Od Benedykta XVI do Papieża Franciszka

Różnice między dwoma kolejnymi papieżami - Benedyktem i Franciszkiem pokazują istotną prawdę o Kościele, który pozwala na różnorodność - różne nurty są komplementarne, a nie sprzeczne

Na początku myśl o współistnieniu dwóch Papieży niejednego przestraszyła: jedni mówili o desakralizacji i zmierzchu papiestwa, inni sięgali do dalekiej przeszłości i robili odniesienia do złożonych i spornych dziejów papieży i antypapieży. Jednakże wszystkie te lęki rozwiewają się w obliczu prostej rzeczywistości, dobrze ilustrowanej przez zdjęcie, na którym widzieliśmy Papieża i jego poprzednika, kiedy modlili się obok siebie. Bardzo różni pod względem wyglądu, biografii, osobowości, lecz bardzo bliscy w żarliwości modlitwy i miłości do Kościoła.

Stało się wówczas jasne, że właśnie inność postaci papieży, którzy następowali po sobie w historii, stanowiła i stanowi bogactwo Kościoła, podobnie jak różnorodność charyzmatów zakonów, ruchów i oczywiście świętych. Siłą Kościoła jest właśnie to, że składa się on z jednostek również bardzo innych, które się uzupełniają i wzajemnie umacniają, jeśli ze sobą nie walczą, lecz potrafią znaleźć właściwą synergię.

Komplementarność papieży Benedykta XVI i Franciszka — uczonego i duszpasterza, jeśli chcemy określić ich zwięźle — jasno widoczna jest w ich książkach. W inny sposób i różnymi stylami obaj zajmują się w nich tym, co stanowi zadanie każdego chrześcijańskiego intelektualisty i duszpasterza: włączaniem nauczania Chrystusa w teraźniejszość.

Zostały teraz przetłumaczone na włoski dwie medytacje Jorge Maria Bergoglia, pierwsza poświęcona jest oskarżaniu się z grzechów, czyli umiejętności dokonania surowego rachunku sumienia, a druga — zepsuciu. Dostrzega się natychmiast, że zostały one napisane przez jezuitę, kapłana szczególnie dobrze przygotowanego do opieki nad duszami, których wady i złe przyzwyczajenia zna, ale wie też, że mają ogromne możliwości duchowego rozwoju.

Oba teksty mają w gruncie rzeczy na celu uświadomienie czytelnikom, jak poważne i niebezpieczne są ich braki, wzbudzenie w nich żalu: tylko w ten sposób może bowiem zrodzić się pragnienie uzyskania Bożego przebaczenia, a zatem odkupienie. Lepszy jest grzesznik, który uznaje, że nim jest — pisze — niż człowiek o tak zepsutej duszy, że nie potrafi już rozpoznać grzechu, a tylko go usprawiedliwia. Są to słowa dobrego lekarza, a nie bezużytecznie litościwego, który chce leczyć chorego, wywierając wpływ na jego świadomość i stosując lekarstwo, jakim jest miłosierdzie. Gdy czytamy tę jasną i wyraźną analizę, przychodzą na myśl liczne wystąpienia i pisma Benedykta XVI, który poświęcił dużą część refleksji odsłanianiu manipulacji kulturowych, które we współczesnych społeczeństwach przeobrażają grzech w coś pozytywnego, jeśli nie wręcz pożądanego.

Tego typu transformacja sprawia, że grzech staje się «społecznie dopuszczalny» — pisze arcybiskup Buenos Aires — i tym samym przeobraża go w zepsucie.

W tekstach, teraz na nowo opublikowanych, Jorge Mario Bergoglio wzywa do odwagi i do «rezygnowania z wszelkiego makijażu, aby objawiła się prawda o nas», a więc do korzystania z bogactwa duchowej nauki, jaką jest oskarżanie się z grzechów poprzez surowy rachunek sumienia. Tylko dzięki wierze w istnienie prawdy, jak powtarzał wielokrotnie Benedykt XVI, każda istota ludzka może uczciwie patrzeć na samą siebie, nie dając się zmylić ideologiom bądź wytworom kultury — na przykład pewnym formom psychologii lub psychoanalizy — które usiłują uwolnić człowieka od odpowiedzialności, jak gdyby usunięcie poczucia winy było główną drogą do szczęścia.

Komplementarność obu przesłań jest uderzająca i jeszcze raz pozwala wierzącym i niewierzącym patrzeć na Kościół z nową nadzieją. Nadzieja ta wiąże się nie tyle z osobami, co z mądrością, którą potrafią one przekazać: jest to nadzieja przyniesiona przez Jezusa i, jak powiedział Papież Franciszek, nie można dać jej sobie ukraść.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama