Trudny przypadek dla mistrzów od przyklejania etykietek

Określenia: postępowy czy konserwatywny, lewicowy czy prawicowy, chętnie stosowane przez medialnych ekspertów ds. Kościoła, zazwyczaj opisują ich własne wyobrażenia, a nie kościelną rzeczywistość

Trudny przypadek dla mistrzów od przyklejania etykietek

W Szwajcarii są tacy, którzy zarzucają Księdzu Kardynałowi, że przemienił się w ostatnim czasie z krytycznego i postępowego teologa w wiernego Rzymowi biskupa. Inni twierdzą z kolei, że Kurt Koch jest w gruncie rzeczy bardziej krytyczny niż to wygląda, ponieważ nie wyraża swojej krytyki publicznie oraz że jest bardziej postępowy niż wielu innych kardynałów Kurii Rzymskiej. Takie opinie świadczą o tym, że Ksiądz Kardynał wcale nie ułatwia życia i pracy kościelnym mistrzom od szufladkowania i etykietowania ludzi. Oni nie mogą Księdza Kardynała tak naprawdę do końca odgadnąć...

Tym pytaniem dotyka ksiądz ciekawej kwestii. Ja osobiście jestem przekonany o tym, że wszystkie te etykietki właściwie nic nie dają. Określenia w stylu: lewicowy czy prawicowy, konserwatywny czy progresywny; one mówią tyle samo o tym, kto ich używa co o tych, do których mają się odnosić. To są jedynie takie hasła zastępcze stosowane wtedy, kiedy komuś brakuje argumentów.

A w odniesieniu do treści tych różnych eklezjalnych etykietek mogę jeszcze dopowiedzieć, że wielu ludzi nie potrafi dostrzegać różnicy, jaka jest między zadaniami teologa a zadaniami biskupa. A jest to znacząca różnica. Ja zawsze rozumiałem urząd i posługę teologa w ten sposób, że jako teolog powinienem w duchu wiary i wierności wspólnocie Kościoła wypracowywać rozwiązania natury teologicznej z pełną świadomością tego, że ostatecznie nie jestem sam za nie odpowiedzialny i nie muszę ich wcielać w życie. Kiedy jednak ktoś zostanie biskupem, wtedy musi działać, musi podejmować decyzje i to już jest zupełnie inne zadanie. Wtedy priorytet ma służba na rzecz jedności Kościoła lokalnego i jedności tegoż Kościoła z Kościołem powszechnym.

Ale muszę dodać, że ta sytuacja w Kościele nie jest niczym szczególnym. Podobnie jest przecież choćby z profesorem zajmującym się sprawami gospodarki, który zostanie powołany do rządu. Wtedy nie może już reprezentować swoich teorii ekonomicznych tak swobodnie, jak to dotąd zwykł czynić. Wtedy ponosi już odpowiedzialność, musi podejmować decyzje i dlatego musi się dobrze zastanowić. Podobnie biskup musi się zastanowić, co jest dobre dla Kościoła, któremu służy, co jest konieczne w danej chwili, a nie podejmować decyzje dotyczące odległej przyszłości. Ta przemiana wiąże się więc w dużej mierze z tym, że ma się po prostu inne zadanie i — co jest też rzeczą oczywistą — rośnie się w życiu i dojrzewa do coraz głębszego poznania.

Wracając do mojej osoby, to jako teolog działałem przede wszystkim w Szwajcarii i miałem tym samym szwajcarski kontekst mojej działalności naukowej. Kiedy zostaje się biskupem, wchodzi się natychmiast w kontakt z wieloma innymi biskupami, z wieloma różnymi Kościołami lokalnymi i wtedy można odkryć, że przecież te szczególne drogi czy rozwiązania duszpasterskie, jakie ukształtowały się i są praktykowane w Szwajcarii, wymagają być może czasami także pewnej istotnej korekty.

Wzorowy uczeń

Ksiądz Kardynał został mianowany na przewodniczącego Rady przez papieża Benedykta XVI, co świadczy o dużym zaufaniu Ojca Świętego. Z tego co wiem, to emerytowany papież poprosił Księdza Kardynała także o to, żeby opiekował się też kręgiem jego uczniów. Nie ulega wątpliwości, że taka posługa i pełnienie misji u boku tak wybitnego teologa jak Benedykt jest nie lada wyzwaniem. Czy trudno jest być wzorowym uczniem pod okiem takiego profesora?

Ojciec Święty Benedykt zaprosił mnie rzeczywiście w 2010 roku, abym wygłosił dla kręgu jego uczniów wykłady na temat Soboru Watykańskiego II. Czułem się wtedy jak muzyk, któremu przyszło grać na pianinie przed samym Mozartem. Po tym wykładzie Ojciec Święty zażyczył sobie, abym dalej włączał się w prace kręgu jego uczniów. W międzyczasie powstała też druga grupa. Istnieje dawny krąg, do którego należą ci, którzy u Ratzingera pisali doktorat i jest też nowy krąg, który tworzą ci młodzi teolodzy, którzy napisali swoje rozprawy doktorskie na temat teologii papieża Benedykta. A ponieważ papież — ze względu na fakt, że sam już nie może tego czynić — poprosił mnie, abym opiekował się tym drugim kręgiem jego uczniów, robię to oczywiście bardzo chętnie. To bardzo piękne doświadczenie, móc być wspólnie z tymi młodymi ludźmi w drodze.

Ostatnie nasze spotkanie mieliśmy w Konstantynopolu. Odwiedziliśmy wtedy ekumenicznego patriarchę, który ze swej strony ofiarował tym młodym adeptom teologii bardzo dużo swego czasu. To było rzeczywiście bardzo piękne spotkanie.

W tym sensie jestem związany z kręgiem uczniów Ratzingera, ale sam właściwie nie jestem uczniem Ojca Świętego. Życzył on sobie, abym zatroszczył się o drugi krąg jego uczniów. Uczyniłem to z chęcią; dzisiaj widzę jak pięknym doświadczeniem jest ta posługa. Natomiast — wracając do pytania — to śmiem wątpić, czy ja jestem wzorowym uczniem. Z pewnością jednak jestem uczniem wzorowego i wyjątkowego nauczyciela.

Miejsce zamieszkania — lotnisko

Wilhelm Zauner uskarżał się kiedyś, że biskupi zbyt często podróżują i że ze wszystkich przymiotów Boga najchętniej próbują naśladować wszechobecność. Obawiam się, Ksiądz Kardynał również padł ofiarą tej służbowej mobilności. Jako minister do spraw ekumenizmu Ksiądz Kardynał jest przecież bardzo często w drodze. Śmiem nawet twierdzić, że ma Ksiądz Kardynał chyba swoje stałe miejsce zamieszkania nie tyle w Watykanie, ile na lotnisku...

Ojciec Święty Franciszek dał mi odpowiedź na to pytanie. Podczas jednego ze swoich wystąpień do nowych biskupów powiedział, że nie powinni oni stać się vescovi di aeroporto, biskupami lotniskowymi. W nawiązaniu do tego powiedziałem mu podczas jednej z naszych rozmów: Ojcze Święty, ja właściwie jestem takim biskupem lotniskowym. Wtedy papież odpowiedział błyskotliwie i żartobliwie: Lei non è vescovo di aeroporto, Lei è cardinale di aeroporto, questo va! Czyli: Ksiądz Kardynał nie jest wcale biskupem lotniskowym, ale kardynałem lotniskowym i tak powinno być! To wypływa niejako z mojej funkcji. Biskup miejsca nie powinien zbyt dużo podróżować po świecie, ponieważ odpowiada za powierzony mu Kościół lokalny. Ja jestem w pewnym sensie odpowiedzialny za Kościół na całym świecie, za prowadzenie dialogu ekumenicznego we wszystkich zakątkach świata, a tego nie da się robić zza biurka w Watykanie, ponieważ dialog dokonuje się przede wszystkim przez spotkania.

Kiedy pytałem papieża Franciszka na co chciałby on postawić główny akcent w dialogu ekumenicznym, to odpowiedział mi bardzo prosto, używając tylko jednego słowa: fratellanza — braterstwo, zbratanie. To może się dokonać, jak powszechnie wiadomo, tylko przez bezpośrednie spotkania, a ponieważ przykładowo do Indii nie da się jechać rowerem, dlatego muszę po prostu skorzystać z samolotu.

Ten rodzaj posługi wyrażający się w trosce o owo zbratanie z przedstawicielami innych Kościołów chrześcijańskich sprawia, że Ksiądz Kardynał musi być często w drodze i żyć niejako „na walizkach”. Ile zatem podróży odbył Ksiądz Kardynał na przykład w minionym roku?

W minionym roku byłem rzeczywiście często w drodze. Najpierw w Indiach, gdzie udałem się w sprawie dialogu z tamtejszym orientalno-prawosławnym Kościołem. Raz byłem też w Rosji. Ponadto byłem razem z Ojcem Świętym Franciszkiem w Izraelu, a nieco później w Syrii, gdzie uczestniczyłem w intronizacji nowego patriarchy. W jesieni też odbyłem kilka istotnych podróży: między innymi uczestniczyłem w bardzo ważnej pielgrzymce papieża Franciszka do Turcji. Z podróżą wybrałem się też do Serbii, Jordanii, w grudniu moje drogi prowadziły do Polski, a nieco później do Gruzji. Oprócz tego było jeszcze kilka krótkich wyjazdów do Niemiec, Austrii, Francji, Hiszpanii i oczywiście także do Szwajcarii.

Takie życie i ciągłe podróżowanie nie jest z pewnością łatwe, ale mam wrażenie, że ta swoista posługa „na walizkach” ma też swoje dobre strony. To chyba też okazja do ubogacenia się i rozszerzenia swoich horyzontów choćby przez poznawanie coraz to nowych kultur i nowych krajów.

To ciągłe bycie w drodze jest rzeczywiście bardzo uciążliwe. Szczególnie ta permanentna czekanina na różnych lotniskach, spóźnienia samolotów, czy też odwołane loty: to jest czasami bardzo męczące. Ale te podróże rzeczywiście poszerzają horyzonty. I muszę przyznać, że jest dla mnie pięknym doświadczeniem, kiedy mogę widzieć, jak Kościół katolicki żyje i działa w różnych zakątkach świata i jak różne Kościoły na całym świecie kształtują swoje eklezjalne życie. Mogę powiedzieć, że zadanie watykańskiego ministra do spraw ekumenizmu, to w pewnym sensie zadanie poszerzania horyzontów. I to jest bez wątpienia czymś bardzo pięknym.

Spis treści
Tytułem wstępu
Z metryki Kardynała
Krzyż biskupi jako znak szczególnego naśladowania Mistrza
Ut sit in omnibus Christus primatum tenens
Powołanie do Rzymu i nominacja na Przewodniczącego Papieskiej Rady
Pożegnanie z Bazyleą
Trudny przypadek dla mistrzów od przyklejania etykietek
W służbie papieży

Kard. Kurt Koch, ks. Robert Biel, Symfonia jedności
Copyright by Wydawnictwo Archidiecezji Lubelskiej „Gaudium”, Lublin 2015
ISBN 978-83-7548-296-6


opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama