"Sami swoi" po sześćdziesięciu latach

Mienie zabużańskie - probierz poszanowania elementarnych praw człowieka w III RP

Doszło do kompromitacji naszego państwa. Wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie Broniowski kontra Polska nie pozostawia co do tego cienia wątpliwości. Siedemnastu sędziów Trybunału zgodnie orzekło, że Polska naruszyła jedno z najbardziej kardynalnych ludzkich praw: prawo własności.

Babka Jerzego Broniowskiego pozostawiła we Lwowie dom, który wraz z gruntem został oszacowany przez biegłego na około 390 tyś. złotych. Jedynym zadośćuczynieniem, jakie Broniowscy otrzymali, było prawo do wieczystego użytkowania niewielkiej działki budowlanej (ok. 2 procent należnego odszkodowania). Co więcej, w świetle obowiązującej od grudnia 2003 roku ustawy, Broniowski nie może już ubiegać się o dalszą część rekompensaty.

Trybunał w Strasburgu uznał, że wobec niego i innych zabużan od lat łamane jest prawo do godziwego odszkodowania za utraconą własność.

Jednocześnie Trybunał nie przyznał na razie Broniowskiemu odszkodowania, ale zobowiązał Polskę do wypracowania sprawiedliwych rozwiązań prawnych, które w sposób godziwy zadośćuczynią wszystkim poszkodowanym. Polski rząd dostał na to pół roku.

Jak Polak z Ruskiem

Każdy, kto choć raz obejrzał sztandarową polską komedię „Sami swoi", powinien wiedzieć, kim są zabużanie. To nasi „rodacy zza Buga", którzy na mocy ustaleń Wielkiej Trójki z dnia na dzień znaleźli się w innym państwie, choć przecież wcale nie zmieniali miejsca zamieszkania.

Związek Radziecki, który przejął ziemie dawnej II Rzeczpospolitej, musiał jednak coś zrobić z Polakami zamieszkującymi te tereny - wszak nie mógł tolerować tak potężnej liczby „wrogów ustroju" na swoich „rdzennych" ziemiach.

Dlatego właśnie w latach 1944-45 doszło do zawarcia tzw. umów republikańskich pomiędzy ówczesnymi „reprezentantami" naszego państwa - Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego a trzema republikami radzieckimi - Białoruską, Ukraińską oraz Litewską.

Na ich mocy ponad 1,2 min Polaków (według niektórych szacunków prawie 1,8 min) zostało przesiedlone do pojałtańskiej Polski. Dorobek ich życia, najczęściej efekt ciężkiej pracy wielu pokoleń przodków, przeszedł automatycznie w ręce radzieckie.

Umowy republikańskie stanowiły jednocześnie, że za pozostawione mienie repatrianci otrzymają pełne rekompensaty w formie własności lub pokrewnych praw do nieruchomości zamiennej. Te zobowiązania przejmowało na siebie państwo polskie, które zagwarantowało realizację umów. W następnych latach peerelowskie władze wydały kolejne ustawy i dekrety sankcjonujące prawa zabużan do ekwiwalentu za poniesione straty (m.in. ustawa z 1946 roku o ustroju rolnym i osadnictwie na obszarze Ziem Odzyskanych i byłego Wolnego Miasta Gdańska).

Ocenia się, że w latach 1945-1989 udało się zaspokoić roszczenia ok. 90 procent repatriantów.

Dyskusyjna pozostaje oczywiście forma, w jakiej spłacono część osób (w wielu wypadkach rekompensaty byty - łagodnie mówiąc - niekompletne), jednak dzięki możliwościom osadnictwa na ziemiach zachodnich udało się w większości zadośćuczynić repatriantom.

Własność - rzecz święta

Wydawało się, że wraz z transformacją ustrojową krzywdy części zabużan zostaną wyrównane. Wszak poszanowanie własności prywatnej jest podstawą funkcjonowania gospodarki wolnorynkowej i jej nieomal najświętszym prawem.

Tymczasem po roku 1989 repatriantów spotkało gorzkie rozczarowanie. Zaczęło się od reformy administracji i utworzenia samorządu terytorialnego, który otrzymał część skomunalizowanego mienia państwowego. To praktycznie zamknęło możliwość uzyskania rekompensat w formie nieruchomości, tym zabużanom, którzy jeszcze nie otrzymali należnego zadośćuczynienia.

Czekali jednak dalej, bo przecież nastały nowe czasy. Lata mijały jednak niemal tak szybko, jak złudzenia zabużan.

A politycy solidarnie nabrali wody w usta. Lewica nie widziała nic niestosownego w tym, że w stosunku do prawie stu tysięcy obywateli naszego państwa dzieje się jawna niesprawiedliwość. Pomoc zabużanom nie leżała w ich interesie - po co wzmacniać wrogi obóz? Przecież na głosy rodaków zza Buga nie mogli specjalnie liczyć, jako spadkobiercy tych, którzy stali za wszystkimi nieszczęściami Kresowiaków.

Z kolei prawica odsuwała niewygodny problem rekompensat na bliżej nieokreśloną przyszłość. Bano się uszczuplenia budżetu państwa i ostrej reakcji części wyborców.

Tym bardziej, że społeczeństwo miało dość własnych problemów, a niemało było i takich, którzy mówili: nie jesteśmy nic winni zabużanom, bo to Stalin ich przesiedlał przy aprobacie zachodnich mocarstw.

W końcu jednak prawica zdecydowała się na wykonanie jakiegoś kroku w kierunku uregulowania dawnych spraw. W styczniu 2001 roku Sejm uchwalił ustawę reprywatyzacyjną, która przyznawała zabużanom bony w wysokości 50 procent majątku, jaki utracili wskutek przesiedlenia. Cóż z tego, skoro prezydent Kwaśniewski zawetował ustawę i nie weszła ona w życie.

To była jedyna jak dotychczas próba względnie sprawiedliwego załatwienia sprawy zabużan.

Ochłapy z pańskiego stołu

Cierpliwość miała jednak swoje granice. Zabużanie zrzeszeni w Stowarzyszeniu Kresowian Wierzycieli Skarbu Państwa zaczęli oddawać swoje sprawy do sądów powszechnych. Żadna z nich nie zakończyła się jak na razie ostatecznym rozwiązaniem (w Krakowie i Łodzi, gdzie zabużanie uzyskali korzystne werdykty, Skarb Państwa wniósł apelacje).

Najczęściej jednak sądy oddalały pozwy repatriantów, stwierdzając, że ich roszczenia nie mają żadnego pokrycia w aktach prawnych. Okazało się bowiem, że mimo ratyfikacji umów republikańskich przez komunistyczną Krajową Radę Narodową nie zostały one nigdy opublikowane w Dzienniku Ustaw, a zatem -w świetle obowiązującego prawa -nie weszły w życie. Ta sytuacja może się jednak zmienić, ponieważ Naczelny Sąd Administracyjny prawdopodobnie nakaże publikację tych umów. Wcześniej taką konieczność uznał już Sąd Najwyższy.

W grudniu 2003 roku rząd Leszka Millera przeforsował ustawę, która miała ostatecznie załatwić problem zabużan. Tym razem prezydent Kwaśniewski nie dopatrzył się w ustawie żadnych błędów i złożył pod nią swój zamaszysty podpis.

Jak jednak wygląda „sprawiedliwość dziejowa" według tak przecież „wrażliwej" społecznie lewicy?

Na mocy grudniowej ustawy zabużanie mogą odzyskać w naturze 15 procent mienia, ale o wartości nieprzekraczającej 50 tyś. złotych. Co więcej, każdy, kto kiedykolwiek wcześniej uzyskał jakąkolwiek rekompensatę za mienie pozostawione za Bugiem, uważany jest za spłaconego.

Zdaniem rządu i prezydenta, naszego kraju nie stać na inną ustawę, zważywszy na ograniczone możliwości budżetu państwa. Innego zdania jest opozycja, która już złożyła wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o uznanie ustawy za niezgodną z konstytucją.

Mając na uwadze orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, nietrudno przewidzieć, jaki będzie werdykt polskich konstytucjonalistów.

Czy jednak oznacza to, że prawie 80 tyś. zabużan i ich spadkobierców doczeka się w końcu należnego zadośćuczynienia? Dziś nie jest to jednoznacznie przesądzone. W grę wchodzą bowiem zbyt wielkie pieniądze i doprawdy trudno zakładać, by państwo tak łatwo je wydało. Według obliczeń Skarbu Państwa, wartość roszczeń repatriantów ze Wschodu przekracza sumę 10 miliardów złotych...

 

Radca prawny Krzysztof Dobrowolski
pełnomocnik zabużan:

Kluczowe jest postawienie pytania, czy państwo polskie w ogóle chce realizować postanowienia strasburskiego Trybunału. Mówiąc szczerze, jestem w tej kwestii raczej pesymistą.

Przypomina mi się precedensowy wyrok z 2002 roku w sprawie Zwierzyński kontra Polska. Trybunał w Strasburgu dał wtedy Polsce trzy miesiące na zwrócenie Zwierzyńskiemu jego własności, gdyby jednak to się nie stało, miał on po tym okresie otrzymać prawie 200 tyś. euro odszkodowania, l co? Minęły dwa lata i nic. Państwo polskie do tej pory nie zastosowało się do strasburskiego wyroku. A przecież w przypadku zabużan gra idzie o znacznie wyższą stawkę.

Z tego, co mi wiadomo, do tej pory tylko raz zdarzyło się, by państwo nie zastosowało się do werdyktu Trybunału w Strasburgu. Chodziło o spór między Grecją a Cyprem. Prawda jednak jest taka, że nie istnieją żadne prawne konsekwencje ewentualnego niewywiązania się stron z wyroków Trybunału.

Jednak nie można powiedzieć, by wszystko było stracone. Dzięki korzystnemu w sumie orzeczeniu Trybunału, zabużanie mają z pewnością bliżej do odszkodowań niż kiedykolwiek. Zobaczymy, co państwo polskie zrobi przez te pół roku. Jeśli nie dojdzie do porozumienia, Trybunał wyda nowy werdykt.

A wtedy zabużanie gremialnie ruszą do polskich sądów, które na podstawie decyzji Strasburga będą mogły zasądzać stosowne odszkodowania. Tylko, że to będzie dla naszego państwa o wiele kosztowniejsze niż ewentualne polubowne rozwiązanie. Proszę pamiętać, że zabużanie są cały czas otwarci na kompromis.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama