Ja nie byłam w kościele, bo u nas były święta...

Narzekamy, że połowa ludzi nie chodzi do kościoła. Być może problemem jest zanik poczucia wspólnoty i prywatyzacja wszystkiego

Ja nie byłam w kościele, bo u nas były święta...

Dzisiaj narzekamy, że połowa ludzi nie chodzi do kościoła, dzieci też chodzi niewiele. Często mówią: „Mamo, nie idę do kościoła, nie idę na religię”. A jak trochę starsze: „To moja prywatna sprawa! Ty mi się w to nie wtrącaj!”. Chłopak lub dziewczyna czternasto-, piętnastoletni mają czelność powiedzieć matce lub tatusiowi: „To jest moja prywatna sprawa”. A może będzie jego prywatną sprawą także jedzenie, mieszkanie, ubieranie się, proszę bardzo, załatwiaj sobie sam. Przecież rodzice, ochrzciwszy dziecko, biorą na siebie odpowiedzialność, że wychowają je na chrześcijanina.

Pamiętam, że u nas w domu tego, co tata powiedział, nie poddawało się żadnej dyskusji. Nie wyobrażam sobie, żeby rodzonemu ojcu powiedzieć: „Nie”. Tata powiedział, to amen. Z mamusią jeszcze można było negocjować.

Tak samo i tutaj musimy poddać się pewnym prawom. Jesteśmy w Kościele, w tej wspólnocie, i jeżeli nie jest to nam narzucone, lecz uwierzymy miłości, to idąc na mszę, przychodzę do kogoś, kto mnie kocha. Ważne jest przypominanie, że Jezus nas kocha — Zmartwychwstały, który jest obecny w Piśmie, w Eucharystii, w ludziach.

A jeżeli dziecko małe nic nie rozumie, nie wie, dlaczego się wstaje, dlaczego się siada, dlaczego się klęka, nie wie, co ksiądz mówi, nie rozumie kazania, nie rozumie słów śpiewanych pieśni i każą mu siedzieć cichutko, to nudzi się i zmuszanie go do tego powinno być karane. Powinniśmy wytłumaczyć dziecku, że jest tu Ktoś, Kto go kocha, a dziecko małe uwierzy prędzej, jeśli najpierw dowie się o miłości, a nie o nienawiści.

Kiedyś byłem z wizytą i siedzimy wieczorem, rozmawiamy, a mały Jasio poprosił, żebyśmy odmówili teraz pacierz, wszyscy, „razem z księdzem”. Nie ksiądz, ale sześcioletni Jasio poprosił i klęknęliśmy do pacierza. Innym razem — dzieci miały religię jeszcze przy parafii — żegnamy się, bo się gdzieś spieszyłem, a mała Monika dopytuje: „A do kościoła?”. Wszyscy więc poszliśmy do kościoła. Tutaj opowiadali, że mała dziewczynka przyszła z drugą do kościoła i ta mądrzejsza tłumaczyła: „O, tu Pan Jezus. Widzisz, jak Go prowadzą?”.

To jest życie. A niektórzy z niego rezygnują, bo „czarni się czepiają”, albo bo „po czerwonej mamy czarną ideologię”. Czasem jest msza św., ale tak od przypadku do przypadku, raz przyjdę, raz nie przyjdę. Nowy ksiądz przyszedł do parafii podwarszawskiej, chodzi po kolędzie i słyszy: „Tak raz, dwa razy w miesiącu jesteśmy w kościele, tak nam wystarcza”. A ksiądz uśmiechnięty mówi: „To zbierzcie trzydzieści osób i załóżcie Kościół, zarejestrujcie go w urzędzie i ułóżcie sobie takie przykazanie, że raz na dwa tygodnie chodzimy do kościoła, bo w Kościele katolickim w każdą niedzielę jest się na mszy. W ten sposób święci się dzień święty. Jeśli chcecie inaczej, to bardzo proszę, ale to nie jest już w pełni Kościół katolicki”.

Pani katechetka pyta dzieci, jak tam święta i czy były na Mszy a jedna dziewczynka odpowiada: „Ja nie byłam w kościele, bo u nas były święta”. Poproszono księdza do chorej osoby, ale tak późno, że zanim ksiądz przyszedł, to tan pan umarł. Kapłan go namaścił i rozgrzeszył warunkowo. Zwrócił też rodzinie uwagę: „Słuchacie, trzeba było wcześniej, wiedzieliście, co się dzieje”.

Innym razem pani domu odpowiada: „Na górze leży nasza krewna, starsza osoba, słabo się czuje, to może ksiądz pójdzie do niej”. Poszedł, rzeczywiście była potrzeba, wyspowiadał, namaścił i mówi: „Proszę pani, proszę tam przygotować wszystko, a ja skoczę do kościoła i przyniosę jej Komunię św.” — „Niech się ksiądz nie fatyguje, jak mam tu opłatek z Bożego Narodzenia, odłamię kawałek, to ksiądz jej da”. Brak wiedzy o religii, a przecież pobożna kobieta...

Nas, księży, ciągle uczą: „Mówcie językiem zrozumiałym, bądźcie świadkami, żeby ludzie patrząc na was, rozmawiając z wami, widzieli, co sensowne, że Jezus to nie abstrakt, to nie jest tylko obrazeczek”. To za mało. To nie jest do dzisiejszego człowieka. Staramy się, jak możemy, jedni lepiej, inni gorzej, według możliwości, zaangażowania, łaski Bożej. Tak samo przekazujemy dalej. Tylu katolików, tylu wciąż w Kościele, a u wielu wciąż taka mała wiedza.

W blogu, który prowadzę, niewierzący atakują Kościół: „Co wy wiecie katolicy? Od kościołka, od opłatka do jajeczka, poza tym nic!”. Niestety, w wielu przypadkach mają rację, u wielu jest coś więcej, ale u wielu nie ma. Przemyślmy, jak czujemy religię, jak czujemy Chrystusa. Dobrze, że przyszedłem do kościoła, ale dobro trzeba robić dobrze, żeby ono dało sobie radę ze złem, które jest doskonale robione. Dzisiaj zło jest bardziej mądre i sprytne od tego zła robionego w czasach komunistycznych, które było bardziej toporne, łatwe do odkrycia. A dzisiaj wciska się na różne sposoby. Dawniej było wprost powiedziane: „Nie wolno”, a dzisiaj mówią: „Wolno, ale po co, nie wygłupiaj się”. Żyje się tak, jakby Boga nie było.

A na ogół narzekamy, że nie jest dobrze, coraz gorzej niekiedy. Dawniej trzymano mocno za buzię, była milicja, terror, ale rodzina mogła wypuścić córkę na ulicę o godzinie jedenastej w nocy i nic się jej nie stało. A dzisiaj wszystko wolno, ale broń Panie Boże od niebezpieczeństw, osiedla się zamyka, bandyci grasują tacy i owacy. Co to za wolność? A jak sobie narzucić, z miłości, pewne rygory, sposoby postępowania w oparciu o cotygodniową Mszę św., żeby jednak oblicze tej ziemi się naprawiało? Bóg daje łaskę, wykorzystujmy ją i to róbmy, co jest w naszej możliwości.

Leon Knabit OSB, Świętość zaczyna się zwyczajnie... Od uśmiechu! Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama