Okrętem przez pustynię, czyli o procesji wejścia i naszym pielgrzymowaniu

Jaki jest sens procesji wejścia podczas Eucharystii?

Kiedy zaczyna się Msza św.? Ci, którzy ciągle mają problemy z punktualnością powiedzą, że najważniejsze, by zdążyć na konsekrację. Inni – bardziej poprawni – że wszystko zaczyna się od znaku krzyża. Ale właściwie początkiem Mszy św. jest już procesja na wejście. Najczęściej jednak umyka ona naszej uwadze, choć nierzadko z tego powodu, że jest ona celebrowana niedbale. Warto jednak, wbrew starym przyzwyczajeniom, przyjrzeć się bliżej temu obrzędowi, gdyż przekazuje nam ona wiele ważnych treści. Mogą one być bardziej widoczne, gdy wejście kapłana z asystą dokonuje się w sposób uroczysty, przez całą długość kościoła, z krzyżem, świecami i kadzidłem (obraz takiej procesji warto mieć przed oczami w trakcie czytania tego artykułu), ale znaczenie procesji na wejście nie zmienia się, nawet gdy jest ona zwykłym funkcjonalnym wyjściem z zakrystii trwającym kilka sekund.


W drodze do domu

O czym więc mówi nam ta procesja? Po pierwsze przypomina nam, że nasze życie jest nieustanną pielgrzymką. Wszyscy jesteśmy ciągle w drodze krocząc powoli przez kolejne dni naszej codzienności. Ciągle doświadczamy tego, że nasze życie nie osiąga tu na ziemi swojego kresu, że musi być coś więcej. Doświadczamy tego, gdy odchodzi ktoś nam bliski, gdy patrzymy na ludzkie cierpienie, gdy spotykamy ludzi w podeszłym wieku, którzy z pokojem, a czasem i z pewnym zniecierpliwieniem oczekują na ostatnią chwilę życia. I tu objawia się nasza chrześcijańska nadzieja, gdyż owa wędrówka ma określony kierunek i cel. Tak, jak procesja rozpoczynająca celebrację Mszy św. zmierza ku ołtarzowi, tak nasze życie zmierza ku Chrystusowi. Idziemy przez naszą codzienność, by spotkać się z Nim przy końcu naszych dni. Niezależnie, czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy o tym pamiętamy, mimo różnych zawirowań jakich doświadczamy w życiu, ono zawsze zmierza w określonym kierunku – do spotkania z Chrystusem.

Charakter i sens naszej pielgrzymki wyraża również strój idących w procesji sług ołtarza, którzy reprezentują całe zgromadzenie przed Panem. Musimy pamiętać, że ubiór który nosimy to nie tylko funkcjonalna ochrona przed chłodem, czy deszczem. Przez to, co nosimy, wyrażamy nasze wnętrze. Wyrażamy to, jacy jesteśmy, albo jacy chcielibyśmy być. Aby się o tym przekonać, wystarczy choć przez chwilę poobserwować jak sposób zachowania się ludzi doskonale współbrzmi z ich strojem. Zatem wszyscy zmierzający do ołtarza są odziani w białe szaty – alby lub komże – zarówno kapłani, jak i cała asysta. Ten strój przypomina nam o białej szacie, w którą zostaliśmy przyobleczeni na chrzcie św. Był to znak, że od tamtej chwili staliśmy się nowym stworzeniem, uwolnionym z niewoli grzechu. Biała szata zapowiada ponadto chwałę, jaką po zmartwychwstaniu chcemy dostąpić. Mówi o tym wizja św. Jana z Apokalipsy: „Odziani w białe szaty, a w ręku ich palmy (...) To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili” (Ap 7, 9.14). Skoro więc chrzest uczynił nas dziećmi Bożymi, to tylko w domu Ojca będziemy naprawdę „u siebie”. Tymczasem „jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka od Pana” (2 Kor 5, 6). Krocząc więc przez naszą codzienność pragniemy dotrzeć do domu naszego Ojca. (Więcej na temat znaczenia białej szaty oraz chrztu jako początku naszego pielgrzymowania można znaleźć w artykule „Ochrzcili mnie i nie wiem kim jestem!).


Nie jesteśmy sami

Jednak w tej naszej wędrówce przez życie nie jesteśmy sami. Pielgrzymujemy przez życie wraz z naszymi rodzinami, przyjaciółmi, znajomymi, dzieląc z tymi, którzy nam towarzyszą wszystkie radości i smutki. Każdy z nas ma swoją własną drogę do Boga, ale nasze drogi nieustannie się przeplatają i łączą tak ściśle, że pielgrzymujemy do domu Ojca jako wspólnota, jako Kościół. Dobrze wyraża to pieśń na wejście. Wszyscy śpiewamy jedną i tę samą pieśń, co wyraża, iż kierunek i cel naszego kroczenia jest wspólny – jest nim Chrystus. Jednak każdy z nas śpiewa na miarę swoich własnych możliwości, a jak sami wiemy z doświadczenia są one bardzo różne. Śpiew ukazuje naszą różnorodność, która jednak nie przeszkadza, lecz buduje. W naszym śpiewie i kroczeniu do Boga potrzebujemy siebie nawzajem. Jeśli ktoś z nas osłabnie, ma gorszy dzień albo nawiedziła go zwykła chandra, może szukać oparcia we wspólnocie. Może oprzeć się na jej śpiewie, on go będzie niósł. Podobnie jest z naszym pielgrzymowaniem. Lecz z drugiej strony pojawia się duży problem, gdy ktoś z nas nie chce śpiewać i pielgrzymować. Doświadczenie uczy, że bardzo szybko odczuwamy ten brak...

Kapłan kroczący w procesji na wejście jest już ubrany w szaty liturgiczne. Nie jest on już prywatną osobą - reprezentuje samego Chrystusa, który jest obecny „w osobie odprawiającego, gdyż Ten sam, który kiedyś ofiarował się na krzyżu, obecnie ofiaruje się przez posługę kapłanów” (Sacrosanctum Concilium 7). Pokazuje tym samym, że razem z nami w wędrówce naszego życia idzie sam Chrystus. Czasami Go nie rozpoznajemy, bo twarz ma bardzo podobną do człowieka, którego znamy z naszej zwykłej codzienności, ale On ciągle z nami jest. Nie przygląda się biernie temu, co się w naszym życiu dzieje, lecz idzie z nami, wspiera nas, pomaga, otacza opieką. Jest tak blisko i tak nieodłącznie, jak nasz cień: „On nie pozwoli zachwiać się Twej nodze, ani się zdrzemnie Ten, który cię strzeże. Oto nie zdrzemnie się ani nie zaśnie Ten, który czuwa nad Izraelem. Pan cię strzeże, Pan twoim cieniem” (Ps 121, 3-5). Musimy więc pamiętać, że spotykamy Chrystusa nie tylko w tabernakulum, gdy przychodzimy na modlitwę do kościoła. Całe nasze życie jest przestrzenią Jego działania i miejscem spotkania. Potrzeba jednak dużo ciszy i spokoju, by dostrzec Jego dyskretną obecność. Pięknie mówią o tym słowa hymnu brewiarzowego: „Pomiędzy nami idziesz, Panie \ Po kamienistej drodze życia \ I słuchasz słów zrodzonych z lęku \ Przed jutrem pełnym tajemnicy. \ Już dzień się chyli na zachodzie \ Wieczorny mrok spowija ziemię \ Pozostań z nami, wieczne Światło \ Na Twą obecność otwórz serca” (Liturgia Godzin, t. II, s. 421-422).


Kosztując Nieba

Bóg nie tylko towarzyszy nam w wędrówce, ale również ukazuje właściwą drogę, byśmy nie zgubili się pośród świata. Prowadzi nas, podobnie jak kiedyś w słupie obłoku i ognia wyznaczał kierunek Izraelitom wędrującym przez pustynię pełną niebezpieczeństw. Przypominają to dymiąca kadzielnica i płonące świece niesione na czele procesji, mówią o tym także słowa prefacji V Modlitwy Eucharystycznej A: „Ty nie zostawiasz nas samych na drodze życia, pośród nas żyjesz i działasz. Twoją potężną mocą prowadziłeś lud błądzący na pustyni, a dziś przenikasz swój Kościół, pielgrzymujący po świecie, światłem i mocą swojego Ducha”.

Jednak działanie Chrystusa w naszej pielgrzymce ku niebu sięga o wiele dalej. On niecierpliwi się, a Jego wielka miłość przynagla Go, by już teraz spotkać się z nami. Nie tylko towarzyszy nam w wędrówce i wskazuje drogę, ale już teraz chce nam dać zadatek tego, co nam przygotował w domu Ojca. Nie chce czekać aż tak długo, dlatego daje nam Siebie samego w Eucharystii. Nie bez powodu nazywana jest ona „przedsmakiem nieba” oraz „bramą otwartą do nieba”. Właśnie w czasie Mszy Świętej doświadczamy poprzez znaki sakramentalne tego, co w pełni i z całą intensywnością stanie się naszym udziałem w niebie. Trafnie wyraża to przypisywana św. Tomaszowi antyfona na Uroczystość Bożego Ciała: „O święta Uczto, na której przyjmujemy Chrystusa, odnawiamy pamięć, Jego Męki, dusze napełniamy łaską i otrzymujemy zadatek przyszłej chwały”.

Okrętem przez pustynię, czyli o procesji wejścia i naszym pielgrzymowaniu

Jezus daje nam samego siebie również po to, aby nas posilić i umocnić w naszej trudnej wędrówce. Przecież każdy z nas doświadcza zniechęcenia i zmęczenia. Izraelici na pustyni otrzymywali mannę, przepiórki i wodę ze skały, by nie ustali w drodze. Nas Pan karmi swoim Ciałem, abyśmy mogli dotrzeć do upragnionej chwały zbawionych. Tę prawdę wyraża modlitwa po komunii z Uroczystości Wszystkich Świętych w słowach: „Boże, tylko Ty jesteś święty i Ciebie wielbimy jako jedyne źródło świętości wszystkich zbawionych, spraw, abyśmy z pomocą Twojej łaski osiągnęli pełnię miłości i od Uczty eucharystycznej, która nas podtrzymuje w doczesnej pielgrzymce, mogli przejść na ucztę w niebieskiej ojczyźnie”.


Przechodząc ciemną doliną

Wróćmy jeszcze na chwilę do Izraelitów. Ich droga przez pustynię, chociaż dokonywała się w Bożej obecności, nie była oczywiście sielanką. Był to czas trudów, niebezpieczeństw i walki. Naród wybrany cierpiał z powodu ataków nieprzyjaciół oraz warunków życia na pustyni. Także nasza pielgrzymka odbywa się w większości przez „dolinę łez”. Doskonale zdawali sobie z tego sprawę chrześcijanie pierwszych wieków żyjący pod ciągłą groźbą prześladowań. Św. Augustyn poucza: „aż do końca wieków kroczy Kościół naprzód wśród prześladowań ze strony świata i pocieszeń ze strony Boga”. Koniec epoki prześladowań wcale nie zmniejszył trudów pielgrzymki. „Gdy bowiem zewnętrzni nieprzyjaciele przestają się srożyć” - wyjaśnia Augustyn - „to i wtedy jednak wewnątrz Kościoła znajdzie się znaczna nawet liczba takich, którzy serca pobożnie żyjących dręczą swymi występnymi obyczajami”. Możemy zaobserwować to właśnie w czasie Eucharystii – grzeszność kapłana zasłania nam obecnego w nim Chrystusa, grzechy i słabości sąsiadów w ławce przeszkadzają nam widzieć w nich współtowarzyszy pielgrzymki, troski dnia codziennego zagłuszają słowo Boże, a nasz własny grzech utrudnia nam dostrzeżenie miłości Bożej objawiającej się przez znaki liturgiczne. Życie ziemskie jest nieustanną walką przeciwko grzechowi o miłość, walką prowadzoną rzecz jasna nie własnymi siłami, ale dzięki Chrystusowi, który nieustannie przychodzi nam z pomocą, najbardziej zaś przez liturgię. „Przechodząc przez doświadczenia i uciski, Kościół umacnia się mocą obiecanej mu przez Pana łaski Bożej, (...) dopóki przez krzyż nie dojdzie do światłości, która nie zna zachodu” (Lumen Gentium 9).

W tym kontekście warto przypomnieć pewną ważną w starożytności, a dziś niestety zapomnianą, regułę budownictwa kościelnego. Chodzi o orientowanie kościoła, czyli ustawienie go częścią ołtarzową na wschód. W takiej świątyni procesja idąc do ołtarza kieruje się ku wschodowi, który jest symbolem krainy szczęścia wiecznego, gdzie czeka na nas Bóg. Św. Jan Damasceński pouczał swoich słuchaczy: I mówi jeszcze Pismo: „Założył Bóg raj w Edenie ku wschodowi i osadził w nim człowieka, którego stworzył” (Rdz 2, 8). A po przewinie wydalił go stamtąd i „przeniósł naprzeciwko raju rozkoszy” – oczywiście więc na zachód. Stąd w tęsknocie za dawną ojczyzną i z oczami w nią utkwionymi modlimy się do Boga.


Do bezpiecznej przystani

Ostatnio dużą popularnością cieszy się cykl „Opowieści z Narni” C. S. Lewisa. W książce z tej serii, zatytułowanej „Podróż «Wędrowca do świtu»”, bohaterowie wyruszają w fascynującą wyprawę w poszukiwaniu krainy Lwa Aslana (który w tej powieści jest symbolem Chrystusa), podróżując okrętem w kierunku wschodu słońca. Baśń Lewisa można odczytywać jako alegorię podróży człowieka ku wieczności, a jej fabuła dobrze koresponduje z symboliką, jaką Ojcowie Kościoła nadawali nawie. Jest ona tą częścią świątyni, w której gromadzą się wierni. Otóż nawa, zgodnie z łacińskim znaczeniem jej nazwy (łac. navis – okręt) służyła Ojcom za obraz wspólnoty będącej w drodze na wzór łodzi płynącej przez wzburzone fale. Takie porównanie podsuwa opis burzy na jeziorze z Ewangelii według św. Mateusza (Mt 8, 23-27). Tertulian pisał: „Łódź owa była obrazem Kościoła, który płynie na morzu, to jest w świecie, miotany falami oczywiście prześladowań i prób”. Lud zgromadzony w nawie (czyli w łodzi) i patrzący w kierunku ołtarza, a jeszcze bardziej procesja, która przez nią uroczyście przechodzi pięknie nam to ukazują...

Aby podkreślić symbolikę nawy jako miejsca podróżowania, umieszcza się w niej stacje Drogi Krzyżowej, oraz obrazy świętych. Dawną regułą było, że w nawie znajdowały się ilustracje różnych wydarzeń z ich życia, a przede wszystkim sceny ich męczeńskiej śmierci, natomiast przedstawienia ich w chwale i radości nieba umieszczano w prezbiterium, w pobliżu ołtarza. Ten układ ukazuje nam świętych jako naszych starszych braci, którzy kiedyś tak jak my pielgrzymowali przez ziemię. Są oni dla nas wzorem wędrówki. Ich doświadczenia mogą być dla nas pomocą, a także świadczą o tym, że nasza droga, choć trudna, ma szczęśliwe zakończenie w spotkaniu z Chrystusem. Oni są już na zawsze z Nim, a wyraża to jeszcze jeden znak, który często jest zapominany: w każdym ołtarzu są umieszczone relikwie jakiegoś świętego. Ponieważ za życia wytrwał przy Chrystusie, dlatego też jego doczesne szczątki są złączone z ołtarzem, na którym uobecnia się Ofiara Chrystusa, na znak jego wiecznego złączenia z Chrystusem w chwale. Ale to, że święci cieszą się wieczną radością nie oznacza, że zapominają o swoich młodszych braciach. Tworząc orszak Chrystusa-Baranka, towarzyszą Jego przyjściu do nas w sakramentach i wspierają nas swoją modlitwą, podtrzymując naszą nadzieję. Dlatego „umocnieni przez tak licznych świadków, toczymy zwycięski bój z wrogami zbawienia, aby osiągnąć razem ze Świętymi niewiędnący wieniec chwały, przez naszego Pana Jezusa Chrystusa” (1. prefacja o świętych).


Niepozorna procesja wejścia, jeśli zostanie odczytana w świetle słowa Bożego, może nam pomóc w zrozumieniu tak Eucharystii jak i całego naszego życia. Takich drobnych i na pozór nieważnych elementów jest w liturgii wiele. Warto poświęcić czas i siły na uważniejsze przyglądnięcie się im i ich staranniejsze celebrowanie, wtedy mogą nas zaskoczyć swoim pięknem i głębią.


EPILOG

Jak naród wybrany idziemy za Tobą

Nasz Boże i Wodzu, co w słupie ognistym

Wskazujesz nam drogę pośpiesznej ucieczki

Z krainy grzechu i śmierci.

Już wolni od lęku przed mieczem anioła,

Którego posłałeś, by karał opornych,

Dążymy przez wodę i wyschłą pustynię

Do ziemi Twoich obietnic.

Daleka wędrówka nad brzegi Jordanu

I ciężka jest walka z wrogami nadziei,

Lecz wkrótce znajdziemy ochłodę i siły

Przy zdroju krwi Zbawiciela.

Ufamy wytrwale, że nam dopomożesz,

I wreszcie dojdziemy do naszej ojczyzny,

Gdzie Ty, Miłosierny, przygarniesz do serca

Obmytych w źródle swej łaski.

(Liturgia Godzin, t. II, s. 36-37)

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama