Twarze Ojców Pustyni: Pachomiusz

Twarze Ojców Pustyni - fragmenty książki wydawnictwa "Znak" (Pachomiusz)

Twarze Ojców Pustyni: Pachomiusz W roku 312 podczas wojny Licyniusza z Maksyminem wcielono siłą do wojska grupę chłopców z wioski Snu w Górnym Egipcie. Był wśród nich dwudziestoletni syn zamożnego i ambitnego chłopa: piśmienny i noszący dumne imię Wielki Orzeł, po koptyjsku Pakhom, Pachomiusz. Przymusowych rekrutów przewieziono do Teb i tam ćwiczono pod dobrą strażą, żeby nie uciekli. Wioska Snu była pogańska, Pachomiusz więc nigdy dotąd nie widział chrześcijan i bardzo się zdziwił, że jacyś ubodzy ludzie z okolicy, całkiem obcy, przychodzą wieczorami, by zmęczonym i głodnym chłopakom umyć obolałe nogi i dodać choć parę kęsów do ich marnych racji żywnościowych. Nie zrażali się odpędzaniem, przychodzili znowu, spokojni i pełni jakiejś wewnętrznej radości. Zwłaszcza ta radość była tak pociągająca, że Pachomiusz postanowił zostać chrześcijaninem: równie radosnym i uczynnym jak tamci.

Już w następnym roku Licyniusz pobił Maksymina i rekrutów zwolniono. Oddział Pachomiusza znajdował się wtedy w Środkowym Egipcie. Widocznie chrześcijan było tam już wtedy więcej, bo Pachomiusz, płynąc z biegiem rzeki, trafił rychło na zamieszkaną przez nich wioskę. Przyjął chrzest i wkrótce potem został uczniem lokalnego ascety imieniem Palamon.

Palamon uprawiał ascezę równie surową jak ci, którzy odchodzili na pustynię. Tej ascezy — postów, czuwania, ciężkiej pracy, chętnego znoszenia tak zimna, jak i upału — nauczył Pachomiusza, dla którego była ona (pomimo nieuchronnych problemów) jednym więcej wyrazem radości. Niemniej już od samego początku w młodym uczniu rosło przekonanie, że ma obowiązek dzielić się tą radością z innymi. Nie od razu zrozumiał to dobrze. Ciekawa jest jego kłótnia z aniołem, który mu powiedział: Służ ludziom — a Pachomiusza to oburzyło, gdyż „służba ludziom” kojarzyła mu się ze służbą wojskową. On przecież Bogu chciał służyć, nie zaś cesarzowi! Ale wbrew jego protestom anioł powtórzył trzykrotnie, że tego właśnie chce Bóg, by Pachomiusz służył ludziom, którzy dzięki temu będą Go mogli poznać. Nie wiadomo, czy to natchnienie miało miejsce w koszarach, jeszcze przed chrztem Pachomiusza, czy może dopiero po śmierci Palamona, w roku 323: przekazów źródłowych jest wiele, a chronologia z nich wynikająca — niejasna. W każdym razie takie impulsy mnożyły się i układały w coraz bardziej spójną i czytelną całość, tak że po śmierci swego mistrza Pachomiusz wiedział już w ogólnym zarysie, co powinien dalej robić.

Normalną rzeczą byłoby mieszkać nadal na uboczu za wioską lub może nawet gdzieś w głębi pustyni, jak to już zaczynało robić wielu; i gdyby zgłosił się jakiś uczeń lub uczniowie, udzielać rad i poddawać formacji. Ale Pachomiusz wiedział już, że otrzymał inne zadanie: on nie mógł z dzieleniem się swoją radością czekać na kogoś, kto by się zjawił (albo nie). Powędrował z powrotem do Górnego Egiptu, odnalazł rodzinę i wraz z bratem, którego zwano Jan, osiadł w opustoszałej wiosce Tabennisi. Później (około roku 340) przyjdzie tam także ich siostra Maria, by dać początek wspólnocie żeńskiej. Imiona tych dwojga pozwalają się domyślać, że w ciągu jedenastoletniej nieobecności Pachomiusza chrześcijaństwo zdążyło dojść do jego rodzinnych stron; były to lata względnego pokoju religijnego pod rządami tolerancyjnego poganina Licyniusza, a Koptowie przyjmowali chrześcijaństwo chętnie w każdych warunkach, czy to w czasie pokoju, czy wśród prześladowań.

Pachomiusz miał więc ułatwione zadanie: wystarczyło rozgłosić, że zbiera uczniów, młodych chrześcijan pragnących służyć Bogu — a zaczęło się ich gromadzić tak wielu, że wkrótce pojawiły się problemy organizacyjne. Trzeba podkreślić: Pachomiuszowi nie zależało na liczbie dla liczby. Potrafił odprawić cały swój pierwszy „nowicjat” — trzydziestu uczniów — gdy stwierdził, że nie chcą prowadzić wspólnego życia według jego idei, a skłaniają się raczej ku pustynnemu indywidualizmowi. Później usunie z wizytowanej wspólnoty około stu mnichów, doszedłszy do przekonania, że celibat jest dla nich zbyt trudny i że przyjęto ich przez pomyłkę. Same te liczby świadczą, że było spośród kogo usuwać: gdzie napływają tysiące, tam nieuchronnie odchodzą setki.

Powtórzmy: nie dzięki powolnemu rozwojowi zdarzeń, ale od pierwszej chwili świadomie, zgodnie z rozpoznanym i przyjętym powołaniem, Pachomiusz starał się prowadzić do Boga możliwie wielu ludzi, czyniąc ich uczestnikami swojej radosnej służby. Od samego więc początku i z samego założenia musiał przyjąć życie wspólne, nie samotne, i wszystkie konsekwencje życia wspólnego: duże złagodzenie ascezy fizycznej, gdyż nie można wymagać od mas tego samego, czego wymaga się od najsilniejszych jednostek, ale za to bardzo wysokie wymagania co do braterskiej miłości we wspólnocie, gdzie wszyscy stale przebywają razem. Nadto, cokolwiek by sobie o tym myśleli niepiśmienni w większości pustelnicy, Pachomiusz narzucił swoim uczniom obowiązkową alfabetyzację: Należy ich uczyć czytać, choćby nie chcieli. A nie, to idź gdzie indziej. Tu nie wystarczy znać psalmy na pamięć, chociaż i to potrzebne.

Chociaż Pachomiusz nie dożył późnej starości (zmarł w roku 346), wydarzenia z dalszych lat jego życia wypełniłyby całą książkę, a nie tylko krótki szkic; trzeba by mówić o jego uczniach, o jego wędrówkach, o jego pracach na rzecz wieśniaków z okolicy... Wspomnijmy tylko, że napływ uczniów był tak duży, iż wkrótce trzeba było wprowadzić wielostopniową organizację. Podstawą tej organizacji był dom, liczący od dwudziestu do czterdziestu mnichów; kilka domów tworzyło ród, a od czterech do dziesięciu rodów tworzyło wioskę. Wiosek zaś było coraz więcej, tym bardziej że analogiczne grupy mnisze, powstające w tym samym czasie w okolicy, prosiły często, by Pachomiusz rozciągnął nad nimi swe zwierzchnictwo. Każdy dom był jak twierdza: otoczony wysokim murem w celu ochrony przed najazdami Beduinów, miał wewnątrz wszelkie pomieszczenia potrzebne do modlitwy, życia i pracy, w tym oczywiście bibliotekę i scriptorium, najróżniejsze warsztaty rzemieślnicze, magazyny... Każda wioska podlegała własnemu opatowi i częściowo wspólnej organizacji pracy, a sam założyciel był jak opat generalny: wizytował je wszystkie i dwa razy do roku zwoływał kapitułę generalną. (Taką organizację monastycyzm zachodni wynajdzie dopiero w średniowieczu). Pod koniec życia Pachomiusza wiosek było jedenaście, w tym dwie żeńskie; w niektórych były osobne domy dla braci mówiących po grecku, po syryjsku, po etiopsku itd., ale przeważali oczywiście Koptowie. Liczebność wioski sięgała od kilkuset do tysiąca kilkuset osób...

Bardzo wcześnie zrodziła się potrzeba skodyfikowania praw dla tego tłumu i tak powstała pierwsza w chrześcijaństwie reguła zakonna. Zdaje się, że Pachomiusz nie zasiadł do jej napisania dopiero pod koniec życia, jak to zrobi później Benedykt. Raczej w miarę potrzeby notował wydawane zarządzenia, przy czym o sprawach oczywistych nie wspominał wcale, tak że tylko z aluzji można się zorientować na przykład w kwestii ustroju wspólnoty. Znajdujemy więc blisko dwieście drobiazgowych przepisów, które zaczynają się wprawdzie od zasad dotyczących wprowadzenia kandydata do wspólnoty (może więc Pachomiusz zaplanował jakiś logiczny układ), ale natychmiast, na zasadzie luźnych skojarzeń albo i bez nich, przeskakują na inne tematy: jak szatę skromnie obciągnąć przy siadaniu i jak się pilnować, żeby nie deptać po leżącym pod ścianą sitowiu (surowiec do prac powroźniczych); żeby bracia piekarze milczeli przy wyrabianiu ciasta i jakie wyjątki od ogólnego porządku dotyczą braci flisaków; że przełożony ma wygłosić w każdym tygodniu trzy konferencje, bracia zaś nie powinni się rozchodzić, póki nie omówią między sobą usłyszanej nauki; jak rozdzielać funkcje tygodniowe i jak radzić nad wspólnymi sprawami; gdzie przechowywać narzędzia żelazne i jak razem wychodzić do prania (mianowicie tylko w niedzielę — zapewne dlatego, że parę godzin spędzonych nad rzeką, w wodzie po kolana, było raczej odpoczynkiem niż pracą...). Do dziś nie jest całkiem pewne, które z tych przepisów zamieścił w regule już sam Pachomiusz, a które w miarę potrzeby dodali jego następcy po jego zgonie a przed rokiem 404, kiedy to św. Hieronim niejako spetryfikował tekst reguły, sporządzając jej łaciński przekład. Mimo chaotycznego układu wszystkie przepisy służą zgodnie ułożeniu życia wspólnego w wielkim, spokojnym ładzie i uformowaniu mnicha jako człowieka, który dla siebie chce jak najmniej, dla braci jak najwięcej, a Bogu wdzięczny jest za to, że mu dał do takiego życia okazję.

W życiu Pachomiusza nie zabrakło oczywiście problemów. Kiedyś musiał się nawet gęsto tłumaczyć ze swej działalności i ze swoich natchnień przed synodem miejscowych biskupów; zdarzały się i nieuniknione we wspólnocie rozdarcia. Niemniej entuzjazm panował wielki, a Pachomiusz przez swoich uczniów był postrzegany przede wszystkim jako niosący pociechę i zachętę. Ciekawe, że chociaż jego katechezy powtarzali słuchacze o pamięci ćwiczonej w wędrówkach po całym Egipcie, nic z jego nauk nie trafiło do Księgi Starców; trafiły tam natomiast radosne słowa jego uczniów:

— Kiedy słuchaliśmy słów naszego ojca, abba Pachomiusza, budowaliśmy się ogromnie i zachęcały nas one do gorliwości w pełnieniu dobrych uczynków. A widząc, że on, nawet kiedy milczał, przemawiał czynem, zdumiewaliśmy się i mówiliśmy jeden do drugiego: „Myśmy myśleli, że wszystkich świętych Bóg tak już stwarza świętymi i niewzruszonymi od łona matki i że to nie zależy od nich; a o grzesznikach, że nie mogą żyć pobożnie; bo tak już zostali stworzeni. A teraz widzimy jawne miłosierdzie Boże nad tym oto naszym ojcem: bo chociaż był z rodziców pogan, doszedł jednak do takiej pobożności i okrył się wszystkimi przykazaniami Bożymi. Toteż i my, i to wszyscy, możemy iść jego śladem, jak i on poszedł śladem świętych. Przecież napisano: «Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a ja was pokrzepię». A więc razem z tym człowiekiem umierajmy i żyjmy, bo on nas prowadzi prostą drogą do Boga”.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama