Urbanowe zapusty

Do zarządzania państwem jest potrzebne doświadczenie i wiedza. Teoria Lenina, który wieszczył, że i kucharka może rządzić państwem, jest idiotyczna!

Do zarządzania państwem jest potrzebne doświadczenie i wiedza. Teoria Lenina, który wieszczył, że i kucharka może rządzić państwem, jest idiotyczna.

Narzekania postkomunistów na to, że Polska nie jest państwem świeckim, są jak najbardziej uzasadnione. Oto w Wielkim Tygodniu politycy w ramach samoumartwiania postanowili, że będą teraz ujawniać nie jedną, a dwie afery dziennie. Kiedy czyta się gazety opisujące wyciek informacji z Ministerstwa Spraw Zagranicznych na przemian z żenującą historią walki o władzę nad koncernem paliwowym „Orlen", a w wolnych chwilach przegląda dzieło pani posłanki Błochowiak dowodzącej, że nie było żadnej afery Rywina, robi się i śmieszno, i straszno.

Trudno się dziwić, że obywatele są coraz bardziej zniechęceni do polityki, dochodząc do wniosku, że cały świat polityczny składa się z łobuzów i krętaczy. Na tym tle jaśnieje gwiazda Andrzeja Leppera, którego skłonny jest poprzeć już co trzeci potencjalny wyborca. Co dziwne, afery w otoczeniu szefa Samoobrony, a nawet nieustające poparcie, jakiego ludzie Leppera udzielają post-komunistom, pozostają niezauważone. Pewnie dlatego, że Samoobrona przy wszystkich okazjach krzyczy „złodzieje, złodzieje", co zgadza się z powszechnym odczuciem wobec świata polityki.

Odczuciem częściowo tylko słusznym. Bo znaczna część polityków to ludzie bez wątpienia osobiście uczciwi, o czym można się przekonać, czytając ich deklaracje majątkowe. Znaczna część polityków to również ludzie inteligentni i działający w dobrej wierze. Tyle, że tych przyzwoitych coraz mniej widać zza pleców skorumpowanych boksów i wrzaskliwych demagogów. Podobnie jak prawdziwy interes publiczny jest coraz słabiej widoczny spoza ciągłych afer i awantur.

W ubiegłą środę z osłupieniem zobaczyłem w poważnym programie publicystycznym telewizji państwowej (bo przecież nie publicznej) zadowoloną twarz Jerzego Urbana. Oto prawdziwy zwycięzca politycznej wojny. Rozpowszechniana przez tygodnik „Nie" od początku jego istnienia teoria panświnizmu polegająca na przekonywaniu czytelników, że wszyscy uczestnicy życia publicznego są łobuzami i złodziejami, stalą się obowiązującą wizją życia publicznego. W niewielkim tylko stopniu będzie przesadą stwierdzenie, że Urban okazał się naczelnym ideologiem III Rzeczypospolitej. I fakt, że stał się poważanym komentatorem życia politycznego, tylko to potwierdza. Za Urbanem dostrzegamy zaś winiety tabloidów epatujących sensacją, aferami i golizną. Co gorsza, coraz częściej poważne czasopisma przyjmują podobnie histeryczny ton opisu rzeczywistości. To wszystko są w istocie organy prasowe Leppera i Samoobrony. Bo Lepper nie ma żadnej ideologii - on po prostu jest politycznym reprezentantem panświnizmu. Z miedzianym czołem opowiada największe głupstwa i żeruje na przekonaniu stanowiącym panświnizmu fundament - „wszyscy byli umoczeni". I mruga znacząco okiem - być może moi ludzie czegoś tam nie zapłacili, być może komuś przyłożyli - ale co to jest w porównaniu z milionami ukradzionymi przez „onych".

Lepper i kucharka Lenina

Mając kilkanaście lat doświadczenia uczestnictwa w życiu publicznym, mogę mieć tylko jedną radę - zanim wrzucicie Państwo kartkę wyborczą do urny, przyglądajcie się konkretnemu człowiekowi, na którego głosujecie. Skąd wziął się jego majątek, jak wygląda jego droga życiowa i na ile jego słowa są zgodne z czynami. To niewiele, a jednocześnie bardzo dużo. Bo jest upiorną manipulacją powtarzanie: „oni już byli". Do zarządzania państwem jest potrzebne doświadczenie i wiedza. Teoria Lenina, który wieszczył, że i kucharka może rządzić państwem, jest idiotyczna. A dokładniej -może, tylko skutki takiego rządzenia odbiją się na obywatelach. Proces zarządzania instytucjami państwowymi jest szalenie skomplikowany. Przekonał się o tym Lech Wałęsa, sądzący, że prezydent obdarzony społecznym mandatem może wszystko. Poniósł porażkę, gdyż obiecywał za wiele i nie docenił siły bezwładności mechanizmu państwowego. Używając porównania nieco wałęsowskiego, można powiedzieć, że państwo przypomina wielki transatlantyk, który na impulsy dotyczące zmiany kierunku reaguje z opóźnieniem i musi być prowadzony niezwykle delikatnymi ruchami steru. Nasi demagodzy (czyli prawie wszyscy politycy) przekonują .tymczasem, że mamy do czynienia z rowerem, który zawróci w miejscu po jednym ostrym ruchu kierownicy.

Nieustanne próby majstrowania przy nawie państwowej doprowadziły w efekcie do głębokiego kryzysu samych instytucji państwa. Coraz bardziej mam wrażenie, że sytuacja w Polsce zaczyna przypominać epokę saską. Troskę o dobro publiczne zastępuje prywata i niekompetencja. Poklask społeczny zyskują ludzie, którzy głośno krzyczą, a nie ci, którzy gwarantują spokojne odejście od złych praktyk.

Dowodem głębokiego kryzysu samej instytucji państwa może być sprawa słynnych dysków komputerowych MSZ. Sprawa będąca skandalem samym w sobie. Oto jakiś głupek (bo trudno to inaczej nazwać) postanawia dorobić sobie i sprzedać części starych komputerów. Te części kupuje ktoś, kto ma jakie takie pojęcie o sprzęcie elektronicznym, odczytuje i zaczyna wędrować po redakcjach różnych mediów, próbując owe dyski sprzedać. O sprawie wie pół Warszawy - naturalnie z wyjątkiem służb specjalnych, które powinny być najlepiej poinformowane - w końcu na zakup decyduje się po miesiącu Jerzy Urban. I zaczyna publikować zawartość ministerialnych komputerów. Do dymisji podaje się minister spraw zagranicznych. Dymisja nie jest przyjęta przez premiera samego w stanie półdymisji. A wśród polityków krążą informacje o tajnych informacjach, które były w komputerach. Otóż - po pierwsze, jeśli na takich dyskach były informacje tajne, to jest to dowód niekompetencji urzędników. Tajne dane można przetwarzać na specjalnie zabezpieczonych i komisyjnie niszczonych komputerach. Każdy, kto taką procedurę złamał, powinien wylecieć z pracy, a nawet iść siedzieć. Po wtóre, za zabezpieczenie wiadomości tajnych odpowiada Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, tymczasem pan Barcikowski zamiast podać się do dymisji, oburza nieustannie przed telewizyjnymi kamerami. Wszyscy się zachwycają jego zdecydowaniem, zamiast rozliczyć dramatyczną niekompetencję służb specjalnych. W samym MSZ mści się wieloletnia tolerancja dla panoszenia się służb specjalnych i jednocześnie dla nieustannych przecieków do „Przeglądu" czy „Trybuny". W bardzo trudnym momencie dla polskiej polityki zagranicznej, kiedy musimy odbudować naszą pozycję w NATO, reagować na głęboki kryzys w Iraku i walczyć o należne Polsce miejsce w linii Europejskiej dyplomacja jest absolutnie skompromitowana. I znowu w tle Pojawia się pan Urban.

Poświąteczne porządki

Najbliższe miesiące mogą okazać się dla Polski decydujące. I prawdę mówiąc,nie myślę tutaj o tym, czy premierem powinien być Marek Belka, czy Józef Oleksy, czy ktokolwiek inny. Generalnie tym panom już dziękujemy. Nie myślę nawet o wyniku naszych negocjacji w sprawie europejskiej konstytucji. Co więcej, nie myślę o zagrożeniu dla naszych żołnierzy w Iraku, choć jest to rzecz pierwszorzędnej wagi. Mam na myśli walkę o zakończenie nowej wersji saskich zapustów. Szczerze mówiąc, nie wiem, z której strony może pojawienie ożywczy impuls, ale wiem, że bez odbudowania elementarnej sprawności państwa polskiego i bez odzyskania przez Polaków dumy z własnego państwa oddamy rządy w ręce Leppera, a rząd dusz w ręce Jerzego Urbana. Wtedy może być już za późno, tak jak za późno było na naprawę Rzeczypospolitej w końcu XVIII stulecia.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama