Spotkać Jezusa w Ewangelii (7)

Propozycja "egzystencjalnego" podejścia do Ewangelii, jako Księgi związanej z osobą Chrystusa oraz osobą czytelnika. Rozdział 7 - Chrystus i Jego męka


Spis treści


Śmierć, która wprowadzi Chrystusa w chwałę Jego Zmartwychwstania, to śmierć poprzez Mękę, poprzez Krzyż. Aby wkroczyć w rozumienie tej tajemnicy, powinno się potrafić wybrać inną drogę niż pewien doloryzm, który nas odpycha. Również droga zwykłego obwiniania się jest dla nas zamknięta, choć oczywiście nie wypieramy się naszej grzeszności — tyle że w prawdziwie chrześcijańskim znaczeniu tego słowa, to znaczy w odniesieniu do miłości Boga, objawionej w Chrystusie. Jedyna możliwa droga dostępu to zatem ta, którą otwiera przed nami Ewangelia w swojej głębi i w swojej powściągliwości.

W Chrystusie, jaki ukazuje się nam w scenach Męki i na Krzyżu, Ewangelia objawia nam miłość bez skazy i bez zbędnych słów, miłość absolutną w całkowitej ofierze z siebie, złożonej Ojcu i ludziom. Co do naszych grzechów, to brak miłości Boga lub bliźnich — lub brak obu tych miłości jednocześnie — rani nasze serca i od tego braku Chrystus, przez swoją Mękę, nas zbawia.

Męka Chrystusa jest tym, co Chrystus cierpi z naszego powodu (gdy mijamy Go obojętnie), co cierpi dla nas (czyniąc wszystko, co się da, by wyzwolić nas od naszej ślepoty). „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3, 16—17). To zbawienie zwraca się do istot obdarzonych świadomością i wolnością, a dokonuje się przez nawrócenie wolności — to zaś nie może dokonać się samo. Przyjrzyjmy się kolejno: nam samym i naszej grzesznej ślepocie, Krzyżowi Chrystusa jako śmierci i śmierci jako miłości.

 

GRZECH JAKO ŚLEPOTA

Ponownie wyjdziemy od słów Jezusa, w których zwraca się On do swych przeciwników: „Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: »Widzimy«, grzech wasz trwa nadal” (J 9, 41). Grzech polega zatem na zaślepieniu. Grzech jest tu widziany oczywiście w swej duchowej głębi — tak, jak objawia nam to Chrystus, chcąc nas od niego uchronić i z niego wyprowadzić. Rozważamy tutaj właśnie to zaślepienie, odnoszące się do Osoby Jezusa. Pomoże nam w tym święty Jan, stawiający tę ślepotę w jasnym świetle.

Na czym więc polega to „widzenie” przez pryzmat prawdy i życia, a nie ideologii i systemu? Otóż Ojciec, w najwyższym stopniu Rodzący: Rodzący Syna w wieczności, Rodzący świat w historii, ten Ojciec został nam objawiony w obliczu i przez oblicze Chrystusa. „Filipie — mówi Jezus — kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca”. I dodaje: „Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie?” (J 14, 9. 10) Podobnie w innym miejscu: „Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić” (Mt 11, 27). Otóż Syn chce to objawić całemu światu, skoro przyszedł po to, „aby owce miały życie i miały je w obfitości” (J 10, 10). A Jan mówi jeszcze w swym Pierwszym Liście: „To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia (...) — bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy (...), abyście i wy mieli współuczestnictwo z nami. A mieć z nami współuczestnictwo znaczy: mieć je z Ojcem i Jego Synem Jezusem Chrystusem” (1 J 1, 1—3).

Na tym polega to „widzenie”, ujrzenie tego, co objawiło się w Chrystusie, owej Niezgłębionej Głębi, na temat Boga, świata, człowieka, czasu i wieczności — by w końcu wszystko to stało się dostępne dla każdego człowieka. Jeśli bowiem jest prawdą, że „Boga nikt nigdy nie widział”, to prawdą jest również to, że „Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (J 1, 18). Zrozumiałe są zatem słowa Piotra wypowiedziane do Chrystusa: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego” (J 6, 68). Słowa takie winny zawsze być spontaniczne.

Po to, by złożyć tego rodzaju wyznanie, trzeba jeszcze pozbyć się pewnej powierzchowności, wynikającej z nieświadomości lub zarozumiałości. Z nieświadomości — gdy ktoś uważa, że nie widzi żadnego problemu i że życie pozbawione jest tajemnic (wystarczy się nim cieszyć i pozwolić, by nas unosiło — ale co, kto ma nas nieść?). Z zarozumiałości — gdy ktoś uważa, że nie może i nie powinien istnieć nikt, kto nas zapoczątkował, ukryty za postrzegalną rzeczywistością. Jest to idea „nieznośna” dla tego, kto nie chce mieć „ojca”, to znaczy dla kogoś, kto chce — na próżno — zawdzięczać samemu sobie wszystko, co ma, czym jest lub czym uważa, że jest. Dzieje się tak zgodnie ze schematem nietzscheańskim albo mitem Prometeusza, który mniej lub bardziej świadomie oddziaływuje w naszych czasach.

Taki jest zatem grzech lub zaślepienie, które uniemożliwia zobaczenie Chrystusa, które sprawia, że już się Go nie dostrzega, a nawet że chce się Go usunąć. Ewangelia pomaga nam dostrzec, być może w nas samych, to zaślepienie, dotyczące błędnego pojmowania Chrystusa, ukazując je naszym oczom: bądź to przez słowa, które powinny najbardziej wyczulić nas na Jego tajemnicę, bądź to przez najbardziej znaczące z Jego czynów — cuda.

To prawda, że podstawowe roszczenie Jezusa, który „Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu” (J 5, 18), a „będąc człowiekiem uważał siebie za Boga” (por. J 10, 33) lub „Syna Bożego” (J 19, 7), samo w sobie jest gorszące. Byłoby ono wręcz niedopuszczalne u kogoś innego, lecz nie u Chrystusa, którego czyny, postępowanie i nauczanie „przemawiają” (J 7, 46) nieodparcie na Jego korzyść. Właśnie dlatego można się za Nim opowiedzieć (zob. historię niewidomego od urodzenia), pod warunkiem, że zrezygnuje się ze swojej czysto ludzkiej „wiedzy” na temat Boga. Mimo to, jak sygnalizowaliśmy w poprzednim rozdziale, pozostaje fundamentalna trudność, dotycząca Jego Osoby: Jego po ludzku nieprzezwyciężalna śmiertelność, nieprzezwyciężalna nawet dla największych świętych Bożych. „Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Abrahama, który przecież umarł? I prorocy pomarli. Kim Ty siebie czynisz?” (J 8, 53) Jednak zamiast czekać, aż Chrystus usunie tę trudność, Jego wrogowie postanawiają sami usunąć Jego. Są pewni, że — ponieważ śmierć powinna mieć nad Nim władzę — Chrystus okaże się oszustem, którego trzeba będzie odrzucić. Takie jest to najwyższe zaślepienie, które wykorzysta Chrystus i przebaczy je w swojej Męce.

PRZEJŚCIE JEZUSA PRZEZ ŚMIERĆ

Chrystus nie cofa się przed tymi zamiarami. Jego śmierć, choć obciąża grzechem winowajców, będzie dla nich źródłem przebaczenia. Stanie się w ten sposób miejscem decydującego objawienia Jezusa; w śmierci objawi On miłość, jaką Ojciec ma dla nas, ponieważ z tej śmierci wypływa właśnie miłość Chrystusa do ludzi, objawiająca miłość samego Ojca do nas: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34). W śmierci Jezusa objawi się również miłość Ojca do Syna, gdy otoczy Go chwałą w Zmartwychwstaniu — jako odpowiedź na to, jak Syn „otacza chwałą” Ojca, miłując miłością silniejszą od śmierci (zob. J 15, 13) tego Ojca, którego my odrzucamy w Jego Synu. Dlatego, odkąd zobaczyliśmy, do czego prowadzi zaślepienie w grzechu, tym, co jest dla nas najważniejsze w przejściu Chrystusa przez Krzyż, jest zobaczenie, że śmierć Chrystusa na Krzyżu jest objawieniem miłości.

 

MIŁOŚĆ I ŚMIERĆ

Jezus nazywa tę nieuchronną śmierć, która ma swe źródło w odrzuceniu przez świat Jego godności mesjańskiej, swoją „godziną” (np. J 2, 4). W Ewangeliach synoptycznych trzykrotnie ją zapowiada (zob. Mk 8, 31; 9, 31; 10, 33) w kategoriach wewnętrznej i całkowicie osobistej konieczności. Mówi, że „musi” ją ponieść, a nawet wyjść jej naprzeciw, przynajmniej w tym sensie, że nie unika tych, którzy chcą Mu ją zadać (zob. Łk 13, 31—32). Owo „muszę”, owo „trzeba” nie jest zatem wyrazem Jezusowego pogodzenia się z fatum, do którego miałby się naginać niczym bohater tragedii Ajschylosa. Nie ma wątpliwości, że Jego Męka, Jego cierpienie i śmierć, która je zwieńczyła, są Mu narzucone przez wrogo nastawionych braci — Jezus nie popełnia samobójstwa: to inni wydają Go na śmierć — lecz Jego przyjęcie śmierci dokonuje się w sposób dobrowolny. Tak też dokonuje się nadanie śmierci Jezusa mesjańskiego znaczenia, pochodzącego tylko od Niego.

Aby uniknąć śmierci, wystarczyłoby, by Jezus powiedział tylko jedno słowo: wystarczyłoby, by wyparł się swej paradoksalnej tożsamości Mesjasza. Gdy wpadł już w ręce swych śmiertelnych nieprzyjaciół, stojąc wobec Sanhedrynu, miał jeszcze możliwość wyrzec się swej misji i uratować w ten sposób swoje życie, można rzec: uratować skórę! Tego właśnie nie zrobił (zob. Mk 14, 55—65), ponieważ jak mógłby wówczas objawić miłość, na jaką zasługuje Ojciec, a której Jezus jest objawieniem w historii? Jak mógłby zniszczyć grzech, pod którego ciężarem miał zostać zdruzgotany, gdyby nie stawił mu czoła, by odpowiedzieć bezwarunkowym przebaczeniem? Przebaczenie to niszczy zło, które zamierzało Jego zniszczyć. „Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, (...) cóż szczególnego czynicie?” (Mt 5, 46. 47) — oświadczył swoim uczniom. „Trzeba”, by sam udzielił takiej odpowiedzi, jakiej wymaga od swoich naśladowców — bezwarunkowej miłości bliźniego. W ten sposób, dzięki miłości, jaką okaże swoim morderczym braciom, ukaże jednocześnie doskonałość miłości Ojca (zob. Mt 5, 48) i bezgranicznej miłości, którą miłość Ojca wzbudza w Nim dla nas. W wyniku tego będzie mówił w czasie swej Męki czystym językiem miłości, która zakłada, jak mówi nam Jezus, „oddanie swojego życia za przyjaciół swoich” (por. J 15, 13). Jezus nie jest kimś, kto mówi i nie czyni tego, o czym mówi (co zarzuca faryzeuszom — zob. Mt 23, 3). Uczyni zatem tak, jak powiedział, i w ten sposób stanie się dzięki swemu Krzyżowi objawieniem absolutnej miłości, którą jest Bóg w sobie samym i którą objawia nam w swoim Mesjaszu.

„Oddanie swojego życia” poprzez śmierć to bowiem całkowite wyzbycie się siebie, uznanie za bezwartościową biologicznej strony swojego życia na tym świecie. Dla istot z krwi i kości istnienie na tym świecie jest przecież tożsame z biologicznym faktem życia. Poświęcenie tego życia biologicznego poprzez ofiarowanie swego ciała, które jest jego wyrazem, ofiarowanie się nawet na śmierć to dokonanie na żywym organizmie jego usunięcia z historii. A przecież nie dostaje się nic w zamian, nic, co byłoby równorzędne z ludzkim faktem istnienia. Każdy inny język miłości, pragnący ją wypowiedzieć — czy to będą słowa, czy gesty — pozostawia nas samym sobie. Nawet jeśli byłaby to rzeczywista ofiara z siebie, to daleko jej jeszcze do całkowitego wyzucia się z siebie; taka ofiara dotyka naszego serca, lecz nie narusza naszego istnienia, nie podcina go u jego korzeni, czyli w życiu ciała. Jedynie śmierć jest darem z samego siebie, który kładzie kres wszelkiego rodzaju zastrzeżeniom, niezależnie od tego, jak bardzo by były zrozumiałe. Dla istot cielesnych jedynie śmierć jest nieskończoną formą, którą w swej skończoności mogą one nadać językowi, gdy chcą nim naprawdę wyrazić miłość.

Stawszy się człowiekiem, by móc dotknąć nas w obszarze naszej prawdy, Chrystus w swej Męce opowie nam o miłości językiem najpełniejszym (prawdę mówiąc — objawi nam go). „Uczyni” to, co zawsze „mówił” — nie zaprzeczy swoim zachowaniem tajemnicy swej istoty. To dlatego godność mesjańska Syna Boga i brata ludzi zawiera w sobie ten moment śmierci, od której On się nie uchyla. Przez Krzyż, na którym zostaje „wywyższony” (J 12, 32), objawia zatem głębię tej istoty, którą tylko śmierć wraz z następującym po niej Zmartwychwstaniem pomogła nam zrozumieć — ponad wszelkimi „słowami”. Prorocza przypowieść o „znaku Jonasza” w Męce Chrystusa znajduje wyraz swojego historycznego urzeczywistnienia.

UCZYNIĆ MĘKĘ CHRYSTUSA SWOJĄ

Jezus wzywa nas do Jego naśladowania w sposób cielesny i dosłowny, na płaszczyźnie, która On sam wskazuje jako Mesjasz. Piotr zapewnia Jezusa: „Życie moje oddam za Ciebie” (J 13, 37). Taki naprawdę jest ten ideał, ale można go zrealizować jedynie w duchowej mocy Chrystusa. A nawet dla Chrystusa ta moc nie była pozbawiona pewnego lęku i obawy (w agonii), z której możemy wyjść jedynie wraz z Nim, gdy jak On przylgniemy do tajemnicy Ojca. On sam, Jego Syn, zapoczątkowuje ją dla nas. Taki jest sens wielkiego przejścia, opisanego we fragmencie J 12, 20—35, który trzeba tutaj przeczytać.

Ewangelia według świętego Jana opisuje tu wejście w Mękę Chrystusa za pomocą symbolu bezkrwawego (roślinnego): obumarcia ziarna pszenicy, które wpada w ziemię (zob. J 12, 24). Nie dochodzi się do Chrystusa, jeśli nie jest się przez Niego zwyciężonym, jeśli nie porzuci się swojej zarozumiałości (osobistej lub kulturowej) i braku rozsądku. Prawdziwa śmierć należy do porządku duchowego; dotyczy naszej „duszy”, jak mówi Jezus, lub ducha, czyli naszego sposobu istnienia, widzenia siebie, naszego pragnienia, poszukiwania i domniemanego „odnalezienia” siebie! To w tej głębi naszej osoby powinniśmy uznać istnienie grzechu lub „władcy tego świata”, o którym Chrystus mówi, że dzięki Jego Męce „zostanie precz wyrzucony” (J 12, 31).

Z tego powodu Chrystus go demaskuje i sprzeciwia mu się w swojej własnej Osobie. Jego sprzeciw zawarty jest w samym sposobie, w jaki powierza się swemu Ojcu, przed którym wzbrania się „władca tego świata” i nas uczy się wzbraniać — „od początku był on zabójcą i (...) kłamcą” (J 8, 44). Chrystus zatem zbawia ludzi poprzez swoje przejście do Ojca, dokonane za nich na Krzyżu. W nim ich zbawienie, Jego szczęście i Jego chwała. W ten sposób, „gdy zostanie nad ziemię wywyższony, przyciągnie wszystkich do siebie” (por. J 12, 32). Odtąd ludzie mogą Go naśladować, ponieważ powiedział: „gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa” (J 12, 26), sługa, który będzie też jednym z Jego „przyjaciół” (J 15, 15).

Odtąd Męka Chrystusa — Jego Pascha (przejście) do Ojca — może stać się również naszą. Ona pozwala nam kochać tak, jak sami zostaliśmy ukochani, i przyjąć w ten sposób obyczaje Tego, którego wtedy naprawdę spotykamy.

 

DLA DALSZEJ REFLEKSJI

1. Przeczytajcie fragment J 12.

2. Starajcie się zwrócić uwagę na symboliczny sposób, w jaki Jezus mówi o swojej śmierci.

3. Jakie znaczenie dla nas i dla naszych czasów ma ten symboliczny sposób, w jaki Jezus mówi o swojej Męce? Dla porównania przeczytajcie tekst J 10, 18.

4. Kogo dotyczy Ewangelia, opisująca ludzi, którzy pragną ujrzeć Jezusa?



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama