O Kościele

Z cyklu "Rozmowy ze świętym Augustynem"

Ojcze Kochany, co sądzisz o twierdzeniu, że Kościołem jesteśmy wszyscy?

Kościołem świętym my jesteśmy. Nie mówię: my, którzy tu jesteśmy, którzy mnie teraz słuchacie. Kościołem jesteśmy my, wierni chrześcijanie, ilu nas tu jest, za łaską Bożą, w tej świątyni, w tym mieście, w tym regionie, w tym kraju, za morzem i na całym świecie, albowiem „od wschodu słońca aż do zachodu jest wychwalane imię Pańskie” (Ps 112,3). Takim jest Kościół katolicki, prawdziwa nasza matka, prawdziwa małżonka Boskiego Oblubieńca. Szanujmy ją, bo jej mężem tak wielki Pan. I co jeszcze mam powiedzieć? Wielka i szczególna jest łaskawość Oblubieńca: znalazł wszetecznicę, uczynił ją dziewicą. Nie powinna się wypierać swojej przeszłości, aby nie zapomniała o miłosierdziu swojego Wyzwoliciela. Czyż nie była wszetecznicą, skoro cudzołożyła z bożkami i demonami? Wszyscy uprawialiśmy rozpustę duchową: nieliczni czynili ją ciałem, sercem wszyscy. I przyszedł Zbawiciel, i uczynił nas dziewicą. Kościół uczynił dziewicą. Jest dziewicą przez wiarę. Niewiele jest w Kościele dziewic co do ciała, przez wiarę wszyscy powinniśmy być dziewicami, i kobiety, i mężczyźni. W wierze bowiem wymagana jest czystość i nieskazitelność, i świętość. Czy chcecie wiedzieć, w jaki sposób Kościół jest dziewicą? Posłuchajcie Apostoła Pawła, który jest przyjacielem Oblubieńca i był gorliwy o sprawę Oblubieńca, nie swoją: „Poślubiłem was jednemu mężowi, aby was przedstawić Chrystusowi jako czystą dziewicę” (2 Kor 11,2). Posłuchajmy dalej: „Obawiam się jednak, aby nie uwiódł was wąż tak jak Ewę” (w. 3).

Urzekająca jest ta małżeńska symbolika Kościoła. Dzięki temu można patrzeć na Kościół jako na potężny poryw miłości, jaką cały ród ludzki kieruje ku Bogu i Chrystusowi. Kochamy, bo pierwsi zostaliśmy ukochani. Choć tak bardzo zostaliśmy ukochani, często jesteśmy niewierni. Toteż nie dziwię się, Ojcze, że w mnóstwie kobiet starotestamentalnych i niemal we wszystkich kobietach z Ewangelii dopatrujesz się symbolicznie Kościoła. Przede wszystkim oczywiście w Maryi, Matce naszego Pana. Ona jest dla Kościoła niedościgłym wzorem dziewictwa.

Kościół jest dziewicą. Powiesz mi może: Jeżeli jest dziewicą, to dlaczego rodzi synów? Jeżeli zaś nie rodzi synów, to dlaczego zawierzyliśmy jej siebie, aby narodzić się z jej wnętrza? Odpowiadam: Jest dziewicą, a zarazem rodzi. Naśladuje Maryję, która urodziła Pana. Święta Dziewica Maryja porodziła, a przecież pozostała Dziewicą! Podobnie Kościół: rodzi i jest dziewicą. A jeśli się nad tym zastanowić — Chrystusa rodzi, gdyż to Jego członki otrzymują chrzest. „Wy jesteście — powiada Apostoł — ciałem i członkami Chrystusa” (1 Kor 12,27). Zatem rodząc członki Chrystusa, Kościół jest bardzo podobny do Maryi.

A jednak w Kościele jest tak wiele zła.

Kościół jest arką płynącą po wodach potopu. Zbudowana jest ta arka z niezniszczalnego drewna, a drewnem jej są dusze świętych i sprawiedliwych. W jej wnętrzu są zwierzęta czyste i nieczyste, bo jak długo żyje Kościół na tym świecie i oczyszcza się potopem chrztu, musi pomieścić w sobie dobrych i złych. Ale kiedy Noe wyszedł z potopu, złożył Bogu ofiarę wyłącznie ze zwierząt czystych (Rdz 8,20). Powinniśmy stąd wyciągnąć wniosek, że chociaż w arce tej znajdują się zwierzęta czyste i nieczyste, po potopie Bóg przyjmie wyłącznie tych, którzy się oczyścili.

To piękna perspektywa: grzesznicy są w Kościele po to, żeby stopniowo przestawali być grzesznikami. Od razu jednak pojawia się takie pytanie: A jeśli w jakiejś epoce, w jakimś kraju, w jakiejś miejscowości codzienne doświadczenie zdaje się przeczyć tej perspektywie? Jeśli w Kościele ktoś widzi tyle kąkolu, że ma ochotę w ogóle stąd uciekać?

Już św. Cyprian przestrzegał, aby nie opuszczać Kościoła z powodu rozpoznanego w nim kąkolu. Tak pisał: „Pracujmy tylko nad tym, abyśmy mogli być pszenicą, i kiedy zacznie się zwozić pszenicę do spichrzów Pana, abyśmy uzyskali owoc naszego dzieła i pracy. Powiada Apostoł: W wielkim domu znajdują się naczynia nie tylko złote i srebrne, ale również drewniane i gliniane; jedne otoczone czcią, inne wzgardą (2 Tm 2,20). Przyłóżmy się do tego i w miarę możności pracujmy nad tym, abyśmy byli naczyniem złotym lub srebrnym. Jednemu tylko Panu wolno rozbić naczynia gliniane, bo Jemu przekazano żelazną rózgę”.

Twierdzisz, Ojcze, że przynależność do Kościoła jest aż tak ważna?

Nie można być trzeźwym w niezgodzie z rozumem, nie można być chrześcijaninem w niezgodzie z Pismem Świętym, nie można być człowiekiem pokoju w niezgodzie z Kościołem.

A jeśli ktoś spodziewa się znaleźć poza Kościołem lepsze warunki dla swojego duchowego rozwoju?

Trwamy w Panu, jeżeli jesteśmy Jego członkami. On zaś trwa w nas, jeżeli jesteśmy Jego świątynią. Jedność nas zespala, abyśmy byli Jego członkami. Otóż tę zespalającą jedność sprawia miłość. Skąd zaś bierze się miłość Boża, zapytaj Apostoła: ,,Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5,5). Zatem „Duch jest Tym, który ożywia” (J 6,63), to Duch sprawia, że członki żyją. Duch zaś daje życie tylko tym członkom, które znajdzie w ciele, w którym przebywa. Czy twój duch, człowiecze, udzieli życia członkowi, który został od twojego ciała oddzielony? Jeśli odetniesz jeden członek, twoja dusza przestanie go ożywiać, bo nie jest już złączony jednością z twoim ciałem. Zatem miłujmy jedność, lękajmy się rozdziału. Niczego tak nie powinien bać się chrześcijanin, jak oddzielenia od Ciała Chrystusowego. Jeżeli bowiem zostanie oddzielony od Ciała Chrystusowego, przestanie być jego członkiem. Jeżeli zaś nie jest jego członkiem, Duch Jego już go nie ożywia. „Jeżeli ktoś nie ma Ducha Chrystusowego — powiada Apostoł — ten do Niego nie należy” (Rz 8,9).

To niezwykle ważne, Ojcze, co mówisz. Wprawdzie może się zdarzyć, że to, co ludzkie jest poza Kościołem lepsze i na wyższym poziomie. Ale w Kościele otrzymujemy Ducha Świętego. Należąc do Kościoła, stajemy się członkami Ciała Chrystusa.

Pan powiedział: „Chlebem, który Ja dam, jest ciało moje za życie świata” (J 6,51). Znają wierni ciało Chrystusa, jeśli nie zapominają o tym, że sami są ciałem Chrystusa. Niech się stają ciałem Chrystusa, jeśli chcą żyć Duchem Chrystusa. Tylko ciało Chrystusa może żyć Duchem Chrystusa. Pomyślcie, bracia moi, co zamierzam powiedzieć. Jesteś człowiekiem: masz ducha i masz ciało. Duchem określam to, co nazywa się duszą. Po tym poznać, iż jesteś człowiekiem, że składasz się z duszy i ciała. Masz niewidzialnego ducha i widzialne ciało. Powiedz mi, co czym żyje: duch twój twoim ciałem, czy ciało twoje twoim duchem? Każdy, kto żyje, odpowie na to: Ciało moje żyje moim duchem. Chcesz więc żyć Duchem Chrystusa? Bądź w ciele Chrystusa. Bo czy moje ciało żyje twoim duchem? Moje ciało żyje moim duchem, a twoje twoim. Nie może ciało Chrystusa żyć inaczej, jak tylko Duchem Chrystusa. Toteż Apostoł Paweł, wyjaśniając, czym jest ten Chleb, powiada: „Jeden jest Chleb, zatem my liczni jesteśmy jednym ciałem” (1 Kor 10,17). Jak wielki jest ten Sakrament pobożności, ten znak jedności, ten węzeł miłości!

Co byś jednak, Ojcze, odpowiedział człowiekowi, którego niepokoi pytanie, czy na pewno Duch Święty działa właśnie w Kościele katolickim?

Saduceusze nie wierzyli w Ducha Świętego. Natomiast faryzeusze bronili przeciwko tej herezji Jego istnienia (Dz 23,8), nie wierzyli jednak, że jest On w Panu Jezusie Chrystusie, i sądzili, że mocą władzy złych duchów wyrzuca On złe duchy, podczas gdy On czynił to w Duchu Świętym. Podobnie heretycy wyznają Ducha Świętego, nie wierzą jednak, że jest On w ciele Chrystusa, którym jest jedyny Jego Kościół — jeden i katolicki. Są oni bez wątpienia podobni do faryzeuszów, którzy również wyznawali Ducha Świętego, ale przeczyli Jego istnieniu w Chrystusie, którego dzieła przypisywali władzy złych duchów.

Istnieją jednak chrześcijanie, którzy sądzą, że Kościół w swojej istocie jest niewidzialny, że jeden tylko Bóg wie, gdzie żyje i rośnie Jego Kościół.

Kościół nie jest ukryty pod korcem, ale postawiony na świeczniku, aby świecił wszystkim, którzy są w domu. To o nim powiedziano: „Nie może się ukryć miasto zbudowane na górze” (Mt 5,14n).

Teraz pytanie szczególnie, moim zdaniem, ważne: Jak konkretnie się ta widzialność Kościoła wyraża?

Przecież sam Apostoł Paweł — choć boski głos z nieba rzucił go na ziemię i pouczył — jednak został posłany do człowieka, aby ten mu udzielił sakramentów i połączył z Kościołem (Dz 9,3—7). Podobnie było z setnikiem Korneliuszem: chociaż anioł zwiastował mu, że jego modlitwy zostały wysłuchane i Pan wejrzał na jego jałmużny, jednak został przekazany Piotrowi, aby ten go pouczył; od Piotra przyjął nie tylko sakramenty, ale również usłyszał, w co należy wierzyć, w czym pokładać nadzieję i co miłować (Dz 10,1n). Oczywiście, tego wszystkiego mógł dokonać anioł, ale nie zostałoby uszanowane nasze człowieczeństwo, gdyby się okazało, że Bóg nie chce ludziom przekazywać swego słowa przez ludzi.

Skąd jednak wiadomo, że właśnie Kościół katolicki został założony przez Chrystusa i jest Jego dziewiczą małżonką.

Gdzie jest Kościół? Jedni mówią: „Oto tutaj”, inni: „Oto tam”. A co sam Chrystus? „Nie wierzcie: Powstaną fałszywi Chrystusowie i fałszywi prorocy, i powiedzą: «Oto tutaj» i «Oto tam»” (Mt 24,23n). Mówią to nie o samej Głowie, wiadomo bowiem, że Chrystus jest w niebie. Ale mówią to o Kościele, w którym jest Chrystus, zgodnie ze słowami: „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28,20). Lecz Pan powiada: Nie wierzcie, kiedy ktoś mówiąc „Oto tu i oto tam” na części wskazuje, Ja całość odkupiłem. Niech nam to powie Ewangelia: „Trzeba było, aby Chrystus cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstał, i aby w Jego imię głoszono nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy” (Łk 24,46n).

Zatem powiadasz, Ojcze, że powszechność Kościoła jest znakiem jego wiarogodności, darem obiecanym Kościołowi przez samego Chrystusa.

Trzymajmy się religii Chrystusa i wspólnoty Jego Kościoła, który jest katolicki, i katolickim nazywają go nie tylko jego członkowie, ale również wszyscy nieprzyjaciele. Chcą czy nie chcą, kiedy rozmawiają nie wśród siebie, ale z ludźmi z zewnątrz, Kościołem katolickim nie nazywają czego innego, tylko właśnie Kościół katolicki. Nie zrozumiano by ich bowiem, gdyby inną nazwą określali Kościół nazywany tak przez cały świat.

Wiem, Ojcze, jak ciężko przeżywałeś pretensje donatystów, że to oni są prawdziwym Kościołem Chrystusa, bo tylko oni jakoby głoszą nieskażoną Jego naukę. Nieustannie odwoływałeś się do argumentu: Jakżeż to możliwe, żeby prawdziwy Kościół Chrystusowy miał być zamknięty w samej tylko Afryce? Niemożliwe przecież, żeby Chrystus dopuścił do tego, że większość Jego wyznawców wierzy fałszywie!

„Trzeba było, aby Chrystus cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstał” (Łk 24,46). Oto Oblubieniec. Zapamiętaj sobie o Głowie, posłuchaj o ciele. Wysłuchaliśmy Oblubieńca, poznajmy również Oblubienicę: „w Jego imię będzie głoszone nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy” (Łk 24,47). Oto masz Oblubienicę. Niech nikt ci nie wciska swoich bajek, nie przejmuj się pokątnym ujadaniem heretyków. Kościół rozprzestrzeniony jest po całym świecie. Niech nikt was nie zwodzi. To jest prawdziwy Kościół katolicki! Chrystusa nie widzimy, Kościół widzimy, w Chrystusa wierzymy. Apostołowie przeciwnie: Jego widzieli, w Kościół wierzyli. Widzieli Chrystusa, wierzyli w Kościół, którego nie widzieli. My widzimy Kościół, wierzymy w Chrystusa, którego nie widzimy. Trzymając się tego, co widzimy, dojdziemy do Tego, którego jeszcze nie widzimy. Rozpoznajmy zatem Oblubieńca i Oblubienicę.

Bardzo ostro się wyrażasz, Ojcze, o chrześcijanach, których nazywasz heretykami.

Chcą czy nie chcą, są naszymi braćmi. Wtedy przestaną być naszymi braćmi, kiedy przestaną mówić „Ojcze nasz”. Czytamy u Proroka: „Tym, którzy wam mówią: «Nie jesteście naszymi braćmi»; powiedzcie: «Braćmi naszymi jesteście»” (Iz 66,5; wg Septuaginty). Czytajcie Apostoła i przekonajcie się, że ilekroć mówi bez żadnego dodatku „bracia”, chodzi mu o chrześcijan. Niekiedy mówią nam: „Odejdźcie od nas, nie chcemy mieć z wami nic wspólnego”. My przecież mamy z wami coś wspólnego: wyznajemy jednego Chrystusa, powinniśmy znaleźć się w jednym Ciele, pod jedną Głową.

Czy znaczy to, że również poza Kościołem można czcić prawdziwego Boga?

Kto sądzi, że niemożliwe jest, aby jeden i prawdziwy Bóg był czczony poza Kościołem przez tych, którzy Go nie znają, niech się zastanowi nad tym, co odpowiedzieć nie mnie, ale Apostołowi, który mówił: „Głoszę wam Tego, którego czcicie, nie znając” (Dz 17,23).

Ale to ogromnie komplikuje problem przynależności do widzialnego przecież Kościoła!

Powiedziano o tych, co porzucili jedność: „Z nas wyszli, ale nie byli z nas. Gdyby bowiem z nas byli, przecież pozostaliby z nami” (1 J 2,19). Wszakże jeśli w zakrytej przed nami uprzedniej wiedzy Bożej należą oni do nas, na pewno powrócą. Jak wielu jeszcze tych, którzy nie są z nas, przebywa poniekąd wewnątrz Kościoła! I jak wielu tych, którzy są z nas, pozostaje poniekąd na zewnątrz! Wie Bóg, kto do Niego należy. Ci, którzy nie są z nas, a są w środku, kiedy znajdą sposobność, opuszczą nas. Ci, którzy są z nas, a przebywają na zewnątrz, przy nadarzającej się okazji powrócą.

Jeszcze pytanie, jak sądzę, nie tylko językowe: Dlaczego o Kościele raz mówi się w liczbie pojedynczej, a kiedy indziej w liczbie mnogiej?

Kościół jest jeden ze względu na łączącą go jedność: „Jedyna jest moja gołąbka, moja nieskalana” (Pnp 6,9). Ze względu zaś na braterskie wspólnoty w różnych miejscowościach, wiele jest Kościołów: „Kościoły Judei, które są w Chrystusie — powiada Apostoł Paweł — radowały się, że ten, który nas prześladował, obecnie głosi wiarę, którą niegdyś niszczył. I wielbili Boga z mego powodu” (Ga 1,22—24). Mowa tu więc o Kościołach. Zaś o jednym Kościele: „Nie bądźcie zgorszeniem dla Żydów ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego” (1 Kor 10,32).

Podsumujmy może już, Ojcze, tę część naszej rozmowy, bo chciałbym przejść do następnego tematu.

Owczarnią Chrystusa jest Kościół katolicki. Kto chce wejść do owczarni, niech wchodzi przez bramę (J 10,l.7), niech głosi prawdziwego Chrystusa. Ale to mało głosić prawdziwego Chrystusa: niech Jego chwały szuka, nie swojej. Bo wielu w pogoni za własną chwałą raczej rozproszyło owce Chrystusa niż je zgromadziło. Albowiem pokorną bramą jest Chrystus Pan. Kto wchodzi przez tę bramę, musi się schylić, aby nie nabić sobie guza. Kto zaś jest wyniosły i nie chce się upokorzyć, usiłuje przeskoczyć przez ogrodzenie. Wspina się w górę na ogrodzenie, żeby upaść.

Tyle mówiliśmy dotychczas o widzialności Kościoła. Ale przecież widzialny Kościół cały jest zanurzony w tym, co niewidzialne.

Powiedział Chrystus do Natanaela: „Zobaczycie niebo otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących ku Synowi Człowieczemu” (J 1,51). Nie powiedziałby: „wstępujących ku Synowi Człowieczemu”, gdyby nie był w górze; nie powiedziałby: „zstępujących”, gdyby nie był na dole. On jest w górze i na dole. W górze sam w sobie, na dole — w tych, co do Niego należą; w górze u Ojca, na dole w nas. Stąd powiada do Szawła: „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?” (Dz 9,4) Nie mówiłby tak, gdyby nie był w górze. A przecież w górze Szaweł Go nie prześladował. Nie mówiłby: „dlaczego Mnie prześladujesz?”, gdyby zarazem nie był w dole. Lękajcie się Chrystusa będącego w górze, rozpoznawajcie Go na dole. Znajdź w górze Chrystusa udzielającego darów, rozpoznaj Go tutaj jako potrzebującego. Tutaj jest ubogim, tam bogatym. Że tutaj Chrystus jest ubogi, sam to powiedział: „Byłem głodny, spragniony, nagi, byłem gościem, w więzieniu” (Mt 25,35n). I powie jednym: „Usłużyliście Mi”; innym: „Nie usłużyliście Mi”. Oto wskazaliśmy Chrystusa ubogiego, a bogatego Chrystusa któż nie zna? Nawet tutaj był On tak bogaty, że wodę w wino przemienił. Jeśli bogatym jest właściciel wina, to jak bogaty musi być Ten, który wino stwarza? Zatem Chrystus jest bogaty i ubogi: jako Bóg bogaty, jako człowiek ubogi. Obecnie również jako człowiek jest bogaty, wstąpił do nieba, siedzi po prawicy Ojca. Ciągle jednak tutaj jako ubogi jest głodny, spragniony, nagi.

Zdumiewające i aż trudne do uwierzenia jest to utożsamienie się Chrystusa z Kościołem. A zarazem człowieka ogarnia lęk, czy ja nie należę do Kościoła tylko ciałem, jeśli nie umiem rozpoznać Chrystusa w potrzebujących.

Jeśli przeżyłeś zdumienie, że tak bardzo się dla swojej Oblubienicy upokorzył, nie dziw się już, że tak bardzo ją ze względu na siebie wywyższył.

Przychodzi mi do głowy takie pytanie: Skoro obecnie Chrystus rozpoznaje siebie w Kościele, to czy nie utożsamiał się On z Kościołem wówczas, kiedy przebywał na ziemi w śmiertelnym jeszcze ciele? Kościoła w sensie ludu Bożego, który rozpoznaje w Nim swojego Zbawiciela, przecież jeszcze wówczas nie było.

Dlaczego mamy odrzucać myśl, że głos ciała słyszy się z ust Głowy? Przecież Kościół w Nim cierpiał, kiedy On cierpiał za Kościół. Tak samo On cierpiał w Kościele, kiedy Kościół cierpiał za Niego. W Chrystusie usłyszeliśmy głos cierpiącego Kościoła: „Boże, Boże mój, wejrzyj na Mnie, czemuś Mnie opuścił?” (Mk 15,34) Tak samo w Kościele usłyszeliśmy głos cierpiącego Chrystusa: „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?” (Dz 9,4) 

Wiadomo, że Kościół został założony przez Chrystusa Syna Bożego i Zbawiciela ludzi. On sam zapowiadał, że założy Kościół: „Na tej Opoce zbuduję Kościół mój i bramy piekielne go nie zwyciężą” (Mt 16,18). Ale kiedy konkretnie Chrystus założył swój Kościół?

Kiedy Pan umarł, jeden z żołnierzy otworzył bok Jego i wypłynęły krew i woda (J 19,30—34). Oto cena, za jaką ciebie wykupił. Cóż bowiem wypłynęło z Jego boku, jeśli nie Sakrament, jaki jest udzielany wiernym? Duch, krew i woda. Duch, którego oddał, oraz krew i woda, jakie wypłynęły z Jego boku. Z tej krwi i wody narodził się Kościół. Bo kiedyż wypłynęła z Jego boku krew i woda? Kiedy Chrystus już na krzyżu zasnął. Podobnie jak Adam, kiedy w Raju zasnął, z jego boku została mu stworzona Ewa.

Zarazem przecież Apostoł Paweł powiada o Kościele: „Tajemnica ta, ukryta od wieków i pokoleń, teraz została objawiona Jego świętym” (Kol 1,26).

Bo starodawne jest miasto Boże. To o nim czytamy w Psalmie: „Wspaniałe rzeczy głoszą o tobie, o miasto Boże!” (86,3) Początek swój bierze to miasto od samego Abla, podobnie jak złe miasto — od Kaina. Starodawne to miasto Boże nie zadomawia się na ziemi, oczekuje nieba.

I Kościół będzie trwał aż do końca świata?

Jak długo Kościół przebywa jeszcze na tej ziemi, jak długo ziarno jest zmieszane z plewą, jak długo pszenica jęczy wśród kąkolu, a naczynia miłosierdzia wśród naczyń gniewu, jak długo lilia jęczy wśród cierni — tak długo nie zabraknie nieprzyjaciół, którzy będą mówili: „Kiedyż on zginie i kiedyż zaniknie jego imię?” (Ps 40,6) Powiadają: Oto już chrześcijaństwo ma się ku końcowi; jak w pewnym momencie zaczęło istnieć, tak w określonym czasie się skończy. Ale ci, którzy tak mówią, ciągle umierają, a Kościół trwa, głosząc potęgę Pańską każdemu kolejnemu pokoleniu. Na końcu wreszcie przyjdzie On sam w swojej chwale i powstaną wszyscy umarli na Sąd. Dobrzy zostaną oddzieleni na prawą, źli zaś na lewą stronę.

Ta niezniszczalność Kościoła pochodzi oczywiście od Chrystusa, który Ducha Świętego zsyła na swoją Małżonkę i Ciało!

Głowa Kościoła jest w niebie, nogi na ziemi. Nogami Pańskimi są Jego święci, którzy przebywają na ziemi; wszyscy głosiciele Ewangelii, w których Pan dociera do wszystkich narodów. Otóż zachodziła obawa, żeby głosiciele Ewangelii nie potykali się o kamień. Kiedy bowiem Głowa przebywa w niebie, to pracujące na ziemi nogi mogłyby urazić się o kamień. O jaki kamień? O Prawo, które zostało dane na kamiennych tablicach. Żeby zatem nogi należące do tej Głowy nie popadły w winę przeciwko Prawu, zstąpił na nie Duch Święty, który sprawia miłość i uwalnia od lęku. Bojaźń nie wypełniała Prawa, dopiero miłość je wypełniła. Kiedy ludzie żyli strachem, nie wypełniali Prawa; skoro zaczęli żyć miłością, wypełnili je. Bali się ludzie, a jednak kradli cudzą własność; przejęli się miłością i zaczęli rozdawać swoją. Piotr z bojaźni trzy razy się zaparł, nie otrzymał jeszcze bowiem Ducha Świętego. Później, kiedy Go otrzymał, zaczął bez lęku głosić słowo zbawienia. Ten, który wobec służącej trzy razy się zaparł, po otrzymaniu Ducha Świętego, biczowany przez książąt, wyznał Tego, którego przedtem się zaparł (Dz 5,40—42).

Wspomniałeś, Ojcze, Apostoła Piotra...

Jak wiecie, Pan Jezus przed swoją męką wybrał uczniów, których nazwał apostołami. Spośród nich jeden tylko Piotr był godzien tego, żeby symbolizować cały Kościół. Ze względu na tę całość Kościoła, którą tylko on jeden symbolizował, zasługiwał na to, aby usłyszeć: „Tobie dam klucze Królestwa Niebieskiego” (Mt 16,19). Nie jeden człowiek otrzymał te klucze, ale jedność Kościoła.

Postanowiłem, Ojcze, nie przypominać tutaj Twoich wypowiedzi, pochodzących zwłaszcza z okresu kryzysu pelagiańskiego, w których wyrażasz swój szacunek dla Stolicy Apostolskiej. Kiedyś na przykład przytoczyłeś listę kolejnych biskupów Rzymu na dowód tego, że właśnie Kościół katolicki, a nie donatystyczny, pochodzi od Apostołów. Interesują mnie teraz symboliczne wymiary postaci Apostoła Piotra.

Patrzcie na Piotra, który nas oznacza: raz wierzy, raz się chwieje; raz wyznaje Nieśmiertelnego, drugi raz boi się umrzeć. Bo w Kościele Chrystusa są zarówno mocni, jak i słabi. Nie może w nim zabraknąć mocnych, nie może też słabych; jak powiada Apostoł Paweł: „My zaś, którzy jesteśmy mocni, powinniśmy znosić ciężary tych, którzy są słabi” (Rz 15,1). Piotr, kiedy mówi: „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego” (Mt 16,16), oznacza mocnych. Kiedy zaś drży i chwieje się, i nie chce umrzeć za Chrystusa, kiedy bojąc się śmierci, nie rozpoznaje Życia, wówczas oznacza słabych. Zatem w tym jednym Apostole, w Piotrze, który jako pierwszy i szczególny wśród Apostołów symbolizuje Kościół, przedstawiony jest jeden i drugi rodzaj chrześcijan, silni i słabi. I bez jednych, i bez drugich nie byłoby Kościoła.

I zapewne ze względu na tę słabość Kościoła nazywasz go niekiedy wdową?

Dlaczego Kościół jest wdową? Bo nie ma innej pomocy, jak tylko od samego Boga. Te, które mają mężów, mogą pysznić się ich pomocą; wdowy wydają się opuszczone, toteż mają pomoc potężniejszą. Zatem cały Kościół jest jedną wdową — zarówno w mężczyznach, jak w kobietach, w żonatych i mężatkach, w młodych, w starych i w dziewicach. Cały Kościół jest jedną wdową, samotną na tym świecie. Jeżeli to rozumie i zna swoje wdowieństwo, wówczas szybko otrzymuje pomoc.

Jednak bez porównania częściej nazywasz Kościół naszą Matką. Co z tego wynika?

Kochajmy Pana Boga naszego, kochajmy Jego Kościół. Bóg jest Ojcem, Kościół Matką; Bóg Panem, Kościół służebnicą, my zaś jesteśmy dziećmi tej służebnicy. Wielka miłość łączy to małżeństwo i nie da się obrażać jednego z małżonków, a jednocześnie czcić drugiego. Niech nikt nie mówi: Chociaż czczę bożków i szukam rady u obcych proroków i świętokradców, to jednak nie opuszczam Kościoła Bożego i jestem katolikiem. Cóż z tego, że nie opuszczasz Matki, jeżeli obrażasz Ojca? Podobnie, gdybyś z całym oddaniem służył swojemu pracodawcy, i nie tylko go codziennie pozdrawiał, ale i uwielbiał — to czy odważysz się wejść do jego domu, jeśli choć jedno przestępstwo zarzucisz jego małżonce? Zatem trwajcie, najdrożsi, wszyscy jednomyślnie trwajcie przy Bogu Ojcu i Matce Kościele.

Na koniec, Ojcze, nie tyle pytanie, co prośba o zwierzenie. Jesteś w Kościele biskupem. Co znaczy dla Ciebie być biskupem?

Biskupem jestem dla was, chrześcijaninem jestem razem z wami. Tamto jest przyjętym obowiązkiem, to łaską. Tamto wystawia na niebezpieczeństwo, to przynosi zbawienie. Kiedy w wielkim morzu działalności biskupiej miotają nami burze, przypominamy sobie o Tym, którego Krwią zostaliśmy odkupieni, i uspokojeni tą myślą wpływamy jakby do bezpiecznego portu. Z jednej strony trud osobistego obowiązku, z drugiej — odpoczynek we wspólnym dobrodziejstwie. Zatem im więcej cieszę się tym, że razem z wami jestem odkupiony, a nie, że jestem waszym przełożonym, tym pełniej chciałbym być — zgodnie z wolą Pana — waszym sługą, abym nie okazał się niewdzięcznikiem, skoro aż za taką cenę mogę być waszym współsługą. Złymi pasterzami — co oby nas nie dotyczyło — jesteśmy wskutek naszej niegodziwości, dobrymi zaś możemy być tylko z Jego łaski, i oby nam Pan Jezus tego udzielił. Toteż, bracia moi, „prosimy was i upominamy, abyście nie przyjmowali na próżno łaski Bożej” (2 Kor 6,1). Od was zależy, czy nasza posługa będzie owocna. „Jesteście uprawną rolą Bożą” (1 Kor 3,9). Przyjmijcie od zewnątrz tego, który sadzi i podlewa, od wewnątrz zaś — Tego, który daje wzrost.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama