Rok 2000 - początek czy koniec

Na temat przełomu wieków i towarzyszących mu nastrojów

Przełom wieków ma zawsze znaczenie symboliczne, ponieważ granica między starym a nowym staje się wówczas bardziej wyrazista. Często jednak symbolika końca i początku zawarta w okrągłych datach przesłania historyczne realia. Każdemu przełomowi towarzyszą zarówno nadzieje, jak i obawy. Nic więc dziwnego, że obok optymistycznych prognoz rozwoju ludzkości pojawiają się ponure wizje globalnych katastrof. Różne bywają współczesne wersje końca świata — począwszy od scenariusza wojny nuklearnej, zderzenia z planetoidą (tym dziennikarze straszą co parę lat), aż po globalną katastrofę ekologiczną i powszechny paraliż systemów komputerowych (najnowsza wersja cyfrowego końca świata).

Szacuje się, że w ostatnich latach mijającego stulecia na rynku księgarskim ukazało się ok. 200 pozycji, które w swoich tytułach zawierają słowo „koniec” (np. koniec historii, koniec ideologii, koniec sztuki itp.). Moda na podejmowanie problemu końca tysiąclecia, roku 2000 czy wieszczenia schyłku jest wykorzystywana w mass mediach, przez producentów filmowych, rynek księgarski oraz sekty i ruchy kultowe. Ileż to razy w historii pojawiali się fałszywi prorocy obwieszczający termin zagłady naszego świata! Nie brak ich i teraz, choć nie zawsze są to tylko szaleni guru, grupujący wokół siebie zagubionych wyznawców. Często motyw końca świata, schyłku ludzkości czy zmierzchu naszej cywilizacji podejmowany jest w myśli ekologicznej (w nurcie tzw. ekologii głębokiej) czy koncepcjach filozoficznych spod znaku New Age. Poglądy tego rodzaju sprowadzają się w gruncie rzeczy do zanegowania sensu cywilizacji, westchnień za „powrotem do natury” (cokolwiek by to miało oznaczać) i do przekonania, że ludzkość musi wkroczyć w nową erę i całkowicie zmienić świadomość (na wzór tych, którym już wyprano mózgi w różnorakich sektach i grupach „rozwoju świadomości”).

Poczucie schyłkowości pojawiało się w dziejach ludzkości niejeden raz, towarzyszyło na przykład symbolicznej dacie roku 1000, kiedy to według niektórych myślicieli chrześcijańskich miał być koniec ówczesnego świata. Nastąpiła wówczas w Europie istna eksplozja ruchów religijnych odwołujących się do idei millenarystycznych (od łacińskiego millennium, czyli tysiąclecie), inaczej zwanych chiliastycznymi (od greckiego chiliás, czyli tysiąc). Poglądy części teoretyków pierwotnego chrześcijaństwa opierały się na wierze w tysiącletnie panowanie Chrystusa na Ziemi, po którym miał nastąpić koniec świata. Dziś mianem millenaryzmu albo chiliazmu określamy wszelkie koncepcje wieszczące koniec naszego świata (np. koncepcje sekt apokaliptycznych). Pesymistyczne nastroje pojawiały się w Europie także w chwili upadku Cesarstwa Rzymskiego, później w chwili klęski Królestwa Jerozolimskiego i fiaska krucjat, a także po odkryciu przez Krzysztofa Kolumba nowego lądu, kiedy w krótkim czasie doszło do zmiany wyobrażeń o naszym globie.

Najczęściej jednak nastroje pesymizmu i katastrofizmu pojawiały się pod koniec stuleci. Równo sto lat temu wiele światłych umysłów głosiło absolutny koniec Europy, zmierzch cywilizacji naukowo-technicznej i upadek białej rasy. Można powiedzieć, że nic nowego już nikt nie wymyśli, może poza formą zapowiadanej klęski (sto lat temu nie było komputerów i dopiero teraz można wymyślić, że prosta zmiana daty z trzech dziewiątek na trzy zera mogłaby doprowadzić do istnego paraliżu banków, kolei, linii lotniczych, energetyki etc.).

Głoszenie katastroficznych prognoz czy wręcz panikarskich rewelacji ma podłoże w dwóch czynnikach (poza chęcią zarobienia pieniędzy na panice...). Po pierwsze, działa symbolika okrągłych liczb, a po drugie, ludzie chyba potrzebują odrobiny strachu (zupełnie nieuzasadnionego), żeby po minięciu „chwili zagrożenia” poczuć się lepiej (no proszę, ale nam się udało!). Warto sobie uzmysłowić, że gdyby nie system dziesiętny, to dzielilibyśmy upływ czasu inaczej, może na tuziny czy kopy. Podział na stulecia i tysiąclecia jest czysto umowny. Nowy sposób mierzenia czasu historycznego datuje się od końca VII wieku naszej ery, kiedy Beda Czcigodny wprowadził liczenie dat od narodzin Chrystusa (wcześniej, około roku 550, zaproponował to rzymski zakonnik Dionizy Mały).

Po wynalazkach kalendarza, zegara, sposobu liczenia czasu historycznego nadszedł w naszym stuleciu czas na wynalazek komputera. Czas komputerowy jest szczytowym osiągnięciem człowieka, jednak wydaje się, że współczesną cywilizację ogarnęła istna obsesja upływu czasu i szybkości, a wszystko, co pracuje wolniej niż komputer, zaczyna budzić zniecierpliwienie. Trudno się więc dziwić, że znużeni i przerażeni monotonią uciekającego czasu oraz stresującą codziennością ludzie poszukują łatwych, banalnych i nieracjonalnych wizji świata. Moda na myślenie w kategoriach magii, filozofii New Age, koncepcji ekologicznych itp. jest reakcją na zagubienie. Dla chrześcijanina nowe milenium ma rzecz jasna ogromne znaczenie symboliczne, jednak w wymiarze codziennego życia nie zmieni się nic ani w roku 2000, ani w 2001. Nic się nagle nie skończy ani nie zacznie. Świat będzie taki sam jak dotychczas, a rozmaici guru i producenci oraz dziennikarze żądni sensacji zaczną szukać nowego kąska dla głodnej wrażeń publiczności.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama