Dom Ojca

Fragmenty książki "Niebo, czyściec, piekło"

Dom Ojca

Zdzisław Józef Kijas OFMConv

NIEBO, CZYŚCIEC, PIEKŁO

W domu Ojca, dla kogo, w oddaleniu

ISBN: 978-83-7505-313-5

wyd.: WAM 2009



NIEBO

Dom Ojca

WSTĘP

„Cóż takiego nam obiecano? — pytał św. Augustyn. Będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest. Język powiedział, jak umiał; resztę trzeba rozważyć w sercu. Cóż bowiem wielkiego wypowiedział nawet sam święty Jan w porównaniu z Tym, który jest, i cóż my potrafimy powiedzieć, tak przecież dalecy od Janowej wielkości.

Zwróćmy się przeto do Chrystusowego namaszczenia; zwróćmy do namaszczenia, które wewnętrznie uczy nas o tym, czego nie można wypowiedzieć słowami; ponieważ zaś teraz nie możecie dostąpić widzenia, niechaj cała wasza gorliwość wyrazi się w pragnieniu. Całe życie prawdziwego chrześcijanina jest świętą tęsknotą. Za czym zaś tęsknisz, tego jeszcze nie widzisz. Gdy jednak tęsknisz, wówczas stajesz się podatnym do przyjęcia tego, co zobaczysz, gdy nadejdzie.

Kiedy zamierzasz napełnić jakikolwiek pojemnik, a wiesz, że sporo tego, co trzeba będzie włożyć, wtedy poszerzasz sakwę, worek, bukłak czy cokolwiek innego. Wiesz, jak dużo masz włożyć, a widzisz jak mało jest miejsca. Rozciągając zatem, zwiększasz pojemność. Otóż w ten właśnie sposób Bóg każąc nam czekać, zwiększa pragnienie, wywołując pragnienie — poszerza duszę, poszerzając ją — zwiększa zdolność przyjęcia.

Pragnijmy przeto, bracia, albowiem czeka nas napełnienie. Zobaczcie, jak święty Paweł rozszerza serce, aby mógł przyjąć to, co nadejdzie. Mówi oto: Jeszcze nie osiągnąłem wszystkiego, nie stałem się jeszcze doskonałym: bracia, ja nie sądzę, że już pochwyciłem.

Cóż zatem czynisz w tym życiu, skoro jeszcze nie osiągnąłeś? To jedno: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, biegnę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę. Apostoł mówi o sobie, iż natęża siły i biegnie ku mecie. Zdaje sobie z tego sprawę, iż jeszcze nie jest podatny, aby utrzymać to, czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało, ani w serce człowieka nie wstąpiło.

Nasze życie jest więc ćwiczeniem się w tęsknocie. Tym bardziej udoskonali nas święte pragnienie, im dalej odsuniemy od siebie pragnienia miłości świata. Mówiliśmy wcześniej o potrzebie uprzedniego wyprzątnięcia, co ma być napełnione. Skoro masz być wypełniony dobrem, pozbądź się zła.

Pomyśl, że Bóg pragnie napełnić cię miodem; lecz jeśli pełen jesteś octu, gdzież złożysz miód? Trzeba wylać dotychczasową zawartość naczynia, trzeba oczyścić naczynie nawet za cenę trudu, za cenę mozołu, aby stało się podatne na przyjęcie nowej zawartości.

Kiedy mówimy: miód, złoto, wino — myślimy o tej rzeczywistości, którą staramy się wyrazić, a która jest niewyrażalna. Jest nią Bóg. Gdy zaś mówimy «Bóg», cóż powiedzieliśmy? Słowo to wyraża całe nasze pragnienie. Cokolwiek zatem jesteście w stanie powiedzieć, sprowadza się do tego: rozszerzamy się ku Bogu, aby napełnił nas, gdy przyjdzie. Będziemy podobni do Niego, albowiem zobaczymy Go takim, jakim jest”1.

Tęsknota za Bogiem, za pewnym i stałym szczęściem, które nie przemija, ponieważ jest poza czasem, które ciągle jeszcze narasta, pogłębia się, staje się coraz bardziej własnością zbawionych, uczyniła serce człowieka niespokojnym i wyczekującym. Od początku bowiem tęsknił on za takim właśnie rodzajem szczęścia, które jest niezmienne i którego nikt i nic nie są w stanie zmącić, które oddala wszelkie niepokoje, zmartwienia, ucisza lęki i gasi wojny. Owa tęsknota była nad wyraz twórcza dla ludzkiej wyobraźni. Mobilizowała ją, pozwalając śnić często i wyobrażać sobie na swój sposób ową krainę szczęścia. W ten sposób rodziły się mniej lub bardziej bogate obrazy rajskich zaświatów, krainy „czasu” marzeń, ogrody wiecznej przyjemności. Historia zna ich bardzo wiele. Są obecne w każdej kulturze, współczesnej i dawnej.

Historia nie zna takiego okresu czasu, który by nie miał „swojego” modelu nieba, „swojego” obrazu wiecznego szczęścia. Z obrazem tym szła w parze również odpowiednio długa lista warunków, koniecznych do jego osiągnięcia. Istniało bowiem ogólne odczucie, że wieczne szczęście nie przychodzi darmowo, ale jest nagrodą/zapłatą za określony wysiłek. Od starożytności i poprzez wszystkie następne wieki mężczyźni i kobiety, osoby starsze i młodsze, bogaci i biedni, wszyscy, w zależności od swojej kondycji życia, potrzeb i doznawanej radości czy cierpienia, przenosili się i nadal przenoszą swoją wyobraźnią w określoną krainę szczęścia. A wówczas staje się ona motorem ich życia, siłą do przeżywania i pokonywania trudnych nierzadko chwil, jakie niesie codzienność. Nierzadko staje się dla nich, szczególnie dla tych, którzy cierpią, siłą do zniesienia cierpienia, uwolnienia się od zniechęcenia i nowego entuzjazmu do podążania za dobrem. W tym właśnie duchu zdają się iść słowa B. Pascala:

Wszyscy ludzie pragną być szczęśliwi: nie ma tu wyjątku; mimo różnych środków, wszyscy dążą do tego celu. To, że jedni idą na wojnę, a drudzy nie, wynika u obydwu z tego samego pragnienia, skojarzonego z odmiennym sposobem patrzenia. Wola nie czyni najmniejszego kroku inaczej jak ku temu celowi. Jest to pobudka wszystkich ludzi2.

Obraz nieba dynamizował człowieka, dodawał mu sił do pokonywania chwilowych czy dłuższych trudności, wprowadzał w jego życie nadzieję na lepsze jutro i doskonalszą przyszłość. Marzenie o niebie zmieniało jego serce, wzmacniało wolę, budząc go do „nowego” życia. Wlewało w jego serce odwagę i chęć do przezwyciężania życiowych trudności.

Człowiek znajdował przyjemność w myślach o niebie i w budowaniu obrazów szczęścia. Bywało, że posiadał ich kilka, kilka różnych, w zależności od sytuacji, w jakiej się znajdował i od wieku, jaki przeżywał. W każdym z nich jednak odnajdywał się w pełni; był w nich w całej pełni, w swoich radościach i zmartwieniach, nadziejach i troskach. W bramy raju wprowadzał także swoich najbliższych, krewnych i przyjaciół, a nawet pozostałe stworzenia. Niebo było zatem zawsze pełne ludzi, ponieważ człowiek, sam pełen szczęścia, pragnął bardzo dzielić się nim z innymi, z tymi szczególnie, których kochał.

Śledząc historię biblijną oraz kulturę chrześcijańską, jaka rozwijała się na obszarze Europy, nie zawsze da się uchwycić w pełni bogactwo wyobrażeń nieba, ożywających umysły i serca ludzi. Trudności te odczuwa się nie tylko przy lekturze Starego i Nowego Testamentu, ale także czytając teksty powstałe w okresie późniejszym.

W niniejszych rozważaniach nasze zainteresowania nie będą dotyczyć rozwoju terminu „niebo” w tekstach biblijnych. Zajęcie to wydaje się być sprawą stosunkowo prostą i mogłoby nie zainteresować czytelnika lekturą tej książki. Mając tego świadomość, postanowiłem zająć się w większym stopniu odczytaniem, możliwie szerokim, wizji błogosławionego stanu ostatecznego, czyli modeli nieba, jakie pojawiały się na przestrzeni historii. Prezentację pozytywnych zaświatów zacznę więc od biblijnych modeli nieba. W ślad za nimi ukażę modele pozachrześcijańskie, aby następnie skupić się ponownie na modelach rajskich zaświatów, jakie wypracowały długie wieki kultury europejskiej. Pominięte zostaną wszelkie dywagacje kosmologicznie, które w praktyce sprowadzają się do rozważania kwestii nieba wyłącznie jako sklepienia (firmamentum), oddzielającego, w starożytnym obrazie świata, wody górne od wód dolnych. W Biblii spotykamy się bowiem z pojęciem wielu niebios. Apostoł Paweł zaświadcza na przykład, że został porwany do trzeciego nieba (por. 2 Kor 12, 2).

Nie będziemy szukać sposobu na rozwikłanie kwestii tego rodzaju „kosmologicznego” nieba. Przeciwnie, chodzić nam będzie przede wszystkim o możliwie jasne i w miarę pełne odczytanie nieba, rozumianego jako szczególny, pozaczasowy sposób istnienia Boga i zbawionych.

Oznacza to, że w istocie będziemy starali się zbliżyć do tej duchowej rzeczywistości, która nie jest związana z czasem ani z przestrzenią materialną, a jednak jest realnie istniejąca i konkretnie doświadczana. Chodzi zatem o zbliżenie się do rzeczywistości trudnej do opisania, ponieważ pełnej tajemnic, która odsłania się jedynie poprzez analogię, obraz, metaforę.

W nawiązaniu do tej tajemniczości nieba św. Paweł pisał, że pewnego dnia „został uniesiony do raju i słyszał tajemnicze słowa, których się nie godzi człowiekowi powtarzać” (2 Kor 12, 4). Radość tego przeżycia była tak wielka, że słowa nie były w stanie jej wyrazić, nikt dotąd nie spotkał się bowiem z podobnym przeżyciem, będąc jeszcze w ciele. Nikt nie doświadczył jej, aby móc ją następnie opisać, ubrać w słowo, zakomunikować. Apostoł pisze bowiem, że „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9). Z kolei św. Jan pocieszał doświadczanych cierpieniem i zapowiadał im w zamian radość nieba, kiedy to Bóg: „Otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już odtąd nie będzie, bo pierwsze raczy przeminęły” (Ap 21, 4). Na innym miejscu wyjaśniał, że nie „będą już łaknąć ani nie będą już pragnąć, i nie porazi ich słońce ani żaden upał, bo paść ich będzie Baranek, który jest w pośrodku tronu, i poprowadzi ich do źródeł wód życia: i każdą łzę otrze Bóg z ich oczu” (Ap 7, 16-17). Z jednej strony tajemnica, a z drugiej szczęście — oto dwa bieguny nieba. Interesować nas będzie przede wszystkim zbawczy wymiar nieba.

W tej perspektywie niebo rozważane jest jako specyficzne „miejsce” wiecznej szczęśliwości dla tych, których życie było dobre i którzy zostali zaproszeni do wspólnoty z Bogiem. W istocie nie chodzi o „miejsce”, ale o stan, wolny od czasu i materii. W takim właśnie „niebie” Bóg pozwala zbawionym „widzieć” siebie, oglądać siebie „twarzą w twarz”, pozwala im radować się swoją obecnością. Autorzy Nowego Testamentu powracają wielokrotnie do opisów takiej szczęśliwości.

Ukazują ją na wiele sposobów, wychodząc od przyjścia Bożego Syna na ziemię, przyjęcia przez Niego ludzkiej natury i stania się jednym z nas w nadziei, że my również będziemy żyć pragnieniem spotkania się z Nim w wieczności. Po wypełnieniu swojej misji, jak piszą autorzy biblijni, Jezus Chrystus wstąpił do nieba (por. Dz 1, 9 n.) i został posadzony po prawicy Ojca (por. Flp 2, 9 n.). Lecz nie zapomniał o nas, ale wysłał nam Ducha Świętego (por. Dz 2, 1 n.), aby dokonywał naszego uświęcenia. „Na końcu czasów” Chrystus powróci na ziemię z wielką mocą i chwałą (por. Mt 24, 30), aby dokonać sądu nad żyjącymi i umarłymi. Nastąpi wówczas wypełnienie historii i nadzieja na pełną, ostateczną realizację stanu doskonałości.

Niebo jest wielką tajemnicą wiary, nie tylko chrześcijańskiej. Jest wielką tajemnicą ludzkiego życia, które pragnie wieczności. Chrystus mówi wiele o jego istnieniu. Przyrównuje panujące w nim szczęście do uczty weselnej, uczty królewskiej, do królewskiego domu, gdzie „jest mieszkań wiele” (J 14, 2). Nie odsłania jednak w całości jego tajemnicy. Czyż to nie dziwi? Ktoś może mieć pretensję do Jezusa, że nie powiedział wszystkiego na temat „domu Ojca”, że zostawił niebo zasłonięte tajemnicą wiary. Ale gdyby to uczynił, czy byłoby nam łatwiej przyjąć jego istnienie? Czy znikłaby tajemnica? Odpowiedź jest trudna i raczej taka musi pozostać. Bo skoro Chrystus, największy Nauczyciel, najmądrzejszy Pedagog, nie zamierzał powiedzieć wszystkiego, oznacza to, że musiał mieć ku temu powody, a ponieważ jest Miłością, stąd także Jego powody wynikały z miłości do nas. Mówiąc o niebie i pozostawiając w „ukryciu” szczegóły związane z jego naturą, Jezus pozwalał między innymi działać ludzkiej wyobraźni. Dawał przyzwolenie na tworzenie „obrazów” nieba, snucie przypuszczeń na temat radosnych przeżyć, na konstruowanie obszernej scenerii zaświatów.

Różne wyobrażenia nieba, które zna historia religii, kultury, były ludzką, nierzadko nawet bardzo ludzką, formą odpowiedzi żyjących na żywe pragnienie niezmąconej i wiecznej radości. Były cierpliwym, choć stanowczym pukaniem ludzkiej wyobraźni do drzwi Bożej tajemnicy, aby otwarła swoje podwoje i pozwoliła jej uczestniczyć w przyszłych planach.

Ludzie o wielkiej i odważnej wyobraźni, o wielkich i mocnych pragnieniach budowali bogate obrazy nieba. Każdy z nich stawiał przed nimi odpowiednie wymagania, mobilizował ich do wytężonej pracy, dynamizował ich życie osobiste i wspólnotowe. Wiadomo bowiem, że ludzie o odważnej wyobraźni są na ogół osobami o równie odważnym życiu i odważnych marzeniach na przyszłość. Stać ich na pokonywanie przeciwności losu, ufne, ale też śmiałe spoglądanie przed siebie, nawet wówczas, kiedy zewnętrzne okoliczności nie są temu do końca sprzyjające.

Ale nie tylko to. Obok zainteresowań modelami nieba, obecnymi w różnych czasach, kulturach, religiach, nasza uwaga skupi się także na podaniu „klucza” do „tworzenia” nowych obrazów niebiańskiej szczęśliwości. Zabieg ten wydaje się ważny i wręcz konieczny. Skoro bowiem człowiekowi bardzo trudno przeżywać swoją codzienność bez wyobrażania sobie nieba, jako celu i sensu swoim zmagań, źródła siły do podnoszenia się z upadku, zrywania z grzechem, uwalniania się z wad, jako „krainy” niezmąconego szczęścia, ważne wydaje się więc, aby podać mu rękę, dać mu przysłowiowe narzędzia do budowania właściwych modeli życia przyszłego. Jasny model nieba, mocna i stała tęsknota za nim są bardzo ważnym motorem dobrego życia, niepoddawania się w czasie trudności, unikania popadnięcia w zniechęcenie i oddalania niepotrzebnych zmartwień. Marzenia o niebie, tęsknota za nim są ponadto najlepszym lekarstwem na wiele chorób współczesności.

1 Z komentarza św. Augustyna, biskupa, do Pierwszego Listu św. Jana, [w:] Liturgia Godzin. Codzienna modlitwa ludu Bożego, t. 3. Okres zwykły. Tygodnie I-XVII, Pallottinum 1987, s. 179-180.

2 B. Pascal, Myśli, tłum. T. Żeleński (Boy), Warszawa 1983, s. 144.

dalej >>

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama