Dla ekumenizmu nie ma alternatywy

Refleksje ekumeniczne po dorocznym spotkaniu fundacji katolików niemieckich Renovabis

Istniejąca od siedmiu lat fundacja niemieckich katolików Renovabis może poszczycić się nie tylko obecnością w 27 niegdyś komunistycznych krajach byłego bloku wschodniego, ale konkretnymi osiągnięciami: kosztem 360 milionów DM zrealizowano już ponad 6700 projektów duszpasterskich, charytatywnych i społeczno-politycznych. Od czterech lat współpracownicy, przyjaciele i zaproszeni goście spotykają się w położonym na katedralnym wzgórzu starej, historycznej stolicy bawarskiego Kościoła Domu im. kard. Doepfnera, aby dyskutować nad najważniejszymi problemami jednoczącej się Europy.

Tegoroczne spotkanie blisko 350 uczestników zdominowało pytanie, czy Europę Środkową i Wschodnią czeka na gruncie religijnym konfrontacja czy też współpraca. Doświadczenia zaprezentowane przez katolików, prawosławnych i protestantów pokazują, w jakim stopniu ekumenizm w naszej części Europy jest naznaczony historycznymi doświadczeniami i wzajemnymi, często stereotypowymi, urazami. Wprawdzie w oficjalnych kontaktach wszystko jest poprawne, ale praktyka pokazuje, że wciąż — jak powiedział jeden z prelegentów — łatwiej o słowa niż czyny.

Okno na Wschód

„Musimy otworzyć okno na Wschód i przełamać ekumenizm nastawiony wyłącznie na Zachód, nie dlatego, by prowadzić pracę misyjną w prawosławiu, lecz aby przedstawić mu nasze stanowisko” — zaapelował bp Walter Kasper z Papieskiej Rady Popierania Jedności Chrześcijan, otwierając dyskusję nad dialogiem Zachodu ze Wschodem. Watykański hierarcha od razu znalazł się pod obstrzałem pytań o kontynuację dialogu ekumenicznego po ogłoszeniu deklaracji „Dominus Iesus”. Deklaracja kard. Ratzingera „raczej porządkuje i przypomina pewne podstawowe prawdy, niż cokolwiek rozstrzyga i zamyka” — przekonywał uczestników kongresu bp Kasper. Jego zdaniem, ważniejsze od publicystycznych sporów są problemy, z jakimi Kościoły spotykają się dziś, a które można rozwiązywać wspólnie, np. walka z sekularyzmem i nowymi sektami, sprawa łagodzenia konfliktów czy obrona sprawiedliwości społecznej.

Dialog katolicko-prawosławny — przez niektórych uważany za najważniejszy i najłatwiejszy (mamy wspólne sakramenty, łączy nas sukcesja apostolska biskupów i znaczna część tradycji kościelnej) — napotyka spore przeszkody, które — ujmując rzecz dość ogólnie — wypływają z historycznych zaszłości, a nawet mogą mieć konotacje polityczne. Przekonałem się o tym, kiedy przy wspólnym stole zasiedli prawosławny metropolita Mińska i Słucka Filaret, opat benedyktynów z Nideraltaich koło Wiednia, o. Emmanuel Jungclaussen oraz prawosławny teolog z Sofii prof. Ivan Dimitrov i ks. prof. Wacław Hryniewicz, reprezentujący KUL. Prawosławny hierarcha, choć często odwoływał się do swojej niezależności, chwaląc się przy okazji licznymi przykładami kontaktów ekumenicznych i organizowanych wspólnie z katolikami spotkań przyznał, że granice między prawosławiem i katolicyzmem przechodzą często przez rodziny, co z jednej strony czyni ekumenizm czymś oczywistym, a z drugiej jednak komplikuje życie i rodzi napięcia. Ks. prof. Hryniewicz zauważył, że praktycznym problemem rodzącym się ze współżycia katolików i prawosławnych na jednym terenie jest „ekumeniczna ewangelizacja Wschodu” — jak nazwał wysiłki zmierzające do przepowiadania Ewangelii na terenach zniszczonych urzędowym ateizmem. O wiele bardziej powściągliwy w ocenach był wykładowca teologii prawosławnej na sofijskim uniwersytecie, Dimitrov. Przyznał wprost, że w bułgarskiej Cerkwi ludzi oddanych ekumenizmowi jest niewielu, a podstawowym problemem nie jest ustalanie zgodności w sprawach teologicznych, ale rozpoczęcie dialogu. Podobnie widzi tę sprawę opat austriackich benedyktynów, który postulował ustalenie wspólnego języka i ujednolicenie terminologii w debacie międzywyznaniowej.

Ekumenizm spod krzyża i myślenie utopijne

Trudno o lepsze tło do pokazania, jak bardzo historia wpływa na wzajemne stosunki między chrześcijanami niż ostatnie półwiecze w Rumunii. Grekokatolicki biskup Oradei w Rumunii Virgil Bercea i prawosławny metropolita Daniel z Jassów nie ukrywali, że historia, która ich podzieliła, dziś jest wciąż najpoważniejszą przeszkodą w dialogu. Choć ostatnie lata przyniosły nie tylko wolność i swobodę kultu, ale nawet bezprecedensową i prawdziwie ekumeniczną pielgrzymkę Papieża do tego prawosławnego kraju, to jednak wciąż grekokatolików i prawosławnych dzielą sprawy niezałatwione, jak choćby kwestia zwrotu przynajmniej części mienia Kościoła grekokatolickiego, które nadal w większości jest w posiadaniu Cerkwi prawosławnej. Z ponad 2600 świątyń, jakie grekokatolicy mieli w 1948 r. (czyli w przeddzień likwidacji tego Kościoła przez komunistów), dziś zwrócono im zaledwie 100, nabożeństwa wciąż są odprawiane pod gołym niebem, w cmentarnych kaplicach albo prywatnych domach księży.

Metropolita Daniel podkreślił znaczenie wizyty Papieża. Spowodowała ona złagodzenie klimatu i skłonność do pojednania między katolikami (wymienił zarówno katolików rzymskich, jak też grekokatolików i Ormian) a prawosławnymi. Problemy istnieją nadal, ale „będą schodziły na drugi plan, jeśli Duch Święty znajdzie mieszkanie w sercach ludzi dążących do pojednania” — stwierdził metropolita Daniel. Jednak w optyce prawosławnych unia nadal jest „bolesnym problemem”, co pociąga za sobą brak otwartości wobec grekokatolików i niezwrócenie im zagrabionego przez komunistów, a potem często ofiarowywanego Cerkwi prawosławnej kościelnego majątku.

Tematyka dialogu ekumenicznego, zwłaszcza w odniesieniu do prawosławia, dominowała także w kuluarowych dyskusjach uczestników debaty. Często punktem odniesienia była deklaracja „Dominus Iesus”, którą szczególnie część niemieckich dyskutantów poddała totalnej krytyce, zarzucając kard. Ratzingerowi (a także pośrednio samemu Papieżowi) próbę zatrzymania dialogu ekumenicznego i ograniczenia kontaktów międzyreligijnych. Tymczasem „przyparty do muru” (częściowo przez polskich i niemieckich dziennikarzy) bp Walter Kasper próbował wyjaśnić najważniejsze zapisy deklaracji. Podkreślał, że „nikt w Watykanie nie ma wątpliwości, że od zaangażowania ekumenicznego nie ma odwrotu, a sama deklaracja nie dotyczy głównie dialogu ekumenicznego”. Nieporozumienia polegają na braku odniesienia deklaracji do innych dokumentów kościelnych, w tym do papieskiej encykliki „Ut unum sint”. „Odnoszę wrażenie, że niektórzy krytycy po prostu nie wiedzą zbyt wiele o zaangażowaniu Papieża w dialog ekumeniczny” — podzielił się swoim zastrzeżeniem bp Kasper, przyznając jednocześnie, że „niektóre fragmenty dokumentu mogłyby być lepiej zredagowane”.

Jakie jest zatem najważniejsze uzasadnienie wydania tego dokumentu? W opinii watykańskiego hierarchy i wybitnego teologa, deklaracja przestrzega przed „utopijnym ekumenizmem”, w myśl którego „wystarczy tylko przymknąć oczy na to, co nas dzieli, a wszystko będzie dobrze”. Jest skierowana przeciwko szeroko rozpowszechnionym tendencjom „postmodernistycznego” relatywizmu i pluralizmu, przeciwko twierdzeniom tych, którzy nie uznają Jezusa Chrystusa za ostateczne objawienie Boże, tzn. za Drogę, Prawdę i Życie. Taki „fałszywy i utopijny entuzjazm ekumeniczny”, który prześlizguje się ponad różnicami, jakie istnieją jeszcze między Kościołami, nie prowadzi do jedności, ale jest działaniem obliczonym jedynie na szybki i zewnętrzny efekt. Deklaracja nie oznacza jednak zamknięcia drzwi do poważnego dialogu ekumenicznego — zauważył niemiecki biskup.

Polskie doświadczenia

Polska, w przekonaniu ludzi reprezentujących Europę Zachodnią, jawi się jako kraj religijnie monolityczny, zaś osoba Ojca Świętego jest jedynie podkreśleniem i ukoronowaniem naszych katolickich tradycji. Dlatego też, kiedy zaczyna się mówić o ekumenizmie w kontekście naszych, polskich doświadczeń (nie tylko historycznych), debacie towarzyszy zdziwienie, a nawet zaskoczenie. Podobnie było podczas ostatniego dnia kongresu, kiedy hierarchowie reprezentujący Kościół katolicki, prawosławny i luterański dzielili się swoimi obserwacjami i refleksjami nad „polskim kształtem ekumenizmu”. Nawiązując do tematu kongresu: „Konfrontacja czy współpraca”, arcybiskup opolski Alfons Nossol podkreślił, że inspirowane przez reżim wrogie nastawienie Kościołów wobec siebie przerodziło się w ich życie obok siebie we wzajemnym poszanowaniu, a w perspektywie „zmierza do współpracy, a nawet działania na rzecz innych wspólnot wyznaniowych”.

Trochę inaczej wzajemne stosunki widzi prawosławny arcybiskup Wrocławia i Szczecina Jeremiasz. Przypomniał o nierozwiązanych sprawach majątkowych i „faworyzowaniu przez niektóre środowiska polityczne” katolików kosztem innych wspólnot. Zwrócił jednak uwagę, że w kwestiach takich jak współpraca wyższych uczelni teologicznych, czy praca w parafiach, wzajemne kontakty układają się dobrze i „budzą nadzieję na przyszłość”.

Zdaniem ewangelicko-augsburskiego biskupa polowego Ryszarda Borskiego, „wolimy wspólnie świętować, niż rozmawiać”. Ekumenizm natomiast najlepiej jest widoczny w życiu codziennym rodzin mieszanych, którym należy się pomoc ze strony Kościołów. Niemal wzorcowym przykładem „ekumenizmu w praktyce” jest środowisko armii, gdzie otwarcie i tolerancja odnoszą się nie tylko do oficjalnych uroczystości, ale również do podejmowania konkretnych działań, a nawet akcji duszpasterskich. Debata o polskim obliczu ekumenizmu pokazała, że kraj Ojca Świętego jest również miejscem realizowania papieskiego wezwania do podejmowania trudu powrotu do jedności, co jest najważniejszym zadaniem chrześcijan u progu trzeciego tysiąclecia.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama