Od "Wśród nocnej ciszy" do "Bóg się rodzi"

Przedmowa do Homilii Bożonarodzeniowych Jana Pawła II

Jan Paweł II, Homilie na Boże Narodzenie
Instytut Jana Pawła II KUL 2007
978-83-925202-2-1


„Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi”. Czyj głos? Tyle przecież różnych głosów można słyszeć nocą.

Czy jest jednak w Polsce ktoś, kto by nie wiedział — a przynajmniej o tym nie słyszał — o jaki głos tu chodzi? O tym głosie każdy słyszał już jako dziecko w rodzinnym domu, wraz z tym, jak uczył się od swoich rodziców ojczystej mowy. Wsłuchajmy się i teraz — ośmielam się o to prosić — w słowa, które pozostawił nam nieznany autor tej właśnie kolędy. Dodajmy, że jest to kolęda, którą w całym naszym kraju, w Polsce, rozpoczynamy o północy pasterkę, obwieszczając wszem niesłychaną wieść, którą nie można się nie zdumieć. Tę kolędę śpiewali w Wadowicach — podobnie jak w tylu polskich rodzinach — swojemu dziecku rodzice. Słyszał ją od najmłodszych lat ten, który później ową tajemnicę Wcielenia po wielekroć dogłębnie wyrazi jako myśliciel, poeta i kapłan.

„Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi:
Wstańcie, pasterze, Bóg się wam rodzi!
Czym prędzej się wybierajcie,
Do Betlejem pośpieszajcie
Przywitać Pana.

 

Poszli, znaleźli Dzieciątko w żłobie
Z wszystkimi znaki, danymi sobie.
Jako Bogu cześć Mu dali,
A witając zawołali
Z wielkiej radości:

Ach witaj, Zbawco, z dawna żądany,
Cztery tysiące lat wyglądany
Na Ciebie króle, prorocy
Czekali, a Tyś tej nocy 
Nam się objawił.

 

I my czekamy na Ciebie, Pana,
A skoro przyjdziesz na głos kapłana,
Padniemy na twarz przed Tobą,
Wierząc, żeś jest pod osłoną
Chleba i wina”.

Jakże on musiał przeżywać te słowa, odkąd sam stał się owym kapłanem, na którego głos czekali w noc wigilijną ludzie na całym świecie. A przecież nie będzie chyba przesady w stwierdzeniu, że to w polskich kolędach właśnie Jan Paweł II szukał inspiracji — i ją znajdował! — aby najpiękniej i najgłębiej przekazać Rzymowi i światu — Urbi et orbi — tajemnicę Wcielenia.

Zanim jednak pośród „nocnej ciszy” Bożego Narodzenia, w majestacie rzymskiej bazyliki, jako następca Piotra, ukazywał — słowem i liturgicznymi sakramentalnymi znakami — Tego, który „nam się objawił” i oto stał się i jest wśród nas obecny „pod osłoną chleba i wina”, wcześniej wraz ze swymi domownikami zasiadał do zakorzenionej od wieków w polskiej tradycji wieczerzy wigilijnej. Przywoływał wtedy słowa Łukaszowej Ewangelii:

„Nie bój się, trzódko mała, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze” (Łk 12, 32-34).

Dlaczego te słowa właśnie? Czyż nie dlatego, że sam się czuł ich adresatem? Wszak skierowane one zostały do Apostołów, a przecież on sam jako papież szedł ich śladem na cały świat — ku zaskoczeniu i zadziwieniu wielu: „Dlaczego tak wciąż włóczysz się po świecie, zamiast siedzieć u nas w Rzymie?” — zapytał go odważnie w jednej z rzymskich parafii mały chłopiec. „Dlatego, że jestem posłany do wszystkich, a cały świat nie jest tu, w Rzymie” — odpowiedział chłopcu Papież. Szedł jako apostoł z tym jednym przesłaniem, że „Bóg się nam rodzi”, że dla naszego zbawienia człowiekiem się stał, jakby każdemu z ludzi chciał przypomnieć Augustynowe: „Factus est Deus homo, ut homo fieret Deus”. I może właśnie dlatego tak niezwykle bliskie mu były słowa Chrystusa zapisane przez Łukasza:

„Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie! A wy [bądźcie] podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie” (Łk 12, 35-38).

Ojciec Święty w sposób, który może wielu zaskakiwać, a przecież nie powinien dziwić nikogo, łączył tę wieczerzę na progu nocy Bożego Narodzenia z tą, którą zwykliśmy nazywać Ostatnią — przed męką, śmiercią i zmartwychwstaniem Chrystusa. Tak oto Gospodarz wieczerzy z wigilijnym opłatkiem w ręku, podchodząc do każdej z siedzących przy stole osób, sam stawał się tym, który „przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał”. Czyż nie stawał się wtedy dla nas w szczególny sposób samego Chrystusa Namiestnikiem? I czy stół, na którym przed każdą osobą leżał biały opłatek, nie stawał się dla nas betlejemskim żłóbkiem — Domem Chleba? A poza tym czy nie stawał się sam symbolem stołu Wieczerzy Pańskiej — Eucharystii? Gdy patrzyłem na Ojca Świętego, który stojąc, mówił do nas zgromadzonych przy stole, sam siebie pytałem: kto właściwie do nas mówi? Czyż nie mówi poprzez niego sam Chrystus? Czyż nie mówią obaj: Chrystus i Jego Apostoł?

Kiedy o północy Ojciec Święty szedł do ołtarza w Bazylice św. Piotra, wszystko to miało się niejako powtórzyć — łącznie z tym, że do kolęd śpiewanych przy papieskim wigilijnym stole w bazylice dochodziła czasem jeszcze jedna: majestatycznie brzmiący pośród murów bazyliki polski polonez Bóg się rodzi. Miało się więc to wszystko powtórzyć, ale już w całej pełni sakramentalnych gestów — przy stole Eucharystii — którym towarzyszy słowo Chrystusa. Tak oto słowo wypowiedziane do nas zgromadzonych przy wigilijnym stole, wokół betlejemskiego żłóbka z Dzieciątkiem, było jak gdyby preludium do słowa wypowiedzianego do wszystkich zgromadzonych wokół ołtarza Chrystusa w rzymskiej bazylice i tych, którzy w różnych miejscach globu trwali w oczekiwaniu „na głos kapłana”, by pośród „nocnej ciszy” rozpalić światła dla ludu całego świata.

Nie słyszałem pierwszej bożonarodzeniowej homilii Jana Pawła II, przeczytałem ją później. Z miejsca urzekła mnie jej zwięzła i zarazem bogata treść. Odtąd, ilekroć słuchałem pozostałych — a słyszałem je wszystkie, z wyjątkiem tych pamiętnych świąt Bożego Narodzenia, kiedy w Polsce wprowadzono stan wojenny — zapisywały się one w mej świadomości jako wielkie wariacje na ten jeden niewyczerpany temat, w muzyce — przynajmniej od czasów Jana Sebastiana Bacha — passacaglią zwane: „Wstańcie... Bóg się wam rodzi!” — „Factus est Deus homo, ut homo fieret Deus!

Ks. prof. Tadeusz Styczeń

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama