Grzechy naszych przodków

Niektórzy utrzymują, że grzechy przodków mogą skutkować bezpośrednim wpływem złych duchów na nasze życie. Teologia "grzechów pokoleniowych" jest jednak bardzo mętna, wybiórczo traktując prawdy biblijne

Grzechy naszych przodków

Są chrześcijanie, którzy utrzymują, że grzeszne życie przodków może skutkować bezpośrednim wpływem złych duchów na następne pokolenia, a także powodować choroby, złe stany psychiczne, depresję czy skłonność do popełniania tych samych grzechów.

Zwolennicy takich tez powołują się na zapowiedź Bożej kary „do trzeciego i czwartego pokolenia” (Wj 20,5; 34,7; Lb 14,18; Pwt 5,9) i zachęcają do modlitwy o zerwanie grzesznych, niekiedy wręcz demonicznych więzów, które łączą daną osobę z krewnymi. Czasem zachęcają do rozrysowania drzewa genealogicznego i modlitwy za każdego występującego w nim przodka, aby w ten sposób przerwać działanie „grzechu pokoleniowego”.

Mętne wody terminologii

Zauważmy, że już sama terminologia tak przedstawionej idei jest nieścisła. W nauczaniu Kościoła grzech oznacza mniej lub bardziej świadome i dobrowolne (w zależności od tego, czy mamy do czynienia z grzechem powszednim, czy śmiertelnym) przekroczenie przykazań Bożych lub kościelnych. Nie możemy zatem być obarczeni grzechem, który popełnili nasi przodkowie, gdyż to nie my, lecz oni świadomie i dobrowolnie przekroczyli nakazane przykazania. Trzeba raczej mówić o doświadczanych przeze nas skutkach grzechów przodków.

Czym innym jest grzech, a czym innym jego skutek. Jeśli pijany kierowca potrąca pieszego, to pieszy nie zaciąga „grzechu kierowcy”, lecz jest po prostu ofiarą jego grzechu. Jeśli ktoś świadomie i dobrowolnie popełnia grzech w ważnej materii, powinien się z niego wyspowiadać, ale nie można spowiadać się z grzechów popełnionych przez kogoś innego. Swoista „reinkarnacja grzechu” nie znajduje potwierdzenia ani w Biblii, ani w Tradycji Kościoła.

Jedynym grzechem przekazywanym z pokolenia na pokolenie jest grzech pierworodny, który zostaje zgładzony przez przyjęcie chrztu. Niekiedy dziedziczone mogą być skutki grzechu, ale nie sam grzech.

Chińska mądrość ludowa

Jak wynika ze sztandarowej pozycji propagującej uzdrowienie międzypokoleniowe, książki ojca Roberta DeGrandisa pod takim właśnie tytułem, idea grzechu pokoleniowego i uzdrowienia międzypokoleniowego swymi początkami sięga korzeni niechrześcijańskich.

Niejaki Kenneth McAll (1910-2001), anglikański misjonarz i terapeuta pracujący w Chinach, opracował zalążki tych idei na podstawie chińskiej mądrości ludowej. McAll sam zmagał się z chorobą psychiczną i między innymi dlatego zainteresował się praktykami lekarskimi Wschodu. To one w dużej mierze wpłynęły na powstanie nieobecnych przez dwadzieścia wieków w Kościele idei grzechu pokoleniowego i uzdrowienia międzypokoleniowego.

Kościół mówi „nie”

Koniecznie trzeba rozgraniczyć dwie sprawy: fizyczne (niekiedy genetyczne) i psychiczne skutki grzechów przodków od wpływu demonicznego. O ile te pierwsze mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie, o tyle możliwość przekazywania złych duchów „z ojca na syna” jest niezgodna z nauką Kościoła. Przyjęcie tezy, iż osoba będąca pod wpływem złego ducha przekazuje go następnym pokoleniom, jest błędne z kilku powodów.

Po pierwsze, sam Bóg podważa jej słuszność w słowach zapisanych w Księdze Ezechiela: „Pan skierował do mnie następujące słowa: «Z jakiego powodu powtarzacie między sobą tę przypowieść o ziemi izraelskiej: Ojcowie jedli zielone winogrona, a zęby ścierpły synom? Na moje życie — wyrocznia Pana. Nie będziecie więcej powtarzali tej przypowieści w Izraelu»” (Ez 18,1-3; por. Jr 31,29-30; Pwt 24,16).

Po drugie, zapowiedź kary do trzeciego lub czwartego pokolenia nie dotyczy przekazywania „demonów” poprzez akt poczęcia i narodzin, lecz co najwyżej skutków grzechu przodków. Owszem, istnieją choroby i skłonności dziedziczne (i trzeba się modlić o ich uzdrowienie), ale nie ma w Biblii mowy o tym, że chodzi o przekazywanie złego ducha z rodzica na dzieci! Choroby i skłonności dziedziczne winny być zbadane i leczone przez lekarzy, psychiatrów i psychologów, a także przez modlitwę o uzdrowienie (łącznie z sakramentem namaszczenia chorych), ale nie przez praktykę uwalniania spod wpływu złych duchów czy egzorcyzm.

Modlić się należy za osoby żyjące i doświadczające problemów, nie zaś za zmarłych przodków, „odcinając” ich duchowy wpływ. Zmarłym należy się modlitwa o wieczne zbawienie.

Jest natomiast prawdą, że dzieci czy wnukowie ulegając przekazanym genetycznie skłonnościom, narażają się na bezpośrednie działanie złych duchów. Demony nie rozmnażają się przez „pączkowanie”. W przeciwnym razie należałoby przyjąć następujący tok rozumowania: jeśli będąca pod wpływem złego ducha matka przekazała demona córce, to znaczy, że zły duch przeszedł na córkę, a matka została od niego uwolniona! To absurdalna droga myślenia.

Po trzecie, Biblia wspomina o „trzecim i czwartym pokoleniu”, bo w naturalnym biegu życia zazwyczaj mamy kontakt z rodzicami, dziadkami i co najwyżej pradziadkami (a więc cztery pokolenia). Ich uwikłanie w grzech (alkoholizm, przeklinanie, kłótliwość, wróżby, mataczenie, oszustwa itp.) ma na nas negatywny wpływ. Jest to jednak zupełnie naturalny proces spowodowany koniecznością życia w trudnym środowisku, nie zaś bezpośredni wpływ demoniczny.

Po czwarte wreszcie, przyjmowanie tezy o bezpośrednim wpływie złych duchów przechodzących z pokolenia na pokolenie jest podważaniem skuteczności chrztu połączonego przecież z egzorcyzmem. Nauka Kościoła jest w tym względzie niezwykle wyrazista: „Chrzest nie tylko oczyszcza ze wszystkich grzechów, lecz także czyni neofitę ‘nowym stworzeniem' (2 Kor 5,17), przybranym synem Bożym, który stał się ‘uczestnikiem Boskiej natury' (2 P 1, 4), członkiem Chrystusa, a z Nim ‘współdziedzicem' (Rz 8,17), świątynią Ducha Świętego” (KKK 1265). Katechizm dodaje: „Chrzest odpuszcza wszystkie grzechy, grzech pierworodny i wszystkie grzechy osobiste, a także wszelkie kary za grzech. W tych, którzy zostali odrodzeni, nie pozostaje więc nic, co mogłoby przeszkodzić im w wejściu do Królestwa Bożego, ani grzech Adama, ani grzech osobisty, ani skutki grzechu, wśród których najcięższym jest oddzielenie od Boga” (KKK 1263).

Mariusz Rosik — ksiądz, profesor, wykłada na Uniwersytecie Wrocławskim i Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu. Należy do międzynarodowego stowarzyszenia Studiorum Novi Testamenti Societas z siedzibą w Cambridge. Jest autorem ponad czterdziestu książek naukowych i popularnonaukowych oraz ponad dwustu artykułów. Jego prace ukazały się w piętnastu językach. Przewodzi wspólnocie modlitewnej Porta coeli.

 

„Głos Ojca Pio” [104/2/2017]

www.glosojcapio.pl

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama