynają nienawidzić Jezusa. Zupełnie nieświadomie nie chcemy pozostać posłuszni Bogu —chcemy ślubować posłuszeństwo „bóstwom”, jakie sami sobie tworzymy.

Nigdy nie powinniśmy osądzać innych ludzi, a już na pewno nie wtedy, gdy cierpią bardziej niż my sami. Pytanie Jezusa, które teraz rozważamy, może znaleźć następujące zastosowanie do naszego życia. Chrystus mówi: „Kiedy przychodzisz do Mnie i nazywasz Mnie dobrym, co oznacza, że uznajesz, iż jestem Bogiem, wtedy chcesz wyłącznie tego, abym zaakceptował i potwierdził twe pragnienia”. Zatem może częściej powinniśmy z większą szczerością wypowiadać trzecią prośbę modlitwy Ojcze nasz: „Bądź wola Twoja”. Jeśli zwracamy się do Boga w modlitwie, musimy zdać sobie sprawę, że to tylko i wyłącznie On jest dobry. Taki powinien być podstawowy warunek naszej modlitwy.

Bogaty młodzieniec zwrócił się do Jezusa, mając być może nadzieję, że On dokona swego rodzaju pozytywnej oceny jego życia duchowego. Był przekonany, że postępuje właściwie, chciał jednak uzyskać pewność, że istotnie robi wszystko, co robić należy. Być może, słyszał o chrzcie Janowym i zastanawiał się, czy jest on konieczny albo czy Jezus ma jakieś nowe wskazówki dla swego ludu. Zamiast tego wszystkiego Chrystus zaproponował mu, aby został uczniem i to w sposób radykalny, który zakłada wyzbycie się własności oraz podjęcie życia w niepewności wraz z wędrującym Nauczycielem.

Zamiast kontraktu, Jezus zaproponował mu przymierze. On spodziewał się, że spełni pewne wymagania i dzięki temu uzyska pewność zbawienia. Jezus wskazuje mu drogę krzyża, wolność, lecz przerażającą, która polega na zatraceniu siebie, poprzez przyjęcie woli Ojca. Młodzieniec odrzuca zaproszenie do pójścia za Jezusem ze względu na dobra, które posiadał. Czy pożałował swej decyzji? Może wykorzystał jeszcze inną okazję, aby jednak pójść za Jezusem? Próbuję wyobrazić sobie życie tego młodzieńca, kiedy przybyło mu lat i zastanawiam się, czy gdy umierał, wciąż był bogaty.

Ostatecznie wydaje mi się, że powinienem bardziej skupić się na sobie. Dlaczego ja sam nazywam Jezusa dobrym? Czy przychodzę do Niego z nadzieją, że otrzymam łatwą receptę na życie? Czy jestem gotów, aby przyjąć Jego wezwanie do pójścia za Nim? A co powiesz o sobie?

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama