Wnioski z czarnych skrzynek

Jakie wnioski można wyciągnąć z opublikowanych już danych z czarnych skrzynek tragicznego lotu TU-154?

Rosyjskie media już wiedzą, kto odpowiada za smoleńską katastrofę. To Lech Kaczyński wywarł na pilotów presję, zmuszając ich do lądowania.

Tak utrzymuje większość rosyjskich gazet, chociaż robią to w różny sposób. „Rassijskaja Gazeta” wyraża tylko przypuszczenie, iż po nagranych przez czarną skrzynkę słowach dyrektora Kazany (prawdopodobnie, bo pewności co do tego, czy w kabinie pilotów był właśnie szef protokołu MSZ, ciągle nie ma), że „prezydent jeszcze nie postanowił co dalej robić”, Lech Kaczyński podjął fatalną w skutkach decyzję o lądowaniu. Przytaczając fragmenty stenogramu rosyjski dziennikarz nie pisze jednak, na czym opiera swoje przypuszczenia.

Krok dalej

Krok dalej idzie dziennik „Moskiewski Komsomolec” przekonany o winie prezydenta Kaczyńskiego. Autor poświęconego ujawnionym stenogramom artykułu dowodzi, że naciski na załogę wywierali i przebywający w kabinie Tu 154 dowódca sił powietrznych gen. Błasik, i dyr. Kazana. Gazeta dodaje, że po informacji tego ostatniego, iż prezydent nie zadecydował, co dalej robić, można ze stenogramów wyczytać coś jeszcze, czyli — cytuję: „...przytoczyć zdanie 'nieokreślonej osoby': 'Wkurzy się, jeśli jeszcze... (niezr.)" - Zdanie jest urwane, ale rosyjski dziennikarz domyślnie je kończy, dowodząc, że tym, który (znowu cytat) „wkurzy się, jeśli jeszcze... raz lotnicy nie posadzą samolotu, jak miało to miejsce w Tbilisi, w czasie wydarzeń sierpnia 2008 roku, z wysokim prawdopodobieństwem był właśnie polski prezydent”.

W efekcie... „załoga w chwili lądowania znajdowała się pod presją nie tylko okoliczności, ale także ludzi, którzy bezpośrednio wpływali na proces podejmowania przez lotników decyzji o żywotnym znaczeniu, co stanowi poważne naruszenie przepisów lotniczych dowolnego kraju... zadanie posadzenia samolotu za wszelką cenę tak silnie przygniatało pilotów, że przyćmiło i strach, i zdrowy rozsądek, i ostrzeżenia kontrolera, i wskazania przyrządów" — kończy „Moskiewskij Komsomolec".

Rozbieżne opinie

Interpretacja wiązanego z rosyjskim MSZ „MK” jest bardzo wygodna dla władz w Moskwie - stan lotniska w Smoleńsku był dobry, informacje o trudnych warunkach wystarczające, a wszystkiemu winien jest nielubiany polski polityk.

Tyle tylko, że co do przyczyn katastrofy nawet w Rosji nie ma jednomyślności. Przekonania swoich kolegów z gazet nie podzielają np. dziennikarze niezależnego radia „Echo Moskwy”. Poproszeni przez nich o komentarz rosyjscy piloci i nawigatorzy są zdania, że błędy popełniła zarówno załoga prezydenckiego samolotu, jak i obsługa wieży na lotnisku. Wojskowy port lotniczy, jak to wiemy także z informacji załogi wcześniej lądującego polskiego Jaka 40, nie był najlepiej przygotowany - jedna z radiolatarni źle działała, kontroler najprawdopodobniej za późno wydał dyspozycję poderwania maszyny do góry.

Jednym słowem, jak stwierdził kiedyś znany amerykański specjalista od spraw lotnictwa profesor Clint. V Oster Jr., podczas gdy opinia publiczna jest skłonna sądzić, że do katastrof lotniczych prowadzi tylko jeden czynnik, w rzeczywistość najczęściej jest to o splot kilku nieszczęśliwych, następujących zaraz po sobie, okoliczności.

Opublikowane stenogramy, chociaż tak niekompletne, zdają się tę opinię potwierdzać.

Z wyborami w tle?

Dlatego trudno mi się zgodzić z sugestiami rosyjskich mediów, iż ujawnione dokumenty mogą mieć znaczący wpływ na wynik prezydenckich wyborów w Polsce. Owszem, dyskusja się rozpoczęła, ale raczej trudno w przedwyborczej debacie używać niekompletnych zapisów jako koronnych argumentów.

W polskie wybory natomiast starają się ingerować Rosjanie. Bardzo delikatnie, ale jednak. Związana z władzą rosyjska prasa pisze ciepło o Bronisławie Komorowskim, de facto niemal pomijając skierowane do Rosjan oświadczenie Jarosława Kaczyńskiego. Z kolei kilku przedstawicieli rosyjskiej demokratycznej opozycji w specjalnym liście zdecydowanie poparło lidera PiS. Sprawa warta odnotowania, chociaż też nie wydaje mi się, aby mogła mieć specjalne znaczenie dla polskich wyborców.

Kto jest odpowiedzialny?

Jakie w takim razie wnioski można wyciągnąć z opublikowanych stenogramów, skoro nie przesądzają o niczyjej winie i nie dodają specjalnie wiele do już posiadanej przez Polaków wiedzy na temat smoleńskiej tragedii?

Ano takie, że właściwie wszyscy w większym lub mniejszym stopniu jesteśmy za nią odpowiedzialni. Na wspomniany przez amerykańskiego specjalistę splot nieszczęśliwych okoliczności zapracowali wszyscy. Politycy, dziennikarze, rosyjskie władze, a przede wszystkim nieszczęsne polityczne urazy sprawiające, iż ludzie wywodzący się ongiś z jednego, solidarnościowego obozu, teraz nie byli się w stanie porozumieć. Spory powodujące, że nawet rocznice, które powinny były łączyć — dzieliły, stanowiły przedmiot swoistego wyścigu. Spory podsycane i nieraz kreowane przez uganiające za się za kolejnym sensacyjnym „newseem” media.

Przecież gdyby nie to, nie byłoby najprawdopodobniej dwóch katyńskich uroczystości.

A tak Rosjanie wykorzystując polskie kłótnie na szczytach władzy zaprosili do Katynia wyłącznie premiera Tuska. Ten przyjął zaproszenie bez konsultacji z prezydentem. O to zaś, by obaj panowie przypadkiem się w tej sprawie nie porozumieli, zadbali usłużni dziennikarze, a priori oburzając się, że Lech Kaczyński będzie próbował zepsuć polsko-rosyjska harmonię, wpychając się do Katynia na trzeciego. Prezydent postanowił polecieć później. Strona polska nie zadbała, aby jego wizyta miała oficjalny charakter, czyli by towarzyszyły jej specjalne środki bezpieczeństwa, by na wierzy kontrolnej smoleńskiego lotniska byli doświadczeni kontrolerzy lotu, ochrona.

Polskie spory — 96 ofiar. Pierwszą, spontaniczną reakcją społeczeństwa na smoleńską tragedię była solidarność, zjednoczenie.

Nie wiem, jakie wnioski wyciągną ostatecznie politycy. Mogę mieć nadzieję, że deklaracja Jarosława Kaczyńskiego, iż współpraca z politycznymi przeciwnikami jest nie tylko możliwa, ale w istotnych dla Polski sprawach wręcz konieczna, nie są tylko wyborczym chwytem.

Chcę mieć nadzieję, że w dobre intencje przeciwnika postara się uwierzyć Bronisław Komorowski i że niezależnie od tego, który z nich zostanie nowym polskim prezydentem, potrafi wciągnąć z czarnych skrzynek smoleńskiego samolotu właściwą lekcję.

I w końcu mam nadzieję, że mimo wszystko nie jestem nieuleczalnie naiwną, głupią romantyczką.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama