Niewidoczność kobiet

Statystyki i badania potwierdzają oddalanie się młodych kobiet od Kościoła. Kryzys powołań do zakonów żeńskich jest faktem. Czy powodem może być to, że we współczesnym Kościele praca kobiet jest niedoceniona?

Niewidoczność kobiet

Podczas gdy statystyki i badania potwierdzają oddalanie się młodych kobiet od Kościoła, a kryzys powołań żeńskich staje się coraz poważniejszy, przede wszystkim w odniesieniu do zgromadzeń życia czynnego, wydaje się, że parafie funkcjonują jedynie dzięki wolontariatowi kobiecemu. To bowiem kobiety w średnim wieku lub zdecydowanie starsze zajmują się katechizacją, opieką społeczną, a często także aspektami ekonomicznymi i biurokratycznymi życia parafialnego. Niewielka armia kobiet, które poczynając od tradycyjnej roli współpracownic w dbaniu o miejsce kultu i o miejsca z nim związane, poszerzyły swoje działania na dziedziny życia parafialnego wymagające znacznie większych kwalifikacji, przede wszystkim nauczanie katechizmu.

Ta znacząca obecność kobiet, która stała się już istotna dla funkcjonowania Kościoła na danym terytorium, skłania do myślenia. Wyciągnął z tego potrzebne i możliwe wnioski Giuliano Zanchi w ostatnim numerze „Rivista del clero italiano” (Czasopismo włoskiego duchowieństwa), proponując, właśnie w oparciu o tę nieodzowną już współpracę, aby w życiu Kościoła przyznać szersze miejsce w zakresie decyzyjnym i doradczym kobietom.

Gdy spojrzeć na dane, o których była mowa na początku, propozycja ta w oczach wielu kapłanów może wydawać się śmiała. W rzeczywistości jest bardzo spóźniona, może za bardzo, aby zapewnić Kościołowi współpracę młodych kobiet.

Niewątpliwie intencja ks. Zanchiego jest dobra, a wręcz doskonała, lecz tego, że jego tekst jest spóźniony w stosunku do rzeczywistości, dowodzi także inny fakt: w swoim artykule nie przytacza ani jednej książki napisanej przez kobietę, choć z pewnością je zna, lecz tylko eseje mężczyzn, jak Armando Matteo i Ivan Illich. Jest co najmniej ciekawe, że podejmując temat, na który kobiety napisały ogromnie dużo — rozpatrując tę kwestię ze wszystkich punktów widzenia i wysuwając liczne konkretne propozycje zmiany — nie nawiązuje się do żadnej z nich, lecz mowa jest raczej o książeczce o charakterze socjologicznym oraz o interesującym studium antropologicznym (lecz starym o pół wieku), obydwu napisanych przez mężczyzn. Jest to fakt znamienny, który wiele mówi o niewidoczności kobiet w świecie duchownych. I ujawnia także postawę, która, choć zamaskowana, jest nieuchronnie paternalistyczna. Tak jak paternalistyczny jest końcowy wniosek: kobiety są podporą parafii, a zatem zasługują na to, by brać je pod uwagę.

Trzeba jednak zrozumieć, dlaczego kobiety nie zostały zacytowane. Teolożek jest już wiele — obecne są już nie symbolicznie również w Międzynarodowej Komisji Teologicznej — i mówią otwarcie, że skoro „Bóg stworzył ich mężczyzną i kobietą”, czyniąc ich „na swój obraz i podobieństwo”, to wizerunek Boga jest także żeński. A interpretacja tekstów sakralnych przez wiele uczonych kobiet, katoliczek i protestantek, ale także bardziej uważniejszych uczonych mężczyzn, doprowadziła do odkrycia na nowo nieuwzględnianego do tej pory aspektu, choć jest on widoczny dla wszystkich: rewolucyjnej postawy Jezusa względem kobiet oraz ich nadzwyczajnego znaczenia w Ewangeliach.

W rzeczywistości w ostatnich dziesięcioleciach w kulturze chrześcijańskiej doszło do prawdziwej rewolucji kulturowej, której nie można już ignorować, a która całkowicie zmienia od podstaw rolę kobiety. Kobiety mają wszelkie prawa uczestniczenia na równych zasadach w życiu Kościoła.

Szkoda, że nic z tej rewolucji nie dociera do seminariów; szkoda, że homilie kapłanów, często jałowe i nudne, nigdy nie uwzględniają tych nowości; szkoda, że w czasie katolickich studiów uniwersyteckich egzegezę kobiecą porusza się zawsze w sposób marginalny i fakultatywny, o ile w ogóle.

Tak więc dopóki nie będzie kobiet uczących w seminariach i dopóki przyszli księża nie będą mieli sposobności kontaktów z postaciami kobiecymi cieszącymi się autorytetem i mądrzejszymi od nich, relacja między kobietami i księżmi pozostanie zawsze naznaczona paternalizmem. Ten paternalizm jest już nie do przyjęcia w oczach współczesnych młodych kobiet.

Przyznanie kobietom należnej roli w życiu Kościoła nie oznacza jednak tylko promowania tych najlepiej przygotowanych i zasłużonych, oznacza także eliminowanie tych wszystkich form niewolniczej służby — sam Papież Franciszek mówił o pomieszaniu służby i posługiwania — do którego przede wszystkim zakonnice są przeznaczane.

Nie jest ich mało: bardzo wielu biskupów i prałatów, a także wielu proboszczów ma do swoich posług zakonnice, niemal zawsze pochodzące z krajów Trzeciego Świata, które pomagają im w codziennym życiu. Może nie byłoby nic złego w tym, gdyby te siostry jadły przy tym samym stole co księża, również wtedy, gdy są goście, i były przedstawiane jako należące do „rodziny”, a nie były tylko niemymi i cichymi służącymi. Poza tym w seminariach wiele zakonnic wykonuje prace domowe, w związku z czym klerycy mają na co dzień do czynienia tylko z kobietami, które ich obsługują — ten model utrwali się im na całe życie.

We wrześniowym numerze „donne chiesa mondo” — „kobiety kościół świat”, który można przeczytać na portalu „L'Osservatore Romano — dobry wywiad z dwiema zakonnicami z Sardynii, początkowo wyznaczonymi do posługi w seminariach, które następnie „awansowały” stając się kierowniczkami duchowymi i postaciami odgrywającymi niepoślednią rolę także w nauce seminarzystów, pokazuje, że wiele zakonnic mogłoby odgrywać te role, przypominając i ucząc swoim przykładem, że Jezus oddawał się na służbę ludzkości. I nie zabiegał z pewnością o osobiste uznanie i władzę.

Miejsce dla kobiet można znaleźć bez wielu rewolucji. Gdy chodzi o organy Kurii Rzymskiej, nie wydaje się niemożliwe znalezienie rozwiązań, aby przezwyciężyć normy prawne, które są oparte na przyzwyczajeniach niekiedy nawet nie tak bardzo starych, poszerzając stopniowo przestrzeń dla obecności laikatu w świecie, który bardzo się sklerykalizował w czasach dość niedawnych.

Skandalicznej marginalizacji kobiet konsekrowanych — które stanowią 80% liczby wszystkich osób zakonnych — można by zaradzić, zwiększając funkcje w instytucjach już istniejących. W każdym kraju istnieją już organy, które łączą żeńskie zgromadzenia zakonne: dlaczego nie przyznać im więcej miejsca i ról decyzyjnych bardziej konkretnych w porozumieniu z konferencjami episkopatów? Byłoby to minimum w stosunku do kobiet, które przez swoją działalność i swoją modlitwę podtrzymują Kościół. I to samo można by przemyśleć na szczeblu centralnym, w Rzymie.

Wprowadzenie kobiet jako wykładowców w seminariach, przezwyciężenie najbardziej klerykalnych zasad, lepsze wykorzystywanie już istniejących instytucji: nie są to z pewnością środki rewolucyjne, ale mogłyby coś zmienić. Pod warunkiem naturalnie, że chce się skończyć z mentalnością, która utwierdza wewnętrzną służalczość, zupełnie inną od służby.

I oczywiście pod warunkiem, że kobiety nie będą już traktowane jako niewidoczne. Efektem jest wspomnienie w związku z tym tematem raczej starej książki Illicha — która zresztą wcale nie dotyczy kwestii roli kobiet w Kościele — niż tekstów autorstwa samych kobiet. Może również w celu ich przedyskutowania, sprzeciwienia się, skrytykowania. To wszystko jest lepsze od milczenia, które neguje istnienie i głos, przemieniając nieuchronnie każdą propozycję, choćby znakomitą, w posunięcie o charakterze paternalistycznym. I przede wszystkim, jak już zostało powiedziane, już po czasie.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama