Dwie szkoły mówienia o Jezusie

O szkołach aleksandryjskiej i antiocheńskiej

Pierwsze poglądy chrystologiczne miotały się między skrajnościami: Jezus był człowiekiem, który stał się Bogiem, czy też był Bogiem, który przyjął ludzką postać? Skrajności w miarę szybko wyeliminowały się same. Jak jednak należało określić, kim On jest naprawdę? Judeochrześcijanie podkreślali Jego mesjańskość. W drugim wieku ważne były poglądy gnostyków uważających Go za kosmicznego Zbawcę. Wiara jednak trwała niezmiennie i ciągle szukała nowych sposobów wyrażenia się

Dwie szkoły mówienia o Jezusie

Henryk Pietras SJ

DWIE SZKOŁY MÓWIENIA O JEZUSIE

W III wieku ustaliły się dwa główne sposoby mówienia o Chrystusie: aleksandryjski i antiocheński. Pierwszy z nich charakteryzował się podkreślaniem bóstwa Jezusa Chrystusa i Jego zstąpienia na Ziemię. Dlatego nazywa się go chrystologią „odgórną”. Drugi kładł nacisk na człowieczeństwo Jezusa i z kontemplacji Jego działania jako człowieka, dochodził do bóstwa. Stąd nazywa się chrystologią „oddolną”. Oba sposoby uzupełniają się nawzajem i powinny prowadzić do podobnych wniosków, w praktyce jednak nie zawsze tak było. Nakładało się na to podejście do Pisma Świętego. Przekonani o odwiecznym bóstwie Syna, Aleksandryjczycy widzieli Jego ślady w całym Piśmie i wypracowali egzegezę alegoryczną, za pomocą której cały Stary Testament interpretowali chrystocentrycznie. Antiocheńczycy zaś, interesujący się Jezusem Chrystusem od Jego narodzenia z Dziewicy Maryi, nie widzieli powodów, by szukać Jego śladów w Starym Testamencie i wyjaśniali go historycznie i dosłownie.
„Pierwsze starcie” między obu koncepcjami chrystologicznymi nastąpiło w IV wieku, między pierwszym soborem powszechnym w Nicei w 325 roku a drugim, w Konstantynopolu w 381 r. Konflikt ten przeszedł do historii pod nazwą arianizmu i zasadzał się na następujących założeniach - na ile potrafimy je dokładnie zrekonstruować. Otóż prezbiter Kościoła aleksandryjskiego, Ariusz, ale - co ważne - wykształcony w Antiochii, pojmował Jezusa Chrystusa przede wszystkim jako człowieka, który był do końca wierny i posłuszny Bogu, aż do śmierci na krzyżu i dlatego Bóg wywyższył Go ponad wszystko przez wskrzeszenie z martwych. Było to zgodne z teologią św. Pawła, Ariusz jednak poszedł dalej: skoro Chrystus był posłuszny i jest to Jego zasługą, znaczy, że mógłby być - teoretycznie - nieposłuszny. Z tego zaś płynie wniosek, iż Jego natura jest zmienna, czyli nie boska. Nie jest więc prawdziwym Bogiem, ale najdoskonalszym stworzeniem, tak wielkim, że wręcz zasługującym, by Go nazywać bogiem, ale nic ponadto.
W Aleksandrii, jak już widzieliśmy, byli ludzie przyzwyczajeni do patrzenia na Chrystusa od strony Jego bóstwa i Jego odwiecznego istnienia z Bogiem. Nie mogli więc zgodzić się na wnioski Ariusza i choć nie potrafili sobie poradzić z problemem Chrystusowego ludzkiego posłuszeństwa, przy Jego bóstwie stanęli murem. Obie strony wierzyły, że Jezus Chrystus jest Zbawicielem, że tylko dzięki Niemu człowiek ma możliwość zmartwychwstania, nie umieli się jednak porozumieć z powodu różnicy założeń, za jakimi oczywiście musiały iść wnioski. Doprowadziło to w rezultacie do ustalenia współistotności Ojca i Syna i określenia, iż Jezus jest :”Bogiem prawdziwym z Boga prawdziwego”. Spory więc na coś się przydały. Nie znaczyło to jednak jeszcze pełnego porozumienia między chrystologią „odgórną” i „oddolną”.
Pod koniec IV w. oba poglądy próbował uwzględnić niejaki Apolinary, biskup Laodycei, jego rozwiązanie trudno było jednak przyjąć komukolwiek. Doszedł on mianowicie do wniosku, że Jezus Chrystus jest taką jedyną w swoim rodzaju osobą, „człowiekiem niebiańskim”, w którym miejsce rozumnej duszy ludzkiej zajmuje Boski Logos. W ten sposób jednak Jezus nie byłby pełnym człowiekiem...
„Drugie starcie” dotyczyło już nie bóstwa Chrystusa, wobec orzeczeń wspomnianych powyżej soborów, ale samego zjednoczenia w Nim bóstwa i człowieczeństwa. Głównymi osobami dramatu w tym sporze był Cyryl, biskup Aleksandrii oraz Nestoriusz, biskup Konstantynopola, dawniej mnich w Antiochii. Antiocheńczyk, przyzwyczajony do kontemplowania człowieczeństwa Jezusa, tak dokładnie potrafił je opisywać w listach i kazaniach, że wręcz dochodził do postrzegania w Chrystusie jakby dwóch podmiotów niezależnych: do pełnego człowieczeństwa Jezusa miałoby się dołączyć na jakimś etapie Jego życia pełne bóstwo Syna Bożego. Nie potrafił jednak opisać, na czym to połączenie miałoby polegać i w rezultacie wychodził mu Chrystus „dwuosobowy”: z Maryi Panny urodziła się osoba ludzka, do której dołącza się osoba boska. Łatwą do przewidzenia konsekwencją takich poglądów było odmówienie Maryi tytułu Bogarodzica, po grecku Theotokos, gdyż jego zdaniem urodziła ona tylko człowieka, nie Boga.
Sprzeciwił mu się bardzo zdecydowanie Cyryl Aleksandryjski, jak każdy aleksandryjczyk patrzący z niechęcią na Konstantynopol: to nowe miasto - bo cóż to jest sto lat dla miasta? - stało się najważniejszą stolicą Wschodu, spychając dumną Aleksandrię na drugi plan. Cyryl formułował swą wiarę po aleksandryjsku: Jezus Chrystus jest Słowem Bożym, które zstąpiło i stało się człowiekiem. „Stało się”, a nie „dołączyło się do”, albo „zmieszało się z”. Konsekwentnie: jeśli Syn Boży w swej boskiej osobowości, po grecku hipostazie, stał się człowiekiem, znaczyć to musi, że ta boska osobowość (hipostaza) pozostaje jedna, tyle że w momencie wcielenia przyjmuje ludzką naturę. Jezus Chrystus jest więc jedną osobą boską, ale o dwóch naturach: od zawsze Bóg, od poczęcia w łonie Maryi Panny również człowiek. Nigdy więc nie było tak, by Jezus był tylko człowiekiem, bez zjednoczonego z Nim bóstwa. Maryję można i należy nazywać Bogarodzicą, gdyż Jezus był Bogiem wtedy, kiedy Go rodziła.
Tak opisane zjednoczenie bóstwa i człowieczeństwa nazywa się w teologii „unią hipostatyczną”, co zostało potwierdzone na soborach powszechnych w Efezie w 431 roku oraz w Chalcedonie w roku 451. Tak więc do połowy V wieku Kościół poradził sobie ze słownym określeniem swej wiary w bóstwo i człowieczeństwo Jezusa Chrystusa. Wiara ta, jako dar Ducha Świętego, była udziałem wszystkich spierających się stron. Brakowało im jednak pojęć, za pomocą których mogliby się wyrażać w sposób możliwy do przyjęcia dla wszystkich. Zasadniczo byli jednakowo pobożni, jednakowo przejęci koniecznością znalezienia najlepszych sformułowań i - przy okazji - jednakowo przywiązani do własnych tradycji kulturowych. Na szczęście jednak ważniejsza okazywała się wspólna wiara w Jezusa Chrystusa, Pana i Zbawiciela, jedynego Pośrednika naszego zbawienia. Tak jest po dziś a teologia o tyle jest nauką pożyteczną, o ile tej wierze służy.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama