Bogu i człowiekowi cudownie być razem

Rozważania teologa-poety na temat prawdy o Wcieleniu Boga i ubóstwieniu człowieka

Życie. Jest darem Boga. Tajemnicą. Kruchym cudem, który od Niego, przez nas, ku Niemu i do Niego przepływa. Nie ma ono w nas ani źródeł, ani kresu. Chrześcijaństwo głosi, że kontemplacja prawdy o Chrystusie, głównie Inkarnacji, czyli Wcielenia dopełnionego Krzyżem i Paschą, rzuca jasny snop światła na wszelkie niejasne rejony pytań: „czym jest moje życie?” i „jak żyć?”. Nie ma zresztą pytań ważniejszych. Próbujmy zatem szukać odpowiedzi.

W pierwszych dniach kwietnia 1999 roku przeżywałem Wielki Tydzień w Sevilli, stolicy hiszpańskiej Andaluzji. Najbardziej charakterystyczną cechą świętowania Męki i Zmartwychwstania Jezusa w tamtej części Europy są maszerujące po mieście wielotysięczne procesje. Maszerujące wśród emocji i muzyki, egzaltacji i patosu, łez i wzruszeń z posągami cierpiącego Chrystusa i Matki Boskiej Bolesnej. W jednej z dzielnic Sevilli, znajdującej się za rzeką Guadalquivir, w starej dzielnicy Triana, mieszkańcy obnosili w procesji posąg Chrystusa, który od kilkuset lat nosi nazwę El Cachorro — „Szczeniak”. Zainteresowała mnie ta zaskakująca nazwa i w odpowiedzi na moje pytanie usłyszałem następującą historię:

Przed trzema wiekami, kiedy rzeźbiarz — twórca posągu umierającego Chrystusa — zmagał się z oddaniem oblicza Jezusa w agonii, pewnego późnego wieczoru, w jednym z zaułków Triany trafił na konającego młodego Cygana, człowieka z ówczesnego „półświatka”. Cygan umierał, przed chwilą zasztyletowany. Jego wykrzywiona w śmiertelnej udręce twarz, twarz człowieka o ksywie „Szczeniak”, posłużyła twórcy jako wzorzec do oddania agonii Chrystusa. Widziałem: wywrócone oczy, siność, konwulsje, rysy pospolite człowieka z „dołów społecznych”...

Myślę, że jest to fenomenalna i — by tak rzec — realistyczna metafora tego, co się stało i dzieje pomiędzy chrześcijaństwem a kulturą, a głębiej: między Bogiem i człowiekiem. To wszystko, co się składa na prozę i poezję naszego życia, zostaje oto objęte wszechmocą, miłosierdziem i wiecznością Boga we Wcieleniu. Historia z Chrystusem, zwanym w Sevilli po dzień dzisiejszy El Cachorro, jest jednym ze znaków wiary chrześcijan wszystkich miejsc i czasów, że od momentu Wcielenia los człowieka — człowieka jakiegokolwiek i jakikolwiek los jakiegokolwiek człowieka — splótł się nierozerwalnie z losem Boga. Na tym też polega dobra nowina o naszym życiu: Bogu i człowiekowi cudownie jest być razem.

Bóg stał się człowiekiem

Ze stanem naszych umysłów i serc teraz, na przełomie tysiącleci, bywa różnie. Wiemy to „po sobie”. Niebo w trzech czwartych roku pochmurne, załzawione, ołowiane i gorzkie, może być niezłym symbolem tego, co dzieje się w naszych głowach i sercach. Nieraz wydaje nam się, że tempo naszego życia i tego, co dzieje się wokół nas, sprawia, że jest to „życie płaskie i pieskie”. I na różne sposoby próbujemy gorycz odegrać na kimś, na czymś. Nieraz doskwiera nam doświadczenie naszego losu przeżywanego jako jedna wielka pomyłka. Nie robimy tego, czego naprawdę pragniemy, nie jesteśmy z tymi, z którymi naprawdę chcielibyśmy być... I mimo że jesteśmy niby pokoleniem wygranym, to jednak... To wszystko jest bardzo odległe od marzeń, które jeszcze niedawno — wydawało się — wyznaczały przyszłość pełną światła, pełną nadziei.

Nieraz wydaje nam się, iż człowiek żyje życiem podobnym zwierzęciu. Zdobywa pożywienie, lepi gniazdo, rozmnaża się, karmi młode, pożąda, gryzie, skamle. W taki też sposób myślimy czasem i o własnym życiu. Ale jednak buntujemy się przeciwko tej wizji. Bo przecież wiemy, że wszystkie te czynności i cała ludzka krzątanina potrzebują busoli, punktu organizującego całość. Jakiegoś wyższego porządku, dla którego warto kochać i cierpieć, walczyć i zmagać się z chorobą, dla którego warto lepić gniazdo i karmić młode. I potrzebujemy kogoś, kto usłyszy nasze skomlenie.

Ten problem i towarzyszące mu pytania są stare jak człowiek. W swoim wywodzie zmierzam do tego, że ową busolą, owym „punktem orientującym” jest Chrystus. Że tylko On jest „Zawiasem”, na którym można i warto zawiesić drzwi naszego życia. Jest „Bramą”, przez którą prześwituje wieczność. Że tylko dzięki Niemu życie nabiera blasku i sensu. Wszystkie inne zawiasy i busole są iluzoryczne, bądź na krótką tylko metę. Natomiast kiedy On — jak powiada Paweł w Liście do Kolosan — zyskuje pierwszeństwo we wszystkim (we wszystkim, to znaczy w tym, co się składa na moje i nasze życie), wtedy życie staje się prawdziwie ludzkie, blasku i sensu nabiera wszystko, co się nań składa, łącznie z „lepieniem gniazda” i „karmieniem młodych”. Dlatego Bóg stał się człowiekiem. To pytanie, które stawiało już sobie wiele pokoleń przed nami, a które w najbardziej klasycznej formie postawił św. Anzelm: „Cur Deus Homo?” —„Dlaczego Bóg człowiekiem?”, to pytanie z obietnicą sensu w tle prowokuje do namysłu już dwadzieścia wieków. Postawmy je i dzisiaj na użytek naszego myślenia, naszego życia.

Dlaczego Bóg stał się człowiekiem?

Dlaczego Bóg, druga Osoba Trójcy Świętej, przyjął postać Sługi, przybrał twarz brata, twarz siostry... Dlaczego Bóg stał się człowiekiem, czy też — jak czytamy w prologu Ewangelii według św. Jana — wręcz „ciałem”: Słowo stało się ciałem? Używając określenia „ciało”, objawienie chce nam powiedzieć, że to znaczy „człowiek”, ale jednak człowiek kruchy, przemijający, nietrwały w swojej cielesności. Jak czytamy u Izajasza w 40. rozdziale: „Wszelkie ciało to niby trawa”. Kiedy pustynia judzka w kwietniu pokrywa się, po deszczach, kobiercem cudownych kwiatów i kiedy zawieje wiatr od pustyni Negeb, ów dywan życia i kolorów zamienia się błyskawicznie w dywan śmierci i popiołu. Właśnie tak to jest: wiatr życia, podmuch lat sprawia, iż ludzkie ciało więdnie, zamienia się z kwiatu w nawóz... Bóg staje się ciałem, staje się człowiekiem, by uświęcić to wszystko, co budzi w nas lęk, strach przed przemijaniem. El Cachorro, ten w nas, obchodzi Boga pod każdą postacią.

A więc staje się człowiekiem głównie po to, by nas zbawić, wybawić z bezsensu. By nadać sens temu wszystkiemu, co się składa na naszą codzienność. Ale również po to, aby nam pokazać autentycznego człowieka. Adam był wprawdzie przepiękną ikoną Bożą, ale przez grzech — jak wiemy — twarz swoją zeszpecił. Chrystus pokazuje, co znaczy być człowiekiem. W proroczych słowach wyraża to Piłat: „Oto człowiek”. Oto pełny, prawdziwy CZŁOWIEK. Dzięki Jezusowi Chrystusowi wiemy, kim jest Bóg i kim jest człowiek. Gdyby nie On, po dziś dzień z lampą Diogeneta szukalibyśmy człowieka. Niepewnie i bez większych szans na sukces. Wszak ciągle się zawodzimy na ludziach. Pokorni spośród nas dodadzą, że głównie na sobie...

Bliżej Boga, piękniejszy jest człowiek

Nikt nie był tak bardzo ludzki, jak ten, który był jednocześnie Bogiem... Syn Boży stał się „ciałem”, by pokazać, że człowiek nie może bez Boga kwitnąć, owocować, nie może w pełni być sobą. Dla człowieka pozbawionego Boga wszystko po kolei może stać się bożkiem: rasa, klasa, pieniądze, seks, byle co. Jak mawiał Karl Barth: „Karą za odrzucenie Boga jest zawsze jakaś forma niszczącego człowieka bałwochwalstwa”.

Nie można człowieka zrozumieć bez Chrystusa — powtarza wielokrotnie Papież. Właśnie w tym znaczeniu. Bo w Chrystusie istnieje odpowiedź na pytanie o ludzkie życie: „czym jest? jak żyć?”. Odpowiedź ta brzmi: z Jezusem i jak Jezus. Bo w harmonii Jego Bóstwa i człowieczeństwa widać, że Bogu i człowiekowi cudownie jest być razem. Prawda o Wcieleniu mówi na temat naszego życia jeszcze coś bardzo ważnego. Mianowicie to, że

Bóg jest Bogiem życia, mojego życia.

Oznacza również, że mogę Go skutecznie znaleźć, a wcześniej sensownie poszukiwać, tylko i wyłącznie w obszarze mojego, osobistego życia; nie gdzie indziej. Żadna ucieczka od siebie, od swojego wzrostu i wagi, od swoich genów, od swojego pochodzenia, swojego domu, kształtu losu nie jest dobrym rozwiązaniem. Bóg z obietnicą zbawienia, z łaską, z pomysłem na moje szczęście, znajduje się w samym sercu tego, co jest moim życiem, moim losem, moją biografią. Bóg nie szydzi ze mnie. Nie umieszcza sensu niedosiężnie — zbyt daleko od mojej głowy, mojego serca i rąk. Ucieczka od własnego życia nie jest rozwiązaniem. Przeciwnie: trzeba głębiej się zakorzenić we własnym życiu.

Z jakichś powodów Bóg chciał, byśmy przyszli na świat np. pod śląskim niebem, z piwnymi bądź niebieskimi oczami, uwikłani w swój czas, głupi i mądrzy zarazem. Tak właśnie Chrystus, rodząc się około roku zerowego, w okolicach Jeziora Galilejskiego, z określonym wzrostem i wagą, był człowiekiem jak my — konkretnym. Nie można być człowiekiem „w ogóle”, „jako takim”. To właśnie ten sposób myślenia i widzenia nazywamy optyką inkarnacyjną, tzn. takim sposobem postrzegania świata i rozumienia życia, który wszystko stara się widzieć, postrzegać i rozumieć przez pryzmat tajemnicy Wcielenia. Przez pryzmat tego, że Bóg stał się konkretnym, żywym, śmiertelnym człowiekiem. Chrześcijaństwo wtedy jest prawdziwym uduchowieniem życia, kiedy staje się ciągle nowym ucieleśnieniem ducha. Jezus Chrystus jest wszystkim. Choćby z naszym życiem bywało różnie, On jest odpowiedzią na pytanie, czym jest życie i jak żyć.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama