Chrystus jedyną Drogą, więc nie po drodze mi z Maryją

Jezus mówi o sobie "Ja jestem drogą..." - czy sformułowanie to oznacza wykluczenie Maryi z naszej duchowej relacji do Boga, czy wręcz przeciwnie?

Jeśli Chrystus jest jedyną Drogą, to przecież pragnie, by wielu tą drogą przeszło; jeśli On jest Drogą dla wielu, potrzeba kogoś z ludzi, kto już tę Drogę przebył w sposób doskonały. Nie może przecież Droga stanowić sama w sobie wzoru, jak przebywać Drogę; nie może Chrystus podpowiedzieć nam, jak reagować na wołanie „Ja jestem Drogą” (J 14,6).

Choć gorszy to niektórych, paradoksalnie nie Jezus, ale Maryja staje się wzorem „nowego stworzenia” we wszystkich niemal aspektach życia chrześcijańskiego. Wymieńmy dla przykładu te składowe egzystencji wierzącego, w których Chrystus nie może być wzorem dla Jego uczniów, przy czym zacznijmy od spraw dużej wagi, a skończmy na tych o największym znaczeniu, w ten sposób oswajając stopniowo pierwotną obrazę ufundowaną na nieprzemyślanym przekonaniu, iż Maryja postawiona za wzór przysłoni Chrystusa, co już samo w sobie jest oczywiście, delikatnie mówiąc, dyskusyjne; jakżeby na przykład ziemski ojciec mógł reprezentować Ojca niebieskiego swoim dzieciom, gdyby Go miał jednocześnie zasłaniać?

Celibatariusz Jezus, trzebieniec dla Królestwa Bożego (por. Mt 19,12) nie będzie oczywiście wzorem dla chrześcijańskich małżonków, a więc na próżno by szukać u Niego podpowiedzi, jak budować relacje z małżonkiem (prócz oczywiście przykładu służby wzajemnej czy generalnej zasady, że małżeńska relacja ma odzwierciedlać stosunek Chrystus-Kościół, przy czym nawet to nie pochodzi wprost z wypowiedzi Jezusa, a z refleksji Kościoła — por. Ef 5,21-33), trudno Go też będzie podglądnąć w czasie wychowywania potomstwa, którego nie posiadał (to, co mówią Ewangelie na temat Jego odnoszenia się do dzieci, pozostanie mało praktyczne, a przynajmniej nie wyczerpuje tematu). Za to Maryja może nam w tych rodzinnych tematach powiedzieć dużo więcej. Także jeśli chodzi o relacje z innymi bliskimi — wystarczy porównać Jej wizytę u Elżbiety z raczej chłodnymi, by nie powiedzieć dosadniej, relacjami Jezusa z dalszymi członkami rodziny.

W ogóle nie będzie Jezus przykładem tego, jak wierzący ma odnajdywać się w Kościele. Jako Głowa Kościoła ani nie podlegał władzy Apostołów, ani nawet nie był członkiem założonego przez siebie — jeśli można użyć tej ryzykownej frazy kojarzącej się z instytucjami ludzkimi — organizacji. To Maryja ukazuje, jak wymiar charyzmatyczny może uzupełniać się z hierarchicznym, i jaki stosunek powinien cechować wiernego, nawet gdyby był nie wiadomo jak obdarowany — względem następców Apostołów. W przypadku nierzadkich spięć na linii wierny świecki-proboszcz, to Ona będzie tą, która pierwsza przetarła szlak posłuszeństwa wskazany przez Jezusa. W Jego przypadku mamy do czynienia z jednym tylko/aż posłuszeństwem: Bogu Ojcu.

Pójdźmy dalej, do kościoła, na Mszę świętą. Absurdem byłoby naśladować uczestnictwo Jezusa w Eucharystii, której On przecież jest głównym bohaterem. Powiedzmy to wprost, jakkolwiek szokująco by to zabrzmiało w pierwszej chwili: Jezus w ogóle nie przystępował do Komunii, która stanowi przecież Jego Ciało i Krew. Za to Maryja — a jakże! Od początku istnienia Kościoła uczestniczy we wspólnym życiu wierzących i — jak można domniemywać w oparciu o eucharystyczną pobożność świętych wszystkich czasów, oraz interpolować na podstawie poświadczonej przez Pismo Jej zażyłości z Synem za życia — przyjmuje z godnością Komunię, przemieniając niejako wcześniejszą więź w nowy, sięgający poza ten świat, rodzaj, tak samo doskonały.

I w końcu dochodzimy do sedna. Jeśli relację z Chrystusem uznajemy za istotę życia chrześcijańskiego, w takim razie „nie można samego Jezusa Chrystusa uważać za wzór osobowy życia chrześcijańskiego, albowiem Chrystus sam nie może być wzorem chrystocentryzmu”, natomiast może nim być Maryja, która „jest nam dana po to, abyśmy wiedzieli, jak mamy przyjąć Chrystusa i w jaki sposób mamy się oddać Jego dziełu” (Dziesięć kroków ku dojrzałości chrześcijańskiej. Pomoce formacyjne do spotkań i celebracji, Kraków 2007, s. 49). Podobnie jest zresztą jeśli chodzi o Jej relację z Duchem Świętym — i w tym przypadku Ten, którego poznajemy głównie po owocach, może być „przyłapany” szczególnie jako działający w Niej — Tej, która została nazwana „pełną łaski”, czyli Ducha Świętego.

A jakby wejść jeszcze głębiej, na poziom ontologiczny, można by jeszcze bardziej się zadziwić. Pismo Święte co prawda twierdzi, że On stał się podobny nam w ludzkim doświadczeniu próby (z wyjątkiem grzechu — por. Hbr 4,15), ale my wolimy — zupełnie niesłusznie — odczytywać w tych słowach, że stał się we wszystkim nam podobny. A przecież w tym, co najważniejsze w Jezusie — odróżnia Go od nas wszystko. Ks. Grzegorz Strzelczyk, dogmatyk, przypomina, że „wcielił się nie »Bóg« w ogóle, ale Syn Boży”, a to znaczy, „że na człowieczeństwo Jezusa została przetłumaczona nie tyle »boskość« jako taka, ile właśnie owo specyficzne odniesienie Syna do Ojca” (Teraz Jezus. Na tropach żywej chrystologii, Warszawa 2007, s. 110). Bóg, który stał się człowiekiem, nie przestaje być Synem Ojca, tyle że teraz to synostwo jest realizowane również w naturze ludzkiej. W takim razie Jego relacja z Ojcem jest wyjątkowa i nikt z ludzi nie może mieć takiej; jeśli w ogóle — to tylko z łaski, ale nigdy z natury. I w tym więc przypadku to Maryja, a nie Jezus, będzie dla nas wzorem, jak nie będąc dzieckiem Ojca z natury — jednak żyć Bożym dziecięctwem z łaski.

Jeśli Chrystus jest Drogą, potrzeba było Maryi, która Drogę tę przebyła; dlatego Ona „w Kościele świętym zajmuje miejsca najwyższe po Chrystusie i nam najbliższe” (Sobór Watykański II, Lumen gentium, 54). Jeśli Chrystus jest Głową Kościoła, należy z radością przyjąć Tę, która jest, „jak uczył już św. Ambroży, pierwowzorem (typus) Kościoła w porządku wiary, miłości i doskonałego zjednoczenia z Chrystusem. W misterium bowiem Kościoła, który sam także słusznie jest nazywany matką i dziewicą, Błogosławiona Dziewica Maryja idzie przed nami, stanowiąc najdoskonalszy i jedyny wzór zarówno dziewicy, jak i matki” (LG, 63). Tak więc dochodzimy do ostatniego odkrycia — jest Maryja wzorem nie tylko dla pojedynczego wierzącego (jako doskonały członek mistycznego Ciała), ale także dla całego Kościoła (jako Jego wzór, doskonała ikona). „W Maryi, najdoskonalszym członku Kościoła, możemy kontemplować jego prawdziwą naturę”; innymi słowy: gdyby nie Ona, Kościół nie znałby swojej istoty i trudno byłoby mówić o tożsamości Kościoła z Królestwem Bożym, „gdyby miała się ona opierać jedynie na Chrystusie, Głowie Kościoła, i nie miała doskonałego odpowiednika wśród jego członków” (Ch. Schönborn, Przebóstwienie, życie i śmierć, Poznań 2001, s. 81).

„Jedną z podstawowych zasad pedagogicznych — zauważają autorzy materiałów oazowych — jest zasada wzorów osobowych, ukazujących w stadium realizacji to, co ma być przedmiotem i punktem docelowym wysiłków wychowawczych” (Dziesięć kroków..., s. 49). Potrzebowaliśmy Maryi, i gdyby Jej nie było — mówiąc żartobliwie — trzeba by Ją wymyślić; na szczęście Bóg pomyślał Ją za nas, a Ona lubiła rozważać i przyjmować to, co On o Niej pomyślał. Maryja jako wzór nie zasłania oczywiście Chrystusowego wzoru; można to stwierdzenie nawet odwrócić: Chrystus przestaje być wzorem tam, gdzie Maryja — jako doskonale z Nim zjednoczona i jako Ta, która pierwsza przeszła Drogę, którą On jest — nie stanowi wzoru, który się naśladuje. Całkiem naturalnie wzorujemy się na rodzicach czy tych wyprzedzających nas na drodze zjednoczenia z Panem — dlaczego więc mielibyśmy odrzucać Tę, która mogłaby o sobie powiedzieć: „Ja jestem Tą, która przeszła Drogę”?

Tekst ukazał się w „Rycerzu Niepokalanej” (2013) nr 5. Publikacja w serwisie Opoki za zgodą Autora

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama