Abonament

Niepłacenie przez Polaków abonamentu telewizyjnego to wynik zepsucia państwa, a nie jego obywateli

Myślałem, że pomyliłem kanały i, zamiast TVP oglądam którąś z niemieckich telewizji nadającą program satyryczny naśmiewający się z Polaków i polskiego bałaganu. A to jednak polska telewizja — podobno misyjna — by przypomnieć o konieczności płacenia abonamentu radiowo-telewizyjnego, odwołuje się do zakorzenionych uprzedzeń o polskim bałaganie i niesubordynacji i stereotypów o niemieckim porządku i praworządności. „Ordnung muss sein!” — mówi z uśmiechem wyższości niemiecki specjalista od czegoś tam. Polacy powinni się więc wstydzić, tym bardziej, że „u nas w Niemczech wszyscy płacą abonament”. Ale to już niezupełnie jest prawdą.

Zupełną nieprawdą jest natomiast wyraźna, płynąca z ekranu, sugestia, jakoby Polacy nie płacili abonamentu jedynie z powodu wrodzonego braku poczucia obowiązku i lekceważenia obowiązującego prawa, czego powinni się wstydzić i z tego powodu powinni brać przykład z praworządnych i obowiązkowych Niemców. Przykre, że takie opinie rozpowszechnia polska państwowa telewizja. Gdyby podobny spot nadała któraś z niemieckich stacji, z pewnością interweniowałaby polska ambasada.

Prawda nie jest tak prymitywnie prosta, jak pokazuje ją TVP. Nie wszyscy Niemcy płacą abonament. Oczywiście procent niepłacących jest zdecydowanie niższy niż w Polsce. Nie wynika to jedynie z przyrodzonego zamiłowania Niemców do porządku i przestrzegania prawa, która to cecha odgrywa coraz mniejszą rolę w zachowaniu społeczeństwa Republiki Federalnej. Poborem abonamentu oraz pilnowaniem wypełniania obowiązku jego płacenia zajmuje się w Niemczech specjalny urząd Gebühreneinzugszentrale, co można luźno przetłumaczyć jako Centrum Zdzierania Opłat.

Każdy meldujący się po raz pierwszy obywatel i każda nowozałożona firma otrzymują przesyłkę z tegoż GEZ z informacją o obowiązku opłacania abonamentu, formularzem zgłoszeniowym oraz uprzejmą prośbą o upoważnienie GEZ do regularnego pobierania opłaty z konta abonenta. By nikt nie uchylił się od tego obowiązku, zdzierająca centrala zatrudnia agentów, którzy tropią uchylających się od płacenia. Agenci ci, opłacani głównie procentami od ujawnionych zaległych opłat i nałożonych kar, wykazują się dużą aktywnością i zdecydowanym działaniem, wykorzystując wszelkie dostępne instrumenty prawne i pozaprawne, tak że media coraz częściej porównują ich działalność do metod Stasi. Jeśli dodać do tego, że państwo niemieckie szybko i skutecznie egzekwuje zobowiązania publiczne, źródło niemieckiego zdyscyplinowania wygląda nieco inaczej. Jest nim przede wszystkim dobra organizacja państwa.

Jest jeszcze jedna kwestia, istotnie różniąca sytuację w Polsce i w Niemczech. Nigdy, w całej historii Republiki Federalnej, nie zdarzyło się, by którykolwiek z kanclerzy lub znaczących polityków wzywał społeczeństwo do niepłacenia abonamentu, czy w ogóle do łamania lub nieprzestrzegania prawa. Nie muszę tu chyba przypominać nawoływania Donalda Tuska, by abonamentu nie płacić. Nie pisałbym o tym, gdyby była to sprawa incydentalna. Ten brak szacunku dla obowiązującego prawa jest niestety cechą charakterystyczną dla naszych rządzących.

Z początkiem roku wszedł w życie pakiet ustaw medycznych zredagowany tak, że określenie „bubel prawny” byłoby niezasłużonym komplementem. I co zrobił rząd, by uspokoić protestujących lekarzy? Minister puścił oko i zapowiedział brak przewidzianych prawem konsekwencji za łamanie prawa. Czyli ustawa niby jest, lecz jakby jej nie było. Trudno o wyraźniejszy przykład lekceważenia prawa i psucia państwa. Rozumiem, że działanie ministra zapobiegło totalnemu chaosowi. Jest to jednak zdejmowanie odpowiedzialności z prawodawcy za stanowione prawo. Po co analizować skutki proponowanych regulacji, sprawdzać ich zgodność z innymi ustawami? Lepiej uchwalić coś szybko, pod publiczkę, a jeśli pójdzie nie tak, minister zrobi oko i udamy, że prawo wprawdzie obowiązuje, lecz jakoby go nie było. Jeśli tak zachowują się elity polityczne, trudno dziwić się, że przeciętny obywatel ma tak traktowane prawo w głębokim poważaniu. I narodowość nie ma tu nic do rzeczy. Tak samo zachowywaliby się Niemcy, gdyby Bundestag zszedł do poziomu Sejmu.

Od dwudziestu ponad lat politycy, kierując się doraźnymi rozgrywkami i korzyściami, skutecznie niszczą państwo — jego instytucje i propaństwowe zachowania obywateli. Później, gdy chcą z tych instytucji i zachowań skorzystać, ze zgrozą stwierdzają, że są one zepsute. Nie mogąc lub nie chcąc dostrzec własnej winy, winią społeczeństwo i jego cechy narodowe. Ta cyniczna gra na narodowych kompleksach jest dla nich bezpieczna. Naród jako taki nie złoży pozwu o zniesławienie.

A wracając do oglądniętego spotu: zleceniodawca zrobiłby rozsądniej, gdyby, zamiast wydawać ciężkie pieniądze na emisję spotów, poprosił premiera o odwołanie swojego apelu. Premier cieszy się ogromną popularnością w społeczeństwie. Obywatele zaufali mu, gdy wzywał do niepłacenia abonamentu i przestali płacić. Zaufali mu również w wyborach, zaufaliby pewnie i teraz.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama