Miłość nie jest kochana - wiara i rozum nie są miłowane

Kościół podkreśla wagę zarówno wiary, jak i rozumu. Niestety chrześcijanie mają często skłonność do popadania w skrajności - od fideizmu do racjonalizmu. Złe ujęcie relacji rozumu i wiary to pierwszy krok ku herezji

Miłość nie jest kochana - wiara i rozum nie są miłowane

Kościół podkreśla wagę zarówno wiary, jak i rozumu, jednak synowie Kościoła ulegają często tendencjom fideistycznym lub racjonalistycznym. Jeśli pamiętać, że heretycy lubują się w alternatywie albo-albo, można mówić o swego rodzaju krypto-herezjach, które polegają na takim przeakcentowaniu albo rozumu albo wiary, że powoduje to zerwanie koniecznego (ortodoksyjnego) związku między nimi. Są również tacy reprezentanci ukrytej herezji, którzy co prawda uznają i wiarę, i rozum, ale nie żyją nimi w pełni; innymi słowy: nie pokochali wiary i rozumu i nie pozwolili wierze i rozumowi miłować się wzajemnie.


Fides et ratio ortodoksyjnie

Misterium Bosko-ludzkie

„Wiara jest — podkreślają autorzy Katechizmu Kościoła Katolickiego — najpierw osobowym przylgnięciem człowieka do Boga; równocześnie i w sposób nierozdzielny jest ona dobrowolnym uznaniem całej prawdy, którą Bóg objawił” [1]. Wszak Ten, do którego przylgnęliśmy, ma nam coś do powiedzenia! Nie wolno więc rozdzielać aktu wiary (zaufania) od tego, w co się wierzy (wyznaje), trzeba jednak jedno od drugiego rozróżnić. Benedykt XVI w Liście apostolskim „Porta fidei” położył nacisk na pierwszorzędność daru Boga i działania łaski. Wiara jest cnotą nadprzyrodzoną wlaną przez Niego, przy czym wiara rodzi się ze słuchania słowa Chrystusa (por. Rz 10,17) w tym człowieku, którego serce jest otwarte na łaskę; wtedy Duch Święty porusza serce i zwraca je do Boga, a także otwiera oczy rozumu i umożliwia danie wiary prawdzie [2].

„Nic o nas bez nas” — tak można by hasłowo wyrazić współdziałanie człowieka ze zbawiającym go Bogiem. Zatem również na akt wiary należy patrzeć jak na wydarzenie Bosko-ludzkie. Jeśli jest prawdą, że „wiara jest nadprzyrodzonym darem Bożym”, to jest także prawdą, że wiara jest aktem autentycznie ludzkim, „świadomym i wolnym, który odpowiada godności osoby ludzkiej” (KKK 179-180). Dlatego wiara nie tylko że nie może sprzeciwiać się ani wolności, ani rozumowi człowieka (por. KKK 154), ale właśnie rozum i wola muszą brać udział w akcie wiary, nawet jeśli ich działanie miałoby polegać głównie na okazaniu pełnego poddania się objawiającemu się Autorytetowi; „przez wiarę człowiek poddaje Bogu całkowicie swój rozum i swoją wolę” (KKK 143), i dopiero taka całoosobowa odpowiedź objawiającemu się Bogu nazywa się „posłuszeństwem wiary” (por. Rz 1,5). Jak wola potwierdza samą siebie, gdy chce okazać posłuszeństwo woli Bożej [3], tak rozum nie wyrzeka się siebie, gdy poddaje się Bogu.

Objawienie, które zostało skierowane do całego człowieka, musi objąć go całego, razem z rozumem. Wiara nierozumna to wiara nie tylko nieboska, ale i nieludzka.

Serce poruszone łaską

Bosko-ludzkie misterium dokonujące się w akcie wiary polega na współdziałaniu łaski Bożej zarówno z rozumem, jak i wolą ludzką. Z kolei warto zwrócić uwagę na współpracę rozumu z poruszoną przez Boga wolą. Zarówno św. Augustyn, jak i św. Tomasz z Akwinu wiązali wiarę z rozumem — dla obu wierzyć oznacza myśleć w przyzwoleniu woli [4]. Doktor Anielski uważał, że „wiara jest aktem rozumu, przekonanego o prawdzie Bożej z nakazu woli, poruszonej łaską przez Boga” (cyt. za: KKK 155), a według biskupa Hippony „wiara nie jest niczym innym jak przyzwoleniem myśli”, a „jeśli usuwamy przyzwolenie rozumu, usuwamy wiarę, ponieważ bez przyzwolenia rozumu nie można wierzyć” [5].

Temat pierwszeństwa woli mocno akcentował Joseph Ratzinger, który ludzką zdolność do przyzwolenia wiary widział właśnie w fakcie, że „wola, samo serce, doznaje dotknięcia Boga, jest w jego zasięgu. Poprzez ów dotyk, dzięki owemu dotknięciu człowiek dochodzi do przekonania, że i to jest prawdziwe, co dla rozumu pozostaje jeszcze niepojęte” [6]. Wiarę przyjmuje się sercem (por. Rz 10,10), przy czym biblijnie rozumiane serce oznacza centrum człowieka, jest ono „miejscem, gdzie otwieramy się na prawdę i miłość i zezwalamy, aby one w głębi dotknęły nas i przemieniły” [7], czego owocem jest „poznanie wiary”: Duch Święty przenikający głębokości Boga (por. 1Kor 2,10) daje wierzącemu „pewien udział w Chrystusowym poznaniu Ojca, a więc i w wiedzy Boga o samym sobie” [8], oraz pozwala nam być poznanymi przez Niego (por. Ga 4,9).

Właściwa kolejność jest więc taka: najpierw poruszenie woli, a potem przyzwolenie rozumu (nie chodzi jednak o chronologię, proces ten dokonuje się równocześnie).

Exodus niespokojnego rozumu

Sytuacja prymatu woli jest o tyle niekomfortowa dla rozumu, że wyraził on swoje przyzwolenie nie na właściwy sobie sposób, a zatem pozostaje niespokojny. Jeszcze nie wniknął w te tajemnice, dla których już mocniej bije serce, a zatem jeśli nowe „przeświadczenie — wyjaśniał przyszły papież — dokonuje się z wyprzedzeniem, myślenie musi usiłować je nadrobić” [WT, s. 73], i choć przewodnictwo w pielgrzymce wiary już nigdy nie będzie należeć do niego, to z kolei bez niego nie będzie można mówić o wierze w pełni ludzkiej. Dlatego „największy teolog wśród kardynałów i najwybitniejszy kardynał wśród teologów”, jak swego czasu mówiono o Ratzingerze, podkreślał, że „myślenie pozostaje w stanie wędrownym, pielgrzymującym, jak my sami. My zaś nie wędrujemy należycie, jeżeli nie pielgrzymuje nasze myślenie” [WT, s. 73].

Można powiedzieć, że dzięki wierze rozum dokonuje swoistego exodusu, wznosi się ponad siebie samego. Prawda objawiona nie jest czymś nieracjonalnym, lecz nadracjonalnym, a jej przyjęcie daje początek „kultowi duchowemu”, czyli rozumnej służbie Bożej wymagającej odnowy sposobu myślenia (por.: Rz 12,1-2; TD 12). Wiara jest ze swojej istoty rozumna, a więc „domaga się, aby jej przedmiot został poznany przy pomocy rozumu”, z kolei „rozum szukając pełni prawdy otwiera się na to, co ukazuje wiara” [9]. Wierzący kochający Boga chce lepiej poznać Tego, w którym złożył swoją wiarę, oraz zrozumieć to, co On objawił, a głębsze poznanie domaga się z kolei większej wiary, co trafnie wyraził św. Augustyn: „wierzę, aby rozumieć, i rozumiem, aby głębiej wierzyć” (cyt. za: KKK 158).

To zrozumienie wiary (intellectus fidei) dokonuje się — wracamy do Bosko-ludzkiego paradygmatu — dzięki działaniu Ducha Świętego oraz pracy ludzkiego umysłu.

Myśl ścigająca serce

Jeśli cechą charakterystyczną wiary jest to, że szuka ona zrozumienia (anzelmiańskie fides quaerens intellectum), to dlatego, że do natury wiary należy rozumność, swego rodzaju „filozoficzność”, w sposób konieczny prowadząca do zaistnienia teologii, w której można widzieć owoc pragnienia rozumowego poznania tego, co serce pokochało. Jeśli nie każdy wierzący może być zawodowym teologiem, to jednak każdy wierzący musi być w pewnym sensie teologiem; z kolei jeśli teologia jest rozumowym namysłem nad poznaniem wiary, to nie ma teologii — również naukowej — bez wiary. I dalej, w tym samym bon-motowym stylu: jak bez wiary nie może podobać się Bogu (por. Hbr 11,6) teolog-profesjonalista, tak nie spodoba się Bogu teolog-amator, który odrzuci rozum, by poprzestać na „prostej wierze”.

W procesie uprawiania teologii znów należy podkreślić Bosko-ludzką syntezę [10]. Z jednej bowiem strony teologia jako nauka o wierze jest, według słów obecnego papieża, „udziałem w poznawaniu Boga, tak jak On zna siebie” (LF 36), z czego wynika, że teolog nie tyle ma mówić o Bogu, co raczej pozwolić Bogu mówić przez siebie (staje się więc niejako naśladowcą hagiografów, przez których przemawia Boski Autor ksiąg natchnionych [11]). Z drugiej jednak strony fakt, że Bóg jest nie tyle przedmiotem teologii, ile jej podmiotem, nie przekreśla przecież ludzkiego podmiotu — teologa, który przyjąwszy słowo wypowiedziane przez Boga będzie chciał je głębiej zrozumieć rozumem oświeconym przez wiarę.

Właśnie „pójście rozumu za poruszeniem serca przez Boga nazywamy teologią. Jest ona (...) myślą ścigającą serce” (TB, s. 50).

Wąska ścieżka ortodoksji

Kościół podążył „wąską ścieżką” pomiędzy fideizmem z jednej strony a racjonalizmem [12] z drugiej. Nie wolno zbaczać w kierunku nieufności względem rozumu i postulować „samą wiarę” jako swego rodzaju „skok w ciemność”, „czysty decyzjonizm”, irracjonalny wybór; należy również uważać, by nie ulec złudzeniu, że po drogach nadprzyrodzonej prawdy można być prowadzonym przez naturalny rozum. To przekonanie Kościoła znalazło swój wyraz w konstytucji Dei Filus, która stanowi kamień graniczny wyznaczający ortodoksyjne rozumienie relacji między rozumem i wiarą. Ojcowie Vaticanum Primum nauczają, że z faktu, iż wiara przewyższa rozum, nie wynika, że rozum staje się nieważny; „prawda poznana w drodze refleksji filozoficznej oraz prawda Objawienia ani nie są tożsame, ani też jedna nie czyni zbyteczną drugiej” (FR 9).

Należy więc brać pod uwagę i poznanie przez rozum, i poznanie przez wiarę, z zachowaniem zarówno autonomii obu porządków poznania, jak i z uwzględnieniem ich zjednoczenia w procesie poznawania Boga. Chodzi więc — użycie chalcedońskiej formuły wydaje się tu najbardziej wymowne — o zjednoczenie „bez zmieszania i bez rozdzielania”. Unikanie fideizmu i racjonalizmu nie może prowadzić do przyjęcia jakiejś drogi pośredniej między wiarą a rozumem (trochę wiary, a trochę rozumu); owszem należy wierzyć i rozumować „na całość”. Przyjęcie wiarą nadprzyrodzonego Objawienia nie sprawia, że przestaje obowiązywać naturalne poznanie; poznanie przez wiarę nie zostaje umniejszone, gdy zachowane zostaje poznanie rozumowe. Jak łaska opiera się na naturze i ją doskonali, tak wiara opiera się na rozumie i pozwala mu wznosić się ku tajemnicy Boga, tak że może on oddawać się „wiedzy o rzeczach Boskich; wiara zaś chroni i strzeże umysł przed błędami oraz wyposaża go w wielorakie poznanie” [13].

Dlatego Jan Paweł II pisał o dwóch skrzydłach — rozumu i wiary — których współdziałanie umożliwia człowieczemu duchowi wzniesienie się na wyżyny kontemplacji Boga samego (por.: FR, Wstęp; FR 17).

Heteropraksja w relacjach wiary i rozumu

Fideistyczne katakumby

Nie trzeba być wierzącym, ale nie można być racjonalistą, by dostrzec wzajemne powiązania wiary i rozumu; jeden z lewicowych agnostycznych „proroków” trafnie zinterpretował sytuację, do której musiał doprowadzić współczesny racjonalistyczny trend związany z zerwaniem przez rozum wcześniejszych powiązań z wiarą:

„Kiedy rozum staje się za bardzo dominujący, kalkulujący i instrumentalny, okazuje się być zbyt płytką glebą, aby mógł na niej rozkwitnąć rozumny rodzaj wiary. W rezultacie wiara popada w taki rodzaj irracjonalizmu, który teologowie nazywają fideizmem, i odwraca się plecami do rozumu. Stąd już dość prosta droga do fanatyzmu. Racjonalizm i fideizm są swymi zwierciadlanymi odbiciami. Rewersem dwuwymiarowego rozumu jest rzeczywistość oparta na wierze” [14].

Właśnie owo „rozdarcie pomiędzy wiarą a rozumem, mające swe źródło w skrajnym racjonalizmie, sprawiło — uważa ks. Janusz Nagórny — że wielu chrześcijan stanęło przed pokusą fideizmu i radykalnego tradycjonalizmu jako swoistej nieufności wobec przyrodzonych zdolności rozumu” [15]. Rozum odwrócony plecami do wiary sprawia, że wierzący „obrażają” się na rozum i odwracają się do niego plecami, a w takiej pozycji trudno o jakikolwiek dialog między wiarą i rozumem oraz między wierzącymi a niewierzącymi. Jeśli awers zerwania sprawia, że rozum nie odrywa się od ziemi, to z kolei rewers wyrazi się w wierze „bujającej w chmurach” subiektywnych przeżyć, przez co traci ona prawo do roszczeń uniwersalnych. Nawet jeśli fideistyczny wierzący zechce prezentować niewierzącym Ewangelię, nie będzie w stanie przedstawić uzasadnienia swojej wiary (por. 1P 3,15).

W ten sposób wierzący schodzą do katakumb [16].

Egzystencjalna schizofrenia

Co ciekawe, ci sami wierzący, którzy sprowadzają wiarę do nieracjonalnego „podziemia”, nie są w stanie sprawić, żeby wiara wpływała na życie codzienne nie tylko niewierzących, ale nawet samych wierzących. Wszak żyjąc w takiej a nie innej atmosferze duchowo-intelektualnej pozostają skrajnymi racjonalistami we wszystkich dziedzinach życia z wyjątkiem wiary. Zatem odpowiadają za pogłębiający się rozdźwięk „pomiędzy wiarą, którą wyznajemy, a życiem doczesnym” zaliczony przez Ojców Soboru Watykańskiego II do „poważniejszych nieprawidłowości naszych czasów” [17]. W ten sposób sól traci swój smak i nikogo nie soli; Królestwo nie z tego świata nie przenika tego świata; światło zostaje postawione pod korcem; rozum pozostawiony sam sobie — nie zostanie uzdrowiony (zbawiony) przez wiarę, która miała być dla niego miłosierną samarytaninką.

Takich wierzących trzeba by nazwać „egzystencjalnymi schizofrenikami”.

Ułomna apologia

Jedni popełniają błędy dawniejszej racjonalizującej apologetyki, inni ulegają fideistycznym ciągotkom. Pierwszy błąd polega na tym, że próbuje się skłonić do wiary w Boga Objawienia „dowodami” na istnienie Pierwszej Przyczyny czy Nieruchomego Poruszyciela, albo namawiać do przyjęcia prawd wiary przez racjonalne argumentowanie, co w obu przypadkach jest możliwe tylko jeśli zapomni się o pierwszeństwie wiary, która może być co najwyżej uzasadniania czy uniesprzeczniana rozumowo, oraz przeoczy to, czego nie wolno przeoczyć: oryginalność Boga chrześcijańskiego i tego, co On objawił. Bóg Objawienia ma jednak chyba coś do powiedzenia o sobie i całej rzeczywistości, skoro się objawia a nie poprzestaje na naturalnej ludzkiej wiedzy?

Z kolei postawa fideistyczna przejawia się często lekceważeniem teologii naturalnej i filozofii, w mniemaniu, że „poza Jezusem Chrystusem imię Boga nie ma żadnego sensu i że nie istnieje inna teologia niż ta, która wypływa z objawienia chrześcijańskiego” [18]. (W wersji pozornie mniej radykalnej: przedchrześcijańskie poznanie Boga miało wartość jedynie przed Objawieniem). A przecież bez zdolności ludzkiego rozumu docierania do wiedzy o Bogu, bez pewnego rodzaju „prapojęcia” czy „praobjawienia” Boga, żaden człowiek nie przyjąłby Boga Objawienia. Kto mieczem fideizmu wojuje, ten od miecza tego ginie: racjonalistów ucieszy wiara pozbawiona roszczeń względem rozumu. Krytykowane podejście obraca się przeciw wierze, o czym można się przekonać analizując wyznanie „Jezus jest Synem Bożym”, które z perspektywy fideistycznej jawi się tak dwuznacznym (Jezus objawia Boga, ale kto to jest Bóg?), że mogłoby nawet — według Międzynarodowej Komisji Teologicznej — doprowadzić do chrystologii ateistycznej [19].

Apologia, która nie respektuje zarówno wiary jak i rozumu, oznacza brak szacunku dla Boga i człowieka.

Serce w tyle za myślą

W duszpasterstwie oraz kaznodziejstwie wciąż mamy często do czynienia z pokusą racjonalizmu. Jeśli katechizowanie zastępujące ewangelizację można nazwać odwróceniem właściwego porządku, to z kolei intelektualne przekonywanie do prawd wiary jest „odwracaniem kota ogonem”. Zamiast głoszenia Słowa Bożego mającego moc rodzenia w sercu słuchacza wiary (por. Rz 10,17), komunikuje się wtedy jedynie intelektualnie treści. Nie myśl ściga serce poruszone kontaktem z Bogiem, ale serce miałoby nadążać za myślą i bez kontaktu z Bogiem przyjmować te prawdy nadprzyrodzone, do których zmusza je naturalny rozum. Boski Oblubieniec nie budzi ukochanej, póki nie zechce ona sama (por.: PnP 2,7b; 3,5b); nieboski gwałciciel „dowodami” rozumowymi zmusza innych do oddania się Bogu.

Tak rozumiane chrześcijaństwo jest jedynie ideologią.

Dyktatura racjonalizmu

Ci, którzy nie uwzględniają ludzkich ograniczeń, a rozum przemieniają w boga — ulegają „dyktaturze racjonalizmu”. Temu bałwochwalstwu poddają się również ci wierzący, którzy oczekują od rozumu (naukowego) dowiedzenia tego, w czym i w Kim została położona wiara [20]. Albo — inny wariant — spodziewają się, że kiedy zrozumieją prawdy wiary, wtedy dopiero będzie można je przyjąć. Jeśli według hagiografa sama wiara już jest dowodem tych rzeczywistości, które bez wiary pozostają dla rozumu zakryte (por. Hbr 11,1), to dla współczesnej mentalności siłę dowodzenia ma jedynie rozum, a właściwie wyłącznie nauki empiryczne (tak nauka zamienia się w ideologię [21]). Jednak, jak zauważył bawarski teolog, „podobnie jak człowiek staje się pewny miłości drugiego człowieka, bez wystawiania jej na próbę metod nauk przyrodniczych, podobnie istnieje też poprzez swoiste dotknięcie w samym kontakcie między Bogiem a człowiekiem, określona pewność, która ma inny charakter aniżeli upewnienia obiektywizującego myślenia”, w związku z czym „przeżywamy wiarę nie jako hipotezę, ale jako pewność, która dźwiga nasze życie” (WT, s. 69).

Wyznawcy bożka rozumu sprowadzili Boga do jednego z przedmiotów nauk doświadczalnych, ale Ten jest przecież „Podmiotem, który pozwala się poznać i objawia się w relacji osoby z Osobą” (LF 36).

Tyrania hinduizacji

Z kolei ci, którzy poddali się „dyktaturze relatywizmu”, nie doceniają daru Boga, którym jest rozum, i pozbawiają go możliwości pewnego poznania [22], choć niekoniecznie stają się przez to fideistami. Być może większość wierzących żyje właśnie trochę wiarą i trochę rozumem, podczas gdy należałoby wierzyć i rozumować „na całego”. Ani wiara nie stanowi dla nich skały, na której można zbudować trwały dom (jeśli już — to niedzielny „domek letniskowy”), ani rozum nie wydaje im się na tyle wiarygodny, by miał prawo dociekać prawd religijnych. Siłą rzeczy tam, gdzie panuje „dyktatura relatywizmu”, sprawy wiary zostają poddane doświadczeniu, które gdy jest oderwane od prawdy — prowadzi do zamętu; nie przypadkiem Zbawiciel powiązał zbawienie z prawdą (por.: J 8,32; 1Tm 2,4).

Niestety dziś prawdy wiary traktuje się często jak swego rodzaju hipotezy religijne, co sprzyja przechodzeniu od wyrazistych przekonań opartych na pewności poznania ku mętnym poruszeniom duchowym (zjawisko to nosi miano „hinduizacji” chrześcijaństwa [23]), które zresztą łatwo pomylić z mniej lub bardziej „pobożnymi” uczuciami, zawsze narażonymi na zmienność ludzkiego ducha oraz uleganie „duchowi czasów”. Za taką hipotetyczną wiarę nie tylko że nikt nie będzie umierał, na takiej wierze nie da się też zbudować życia, które „nie jest hipotezą, lecz niepowtarzalną rzeczywistością, od której zależy los wieczności” [24].

Wiara taka może być, jak zauważa papież Franciszek, jedynie „piękną baśnią, projekcją naszych pragnień szczęścia, czymś, co nas zadowala jedynie w takiej mierze, w jakiej chcemy ulegać iluzji” (LF 24).

Zakończenie: wiara i rozum nie są miłowane

Stosunkowo łatwo namierzyć fideistę czy racjonalistę, którzy zgodnie z alternatywą albo-albo rozdzielili podwójny porządek poznania przez wybór albo rozumu, albo wiary. Trudniej rozpoznać nieortodoksyjność u tych, którzy co prawda łączą wiarę z rozumem, ale w obu pozostają — mówiąc językiem Apokalipsy — letni. Kościół nie proponuje jednak „drogi środka”, swego rodzaju „trzeciej drogi” między wiarą a rozumem, lecz „wąską ścieżkę”, która prowadzi między odrzuceniem wiary lub rozumu z jednej strony oraz między ich mieszaniem z drugiej strony. Zatem i wierzyć należy „na całego”, i rozumować „na całość”.

Jeśli św. Franciszek ubolewał, że „miłość nie jest kochana”, to w perspektywie niniejszego artykułu można by taką lamentację słyszeć dwojako: raz, że serca pozostają nie poruszone, a dwa, że myśl nie ściga serca, a zdarza się i tak, że to myśl zmusza serce do podążania za nią. Brakuje doświadczenia spotkania z Bogiem żywym, a tam, gdzie można mówić o wierze, często sprowadza się ona do pielęgnowania pobożności, ale nie prowadzi do teologicznego namysłu nad tym, co Bóg o sobie, człowieku i świecie zechciał powiedzieć. Z kolei rozumowe przekonywanie zamiast przepowiadania rodzącego wiarę w ogóle trudno nazwać „kochaniem miłości”.

Bóg będzie miłowany, jeśli wiara pokocha rozum, a rozum z miłości podda się wierze.


Przypisy:

[1] Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań 2002, nr 150 [dalej cyt. KKK].

[2] Por. Benedykt XVI, List apostolski w formie motu proprio ogłaszający Rok Wiary „Porta fidei”, nr 10; por. również: KKK 153.

[3] Por. W. Sołowjow, Duchowe podstawy życia, w: Wybór pism, t. 1, tłum. J. Zychowicz, Poznań 1998, s. 24: „Człowiek może postanowić: nie chcę swojej woli. Takie samowyrzeczenie, czyli odwrócenie ludzkiej woli, jest jej najwyższym zwycięstwem”.

[4] Por. M.A. Krąpiec, Czytając encyklikę „Fides et ratio”. Rozumnie wierzyć, rozumnie poznawać, w: Wiara i rozum. Refleksje nad encykliką Jana Pawła II „Fides et ratio”, red. G. Witaszek, Lublin 1999, s. 17. Albo inaczej — dla św. Tomasza wiara to „myślenie z przyzwoleniem” — por. J. Szymik, Theologia Benedicta. Tom I, Katowice 2010, s. 48 [dalej cyt. TB]; dla św. Augustyna wiara „to myśl połączona ze zgodą woli” — por. M. Fiedrowicz, Teologia ojców Kościoła. Podstawy wczesnochrześcijańskiej refleksji nad wiarą, tłum. W. Szymona, Kraków 2009, s. 45-46 [dalej cyt. TOK].

[5] Cyt. za: Jan Paweł II, Encyklika o relacjach między wiarą a rozumem „Fides et ratio”, nr 79 [dalej cyt. FR].

[6] J. Ratzinger, Wiara i teologia. Wykład na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu z okazji nadania godności doktora honorowego, 27 października 2000 r., tłum. J. Krucina, w: Jego Eminencja Kardynał Joseph Ratzinger — Jego Świątobliwość Papież Benedykt XVI doktor „honoris causa” Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu, red. W. Mróz, Świdnica 2005, s. 71-72 [dalej cyt. WT].

[7] Franciszek, Encyklika o wierze „Lumen fidei”, nr 26 [dalej cyt. LF].

[8] Międzynarodowa Komisja Teologiczna, Teologia dzisiaj. Perspektywy, zasady i kryteria, tłum. K. Stopa, Kraków 2012, nr 16 [dalej cyt. TD].

[9] Por. J. Nagórny, Wiara i rozum w refleksji teologicznej, w: Wiara i rozum, dz. cyt., s. 40.

[10] Por. TB 36-37. Ks. Jerzy Szymik mówi w tym kontekście o inkarnacyjnym modelu relacji Bóg-człowiek, który okazuje się paradygmatyczny również w dziedzinie teologii (por. tamże, s. 38). Według Ojców Kościoła teologa cechuje „nie tylko mówienie o Bogu, lecz także mówienie do Boga. Teologia była mówieniem o Bogu w obliczu Boga” (TOK, s. 453).

[11] Por. J. Ratzinger (Benedykt XVI), Formalne zasady chrześcijaństwa. Szkice do teologii fundamentalnej, tłum. W. Szymona, Poznań 2009, s. 434: „Teologia jest nauką duchową. Modelami teologa są autorzy Pisma Świętego. Twierdzenie to odnosi się nie tylko do obiektywnej treści, którą pozostawili na piśmie, lecz także do ich sposobu mówienia, w którym mówiącym jest sam Bóg”.

[12] Por.: Fideizm oraz Racjonalizm w: Leksykon pojęć teologicznych i kościelnych z indeksem angielsko-polskim, red. G. O'Collins, E.G. Farrugia, Kraków 2002, opoka.org.pl.

[13] Por. również: Sobór Watykański I, Konstytucja dogmatyczna o wierze katolickiej „Dei Filius”, w: Breviarium fidei. Wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła, red. I. Bokwa, Poznań 2007, nr 656.

[14] T. Eagleton, Rozum, wiara i rewolucja. Refleksje nad debatą o Bogu, tłum. W. Usakiewicz, Kraków 2010, s. 157.

[15] Por. J. Nagórny, Wiara i rozum w refleksji teologicznej, dz. cyt., s. 39.

[16] Jednym z przejawów fideistycznych tendencji jest fundamentalistyczne podejście do Biblii. Por.: S. Zatwardnicki, Fundamentalizm biblijny w perspektywie tajemnicy wcielenia, „Fronda” (2013) nr 67, s. 223-235; tenże, Pokusa fundamentalizmu biblijnego, „Homo Dei” (2012) nr 4, s. 69-88.

[17] Por. Sobór Watykański II, Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes”, nr 43.

[18] Międzynarodowa Komisja Teologiczna, Teologia, chrystologia, antropologia (1981), I, A, 1.1. (Korzystam z wydania: Międzynarodowa Komisja Teologiczna, Teologia, chrystologia, antropologia (1981), tłum. J. Bielecki, w: Od wiary do teologii. Dokumenty Międzynarodowej Komisji Teologicznej 1969-1996, red. J. Królikowski, Kraków 2000, s. 133-150).

[19] Por. tamże.

[20] Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na racjonalizujące tendencje w interpretacji Pisma Świętego. Otóż współczesna egzegeza skoncentrowana na metodzie historyczno-krytycznej, a odrzucająca zasady teologiczne, w miejsce postulowanej przez Benedykta XVI „hermeneutyki wiary” wprowadza inną hermeneutykę — jest to według papieża-seniora „hermeneutyka zlaicyzowana, pozytywistyczna, której podstawą jest przekonanie, że pierwiastek Boży nie występuje w ludzkich dziejach” (Benedykt XVI, Posynodalna adhortacja apostolska „Verbum Domini” (O Słowie Bożym w życiu i misji Kościoła), nr 35).

[21] Por. Franciszek, Adhortacja apostolska O głoszeniu Ewangelii w dzisiejszych świecie „Evangelii gaudium, nr 243.

[22] Benedykt XVI łączył „dyktaturę relatywizmu” z „dyktaturą racjonalizmu”, oba bowiem stanowią niesłuszną odpowiedź na słuszne potrzeby ludzkiego rozumu: „Relatywizm upokarza rozum, twierdząc, że istota ludzka nie może poznać z całą pewnością niczego, co wykracza poza dziedzinę nauk pozytywnych. Skrajny racjonalizm też jawi się jako nieadekwatna odpowiedź, ponieważ nie uwzględnia ludzkich ograniczeń, a sam rozum czyni miarą wszystkich rzeczy, przemieniając w boga” (Por. R. Słupek, Kto wierzy, nigdy nie jest sam. Wiara, Kościół i wierzący inaczej w myśli Benedykta XVI, Kraków 2013, s. 19).

[23] Określenie psychologa Alberta Görresa przejęte przez Ratzinger — por. J. Ratzinger, Prawda w teologii, tłum. M. Mijalska, Kraków 2001, s. 106-107. Por. również: Tenże, Wiara — prawda — tolerancja. Chrześcijaństwo a religie świata, Kielce 2005, s. 131.

[24] J. Ratzinger, Prawda w teologii, dz. cyt., s. 171.

Tekst ukazał się w „Homo Dei” (2015) nr 1
Publikacja w serwisie Opoki za zgodą Autora

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama