Niebo: niekończąca się impreza

Fragment "Przewodnika po niebie, piekle i czyśćcu" (rozdział 5)

Niebo: niekończąca się impreza

Bill Dodds

Przewodnik po niebie, piekle i czyśćcu

Wydawnictwo WAM 2002. Tytuł oryginału Your One-Stop Guide to Heaven, Hell and Purgatory


Rozdział 5

Niebo: niekończące się przyjęcie powitalne

W pewnym okresie życia moja żona i ja — tak jak wielu młodych rodziców, których dom był pełen małych dzieci — wyobrażaliśmy sobie niebo jako pół godziny spokoju bez hałasu. Tak, bardzo kochałem Toma, Carrie i Andy'ego, ale marzyłem o trzydziestu minutach spokoju.

Albo o odrobinie dodatkowego snu. O sobotnim poranku, kiedy razem z Moniką mogliśmy pospać trochę dłużej bez budzenia dzieci i wypędzania ich z łóżek o świcie.

Albo o kilku dodatkowych banknotach w portfelu. O wyprawie do sklepu spożywczego bez ciągłego liczenia każdego wydanego grosza.

W innym okresie życia — tak jak inni doświadczeni rodzice prawie dorosłych dzieci, które opuściły już dom — wyobrażałem sobie niebo jako jeszcze jedną serię szamotaniny z małymi dzieciakami.

Albo podniecenie wywołane sobotnią wycieczką rodzinną, która zaczyna się wcześnie i kończy późno.

Albo wymyślenie kilku drobnych powodów, aby wydać trochę więcej pieniędzy na wypożyczenie kaset wideo z najnowszymi filmami rysunkowymi.

Tak oto wygląda sprawa nieba. Tutaj na ziemi w najlepszym razie coś może być wspaniałe, ale też możemy to coś utracić. To, co mamy dzisiaj, jest cudowne, ale to, co mieliśmy kiedyś, było wspaniałe. Czy nie możemy mieć obu rzeczy naraz?

Trzeba wyraźnie powiedzieć, że życie na ziemi to nie jest życie w niebie. Poza tym musimy raz na zawsze zapomnieć o tym, że w niebie będziemy pośród obłoków, że będziemy mieć skrzydła i aureolę, że będziemy grać na harfie. Musimy zdać sobie sprawę, że niebo nie jest czymś w rodzaju niekończącego się nabożeństwa w kościele bez ławek. Niebo nie jest obszarem otoczonym bezkresnym oceanem. Bóg zaplanował dla nas coś znacznie lepszego.

W jakie niebo wierzyli Żydzi i pierwsi chrześcijanie

Jeśli więc niebo nie jest tym wszystkim, o czym pisaliśmy wyżej — i chwała Bogu, że nie jest — to czym jest? Czy możemy się dowiedzieć, jak tam jest na pewno? Czy ktoś powrócił z nieba na ziemię, aby nam przekazać informacje?

Tak naprawdę uczyniła to jedna osoba — Jezus. Jednakże zanim jeszcze Jezus „zstąpił z nieba” (jak wyznajemy w Credo), my, ludzie, wiedzieliśmy o Nim już trochę. Skąd? Oczywiście od Boga, z Boskiego Objawienia. Dlatego właśnie poznawanie nieba należy rozpocząć od sprawdzenia, w jaki sposób zostało ono przedstawione w Starym Testamencie.

Księgi Starego Testamentu przedstawiają niebo zarówno jako naturalne miejsce, jak i ideę teologiczną. W aspekcie teologicznym — twierdzili Hebrajczycy — wszechświat został podzielony na trzy części: niebo, ziemię i otchłań wypełnioną wodą, która znajduje się pod ziemią (Szeol). Według ich przekonań „niebiosa i ziemia” stanowiły świat widzialny.

Niebiosa tworzyły półkoliste sklepienie nad ziemią, jakby wielką czaszę, namiot czy też budowlę opartą na kolumnach. Znajdowały się tam także okna, przez które padał deszcz, oraz magazyny ze śniegiem, gradem i wodą. Jahwe wydostawał je w miarę potrzeb.

Bóg mieszkał w niebie, ale przebywał też w ziemskich sanktuariach, takich jak na przykład arka przymierza czy Świątynia w Jerozolimie.

Prorok Eliasz został zabrany do nieba (2 Krl 2,11). Gdy nadejdzie koniec świata, niebiosa zapadną się i powstanie nowe niebo i ziemia (zob. Iz 34,4; 65,17).

Według literatury żydowskiej istniała pewna liczba niebios czy etapów, łącznie z „rajem” — ogrodem, w którym zaczęły się dzieje ludzkości.

W Nowym Testamencie królestwo Boga jest czasem nazywane królestwem niebieskim ze względu na żydowską tradycję niewypowiadania imienia Boskiego. W Nowym Testamencie czytamy także, że Jezus został zabrany do nieba (Jego Wniebowstąpienie), a gdy nastąpi koniec świata, powróci na ziemię (zob. Mt 24,30).

Bibliści podkreślają, że w Starym Testamencie niebo jest niewidzialne i niedostępne dla nikogo, z wyjątkiem Eliasza. Niebo przedstawione w Nowym Testamencie jest miejscem zamieszkania i bytowania oraz nagrodą dla tych, którzy podążają za Chrystusem. Bóg ma dla nas dom w niebie (zob. 2 Kor 5,1-5). Nasze dziedzictwo (zob. 1 P 1,4), nagroda (zob. Mt 5,12) i skarb (zob. Mt 6,20) są właśnie tam, w niebie.

Jezus jest pierwszym, który ma niebiańskie ciało, ciało zmartwychwstałe, ale wszyscy, którzy znajdą się w niebie, także otrzymają kiedyś niebiańskie ciała. Ciała, które będą silne, pełne chwały, nie ulegające zepsuciu i duchowe (zob. 1 Kor 15,42-49; tą kwestią zajmiemy się dokładniej w rozdziale ósmym).

Czym jest, a czym nie jest niebo

Czym więc jest niebo, czym jest naprawdę? I, co równie ważne, dlaczego mam do niego dążyć?

„Niebo jest celem ostatecznym i spełnieniem najgłębszych dążeń człowieka, stanem najwyższego, ostatecznego szczęścia” — czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego (1024).

Jakakolwiek zapowiedź czy „przedsmak” nieba na ziemi są niepełne. Bycie rodzicem malutkich dzieci to cudowne uczucie, ale... Wychowywanie ich przynosi ogromną satysfakcję osobistą, ale...

Cokolwiek mamy, cokolwiek robimy na ziemi jest niewystarczające. Nie chodzi tu o gromadzenie dóbr, umacnianie władzy czy zdobywanie światowej sławy — każde narzędzie może się okazać dobre lub złe w zależności od tego, jak go użyjemy. Chodzi tu o dobro, które bierze się ze słuchania woli Bożej i podążania za nią. Możemy próbować zgłębiać sprawy królestwa Bożego, gdy jesteśmy na ziemi (tego królestwa, które jest pośród nas; zob. Łk 17,20-21), ale nie możemy w pełni do niego wejść. Nie w tym życiu.

Jednocześnie wejście do nieba w pełni jest tym, czego naprawdę pragniemy. Nawet jeśli o tym nie wiemy. Ta pustka, którą odczuwamy — czasami ogromna, czasami niewielka — to nasze pragnienie, by być z Bogiem w całej pełni. A nie możemy być z Nim w taki sposób tu i teraz.

Nawet jeśli doświadczamy chwil szczęścia tak wielkiego, że niemal pełnego, wiemy, że wkrótce się ono skończy. To nie pesymizm, to po prostu realizm. Tylko w operach mydlanych bohaterowie mówią z wielkim przekonaniem: „Teraz będziemy już zawsze szczęśliwi”, a po kilku dniach spada na nich ogromne nieszczęście.

Kościół używa jeszcze jednego pojęcia określającego niebo; jest nim „wizja uszczęśliwiająca”. „Uszczęśliwiająca”, czyli niezwykle radosna, oznaczająca oglądanie Boga twarzą w twarz.

Lub raczej coś w tym rodzaju. Problem polega na tym, że niebo znajduje się poza naszą wyobraźnią, tak więc brak nam słów na jego opisanie (jak na przykład zwrot „twarzą w twarz z Bogiem”; chodzi tu przecież o coś więcej). Wynika z tego, że nasze tradycyjne opisy nieba nie muszą być wcale ani dobre, ani właściwe i mogą nas z powrotem doprowadzić do obłoków, skrzydeł i aureoli.

Nieba nie ma na mapie

Papież Jan Paweł II zwraca uwagę, że o niebie należałoby raczej myśleć jak o pewnym stanie bytu, a nie o zwykłym miejscu. Niebo „nie jest abstrakcją, czy też fizycznym miejscem pośród obłoków, lecz żywą i osobistą więzią z Trójcą Świętą”1. Tak więc „być w niebie” to nie to samo co „być w Warszawie” lub „być w Tokio”. Być w niebie to być w stanie miłości.

Niestety, nasz umysł jest zbyt ubogi, by to wyrazić, dlatego uciekamy się do języka symbolicznego. Niebo — ponieważ jest tak cudowne — jest tam, w górze. Jest ponad nami (nie bez powodu mówi się o zakochanych, że „bujają w obłokach”).

Odkąd zmartwychwstałe ciało Jezusa zaczęto przedstawiać jako skąpane w pełnej chwały jasności i wspaniałości, artyści dodali mu aureolę. Gdy na obrazach zaczęli się pojawiać święci, także oni otrzymali aureole. No, może trochę mniejsze.

A co z nami? czy będziemy mieli skrzydła i aureole? Aniołowie — Boscy posłańcy — mają na obrazach i jedno, i drugie. Według niektórych, jeśli będziemy przebywać z aniołami (lub — jak niesłusznie przyjmują — jeśli sami zostaniemy aniołami po śmierci), to „otrzymamy” wszystkie anielskie atrybuty.

Podobnie jest z harfami. Są to instrumenty używane w świątyniach. Tu znowu tradycja głosi, że aniołowie posługują się harfami. A więc my także kiedyś je dostaniemy, nieprawdaż? I oczywiście długie, białe szaty.

Wszystko to może i ma sens, z wyjątkiem oczywistego faktu, że aniołowie to aniołowie, a ludzie to ludzie (zob. poniżej tekst Co wiemy o... aniołach?).

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama