Szanse i zagrożenia katechezy

Punkt wyjścia do dyskusji na temat stanu katechezy w szkołach po roku 1991

Od ponad roku nie prowadzę lekcji religii, nie katechizuję. Wcześniej przez pięć lat uczyłem w różnych szkołach, w dwóch podstawowych, zawodowej i w trzech liceach ogólnokształcących. Najwięcej spotkań katechetycznych odbyłem w tych ostatnich. Były to: liceum publiczne, społeczne i prywatne. Wydaje się to wystarczające, by mimo aktualnej nieobecności w nauczaniu, podjąć się zadania określenia szans i zagrożeń katechezy w szkole.

Od egzotyki do normalności

Kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych rząd premiera Tadeusza Mazowieckiego w porozumieniu z Episkopatem wydał rozporządzenie o rozpoczęciu zajęć katechetycznych w szkołach, po Polsce chodził dowcip o tym, że aby religia mogła wejść do szkoły, należało najpierw wyrzucić z niej "lambadę". Dzisiaj, pod koniec dekady, wiemy, że był to dowcip na wyrost.

Dalej, obawy, bodajże największe, dotyczyły nietolerancji uczniów wierzących i uczestniczących w lekcjach wobec niekatolików i nie chodzących na zajęcia, którą mieli sprowokować rodzice tych drugich, nie wyrażając zgody na udział swoich dzieci w lekcjach religii. One również nie spełniły się i w zdecydowanej większości szkół nie dochodziło między uczniami do aktów nietolerancji. Więcej nawet, ci uczniowie, którzy sami deklarowali niezainteresowanie katechezą, niejednokrotnie pozostawali na lekcjach, poszerzając perspektywę i możliwości katechezy.

Kassandryczne narzekania i obawy nie spełniały się tak jak spodziewano, ale jednocześnie trzeba powiedzieć, że dziwnie nieuzasadniony był też ówczesny kościelny hurraoptymizm. Jeśli wynikał on z zamierzonej promocji sprawy w kraju, jeśli miał być przeciwwagą dla głosów krytyki, to można go zrozumieć. Niemniej, gdy szkoły i proboszczowie dwoili się i troili przed piętrzącymi się kłopotami organizacyjnymi i nazywali bieżące problemy po imieniu, wspomniany entuzjazm wydaje się (do dziś) kreowany na siłę.

W ostatnim roku studiów w seminarium, zdając egzamin z katechetyki, wyraziłem swoje obawy o styl, w jakim wprowadzono lekcje religii. Oto, gdy nauczyciele innych przedmiotów byli w olbrzymiej większości ludźmi z wysokimi kwalifikacjami, katechezę - z braku większej niż dotychczas liczby katechetów - zaczęły prowadzić osoby przypadkowe, panie od wychowania fizycznego i plastyki albo co gorsza, osoby znane uczniom z tego, że stosowały wcześniej nieludzkie metody wychowawcze, np. bicie batutą po rękach. Wstydliwe było to, że grono pedagogiczne dzieliło się na dwie grupy: na magistrów i niemagistrów. Tymi drugimi byli nauczyciele lekcji religii. Nie zawsze i nie wszędzie, ale na tyle często, że było to zauważalne. Widziałem wówczas jedyne rozwiązanie - wprowadzić lekcje religii do szkół za pięć lat, gdy odpowiednia ilość katechetów będzie mogła stanąć ramię w ramię z innymi nauczycielami. Do dzisiaj podtrzymuję opinię, że styl w jakim odbyło się wejście katechezy, nie był tak dobry, jak dobre powinno być to, co chrześcijańskie. Obecnie sytuacja się poprawia, wymogi stawiane katechetom zostały przez nich przyjęte jako konieczne. Zaczynają zauważać ich plusy.

Dzisiaj, kiedy emocje opadły, a sytuacja wydaje się oczyszczona od dyskusji nad tym, "czy warto było, czy trzeba było, a może jednak nie", gdy katecheza szkolna nie jest tworem egzotycznym, można pokusić się o stworzenie listy szans i zagrożeń, przed jakimi ona stoi.

Niniejszy tekst jest pewnym szkicem, który - według zamiarów Redakcji - ma stać się punktem wyjścia do dyskusji. Nie jest on więc - z założenia - ostateczny i nie uchodzi za jedyny z możliwych, choćby dlatego, że poniższe wnioski w dużej części wyciągam ze spotkań katechetycznych z młodzieżą, w niewielkiej z relacji o katechezie z dziećmi. Jestem przekonany, że wyrażone przeze mnie opinie zostaną poddane krytyce, która pozwoli na wyartykułowanie bardzo konkretnych i wnikliwych wniosków.

Swoich osądów nie wyrażam w postaci osobnej listy z szansami i osobnej z zagrożeniami, bo podział taki byłby zbyt łatwym i głupim uproszczeniem. Jedno z drugim jest bowiem ściśle związane.

"Uśrednienie"

Jeden z uczniów liceum prywatnego powiedział kiedyś, że wobec olbrzymiego nawału zajęć, nie chodziłby na lekcje religii przy kościele. Dlatego cieszy się z tego, że katechezę ma w szkole.

Sposób życia młodzieży zmienia się. Według socjologów, wyrasta pokolenie, które ceni sobie wiedzę, fachowość i profesjonalizm. W związku z tym, młodzi ludzie poświęcają nauce i innym formom doskonalenia się tyle czasu, że z wielu rzeczy muszą rezygnować. Katecheza w szkole pozwala im nie rezygnować z tego, co uważają za ważne i pomaga odpowiednio zorganizować czas na naukę i wypoczynek. Dzięki temu na lekcjach religii jest więcej uczniów (szczególnie w szkołach średnich i zawodowych), a tym samym większa jest szansa dotarcia z Ewangelią do tych, którzy przez własne lenistwo albo kłopoty komunikacyjne wcześniej na katechezę nie docierali.

Z tą szansą związane jest pewne zagrożenie, które daje się zauważyć w sposobie prowadzenia zajęć. Dzięki dużej ilości uczniów, idących czasami na katechezę z rozbiegu między wychowaniem fizycznym a biologią, istnieje niebezpieczeństwo uśrednienia poziomu zajęć.

Gdy przy kościele można było zakładać, że ma się do czynienia z zainteresowanymi naprawdę, tutaj trzeba przyjąć zasadę, że ma się do czynienia z obserwatorami, którzy niczego ciekawszego akurat nie znaleźli do roboty, a uciec się nie opłaca. Poziom katechezy, obniża się. Następuje chciana czy nie chciana, lepiej lub gorzej pokonywana przez nauczycieli, urawniłowka. W tym zawarte jest też wezwanie do poszukiwań i szansa na znalezienie nowego języka katechezy, który nie byłby zrozumiały tylko dla aktywnych religijnie, lecz dla wszystkich.

Zorganizowanie i sformalizowanie

Dzięki zajęciom w szkole, katecheza jest bardziej zorganizowana, tzn.- w przypadku księży katechetów - niepodatna na uleganie sytuacjom nieprzewidzianym, takim jak na przykład sprawy w biurze parafialnym, prace przykościelne czy pogrzeby, a w każdym przypadku zależna od jasnego planu zajęć dydaktycznych w szkole, dzwonków, zastępstw itd. Wadą tej sytuacji jest możliwość nadmiernego sformalizowania katechezy (o czym dalej).

Odliturgizowanie - za i przeciw

Kolejne problemy związane są z oderwaniem katechezy od jej dotychczasowego siedliska, jakim był teren kościelny, liturgiczny, sakramentalny. Jest w tym szansa, by katecheza nie była kojarzona przede wszystkim z liturgią. Odliturgizowanie katechezy i wkroczenie na tereny inne, związane między innymi z życiem społecznym, z ekumenizmem, problemami współczesnej kultury i cywilizacji są koniecznym zadaniem, by przyszłe społeczeństwo dorosłych nie stało się bezdusznymi naśladowcami gestów liturgicznych, wyuczonych i powtarzanych. Chodzi o poszerzenie horyzontów duchowych dzieci i młodzieży i przekonanie ich, że sprawą człowieka wierzącego jest także uczestnictwo w życiu lokalnym, kulturalnym.

Wspomniane odliturgizowanie jest również niebezpieczeństwem, ponieważ jeżeli szkoła jest naturalnym środowiskiem do przekazywania tego typu wartości, to nie jest takim samym środowiskiem do włączania uczniów w aktywne życie wspólnoty parafialnej skupionej wokół liturgii. Linia podziału wydaje się silna, ale nie niemożliwa do przełamania narzucającego się stereotypu dwóch odrębnych światów: szkoły i kościoła. Ważne jest wypracowanie mądrego współuczestnictwa szkoły i parafii w stworzeniu odpowiednich warunków do praktyki wiary przez dzieci i młodzież.

Wiedza i wtajemniczenie

Z poprzednim zagadnieniem związane jest kolejne. Lekcje religii w szkole narzucają same przez się związek z przekazywaniem wiedzy. Wiadomo natomiast, że prawdziwa katecheza jest także wtajemniczaniem młodych chrześcijan w życie wiary Kościoła. Potrzeba przekazu wiedzy o tym wszystkim, co związane jest z chrześcijaństwem, z jego źródłami kulturowymi, biblijnymi i tradycją, z naturą i formami istnienia oraz ze światem, w którym istnieje i znakami czasu, których jest świadkiem i podmiotem. Potrzeba interesujących, rzetelnych, aktualnych co do stanu wiedzy i możliwości wykładów(!), uruchamiających potencjał tkwiący w młodym człowieku. Wiek szkolny charakteryzuje się takimi możliwościami wchłaniania wiedzy wszelakiej, że jest miejsce także na zauroczenie i zaciekawienie uczniów problemami religii. To jest szansa do wykorzystania. Trzeba jednak pamiętać o niebezpieczeństwie - nie wolno przez wiedzę zagłuszyć pragnienia zmierzającego do zaspokojenia potrzeb prawdziwie duchowych, do spotkania z Bogiem.

Oddolna i urzędowa ewangelizacja

Utrudnione dotarcie do jednostkowych potrzeb duchowych, kłopotów i smutków dzieci i młodzieży jest tą wadą, którą pomagają przezwyciężać sami uczniowie. Niejednokrotnie informują katechetę, siostrę, księdza o ich lub czyichś problemach religijno-duchowych. Dzięki katechezie w szkole dochodzi do wymieszania uczniów pochodzących z różnych miejscowości lub dzielnic wielkich miast. Następuje przez to przepływ informacji o tym, co dzieje się w ich wspólnotach parafialnych oraz wzajemne zainteresowanie tym, co robią inni. Członkowie różnych grup i wspólnot wprowadzają do nich swoich kolegów, którzy inną drogą nie spotkaliby się z takimi formami ekspresji wiary. Dzięki temu mamy do czynienia z oddolną ewangelizacją.

Te same osoby organizują w szkołach, w czasie przerw spotkania modlitewne. Ważne to i zasługujące na zainteresowanie. Nieodzowne jest również zainteresowanie katechety tą formą życia religijnego w szkole, bowiem jak jest to piękne i zbawienne, tak - z różnych względów - może stać się niebezpieczne i rozwijać się w niekontrolowany sposób.

Te formy próbują wypełniać wyrwę, jaka zaistniała pomiędzy duszpasterzami a ich parafianami rozsianymi w różnych szkołach. Jest ona jednak zauważalna poprzez niedoinformowanie proboszcza o udziale członków jego wspólnoty w katechezie. Na różne sposoby próbowano problem ten pokonać, wydaje się że nieudolnie.

Innym zagadnieniem związanym z poprzednim jest zerwana łączność katechety z proboszczem. Często jest tak, że w szkole uczy ktoś, kto pochodzi z daleka i dojeżdża do pracy (!), w niedzielę natomiast dojechać do szkoły nie musi. Powoli katecheta przestaje być tym, który aktywizuje dzieci podczas liturgii.(Z wyjątkiem oczywiście świąt, jakimi są pierwsza Komunia św. czy Bierzmowanie.)

Tych kilka obrazów-problemów poddaję pod dyskusję. Nie ogarniają one wszystkich kwestii dotyczących katechezy w szkole, nie przedstawiają wszystkich jej aspektów. Podane w tytule prowokacyjne pytanie może Czytelników ukierunkować na postawienie sobie pytania o rolę katechezy w szkole, o wykorzystywanie wszystkich szans, jakie ta forma ewangelizacji daje i o ostateczny cel realizowany przez naukę religii.

Liczę, że propozycja dyskusji na łamach "Katechety" spotka się z żywą reakcją Czytelników. Dzięki temu będzie można sformułować "raport" szczegółowy, ukazujący szanse i zagrożenia katechezy w szkole.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama