"Czcić świętości swoje..."

O świecie flagi narodowej


Ks. Jacek Wł. Świątek

„Czcić świętości swoje...”

Majowy weekend kojarzy się w naszej pamięci raczej z 2 świętami: Świętem Pracy oraz Świętem Konstytucji 3 Maja. Wierzący potrafią jeszcze wskazać na uroczystość NMP Królowej Polski. W sondażowych wynikach wspomina się jeszcze o przygotowaniu do matur, zwiększonej ilości samochodów na drogach i związanej z tym liczbie wypadków, o wyjazdach rekreacyjnych do kurortów itd.

Listę można wydłużać. Ze świecą jednakże szukać tych, którzy wspomną, że drugi dzień majowego weekendu jest Świętem Flagi.

Casus Wojewódzkiego

Kilka dni przed majową labą dotarła wiadomość, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji postanowiła ukarać TVN za program Kuby Wojewódzkiego, w którym sporządzono w trakcie audycji rysunek ilustrujący poglądy jednego z gości, a który przedstawiał biało-czerwony sztandar wstawiony w ekskrementy, czyli mówiąc po prostu: w kupę. Sam zainteresowany, czyli prowadzący program, zaczął po tej decyzji narzekać straszliwie, że mamy do czynienia z kolejnym przypadkiem pętania wolności sztuki, oraz porównywać się do pań Nieznalskiej i Kozyry, które również miał spotkać straszliwy los potępienia za wykorzystanie w swoich pracach symboli religijnych czy wykorzystanie „elementów” ludzkiej seksualności. Przyznam się, że akurat towarzystwo Kuba Wojewódzki wybrał sobie dobre, bo mieści się w konwencji „sztuki specyficznie szokującej”.

Jednakże pytanie o granice owej wolności sztuki pozostają. Czy artysta może sięgać po wszelkie środki i nie zważać na wewnętrzne przeżycia osób, dla których dana rzeczywistość jest droga? Czy prowokacja artystyczna ma swoje granice? Z natury rzeczy pytania te ocierają się o sferę tzw. wartości. Wydarzenia związane z publikacją w duńskiej prasie karykatur proroka Mahometa pokazały, że nie wszystko jest możliwe, a przynajmniej w tym przypadku bezpieczne. Fala dziennikarskiej solidarności z zastraszonymi satyrykami, która przetoczyła się przez łamy wszystkich dzienników i w innych mediach, opierała się zasadniczo na podkreślanej wolności wypowiedzi oraz domniemanym prawie dziennikarskiej braci do naruszania każdego „tabu”. Przy czym przez słowo „tabu” nie rozumiano już jakiejś tajemniczej rzeczywistości, która normuje zachowania pewnej grupy ludzi, ile bardziej zastrzeżony przed opinią publiczną temat, o którym nie należy mówić albo nie mówi się wcale. Mam wrażenie, że w dzisiejszej rzeczywistości medialnej takimi „tabu” są wszelkie rzeczy, który jeszcze nie wyśmiano i nie sponiewierano. Innymi słowy: owa wolność dziennikarskiej wypowiedzi opiera się na prawie do sponiewierania w imię domniemanej wolności wypowiedzi wszystkiego, co porusza się w przestrzeni między- i wewnątrzludzkiej, i to niezależnie, czy mamy do czynienia ze sferą religijną, społeczną, polityczną, rodzinną, czy jeszcze jakąś inną. Doświadczają tego wyraźnie różnego rodzaju gwiazdy śledzone przez paparazzich, w imię sensacji i chwilowej sławy żerujących na ich życiu prywatnym.

Symbol - sfera zastrzeżona

Warto jednak zastanowić się, z czym właściwie mamy do czynienia i jakiej sfery bronimy przed sforą dziennikarskich nieudaczników i artystycznych „prowokatorów” o marnej reputacji. Bo przecież w obronie flagi, elementów religijnej rzeczywistości czy domowego ogniska nie chodzi o swoisty teren zastrzeżony w imię mojego własnego widzimisię, ile raczej o obronę tego, co nazywamy „symbolami”. W wielu filozoficznych podręcznikach czy rozprawach z dziedziny sztuki wielokrotnie tematyka symboli powracała i powraca. Zasadniczo dominuje przekonanie, że za symbole uważa się takie znaki, które posiadają 2 zasadnicze cechy: poznane przez nas odwołują naszą wyobraźnie i nasz rozum do rzeczywistości zasadniczo niedostępnej poznaniu zmysłowemu oraz „mają specyficzną siłę” gromadzenia wokół siebie ludzi poprzez tworzenie z nich społeczności.

Ja jednakże chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden ważny moment. Otóż symbole mają to do siebie, że człowiek potrafi za nie oddawać życie. Kiedy wspominamy dawniejsze dzieje, ale również i te bliższe naszym czasom, nietrudno zauważyć determinację w obronie krzyża, w obronie flagi i godła, w obronie ogniska domowego. Można wyliczać jeszcze w nieskończoność. Nikt nie oddaje życia za coś, co nie stanowi dla niego wartości, i to wartości, której nie można przeliczyć na pieniądze. Owe wartości - symbole są bowiem wyrazem naszej ludzkiej godności i za każdym z nich stoi nasza człowiecza duma. Innymi słowy: symbole są wyrazem naszego człowieczeństwa, którego nie można zredukować do pragmatycznej doraźności, ani nie można dowolnie poddawać manipulacjom poprzez wyśmiewanie czy tanią kpinę. W dyskusji przytacza się bowiem jako argument stwierdzenie, że sztuka zawsze bazowała na możliwości satyrycznego potraktowania ludzkich przywar czy wad. Jednakże nikt za własne, prawdziwe czy domniemane cechy charakteru nie oddaje życia. Wyśmiewanie dulszczyzny czy kołtunerii nie ma nic wspólnego z wyśmiewaniem człowieczeństwa, objawiającego się w symbolach, czyli w sferze owych wartości. Czym innym jest bowiem zniszczenie flagi, jak ma to miejsce w czasie różnych manifestacji, a czym innym jest zniszczenie (choć tego nie pochwalam, ale tylko z pobudek estetycznych) symbolu jakiegoś koncernu przemysłowego, który stanowi uosobienie stylu życia, dajmy na to zachodniego. W tym pierwszym przypadku mamy do czynienia z próbą pohańbienia całej społeczności, którą ten sztandar reprezentuje, i to pohańbienia wewnętrznego, najbardziej dogłębnego.

Witaj, majowa jutrzenko...

Majowe świętowanie w naszej ojczyźnie to moment przypominający o korzeniach, z których wyrasta nasza państwowość i nasz sposób wartościowania. Liczne flagi, które zdobią nie tylko nasze ulice, ale również i wiele mieszkań prywatnych, są znakiem przywiązania do szeregu wartości, na których opiera się nasz ludzki byt i całokształt naszej kultury, będącej przyjętym przez nas sposobem życia. Znamienne jest również pochodzenie słowa „święto” od innego słowa - „świętość”. Wskazuje to na swoiście „sakralny”, czyli wyłączony z powszedniego użytku, charakter symboliki tych dni i rzeczy z nimi związanych. Może również stanowić doskonałą okazję do przemyślenia naszego stosunku do wszystkiego, co jest naszą narodową symboliką. Ma to kapitalne znaczenie dla nas samych oraz dla naszej przyszłości, bo jak pisał Asnyk: „Do nas należy dać im moc i zbroję,/ By z kraju marzeń przeszły w rzeczywistość”. W innych przypadku kolejny artysta wątpliwej proweniencji uczyni z nas zbiór ekskrementów, dzierżący sztandar na pośmiewisko.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama