Grzech nadmiernego bogacenia się i niszczenia środowiska

Rozwój cywilizacyjny pociąga za sobą także poszerzenie sfery odpowiedzialności moralnej. Nieprzyzwoite bogacenie się jednych, kosztem ubożenia innych - to jeden z najbardziej oczywistych grzechów naszych czasów

Grzech nadmiernego bogacenia się i niszczenia środowiska

Nasze czasy przyniosły zmiany w postrzeganiu naszej duchowości. Jesteśmy zdolni do kreowania rzeczywistości, również w sferze ducha. Dynamizm człowieka zmusza go nawet do poszerzania  sfery grzeszności. (...) Powszechność kierowania się ku nowym bożkom zmusiła Kościół do zdefiniowania nowych wymiarów grzechu, związanych z jego rozległością, skalą upowszechniania i wieloma zmianami w kierunkach rozwoju współczesnego człowieka. Efektem przemyśleń jest nowa lista grzechów, która wydaje się prawie odpowiedzią na nagłówkowe tematy z prasy, czy newsy programów informacyjnych.


Agnieszka Nieć: Wydaje się, że nadmierne bogacenie się, to bardzo nieprecyzyjnie zdefiniowany grzech. Gdzie jest granica pomnażania dobrobytu? Jak rozpoznać, gdzie zaczyna się grzech? Co uznać za nadmiar bogactwa? Dobry samochód? Większy dom?

L K.: To sprawa dość subiektywna i trzeba się tu kierować własnym sumieniem. Wydaje mi się, że jeśli człowiek naprawdę liczy się z Panem Bogiem i patrzy na ludzi wokoło, to się zastanawia: czy mnie ta czy inna rzeczjest naprawdę potrzebna? Jeśli ksiądz ma samochód i ten samochód służy parafii, to wtedy ludzie nie będą mieli żadnych pretensji. Jeśli człowiek ma dobra i dzieli się tymi dobrami, wtedy nie ma problemu. Jeśli natomiast ma niewiele, ale trzyma to dla siebie, grzechem staje się nie nadmiar pieniędzy czy dóbr, tylko właśnie to przywiązanie do nich.

«Grzechy główne» naszych czasów według abp. Girotti'ego to:
  • niesprawiedliwość społeczna
  • handel narkotykami
  • zanieczyszczanie środowiska
  • manipulowanie genetyczne
  • nieprzyzwoite bogactwo
  • aborcja
  • pedofilia

Pani Hanna Chrzanowska, służebnica Boża, wychowywała się w bardzo bogatej rodzinie. I nigdy nie czuła dyskomfortu z powodu tego, że żyła w takim środowisku, bo jej rodzice dawali biednym, ile tylko mogli: budowali domy, organizowali kolonie dla dzieci. Im podobni wybudowali nawet linię tramwajową, by robotnikom łatwiej było dotrzeć do pracy. Widać było, że ich pieniądze służyły ludziom — gdyby oni mieli mało, to tamci nie mieliby nic. Widzimy znów, że dla człowieka, który jest przywiązany do wartości, dla którego Pan Bóg jest tą wartością najwyższą i według Niego układa wszystkie inne sprawy, to, czy ma mało czy dużo, nie jest takie ważne. Stopień jego religijności pozwala mu określić, jaki może być stan jego posiadania.

Grzech ten pozwala nam zatem ocenić naszą reakcję na wspomniane słowa, „ubogich zawsze mieć będziecie”. Jedni są ubogimi z własnej winy, z lenistwa. Nie chce im się przyłożyć do pracy, nie szanują nawet tego, co mają, czasami marnotrawią nawet otrzymane środki do życia. Innym znów jakoś dziwnie się nie wiedzie. Nie potrafią, często są zupełnie bezradni wobec klęsk żywiołowych czy wypadków losowych. Nie da się stworzyć społeczeństwa, w którym wszyscy mieliby jakieś przyzwoite minimum egzystencji. Na przykład bezdomni — część z nich nie chce żadnej opieki, bo nauczyli się żyć jako całkowicie wolni, swobodni, nawet jeśli to niesie ze sobą niepewność jutra i egzystencję w ekstremalnie trudnych warunkach.

Zbierając dotychczasowe myśli, jeśli ktoś ma i jeszcze otrzymuje, a nie dzieli się tym, nie widzi potrzeb drugiego, to jasne, że jest to złe. Ilustracją niech będzie przypowieść o dłużniku, któremu darowano dziesięć tysięcy talentów, on zaś nie miał litości wobec tego, kto był mu winien tylko sto denarów. Jeśli człowiek otrzymał — czasem spadek, czasem wynagrodzenie za własną pracę, za wykorzystanie swych talentów i umiejętności, a przecież one też są darem — jego obowiązkiem jest pomóc tym, którzy mają mniej.

A.N.: Trzeba by zatem zwalczyć w sobie tą nadmierną potrzebę posiadania. I to posiadania coraz więcej i więcej...  Z tego pożądania wynikają często  nieetyczne pomysły na zarabianie pieniędzy. Mówi o tym kolejny nowy grzech: handel narkotykami.

L K.: To grzech przeciwko przykazaniu: „nie zabijaj”, jak każde szkodzenie drugiemu człowiekowi. Narkotyki istniały zawsze, ale nigdy nie na taką skalę. I nigdy nie zarabiano na ich sprzedaży tak wielkich pieniędzy.

A.N.: W dużej mierze z przesadnej chęci zysku wynika jeszcze jeden z pozoru tylko nowy grzech: niszczenie środowiska. A przecież — jak mówi Księga Rodzaju — Pan Bóg wziął  (...)  człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał (Rdz 2,15). Czyli  polecił człowiekowi dbać o to, żeby pierwotna harmonia stworzenia nie została utracona. Niestety to, co dzieje się dzisiaj, trudno nazwać inaczej niż dewastacją Ziemi. I w tej dziedzinie człowiek niestety bardzo „poszedł do przodu”.

L K.: Kościół od dawna zwracał uwagę na ten problem. Według tego, co nam opowiadano na wykładach historii monastycznej, na przykład u kamedułów na wycięcie jednego dużego drzewa w obrębie eremu — a erem zawsze był w lesie — potrzeba było pozwolenia najwyższego przełożonego.

 Dla świętego Franciszka braćmi i siostrami byli nie tylko ludzie, ale i zwierzęta, rośliny, woda, ogień. Wszyscy. I wobec tego ci bracia mniejsi, jak nazywał ich święty, powinni być odpowiednio traktowani.

A.N.: Święty Franciszek to chyba niedoceniany w dzisiejszych czasach święty, a przecież jego postawa wobec środowiska ma bardzo wiele do zaoferowania współczesnemu człowiekowi. Może stać się fundamentem rozwoju ekologii, ujmowanej w perspektywie chrześcijańskiej hierarchii wartości.

L K.: Tak, święty. Franciszek jest dzisiaj chyba za mało doceniany. Ale trzeba spojrzeć na problem szerzej, bo z jednej strony rozwój przemysłu powoduje nieuniknione zmiany w środowisku naturalnym i trzeba się z tym pogodzić. Jednak z drugiej strony  nieopanowana chęć zysku przekracza dzisiaj granice zdrowego rozsądku i rzeczywiście zagraża równowadze życia biologicznego na Ziemi. Wycinanie lasów, marnotrawienie zasobów wody, czy choćby zabijanie fok — tylko dlatego, że młode foki mają wspaniałe futra, niszczy się całe ich populacje. A dlaczego zabija się słonie dla zdobycia kości słoniowej? Z chęci zysku. I tu, jak bardzo często, korzeniem zła jest chciwość pieniędzy. Dominuje podejście: po nas choćby potop. Bo ci ludzie, którzy w tej chwili to czynią, umrą najpóźniej za kilkadziesiąt lat. A za 100 lat, albo i wcześniej będzie wyraźnie widać nieodwracalne czasem skutki ich działań. Dlatego bardzo są potrzebni dalekowzroczni, mądrzy ekolodzy. Ruchy ekologiczne, które w oparciu o ideologię franciszkańską odnawiają prosty stosunek człowieka do Boga i do stworzenia, dają gwarancję działania prawdziwie ekologicznego, bez wynaturzeń, jakie wśród dzisiejszych „zielonych” nieraz mają miejsce.

A.N.: Na szczęście jest coraz więcej takich ruchów, które przypominają o tym, jakie jest miejsce człowieka pośród innych stworzeń. Podkreślają też, że bez piękna i bogactwa przyrody, człowiek staje się ubogi duchowo. Może ruchy te powstają również z tęsknoty za pierwotną harmonią, jaka panowała w raju? Bo przecież w raju nawet zwierzęta nie zabijały się nawzajem.

L K.: A co było z pchłami? (śmiech) Może żywiły się czym innym? Roślinki sobie zajadały? A może wtedy jeszcze nie było pcheł, dopiero później wyewoluowały? A węże jadowite? Musiało być jakoś tak, że zwierzęta żyły w harmonii. A o czasach mesjańskich, czyli o odnowionym świecie, mówi prorok Izajasz: „Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał. Krowa i niedźwiedzica przestawać będą przyjaźnie, młode ich razem będą legały. Lew też jak wół będzie jadał słomę. Niemowlę igrać będzie na norze kobry, dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii” (Iz 11,6nn). Może więc kiedyś zobaczymy, jak raj wyglądał naprawdę...

A.N.: Miejmy nadzieję, że tak, bo tu, na ziemi, raczej już nie przywrócimy stanu pierwotnego. Takiego braku pokory, jak w dzisiejszych czasach, w podejściu do przyrody chyba nigdy wcześniej nie było. Dzisiaj człowiek zachowuje się często jak władca absolutny, któremu wydaje sie, że może wykorzystywać naturę w dowolny sposób.

L K.: Oj, było, było! Iluż to ze starożytnych władców uważało siebie za bogów i nakazywało, by im oddawano boską cześć pod karą śmierci. O Antiochu IV pisze Druga Księga Machabejska: „Wierzył, że ziemię uczyni spławną, a morze dostępne dla podróży pieszych” (2 Mch 5,21). A dzisiaj człowiek nie mówi tego wprost, ale przypisuje sobie boskie prerogatywy i panując nad ziemią, nie uznaje żadnych granic etycznych.

A.N.: A Pan Bóg nie dał człowiekowi Ziemi do bezwzględnego wykorzystywania i niszczenia, tylko do opiekowania się nią...

L K.: Tak! „Czyńcie sobie ziemię poddaną” (Por. Rdz 1,28). Ale w ten sposób rozumieją te słowa, które Bóg skierował do człowieka na samym początku, tylko ludzie głęboko wierzący i myślący.


Grzech nadmiernego bogacenia się i niszczenia środowiska

o. Leon Knabit OSB, Agnieszka Nieć,
...jakby Boga nie było. O nowych grzechach i bożkach,
Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC


opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama