Kościół nie powinien mieszać się do polityki?

Kościół nie powinien popierać konkretnych partii politycznych, ale czy to znaczy, że nie powinien w ogóle uczestniczyć w życiu społecznym i politycznym?

Wiele osób, w tym także niemała część zaangażowanych chrześcijan, wierzy, że należy oddzielić sferę wiary, od życia publicznego i polityki. Często możemy usłyszeć, że wiara w Boga powinna się objawiać w Kościele, podczas modlitw w domu, w dobrych uczynkach dokonywanych na co dzień, ale nie można jej „narzucać całemu społeczeństwu”, stanowić prawo w oparciu o nią, mieszać ją z polityką. „Może byśmy nie mieszali polityki i wiary, która jest rzeczą osobistą każdego człowieka. Kościół ma być ostoją dla duszy i nią niech się zajmuje. Życie doczesne, każdy niech reżyseruje według własnego uznania i zasad tolerancji. Czy każdy musi być katolikiem ? Jest wielu ludzi niewierzących, którzy na pewno załugują na szacunek. Pozwólcie innym ludziom stanowić o sobie samych. Nie grzechy się liczą dla Boga, ale dobre uczynki i niech każdy robi swój rachunek sumienia.” Ten komentarz, jaki znalazłem pod jednym z moich tekstów, bardzo dobrze oddaje sposób myślenia wielu ludzi.

W ostatnią niedzielę podczas Mszy słuchaliśmy słów Jezusa: Oddajcie Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga (Mt 22,21). Wydawać by się mogło, że słowa te stanowią potwierdzenie tego, że Kościół nie powinien mieszać się do polityki. I w pewnym sensie tak jest. Kościół nie powinien popierać żadnej partii politycznej, powinien przestrzegać zasad panujących w danym kraju, podporządkowywać się prawom i rozporządzeniom stanowionym przez świecką władzę (choć niekoniecznie je akceptując). Wszystko co należy do „Cezara” należy oddać „Cezarowi”. To zdanie ma jednak drugą część. Oddajcie „Bogu co należy do Boga”. A na czym lub na kim wyrył Bóg swoją podobiznę? Na człowieku! Śp. Biskup Tadeusz Płoski zauważył kiedyś: „Księga Rodzaju mówi: Stwórzmy człowieka na obraz nasz i podobieństwo (Rdz 1,26). Człowiek więc — jego umysł, jego wola, jego serce, jego sumienie — należą do Boga, są Jego niezbywalną własnością. Nie wolno ich odstępować i sprzedawać żadnemu cesarzowi na tej ziemi, kimkolwiek by on był(...) Jeżeli władza polityczna sięga po rząd dusz i sumień, należy jej powiedzieć twarde i zdecydowane: Nie!”

Polityka nie obejmuje tylko zagadnień dotyczących gospodarki, infrastruktury, stosunków międzynarodowych, czy bezpieczeństwa, ale poprzez nią rozstrzyga się wiele kwestii dotyczących moralności, czy wręcz życia ludzkiego (aborcja, in-vitro). Co więcej polityka nie jest jakąś sferą która toczy się gdzieś tam w telewizorze ale ona dotyka sytuacji bardzo konkretnych ludzi. Z tej perspektywy zaangażowanie Kościoła w politykę (opowiadanie się za konkretnymi wartościami i rozwiązaniami prawnymi, nie partiami!) jest wręcz jego obowiązkiem. Jezus nie uczył nas, że każdy ma się martwić wyłącznie o siebie ale, tego że jesteśmy też odpowiedzialni za los innych ludzi. „Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili"(Mt 25, 40). Jeśli w wyniku aborcji, czy in-vitro giną całkowicie bezbronne osoby, to nie można milczeć, podobnie jeśli w wyniku adopcji dzieci przez homoseksualistów niewinne dzieci miałyby być skazywane na posiadanie dwóch tatusiów. Kościół musi upominać się o los tych osób. Kto jak nie Kościół ma to robić? Ojciec Święty Jan Paweł II. w liście Il recente consistoro pisał: „Głos Kościoła jest zawsze ewangelicznym krzykiem w obronie ubogich tego świata, tych, którzy są zagrożeni, otoczeni pogardą, i których prawa ludzkie są gwałcone.”

Owszem każdy powinien mieć prawo do stanowienia o samym sobie. Ale po pierwsze pewną granicą jest tu los drugiej osoby — nie można się zgadzać na to by w imię stanowienia o samym sobie ktoś krzywdził bliźniego, a tak się dzieje w przypadku większości spornych kwestii światopoglądowych choćby aborcji czy in-vitro gdzie uśmiercane są dzieci i zarodki. Po drugie nasze sumienie nie jest jakimś niezależnym bytem, który dostajemy w momencie urodzenia i który już się nie zmienia, ale jest kształtowane przez nasze rodziny, środowisko w którym się obracamy, szkołę, media, społeczność w jakieś się żyje (prawo, obyczaje, normy moralne, religie jaka w niej panuje). Kościół musi interesować się moralnością i polityką, by po pierwsze chronić niewinne osoby, które mogą być skrzywdzone niesprawiedliwymi prawami, a po drugie by chronić ludzi przed nimi samymi i złym wpływem otoczenia. Jeśli Kościół zupełnie odpuściłby sobie politykę i rządziłaby nami „lewica”, to na przykład zafundowałaby wszystkim obligatoryjną seksedukację na wzór zachodni (uczenie, że seks z kim popadnie jest czymś normalnym, rozdawanie i refundacja środków antykoncepcyjnych, itp.). Młode osoby byłyby wtedy wiedzione do krzywdzenia samego siebie, pozwalalibyśmy na „operację” na ich sumieniu.

Zapewne mogą się podnieść głosy, że państwo polskie jest pluralistyczne i Kościół nie może narzucać swojego nauczania całemu społeczeństwu, czyli także osobom niewierzącym. Chciałbym zwrócić uwagę na to, że nie ma czegoś takiego jak neutralność światopoglądowa. Neutralne może być to czy zamówię wodę z gazem czy bez gazu, ale większość innych wyborów jest naznaczona moralnie. Prawo zawsze będzie opierać się na jakiejś moralności. Jeśli nie oprzemy prawa i życia publicznego na wartościach które wyrastają z chrześcijaństwa, to ono wcale nie będzie neutralne tylko będzie opierało się na ideologii, którą możemy nazwać umownie "liberalno-lewicową". Nie rozumiem dlaczego mielibyśmy się na to zgadzać, szczególnie że warto zauważyć, że chrześcijaństwo w dużej mierze bazuje na prawie naturalnym i to, co piętnuje "z natury" jest złe. Aborcja jest złem nie dlatego, że tak mówi Kościół, tylko po prostu jest złem — skutkuje zabiciem bytu, który zgodnie z wiedzą naukową, a nie kościelną, ma już unikatowe DNA i wykształcone w sobie wiele cech i organów jakie mają też dorośli ludzie.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama