Książki i ludzie

Czy wraz z otwarciem drzwi biblioteki, zamyka się świat spotkania z drugim człowiekiem? Wręcz przeciwnie - książki rozbudzają naszą wrażliwość na innych

Czy wraz z otwarciem drzwi biblioteki, zamyka się świat spotkania z drugim człowiekiem? Trwająca niemal ćwierć wieku posługa ks. Jana Ludwiczaka pokazuje, że umiłowanie książek prowadzi do relacji z drugim człowiekiem.

Księże Janie, zaczniemy nietypowo, bo od... brody. Dzisiaj to żadna nowość, bo co drugi ksiądz zapuszcza sobie brodę, ale przez wiele lat był ksiądz jedynym rozpoznawalnym brodaczem w diecezji, co doprowadzało nieraz do dziwnych sytuacji. Pamiętam kiedy w relacji mediów z pewnego wydarzenia z księdza udziałem pojawiały się stwierdzenia, że było to wydarzenie ekumeniczne, ponieważ uczestniczył w nim również prawosławny duchowny, a dowodem było właśnie zdjęcie uwieczniające księdza z długą brodą na pierwszym planie. Czy za tą brodą kryje się  jakaś historia?

Ks. Jan Ludwiczak: Broda zrodziła się po prostu z wygodnictwa: żeby nie trzeba było się golić. Taka jest prawda i tak trzeba powiedzieć. Nawet wydaje mi się, że przyczyniłem się do małego zgorszenia pewnej dziewczynki na przystanku autobusowym. Jej ojciec powiedział do mnie, że jego córeczka i wskazał na tę małą dziewczynkę, pyta dlaczego ten pan ma taką brodę i poprosił, żebym jej odpowiedział. I powiedziałem tak jak jest, że z lenistwa. Wyrzucałem sobie później, że może przyczyniłem się do jakiegoś osłabienia ducha chrześcijańskiego tej dziewczynki, no bo w końcu dorosły człowiek — całe szczęście, że nie wiedziała, że to ksiądz — i przyznaje się do lenistwa, mógł stać się powodem do usprawiedliwienia jej własnego lenistwa. Ale tak to właśnie jest po prostu, jakieś wygodnictwo jako główny powód, a poza tym były też pewne wskazania lekarskie od strony dermatologicznej i tak już zostało.

Oczywiście nie spotkaliśmy się, by rozmawiać o brodzie, księże Janie, bo prawdziwym powodem naszej rozmowy jest długoletnia praca księdza jako dyrektora biblioteki naszego seminarium duchownego, która niedawno dobiegła końca. Proszę powiedzieć, ile lat swojego życia poświęcił ksiądz gromadzeniu, katalogowaniu i udostępnianiu chłonnym wiedzy czytelnikom księgozbioru?

Kalendarzowo 23 lata.

Jak to się stało, że właśnie ksiądz został powołany do kierowania tą placówką?

Nie miałem żadnego przygotowania bibliotecznego. Po przyjściu do diecezji kaliskiej pracowałem najpierw jako kapelan w Szpitalu Wojewódzkim przy ul. Poznańskiej i po czterech latach ówczesny biskup Stanisław Napierała zaprosił mnie na rozmowę i zaproponował zajęcie się biblioteką seminaryjną. Poprosiłem o parę dni do namysłu, po czym zgodziłem się, ponieważ uznałem, że jest to miła i pożyteczna praca i okazja, aby zrobić coś dobrego, co będzie służyć innym.

To były pierwsze lata naszej diecezji i wiele jej instytucji było w powijakach. Jak to było z biblioteką?

Od kiedy powstała nowa diecezja księża przekazywali swoje księgozbiory z racji przejścia na emeryturę, niektóre zbiory były zapisane w testamentach, więc trafiały do nas po śmierci kapłanów. Oczywiście wszystko z myślą o przyszłej bibliotece. Tych zbiorów nagromadziło się całkiem sporo, trzeba było to wszystko poprzeglądać, więc jakiś początek już był. Następnie trzeba było zadbać o nowe publikacje, o kontynuowanie pewnych serii wydawniczych, a to wymagało wyjazdów do konkretnych wydawnictw i bibliotek i rozmów na temat tego, co mogli zaproponować dla naszej rodzącej się instytucji.

Wspomniał ksiądz o kapłanach, którzy przekazywali swoje księgozbiory. Czy był jakiś szczególnie bogaty zbiór, którego właściciela warto przypomnieć w naszej rozmowie podsumowującej niemal ćwierćwiecze naszej biblioteki?

Trzeba powiedzieć, że wielu zbiorów nie mogliśmy zidentyfikować, ponieważ książki nie były podpisane, a zanim biblioteka znalazła swoje właściwe miejsce w gmachu nowo wybudowanego seminarium, były one wielokrotnie przenoszone z miejsca na miejsce. Pamiętam jednak, że w początkach mojej pracy, znaczący księgozbiór otrzymaliśmy po śp. księdzu Tadeuszu Woźniaku, proboszczu z Burzenina. Było to około 1000 woluminów, głównie literatury pięknej polskiej i obcej, a także historii. Jak wspomniałem wcześniej zbiory te musieliśmy uzupełniać głównie współpracując z bibliotekami. Swoje podwoje otworzyła nam wówczas Biblioteka KUL, Biblioteka Narodowa, Biblioteka Wojewódzka w Łodzi i w Poznaniu, Centrum Animacji i Kultury, gdzie tworzy się bibliografie. Mieliśmy wiele takich źródeł, dzięki którym mogliśmy nasze zbiory uzupełnić i uwspółcześnić, co było najważniejsze na tym pierwszym etapie.

Rozumiem, że kiedy pierwsi klerycy pojawili się w seminarium, mogli już liczyć na wszystkie potrzebne publikacje w swojej bibliotece i nie musieli szukać gdzie indziej?

Raczej tak. Trzeba pamiętać, że na początku to był tylko pierwszy rok, więc temu można było sprostać, bo na tym etapie studiowania potrzebna była głównie literatura filozoficzna. Nie mieliśmy wówczas jeszcze katalogu, książki były ułożone tematycznie, ale już mogliśmy służyć pomocą i studenci mieli możliwość zajrzenia do podstawowych, klasycznych publikacji.

A kiedy odchodził ksiądz z biblioteki ile było skatalogowanych woluminów?

Nie pamiętam dokładnie w tej chwili, ale myślę że blisko 50 000.

Całkiem spory dorobek. Jako dzieciak i młody chłopak bardzo lubiłem chodzić do bibliotek i zawsze sobie wyobrażałem, że pracujące tam panie mają fajnie, bo mogą sobie czytać wszystkie te książki, zwłaszcza, że one naprawdę potrafiły coś powiedzieć o każdej z nich. Dziś oczywiście wiem, że one wcale nie miały tyle czasu na czytanie, ale chcę zapytać, na ile mógł się ksiądz zapoznawać z treścią tych wszystkich publikacji i książek, które docierały do naszej biblioteki?

Paradoksalnie na czytanie tych książek czasu nie było. Oczywiście trzeba było zapoznać się z zawartością, z tym co dany wolumin sobą reprezentuje, nie da się ukryć, że ważną rekomendacją były też nazwiska autorów, jeśli były to sztandarowe postaci w danej dziedzinie, to nie było wątpliwości, że książka będzie wartościowa. Nie było możliwości, żeby czytać wszystko, ale zaznajomić się na tyle, aby ją właściwie opisać i umożliwić czytelnikowi łatwe dotarcie do niej, to było zawsze konieczne.

A jaka jest księdza ulubiona lektura?

Najbardziej lubiłem czytać literaturę biblijną, która jest mi najbliższa. Z tego pisałem swoją pracę dyplomową i magisterską w seminarium, ale nawet w tej dziedzinie nie byłem w stanie czytać wszystkiego na bieżąco.

Najważniejsza książka w życiu to...

Pismo Święte na pewno. Brewiarz. Wspomniane wcześniej publikacje biblijne i teologiczne, ale też często sięgam po coś lżejszego dla odpoczynku.

Proszę mi powiedzieć, co najbardziej podobało się księdzu w pracy w bibliotece?

Na pewno to, że można było się spotkać z dobrą książką, ale tak naprawdę za pracą w bibliotece stoją ludzie i ich wielka życzliwość w różnych bibliotekach i innych miejscach, w których prosiłem o pomoc i wsparcie literaturą. I to było bardzo ciekawe, a poza tym mam też na myśli zespół ludzi, którzy ze mną pracowali. Za utworzeniem biblioteki stoi cały sztab ludzi, których czytelnik nigdy nie pozna, nigdy ich nie zobaczy, ale to co dziś jest osiągalne to także ich zasługa. Muszę powiedzieć, że miałem bardzo oddanych współpracowników, na początku to były siostry zakonne, s. Marietta Dyczak i s. Agata, które mieszkały w seminarium i zajmowały się tylko biblioteką. Trzeba też tutaj wymienić panią Jolantę Szymańską, która od roku 1998 poświęciła swój czas i współpracowała ze mną aż do końca, od momentu kiedy sióstr zakonnych już nie było w seminarium, pracowaliśmy w bibliotece we dwoje. Mieliśmy też wsparcie wielkiej liczby wolontariuszy, którzy włączyli się w porządkowanie zbiorów i ich opisywanie. Pamiętam jednego z nich, który uczył się w kaliskim liceum im. A. Asnyka. Zaczął przychodzić i pomagać nam kiedy był w trzeciej klasie. Później został studentem medycyny ze specjalizacją stomatologii, i jeszcze w czasach studenckich przychodził nam pomagać, wykonał olbrzymią pracę, to był pan Mateusz Frątczak pracujący dzisiaj w Centrum Stomatologicznym w Poznaniu. Takich ludzi było wielu i także im zawdzięczamy naszą bibliotekę. I to było dla mnie bardzo ważne, że oprócz spotkania z książką były też te spotkania z ludźmi. Ktoś może pomyśleć, że praca w bibliotece to odcięcie się od ludzi regałem z książkami, ale tak nie jest, bo doświadcza się wielkiej życzliwości od wielu osób i to jest taki naprawdę bardzo jasny promień na tej pracy, która wiązała się też ze sporym wysiłkiem, ale w jakiś sposób to było osładzane — że się tak poetycko wyrażę — życzliwością wielu współpracujących tu na miejscu i tych czekających na nas w różnych innych miejscach, skąd otrzymywaliśmy pozycje do naszego księgozbioru i oczywiście czytelników.

Jak widzi ksiądz dzisiejszą sytuację związaną z niezbyt dobrą sytuacją czytelnictwa?

Jest to bolesne zjawisko, które często się obserwuje, że współczesny student właściwie nie usiłuje prowadzić poszukiwań w zakresie tematyki, jaką sobie wybrał. Oczekuje raczej podpowiedzi, czym ma się konkretnie zająć, chce po prostu otrzymać temat, na który ma napisać pracę. A potem przychodzi do biblioteki i prosi, żeby mu czegoś na ten temat poszukać. Nie zdradza takiej naukowej ciekawości, samodzielności, że usiądzie przy katalogu i spróbuje coś sobie wybrać, następnie przejrzy, odrzuci dajmy na to dziesięć pozycji, ale dwie uzna za przydatne. To byłoby pocieszające, że sam myśli, poszukuje, ocenia przydatność. Trudno dziś zaobserwować taką pasję poszukiwania w literaturze u wielu czytelników. Chyba warto na to zwrócić uwagę w procesie studiów, aby każdy student potrafił pójść takim torem samodzielnego myślenia, poszukiwania i wybierania. Na pewno nie jest to łatwe w dzisiejszym świecie, gdzie wydawnictw jest cała masa. Jeżeli porównam to z czasami moich studiów w latach siedemdziesiątych, to widzę przepaść. Książka była wówczas, można powiedzieć, na abonament, nawet w seminarium. Gdy kolporter ogłaszał, że są zapisy, bo ukazała się taka czy inna książka w jakimś wydawnictwie, to zapisywało się dajmy na to trzydziestu kleryków, ale książek przychodziło tylko pięć. I otrzymywali je tylko ci najstarsi, bo oni z seminarium za chwilę wyjdą, a ci młodsi mają szansę, że będzie jakieś wznowienie czy dodruk i mogą poczekać. Takie były czasy. Dzisiaj tego problemu już nie ma, ale też i nie ma pasji czytania i zgłębiania tematów. Jest oczywiście wielu kleryków, których widziało się często, można powiedzieć, że niektórzy mieli swoje stałe miejsca w czytelni i niejako abonament na stolik, ale nie jest to powszechne. Podobnie jeżeli chodzi o studentów świeckich.

Niestety postępująca dygitalizacja zasobów, która z pewnością jest czymś korzystnym, bo zapewnia dostęp globalny do treści, sprawia że często czyta się zaledwie fragmenty i to te, które potwierdzają przyjęte założenie i to nie ma nic wspólnego z rzetelną pracą naukową. Coraz mniej ludzi jest zainteresowanych zakupem książek, żenujące są atrapy, które można nabyć w sklepach meblowych. Ale może, podobnie jak to miało miejsce z płytami winylowymi, doczekamy się renesansu prawdziwej książki?

Mam nadzieję. Czytanie uczy myśleć, zwłaszcza poszukiwanie jakichś rozwiązań w literaturze. Zapoznajemy się z różnymi myślami, opiniami, poglądami, wyrabiamy sobie swoje zdanie na ten temat. Czasem może się zdarzyć, że przystępując do zgłębiania tematu mam taki punkt widzenia, ale jak się przeczyta więcej, to się okazuje, że sprawa jest może bardziej złożona i trzeba umieć wyważyć argumenty i wyrobić sobie własne zdanie, być może inne od tego jakie mieliśmy przed podjęciem pogłębionej lektury, a także niezależne od opinii autorów, których czytamy.

Zasadnicze pytanie brzmi, czy chcemy dotrzeć do prawdy, czy jedynie utwierdzić się w swoich poglądach, odpowiedź na nie przełoży się na sposób, w jaki korzystamy, bądź nie, ze wspaniałego świata literatury. A nie brakuje księdzu teraz wychodzenia do pracy, do biblioteki?

Cóż, trzeba było się zgodzić z tym, że przyszedł taki etap życia i teraz w inny sposób można się dalej realizować jako kapłan i staram się to robić.

Księże Janie serdecznie dziękuję za tę rozmowę, ale też za cały wysiłek włożony wraz ze współpracownikami w tworzenie i prowadzenie naszej biblioteki przez niemal ćwierćwiecze.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama