Spotkać Jezusa w Ewangelii (6)

Propozycja "egzystencjalnego" podejścia do Ewangelii, jako Księgi związanej z osobą Chrystusa oraz osobą czytelnika. Rozdział 6 - Wahanie tłumu, sprzeciw nieprzyjaciół i Znak Jonasza


Spis treści


Aby zrozumieć, czym jest spotkanie Chrystusa w Ewangelii, należy rozważyć te trzy aspekty, przy czym trzeci stanowi proroczo symboliczną odpowiedź na dwa pierwsze.

 

WAHANIE TŁUMU

Rozdziały 6 i 7 Ewangelii według świętego Jana ukazują wyraźnie wahanie tłumu.

W mowie na temat „chleba życia” znajdujemy wzmiankę na temat szemrania tłumu, mającego swe źródło w zgorszeniu przeciwników Jezusa, którzy nadają ton tej niepewności (zob. J 6, 42). Ludzka „wiedza” na temat pochodzenia Jezusa („syn Józefa”) przeszkadza uwierzyć w to, co On „mówi”. Wyraźna oczywistość jest nie do przezwyciężenia! Daremne Jego słowa, oni nie mogą „nadążyć”; to dla nich zbyt wiele! Nie dokonuje się przejście od trudnych do słuchania „słów” do Osoby, która je wypowiada i nadaje im prawomocność. Tej samej trudności tłum doświadczy w rozdziale 7.

We fragmencie J 7, 11—12 pada pytanie o „gdzie”. Pod Jego nieobecność Jezus stał się obiektem pytań na temat Jego tożsamości: „Jest dobry” czy „zwodzi tłumy”? Odpowiedź paraliżuje strach przed przeciwnikami Jezusa. Strach przezwycięża rodzący się podziw, nieodparty, lecz bez ostatecznego skutku...

W wersecie J 7, 20 tłum skłania się do potępienia: „Jesteś opętany przez złego ducha!” Jezus wie dobrze, co oznacza to potępienie, bo wie, jak bardzo sprzeciw wobec Niego utożsamia się z Jego „wyeliminowaniem” przez śmierć.

W innym miejscu (J 7, 31) — przeciwnie — mamy do czynienia z pozytywnym i otwartym pytaniem, będącym wyrazem oczekiwań mesjańskich tego ludu: „Czyż Mesjasz, kiedy przyjdzie, uczyni więcej znaków, niż On uczynił?” Jest to właściwa droga otwarcia, na które zamyka się odrzucenie Chrystusa a priori; jest to ta droga, którą pójdzie niewidomy od urodzenia.

We fragmencie J 7, 34—35 widzimy niepewność tłumu wobec „świata”, który tworzy Jezus. „Tam, gdzie Ja będę potem — mówi — wy pójść nie możecie”, ponieważ nie możecie iść za Mną (jak to uczynili od początku pierwsi uczniowie). Jak powiada Péguy: „Wojsko Jezusa to przede wszystkim Jezus Chrystus”. Nie przychodzi się do Jezusa, chodząc tu i tam, lecz trwając wiernie przy Nim, niezależnie od tego, co się wydarza, i niezależnie od tego, dokąd On pójdzie czy poprowadzi. Tak czyni również niewidomy od urodzenia.

W wierszach J 7, 40—42 opisano kolejny rozłam wśród tłumu z powodu Jezusa. Jego zdumiewające słowa na temat daru Ducha wskazują na to, że jest „prorokiem”, a przynajmniej sprawiają, że ludzie stawiają sobie pytanie, czy przypadkiem nim nie jest. To właściwe posunięcie; tak czynią strażnicy, wysłani, by Go pojmać, przyznając, że „nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia” (J 7, 46). Jednak tej otwartości sprzeciwia się tradycja, której chwytają się przeciwnicy Jezusa, by oprzeć się Jego sile przyciągania: Mesjasz nie pochodzi z Galilei! Coś podobnego mówił Natanael: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?” (J 1, 46—49) Jednak wobec słowa Jezusa, słowa nieporównywalnego z żadnym innym, on również uległ, on jako pierwszy (zob. J 1, 46—49): dlatego powiedziano o nim, że nie było w nim „podstępu”. W stosunku do Chrystusa podstawą jest prostota sumienia.

Wreszcie we fragmencie J 7, 49—52 odkrywamy „tło”, od którego jest uzależniony tłum i które często go paraliżuje. To tło to pogarda dla tych, którzy byliby skłonni uwierzyć w Jezusa. Pogarda oparta na Prawie, z góry potępiającym ich jako grzeszników, skoro przeciwnicy Jezusa, ci, którzy „wiedzą”, potępili Go bez możliwości obrony. Zarzuca im to Nikodem. I on też zostaje potępiony za to, że chciał brać pod uwagę samego Jezusa (słuchając, co ma do powiedzenia), a nie rozstrzygnął z góry na podstawie gotowej idei: nie ma Mesjasza Galilejczyka! Ta idea zwalnia z otwarcia się na to, kim Jezus jest, co mówi i czyni.

 

SPRZECIW NIEPRZYJACIÓŁ JEZUSA

Gdy Jezus mówi coś w sposób oczywisty zbijającego z tropu na temat Boga, nazywając Go „swoim” Ojcem (J 5, 18); gdy stawia się na innej płaszczyźnie, uważając, że ma władzę nad grzechami (zob. Mt 9, 6), nad szabatem (zob. Mk 2, 28) i nad świątynią (zob. J 2, 15), oni wołają: „Nie, nie, nie!” Zamiast otworzyć się na obietnice Boże, dla których przyjęcia ten lud został wybrany i zachowany, przeciwnicy Jezusa zamykają się sami i również ludowi nakazują to zamknięcie (zob. J 9, 22). A przecież narzuca się jedyna możliwa droga: posłuchać, co On ma do powiedzenia, osądzić Jego słowa na podstawie Jego czynów, Jego cudów, które zakładają — jak zauważa niewidomy od urodzenia — że Bóg jest z Nim (zob. J 9, 30—33). Także Jezus sam na to wskazuje: „choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom” (J 10, 38). Należało się zgodzić na „wypełnienie” przez Boga, za którego gwarantów uważali się przeciwnicy Jezusa, i z tego powodu nie bardziej umiłować „chwałę ludzką aniżeli chwałę Bożą” (J 12, 43).

Jezus od początku ukazuje swym przeciwnikom podstawę ich sprzeciwu: nie chcą oderwać się od siebie, nawet gdyby uczynił to Bóg, podczas gdy istnieją jako lud właśnie po to, by być przykładem wyzwalającego wyzbycia się siebie! W rzeczywistości skonstruowali „system”, który pozwolił im ignorować Boże inicjatywy. „Gdyby jednak przybył kto inny we własnym imieniu, to byście go przyjęli” (J 5, 43). Jest to pokusa zamknięcia się w sobie. To wydany Bogu zakaz przekraczania tego, co już wiemy na Jego temat, a z czego tworzymy naszą domenę. Jezus dodaje: „Jak możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę, a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga?” (J 5, 44)

Postawiona przez Jezusa diagnoza odmowy wiary w Niego dotyczy płaszczyzny duchowej (odnosi się ona również do nas): sprzeciw wobec Chrystusa ma na ogół swe źródło w osobistym lub zbiorowym upodobaniu w nas samych. Sprzeciw ten może też wypływać z obawy, by Bóg nie stał się za duży w stosunku do tego, za kogo się uważamy lub kim chcielibyśmy być — tak jakby Bóg był naszym rywalem.

W rzeczywistości w ewangelicznym spotkaniu Jezusa jest też trudność, której sam Jezus jest świadom i którą On sam powinien odsłonić. To tu jest miejsce na znak Jonasza, proroczą przypowieść o Zmartwychwstaniu Chrystusa, wydarzeniu, które jedyne nadaje cały sens spotkaniu Jezusa.

ZNAK JONASZA

Fragment z Ewangelii według świętego Mateusza pozwala nam uchwycić decydujący moment ewangelicznego spotkania Chrystusa.

Historia Jonasza to powszechnie znane opowiadanie o opornym proroku, który musi doświadczyć wyrzucenia ze statku, by odnaleźć drogę swego posłannictwa wśród pogan (skądinąd został przez nich przyjęty zdumiewająco głęboko pod względem duchowym). W Ewangelii według świętego Mateusza Jezus zmienia to popularne opowiadanie w proroctwo dotyczące Jego samego i nazywa to „znakiem Jonasza”. Odwołuje się raz do przepowiadania Jonasza (zob. Mt 16, 1—4), drugi raz do faktu, że według biblijnego opisu Jonasz spędził trzy dni i trzy noce we wnętrzu morskiego potwora, symbolizującego tutaj otchłań śmierci (zob. Mt 12, 39—40). W pierwszym wypadku znak Jonasza oznacza w stosunku do Jezusa, że Jego przepowiadanie ma większą wagę niż Jego cuda, zaś w drugim wypadku — że Jego śmierć i Zmartwychwstanie będą w Jego Osobie pieczęcią Jego przepowiadania.

 

Przepowiadanie Jezusa jest ważniejsze niż Jego cuda

We fragmencie Mt 16, 1—4 widzimy przeciwników Jezusa, wiecznie niezadowolonych z tego, co On czyni, jak domagają się od Niego „znaku” na żądanie: powinien to być „znak na niebie”! Nieświadomie dołączają się w tym momencie do żądań „kusiciela”, który chciał, by Jezus — przez wzgląd na swoją godność mesjańską — rzucił się z narożnika świątyni (zob. Mt 4, 5—6). W obu tych przypadkach chodzi o pułapkę próżności: taki znak byłby bezużyteczny (co miałby udowodnić?), szkodliwy (odwiódłby objawianie się Jezusa od służby ludziom, jaką widzimy w odpowiedzi udzielonej wysłańcom Jana — zob. Mt 11, 4—5) i alienujący (podporządkowałby Jezusa osądowi tych, którzy Go negują i chcieliby, by był marionetką, a nie prorokiem — trochę tak jak Herod: zob. Łk 13, 32; 23, 8).

Jezus zatem nie podejmuje się tego. Żadnych znaków na niebie! Na ziemi i pośród swego ludu Jezus uczyni „znak Jonasza”, czyli najpierw „nawoływanie” (według Łk 11, 32), które ma doprowadzić współczesnych Jezusowi do tego „nawrócenia”, jakie w historii Jonasza stało się udziałem Niniwitów. „Oto tu jest coś więcej niż Jonasz” — mówi nam Jezus (Mt 12, 41). Z pewnością — jest tu Ten, którego misji niektórzy przywódcy ludu nie chcą uznać, a który z ust Piotra usłyszał wyznanie: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego” (Mt 16, 16). W tym wypadku Piotr potrafił „rozpoznać wygląd nieba i znaki czasu” (por. Mt 16, 3), którymi są Osoba, nauczanie i znaki Jezusa.

Mimo to w objawianiu się Jezusa istnieje rzeczywista trudność.

 

Ciemność, która pozostaje

Jezus powiedział do Piotra, który wyznał w Nim Syna Bożego: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie” (Mt 16, 17). Jak może On potwierdzać to wyznanie Jego boskiej natury, skoro jest całkowicie poddany, jak każdy inny człowiek, śmiertelności, pozwalającej mu zaliczać się do ludzi! Czy tego rodzaju boskie roszczenia nie są arbitralne albo wręcz bluźniercze? „Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga” (J 10, 33). Trudność ta nie jest pozorna, a ten ogromny paradoks istoty ludzkiej, która uważa się za Boga, powinien zostać usunięty! Błąd, a przynajmniej brak racji nieprzyjaciół Jezusa polega na tym, że uważają, iż nie jest On zdolny tego dokonać. Gdyby naprawdę zgodzili się poświęcić swą zarozumiałość, pozwalającą im uważać (jak uważał początkowo Nikodem, który jednak pozwolił się skorygować), że „wiedzą” wszystko, co robi lub może zrobić Bóg — wówczas otworzyliby się dzięki Jezusowi na „chwałę Bożą” (J 12, 43). Wówczas też oczekiwaliby, nie bez trudu (uczniowie zaznali tego trudu, nawet Piotr we fragmencie Mt 16, 22), że Jezus sam usunie ten paradoks. Jezus bowiem doskonale wie, że powinien go usunąć, i usunie go.

„Wie” to nie na podstawie wiedzy abstrakcyjnej i opisywalnej pojęciowo, lecz na podstawie wiedzy mesjańskiej, na mocy miłości Jego Ojca do ludzi oraz na mocy konsekwencji, które z tej miłości wynikają dla jego egzystencji; wie to również w sposób symboliczny, zakorzeniony w kulturze swego narodu. Jeśli bowiem, jak mówi, „sprzedają dwa wróble za asa, a przecież żaden z nich nie spadnie na ziemię bez woli Ojca waszego” (por. Mt 10, 29), który jest również i najpierw Jego Ojcem, to tym bardziej Jezus ma pewność, że — choć boi się śmierci, jak to widzimy w scenie konania (zob. Łk 22, 44; J 12, 27) — Jego życie i śmierć są i pozostaną w rękach Jego Ojca, któremu na krzyżu powierza się z pełną ufnością (zob. Łk 23, 46). Nie ma również wątpliwości, że to On pierwszy musiał ujrzeć swą śmierć w świetle Psalmu 16, w którym powiedziano, że Bóg „nie dozwoli, by wierny Jemu zaznał grobu” (por. Ps 16, 10). Słowa te odniesie do Jezusa Piotr w swojej pierwszej mowie do mieszkańców Jerozolimy, w poranek Pięćdziesiątnicy (zob. Dz 2, 27).

To właśnie o tej pewności, przeżywanej po synowsku, Jezus nam mówi, gdy stosuje do siebie drugie znaczenie „znaku Jonasza”, będące proroczą i jeszcze zakrytą odpowiedzią na niepewność tłumu oraz na zarzuty Jego nieprzyjaciół.

 

Znak Jonasza jako proroctwo Zmartwychwstania

W historii Jonasza jest bowiem coś więcej niż tylko to, co w wypadku Jezusa odnosi się do słuchaczy Jego przepowiadania i co wzywa ich do szczerego nawrócenia. Jest w niej coś jeszcze, co dotyczy — poprzez Jonasza — Jego własnej Osoby, a nie tylko Jego przepowiadania. Jezus bowiem mówi: „Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi” (Mt 12, 40). W ten sposób zatem to opowiadanie o Jonaszu wchłoniętym przez otchłań i wyrzuconym bez szwanku na brzeg, opowiadanie, które nam wydaje się nieprawdopodobne, Jezus stosuje do swej własnej Osoby. Z Jezusem stanie się w sposób rzeczywisty to, co stało się z Jonaszem w sposób symboliczny. Jonasz — niezależnie od prawdziwości jego historii — staje się proroczym symbolem Chrystusa. Jak to się dzieje?

Żaden z cudów Jezusa, mających zawsze w Bogu odniesienie, a nawet żadne z Jego słów, mówiących jedynie o tym, kim jest On sam, nie może wyrazić całkowicie prawdy, którą Jezus głosi, ani niezbadanej głębi tego, kim On jest — On, „Syn człowieczy”, czyli Mesjasz i Syn Boży. Kiedy bowiem mówi na przykład: „Jeśli kto zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki” (J 8, 51), mówi to jako istota śmiertelna, co wydaje się pozbawiać Jego wypowiedź siły, więcej: czynić ją „bluźnierczą”! Wydaje się, że Jego nieprzyjaciele mają dobry argument, stawiając Go w jednym rzędzie z Abrahamem i największymi prorokami, którzy przecież także pomarli (zob. J 8, 52—53)! Ukamienowanie lub krzyż, w każdym razie należy zadać śmierć temu „opętanemu” (J 8, 48), by wreszcie zamilkł i by Mu udowodnić, że jako członek świętego ludu zasługuje na śmierć. „My mamy Prawo, a według Prawa powinien On umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem Bożym” (J 19, 7).

Jezus wie od dawna, dzięki wiedzy, którą opisaliśmy wyżej, że pisana jest Mu okrutna śmierć, lecz wie też, że w tej śmierci Ojciec otoczy Go chwałą (zob. J 8, 54), nawet jeśli w samej chwili śmierci poczuje się „opuszczony” (por. Mt 27, 46). W sposób po ludzku niewyobrażalny, bo mający swe źródło we wszechmocy Jego Ojca, Jezus „wie”, że na zawsze zostanie ocalony od śmierci; On sam wyrwał śmierci Łazarza, jednak tylko na pewien czas (zob. J 11, 43—44). Stąd wynika konieczność, albo raczej obowiązek bycia przygotowanym na śmierć (zob. Mk 8, 31), którą nazywa swoją „godziną” (J 12, 23 i 27), a zatem bycia pogrzebanym, jako „Syn Człowieczy”, „w łonie ziemi”, lecz na „trzy dni i trzy noce” (Mt 12, 40). Będzie to preludium zmartwychwstania, które pozwala przeczuć i wyrazić symbolicznie historia Jonasza.

A zatem „znak Jonasza” nie jest dla Jezusa jedynie znakiem przepowiadania, dotyczącym wszystkich jego cudów, lecz jest Mu on niezbędny, by mógł powiedzieć, że dopiero w swej śmierci będzie mógł objawić nieskończoną głębię swego przesłania i — bardziej jeszcze — swej Osoby. W ten sposób, w ewangelicznym spotkaniu Jezusa, odnajduje swe miejsce fundamentalna rola przepowiadania, odwołującego się do absolutnie objawiającej roli śmierci i Zmartwychwstania.

 

DLA DALSZEJ REFLEKSJI

„Nieznajomość Ewangelii jest nieznajomością Chrystusa”7

1. Czy wasza postawa jest bliższa wahaniu tłumu lub sprzeciwowi nieprzyjaciół Jezusa? Dlaczego tak lub dlaczego nie? Porównajcie wasze wyjaśnienia z tymi, które odnajdujecie w Ewangelii.

2. Przeczytajcie ponownie historię Jonasza (Księga Jonasza, rozdziały 1—3) i odkryjcie znaczenie tego opowiadania, posługując się wprowadzeniem do tej Księgi z Biblii Tysiąclecia lub Biblii Poznańskiej.

3. W jaki sposób Jezus przekształcił to opowiadanie w przypowieść o swoim przepowiadaniu, a nawet o swoim Zmartwychwstaniu? Jaką rolę może odgrywać ten fragment Ewangelii w pogłębieniu waszego przywiązania do osoby Jezusa i w przerwaniu waszego milczenia na temat Jego Męki i Zmartwychwstania?

 



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama