Czym skorupka za młodu...

"Stare typy" lewicy jak psy Pawłowa reagują na słowo "Kościół". Ale nawet te odruchowe reakcje wskazują na poważniejszy problem: państwo bez systemu wartości staje się wydmuszką, a prawo - przypadkowym zbiorem przepisów

Życie często dopisuje zaskakujące puenty do typowych i nudnych wydarzeń. Takim typowym i przewidywalnym był, dziś już nieco zapomniany, pobożociałowy atak Leszka Millera na kardynała Dziwisza za wygłoszone przez niego kazanie i oskarżenie hierarchów o dążenie do stworzenia państwa wyznaniowego.

Warto przypomnieć to zdarzenie nie dlatego, że towarzysz Miller, jak wielu lewackich krzykaczy, niezbyt orientuje się w tym, o czym mówi publicznie. W zasadzie, skoro tyle nas już kosztują politycy, może warto byłoby sfinansować wycieczkę Leszka M. i towarzyszy do np. Arabii Saudyjskiej, by mogli na własne oczy zobaczyć różnicę między polskim systemem politycznym a państwem wyznaniowym. Skuteczność takiej terapii może jednak rozczarować, wskutek właściwej marksistom wysokiej faktoodporności.

Nienajważniejszym powodem wspomnienia o wydarzeniach sprzed dwóch miesięcy jest fakt, że Leszek Miller potraktował kardynała jak obywatela drugiej kategorii. Pomimo upływu 24 lat od zmiany ustroju, towarzysz Miller nadal nie potrafi zrozumieć, że ksiądz, a nawet biskup, ma takie samo prawo wypowiadania się w sprawach publicznych jak zawodowy funkcjonariusz partyjny.

Towarzysz Miller nie rozumie również, że krytyka obowiązującego prawa, postulowanie jego zmiany a nawet dążenie do jej przeprowadzenia nie jest łamaniem prawa, o ile odbywa się w sposób zgodny z obowiązującą konstytucją. Co więcej, dążenie do zmiany konstytucji nie jest bezprawne, o ile odbywa się w sposób w tej konstytucji przewidziany.

Sojusz Lewicy Demokratycznej, dążąc do wprowadzenia związków partnerskich, również usiłuje zmienić obowiązujące prawo. Jednak jego, w większości katoliccy, krytycy nie rozdzierają szat nad łamaniem przez SLD prawa, lecz wskazują na szkodliwość społeczną projektowanej ustawy i kwestionują zgodność z konstytucją jej zapisów a nie dążenia do jej wprowadzenia.

Szef SLD nie zastanawia się nad takimi niuansami i odruchowo atakuje Kościół przy każdej nadarzającej się okazji z konsekwencją godną piesków Pawłowa. Z pewnością w szkole partyjnej, w której młody towarzysz Miller dorabiał sobie wyższe wykształcenie, nasłuchał się o szkodliwym wpływie religii na świadomość klasową robotników i chłopów. Bo to — wicie, rozumicie — opium dla mas i tym podobne marksistowskie mądrości.

Cóż więc dziwnego, że nasiąknięty w młodości marksizmem, walczy z zapałem. Wtedy o państwo świeckie a dziś o neutralne światopoglądowo. W obu przypadkach chodzi o to samo, lecz używając starego postulatu, można narazić się na nazwanie starym komuchem, podczas gdy termin „państwo neutralne światopoglądowo” pozwala prezentować się jako nowoczesny lewicowiec. Trudno jednak winić towarzysza Millera, że nie wie, iż państwo neutralne światopoglądowo to absurdalny mit, który nigdy nie był, nie jest i nie może być zrealizowany. Nie takich bredni nakładli młodemu Leszkowi do głowy profesorzy od marksizmu.

Leszek Miller, być może nieświadomie, swoim histerycznym atakiem zwrócił uwagę na bardzo istotne, by nie rzec podstawowe, zagadnienie filozofii prawa, mianowicie pytanie o tegoż prawa źródła. W szczególności o nadrzędność prawa naturalnego, nazywanego również bożym, nad prawem pozytywnym, czyli stanowionym.

Wszystkie, stworzone przez człowieka cywilizacje opierały się na jednym, spójnym systemie wartości, wynikającym z wyznawanych wierzeń. Z wierzeń tych wynikały normy społeczne, przyjmowane przez ludzi jako oczywiste, czyli prawo naturalne. Prawo stanowione, o ile się pojawiało, było tylko jego doprecyzowaniem i nie mogło być z nim sprzeczne.

Mniej więcej od Oświecenia, a może trochę wcześniej, pojawili się filozofowie, przejęci renesansowym hasłem „człowiek miarą wszechrzeczy” i kwestionujący ład oparty na prawie naturalnym. Uznali, że człowiek swym intelektem potrafi skonstruować lepszy, idealny ład moralny i prawny. Wprowadzić taki ład można drogą narzucenia go przez oświeconego władcę lub, jeszcze lepiej, uchwalenia przez demokratycznie wybrany parlament.

Cóż, przegłosować można wszystko. I to, że Ziemia jest płaska, i to, że kobieta niczym nie różni się od mężczyzny, i to, że Żyd nie jest człowiekiem. Jednak nawet jednogłośnie przyjęte ustawy nie spowodują spłaszczenia Ziemi ani rodzenia się ludzi jako obojniaków.

Nawiasem mówiąc, widać ewidentną niekonsekwencję marksistowskich zwolenników prymatu prawa stanowionego. Żaden z marksistów nie zakwestionuje istnienia praw fizyki, na które człowiek nie ma żadnego wpływu. Ba, marksiści gorąco wierzą — bo to jest wiara a nie nauka — w istnienie żelaznych praw rozwoju społeczeństw, którym zarówno pojedynczy ludzie, jak i grupy społeczne (po marksistowsku: klasy) mogą się jedynie podporządkować. Za nic w świecie nie przyjmują jednak istnienia zasad prawnych i moralnych, których nie można zmienić drogą decyzji politycznych.

Zostawmy jednak te teoretyczne dywagacje. W nauce ostatecznym kryterium, weryfikującym teorie, jest doświadczenie. Pierwszą próbą stworzenia ładu opartego na prawie stanowionym była Rewolucja Francuska. Jej efekt to ćwierć wieku wojen w całej Europie, krwawy terror i pierwsze nowożytne ludobójstwo. O ile w XIX wieku, gdy powstawał marksizm, można się było jeszcze łudzić, że to jednostkowy przykład i wynik popełnionych błędów a nie doktryny, to po XX-wiecznej krwawej orgii w wykonaniu piewców prymatu prawa stanowionego, trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości. Dla porządku wspomnę, że ofiar zaślepionych ideologów spod czerwonych sztandarów — tego z sierpem i młotem i tego ze swastyką — było grubo ponad 100 milionów.

Proces norymberski był triumfem prawa naturalnego nad stanowionym. Tylko odwołując się do praw naturalnych, czyli w naszej cywilizacji do danego Mojżeszowi przez Boga dekalogu wzbogaconego o nauczanie Jezusa, można było skazać ludobójców. Według obowiązującego w III Rzeszy prawa stanowionego nie tylko nie byli oni przestępcami, lecz, zasługującymi na na nagrodę, rzetelnie wykonującymi swe obowiązki funkcjonariuszami państwa.

Kilkadziesiąt minionych po wojnie lat jasno pokazały, że forsowany w krajach zachodniej Europy model społeczeństwa „multikulti” jest drogą do nikąd. Społeczeństwo musi opierać się na jednym systemie wartości. Pewne odmienności mogą istnieć w ograniczonych obszarach, o ile nie wchodzą w konflikt z obowiązującymi zasadami. Tak, jak w I Rzeczypospolitej istniały, rządzące się własnymi prawami społeczności żydowskie czy muzułmańskie.

Dobrą analogią jest tutaj organizacja ruchu drogowego. Możemy jeździć po lewej lub prawej stronie. To jest bez znaczenia. Musimy jednak zdecydować się, który wariant wybrać. Jeśli, kierując się fałszywym rozumieniem tolerancji, pozwolimy Polakom jeździć w Anglii po prawej stronie a Anglikom w Polsce po lewej, wprowadzimy chaos na drogach a efekty tego widoczne będą już po kilku minutach. W sprawach społecznych efekty chaosu pojawią się w perspektywie kilku pokoleń. Dlatego można udawać, że nie ma takiego problemu.

Dlaczego jednak, jak wynika z moich wywodów, w Polsce powinno obowiązywać prawo oparte na chrześcijańskim systemie wartości? Ano dlatego, że wartości chrześcijańskie wyznaje zdecydowana większość społeczeństwa. Można, oczywiście, narzucić Polakom wartości marksistowskie czy jeszcze bardziej aberacyjnej ideologii, jak choćby gender, tylko nie mówmy wtedy o demokracji. Demokracja to z definicji rządy większości. A krzykliwe mniejszości: przepoczwarzeni komuniści, genderowcy i różni odmieńcy usiłują, wzorem ich ideowych pobratymców spod obu czerwonych sztandarów, narzucić nam swoje urojone wizje, mając usta pełne demokratycznych frazesów.

W miesiąc po Bożym Ciele Leszek Miller i towarzysze hucznie fetowali 90. urodziny towarzysza generała. Podkreślając jego patriotyzm, poczucie odpowiedzialności, itp., dawali odpór wysuwanym przez prokuratorów oskarżeniom o złamanie konkretnych zapisów obowiązującego prawa. Dlaczego odwołanie do prawa naturalnego w obronie życia wywołuje histeryczne reakcje towarzysza Millera, natomiast przywołanie wyższych wartości w obronie komunistycznego namiestnika nie wzbudza w nim żadnych wątpliwości? A więc raz tak, a raz tak. I jak tu poważnie traktować wypowiedzi szefa SLD?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama