Od legendy do polityki

Fragmenty książki "Templariusze i Całun Turyński"

Od legendy do polityki

Barbara Frale

TEMPLARIUSZE I CAŁUN TURYŃSKI

ISBN: 978-83-7505-713-3
wyd.: Wydawnictwo WAM 2011

Wybrane fragmenty
Wprowadzenie
Tajemniczy bożek templariuszy
Urok pewnego mitu
Od legendy do polityki

Od legendy do polityki

Być może wiedza, która umożliwiła konstrukcje wielkich katedr, była w gruncie rzeczy tożsama z tą wiedzą, na podstawie której tysiąclecia wcześniej legendarny architekt fenicki Hiram powołał w Jerozolimie do istnienia najbardziej sławioną budowlę w historii, legendarną Świątynię Salomona. Świątynia nie była wyłącznie wspaniałą budowlą, była kaplicą wzniesioną po to, aby gościć Ukrytą Obecność, Boga Żyjącego, co implikowało, że wznosiły ją wyłącznie ręce osób wprowadzonych w świat najwznioślejszych tajemnic. Wyobrażano sobie, że starożytne nauki Hirama przeniknęły do europejskiego średniowiecza w ściśle określonym momencie, w czasie gdy rycerze wywodzący się z Europy Zachodniej dotarli do Jerozolimy wraz z pierwszą wyprawą krzyżową (1096-1099), dając początek chrześcijańskiemu królestwu w Ziemi Świętej. W historii średniowiecza i krucjat można mówić o szczególnym wcieleniu tej idei, które wzięło wręcz swą nazwę od Świątyni Salomona. Była to Militia Salomonica Templi, bardziej znana jako zakon templariuszy. Zakon templariuszy powstał właśnie w Jerozolimie w niedługim czasie po pierwszej krucjacie w celu obrony pielgrzymów w Ziemi Świętej. Jego początki stały pod znakiem nieustannego, szczęśliwego rozwoju, który spowodował, że zaledwie pięćdziesiąt lat po założeniu stał się on najpotężniejszym zakonem religijno-wojskowym średniowiecza. To pasmo powodzenia dobiegło kresu dwa wieki później, gdy zakon został unicestwiony pod wpływem mrocznej historii, w której ujawniło się oskarżenie o herezję i czary, i która zakończyła się wraz z śmiercią na stosie ostatniego Wielkiego Mistrza3

Słynni intelektualiści, jak Dante Alighieri, żyjący właśnie w okresie procesu, nie bali się mówić otwarcie, że atak przeciw templariuszom był w gruncie rzeczy wielkim blefem, podjętym z inicjatywy króla Francji Filipa IV Pięknego dla skonfiskowania majątku zakonu, którego zdecydowana większość znajdowała się na terytorium francuskim. Już jednak od XVI wieku niektórzy miłośnicy magii, jak np. filozof Henryk Korneliusz Agrippa, wyrazili przypuszczenie, że w zakonie dochodziło do dziwnych i tajemnych rytów, sprawowanych przy migotliwym świetle świec, podczas których pojawiały się tajemnicze bożki, a nawet czarne koty4.

Nie było dokładnie wiadomo, jaką rolę w tej sprawie odegrał papież, którym w owym okresie był pochodzący z Gaskonii Klemens V (1305-1314). Papież ten jawił się zawsze jako człowiek niezdecydowany, wydawał się spełniać posłusznie wolę królewską, a jednak człowiek ten przeciągał proces przeciw templariuszom przez siedem pełnych lat, praktycznie do momentu swej śmierci, która nastąpiła zaledwie w miesiąc po śmierci ostatniego Wielkiego Mistrza Świątyni. Wiele źródeł, dostępnych dzisiaj, wówczas było nieznanych, ale i te znane badano metodą całkowicie odmienną od obecnie stosowanej metody krytycznej. Historia była postrzegana tak jak inne rodzaje literatury pięknej. Uważano ją więc za pożyteczną rozrywkę, która miała za cel rozweselić i uszlachetnić ducha. Z tego względu z przeszłości wydobywano jedynie te fakty, które były w stanie zaofiarować pouczenie moralne albo zachwycić zmysł wyobraźni w takim stopniu, jak czyniła to powieść przygodowa.

O tym papieżu, który w życiu świeckim zwał się Bertrand z Got, było wiadomo, że przyszedł na świat na ziemi francuskiej, że dał początek niewoli papieskiej w Awinionie i że zniósł ekskomunikę nałożoną na Wilhelma z Nogaret, „człowieka do wszystkiego” w królestwie Filipa Pięknego, którego władca wykorzystywał, aby zrealizować swe najbardziej pozbawione skrupułów przedsięwzięcia. Król Francji odniósł zwycięstwo we wszystkich sprawach, w których wszedł w konflikt z autorytetem papieskim. Także w przypadku procesu templariuszy wiele faktów wskazuje na to, że Kościół bez większego oporu dostosowywał się do żądań monarchy. Był jeszcze jednak inny powód, który przechylał szalę wagi na korzyść tego poglądu; powód, który nie poddaje się rzeczowej analizie nauk historycznych, a pomimo to może on mieć pierwszoplanowe znaczenie. Na początku XVIII wieku postawa Kościoła wobec nowych idei oświeceniowych była nacechowana olbrzymią ostrożnością. Idee te ujawniały się z dużą intensywnością, stawiając sobie za cel wspieranie odnowienia myśli, a także transformacji życia społecznego w wielu dziedzinach. U podstaw tego zamknięcia leżały różne czynniki. Zdecydowana większość dostojników pełniących pierwszoplanową rolę w hierarchii kościelnej wywodziła się z tych samych rodzin szlacheckich, w których rękach spoczywała władza cywilna. Oznaczało to tę samą mentalność oraz identyczny sposób postrzegania świata. Kościół był zawsze uodporniony na uwarunkowania społeczne, jakie dominowały w doczesnym świecie. Można dojść do takiego wniosku przynajmniej w tym znaczeniu, że istniała w Kościele możliwość dotarcia na szczyty władzy duchowej i doczesnej dzięki wrodzonym zdolnościom, nawet dla osób niskiego pochodzenia. Wielu papieży, również spośród tych najbardziej znanych i sławionych, pochodziło z rodzin bardzo ubogich, wystarczy wspomnieć o słynnym Grzegorzu VII, który będąc chłopcem, zarabiał na chleb jako tragarz, albo o współczesnym naszym czasom Janie XXIII, wywodzącym się z wielodzietnej rodziny chłopskiej, która miała trudności, aby powiązać koniec z końcem. Taka możliwość awansu istniała więc przynajmniej w teorii, gdyż rzeczywistość była często zupełnie inna. Olbrzymie majątki powiązane z wieloma funkcjami kościelnymi powodowały, że stawały się one łupem niezwykle pożądanym dla szlachty, która umieszczając swych młodszych synów w szeregach hierarchii kościelnej, znajdowała sposób, aby zapewnić im życie pełne zaszczytów, nie rozdrabniając przy tym majątku rodzinnego. Okres największej deprawacji na tym polu to czas odrodzenia, kiedy to utarł się zwyczaj sprzedaży — według ustalonego cennika — przynoszących największe dochody stanowisk, jak godność biskupa, kapelusze kardynalskie albo godność opatów majętnych klasztorów5.

Skandale i niezdolność do przeprowadzenia w krótkim czasie skutecznej reformy obyczajów zintensyfikowały także kontestację polityczną, a wynikiem tego była schizma protestancka. Na początku XVIII wieku, ponad dwa wieki po wystąpieniu Marcina Lutra, w żaden sposób nie ustały gwałtowne polemiki rozpętane między XVI i XVII wiekiem przez myśl protestancką, która oskarżała papiestwo o to, że pochwyciło ludzkość w sieć wymysłów skonstruowanych dla własnej korzyści, dając im pierwszeństwo nad jedynym prawdziwym fundamentem nauki chrześcijańskiej, jakim jest przesłanie Kościoła pierwotnego. W Magdeburgu założono szkołę nauk historycznych, której zadaniem było wykazać niemający końca ciąg fałszerstw, które — jak przypuszczano — nagromadziły się przez ponad tysiąc lat pod wpływem działań Kościoła katolickiego, mających na celu przekonanie wiernych do własnych korzyści materialnych. Przedstawiciele tej szkoły, zwani „centuriatorami z Magdeburga” od nazwy dzieł publikowanych w tomach, z których każdy obejmował jedno stulecie (Centurie), reprezentowali bezspornie pewien poziom intelektualny i choć ich rekonstrukcje historyczne były naszpikowane licznymi wytworami fantazji, to jednak pomieszali szyki pokoleniom badaczy katolickich6. Rana wielkiej schizmy otwarta przez Lutra zrodziła w końcu uraz niełatwy do przezwyciężenia i każda nowość, która wydawała się tylko krytycznie oceniać tradycję myśli chrześcijańskiej, uważaną za zapewniającą spokój ducha, jawiła się jako przejaw kolejnego ataku. Galileo Galilei był jedną z bardziej sławnych ofiar tej reakcji. W krótkim czasie rozpowszechniła się tendencja do postrzegania Kościoła jako wpływowego narzędzia sprzymierzonego ze stosującą ucisk władzą świecką, którą chciano odsunąć od rządzenia, a rozmaite grupy masońskie nabrały charakter u zdecydowanie antyklerykalnego, którego nie miały na początku swojego istnienia.

Na bazie przekonania, że rozum jest najważniejszą, jeśli nie jedyną, drogą prowadzącą ku poprawie życia ludzkiego, narodziła się stopniowo idea samego intelektu o niemal boskich cechach. Rozum uważano bowiem za iskrę boskości powierzoną człowiekowi przez Boga, postrzeganego jako czysty intelekt i wysławianego jako Wielki Architekt, którego dziełem była konstrukcja wszechświata. Tajemnice, za pomocą których Najwyższy Architekt powołał do życia wszechświat, przywodziły na myśl tajemnice, dzięki którym inny legendarny architekt, Fenicjanin Hiram, wzniósł świątynię w Świętym Mieście Jerozolimie. Świątynia była pragnieniem Salomona, któremu Mądrość Boża udzieliła nieprzebranych bogactw, a przywodziła na myśl templariuszy, doprowadzonych do upadku, ponieważ także im były dane bajeczne bogactwa i prawdopodobnie — wszystko wydawało się na to wskazywać — byli spadkobiercami sekretów Hirama. Zaś sam Kościół katolicki, tak zacofany, że wówczas wydawał się sprzeciwiać każdemu, najmniejszemu postępowi myśli innych osób, był co najwyżej spadkobiercą papiestwa średniowiecznego, instytucji, która przez wieki ukrywała wątłe podwaliny swej prawdy historycznej, rzucając swą najstraszliwszą broń, Inkwizycję, przeciwko wszystkim tym, którzy byli w posiadaniu dowodów pozwalających na ukazanie jej prawdziwego oblicza.

Wszystkie te idee, niezależne jedna od drugiej, ale zrodzone w ramach tego samego kontekstu, ostatecznie stopiły się w jedną całość, a ich kształty dopasowały się do siebie do tego stopnia, że zgadzały się idealnie ze sobą niczym fragmenty skomplikowanej układanki. Z ofiar racji stanu i słabości politycznej Klemensa V templariusze stopniowo stali się nieszczęśliwymi bohaterami liczącej tysiące lat mądrości, mądrości przewyższającej chrześcijaństwo i zrodzonej wcześniej niż ono. Mądrość ta mogła stać się źródłem postępu i dobrobytu społecznego, niestety poświęcono ją w imię obrony niesprawiedliwych przywilejów instytucji będącej zawsze sojusznikiem władzy absolutnej i tym samym jej wielorakich nadużyć. Templaryzm, czyli obraz dawnego zakonu postrzegany w formie niemal powieściowej i projektowany w rzeczywistość społeczną XVIII wieku, stał się zjawiskiem fascynującym i wzbudzającym zainteresowanie do tego stopnia, że można uważać go za istotny element europejskiej kultur y masowej. Były jednak istotne różnice w sposobie, w jaki zjawisko to przejawiało się w różnych krajach. O ile we Francji templariusze byli przedstawiani jako obrońcy wolnej myśli, przeciwstawiający się ciemiężeniu ze strony dwóch „dinozaurów” ancien régime'u, tzn. Korony i Kościoła, to w Niemczech przeciwnie — rozwój studiów nad templariuszami miał za zadanie przeciwstawić się tym radykalnym i dążącym do obalenia dawnych struktur grupom, które się do nich odwoływały.

Książę Metternich, promotor reakcji przeciw kataklizmom wywołanym w Europie przez Napoleona, zainicjował politykę kulturalną, której celem było nadwerężenie wiarygodności nowożytnych grup masońskich uważających się za nowych templariuszy. W związku z tym usiłowano pokazać, że ci bohaterscy bracia tajnego zakonu, od którego pochodzeniem szczycili się Francuzi i rewolucja, nie byli w gruncie rzeczy niczym innym jak tylko gromadą zdeprawowanych heretyków, wrogów Boga, Kościoła i państwa. Z obrońców wolnej myśli i strażników wzniosłej wiedzy, którymi byli we Francji i Anglii, w Austrii templariusze stali się symbolem niewzruszonej herezji. Prawdopodobnie Napoleon był świadomy tej instrumentalizacji politycznej; a jeśli tak było, to fakt ten musiał niewątpliwie przyczynić się do wzrostu jego zainteresowania7.

2 Partner, I Templari, ss. 155-179.

3 Tamże, ss. 115-132.

4 Tamże, ss. 106-109.

5 Capitani, Gregorio VII, ss. 189, 203; Traniello, Giovanni XXIII, s. 646; Rapp, Il consolidamento del papato, ss. 119-123.

6 Stöve, Magdeburger Centuriatoren, kol. 1185.

7 Partner, I Templari, ss. 133-154.

opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama