Lustereczko powiedz..., czyli o dekonstrukcji feminy

Emocje na pograniczu histerii pozbawiają kobiety samodzielności myślenia i odwagi, by konfrontować się z faktami. Wtedy stają się łatwym łupem dla manipulatorów, którym bynajmniej nie chodzi o dobrze pojęty interes kobiet

Emocje na pograniczu histerii pozbawiają kobiety samodzielności myślenia i odwagi, by konfrontować się z faktami. Wtedy stają się łatwym łupem dla manipulatorów. Jednak umiejętność nakręcania na wysokie diapazony emocji nie wystarcza. By wywołać efekt skali potrzebna była dekonstrukcja emocji feminy.

W czasach, gdy sufrażystki zaczęły wychodzić ze swoimi postulatami wyborczymi na ulice, szybko dostrzeżono, że emocje kobiet mogą być doskonałym narzędziem do realizacji celów niewiele mających wspólnego z ich interesem. Przykrywką wcale nie najszlachetniejszych intencji...

Uliczne emocje w interesie kobiet

Uruchamianie ulicznych protestów kobiet wpędziło nas w pułapkę patrzenia na te wydarzenia przez pryzmat konieczności zmian, bo przecież zagrożone są dobrostan, prawa i wolność wyboru człowieka, w tym przypadku kobiety. Nie inaczej jest z protestami, które mają teraz miejsce w naszym kraju.

Jakie interesy zwykłych Polek są reprezentowane przez protestujące grupy? Oprócz stałego postulatu aborcji na życzenie, feministki współorganizujące marsze nie potrafią przedstawić konkretnych żądań służących kobietom, mających odzwierciedlenie w proponowanych zapisach prawnych. Nawet po wyprowadzeniu ich na ulice. Bo tu nie o postulaty i interesy kobiet chodzi, a o wygenerowanie krzyku kobiet, który przy odpowiedniej modulacji zaczyna zamieniać się w zbiorowy histeryczny wrzask. Daje on ułudę mocy, a przede wszystkim przesłania fakty, które sponsorzy tego przedsięwzięcia chcą przykryć. Dlatego im bardziej wyśrubowane emocje, tym łatwiej o wyparcie faktu, że uczestniczy się w akcji, podczas której dochodzi do  przemocy, demolowania dobra wspólnego i kościołów, w których jeszcze niedawno, co poniektóre protestujące kobiety, uczestniczyły razem z rodziną w uroczystościach Bożonarodzeniowych. Im większa histeria, tym łatwiej zapomnieć, że idzie się ramię w ramię z organizatorami wprowadzania ideologii LGBT, a nie bojownikami o żłobki, poprawę wynagrodzeń kobiet, czy ograniczanie ubóstwa. W takim emocjonalnym poruszeniu młode dziewczyny, kobiety dumnie ozdabiające piorunami swoje profile na mediach społecznościowych, zostały niejako zwolnione z obowiązku interesowania się rzeczywistością „działań prokobiecych”. A wystarczy popatrzeć chociażby na rezultaty 20 lat działań rodzimych feministek w ramach Kongresu Kobiet. Nie przyniósł on żadnych istotnych zmian dla Polek — oprócz lansowania żon polityków i epatowania wyższością feminatyw (czyli rzeczowników rodzaju żeńskiego) nad tradycyjnym słownictwem.

Emocje na pograniczu histerii pozbawiają kobiety samodzielności myślenia i odwagi, by konfrontować się z faktami, czyniąc je łupem dla manipulatorów. Jednak umiejętność nakręcania na tak wysokie diapazony emocji nie wystarcza, by kobiety masowo przystępowały do tych protestów.  A tym samym — by doszło do głębokich zmian społecznych. Żeby wywołać efekt skali potrzebna była dekonstrukcja emocji feminy.

Narcystyczne lustro, czyli dekonstrukcja kobiety

Projekt manipulacji emocjami kobiet odnajdujemy w manifeście grupy „Radykalnych Lesbijek”, wydanym na początku lat 70. podczas drugiej fali amerykańskiego feminizmu. Manifest zakładał  stworzenie wspólnej platformy dla działań lesbijek oraz działań ruchu feministycznego, koncentrującego się na zaprzeczaniu biologicznym różnicom między mężczyznami i kobietami oraz walce o zmianę ról kobiety i mężczyzny w społeczeństwie.  Program opierał się na dwóch filarach. Pierwszym było uświadomienie kobietom jak bardzo „kultura mężczyzn”, poprzez wtłoczenie ich w role matek, żon, w poświęcenie rodzinie degraduje kobietę i pozbawia ją prawdziwej kobiecości. Drugim filarem było nauczenie kobiet narcyzmu, dzięki któremu kobieta otworzy się na poszukiwanie własnej tożsamości i potrzeb. Zupełnie jakby wcześniej tej tożsamości nie miała...

Z czasem wiodącą rolę w projekcie przejął feminizm, a jego działania stały się polityką psychospołeczną, której istotą było tworzenie narcystycznej tożsamości kobiety. Zainstalowanie wzoru społecznego kobiety z narcystycznymi cechami zmierzało wprost do wyparcia cech jemu przeciwstawnych, niezbędnych w macierzyństwie i rodzinie — kobiecej empatii i poświęcenia. Bo czymże miała być ta prawdziwa kobiecość i tożsamość? Jak odpowiadały feministki — nieznanym wcześniej w tradycyjnym świecie poczuciem własnej wartości.

Zastanawiając się dalej można dojść do wniosku, że chodziło również o nowe wartości, wcześniej — mimo dość długiej historii trwania ludzkości — nieznanych kobiecie. Brzmi nonsensownie? A jednak, nawet absurdalny i sprzeczny z potrzebami koncept można zaszczepić w społeczeństwie, jeśli konsekwentnie, w dłuższym okresie czasu sprzężony będzie z intensywnymi działaniami  w kulturze i mediach, które utwierdzą w realności narcystycznych potrzeb. Między innymi poprzez wykreowanie antywartości na rynkach, których uczestnikami są kobiety.

Efekty nowej „budowli” opartej na opisanych filarach można było zaobserwować już ponad dekadę temu, kiedy lekarze, specjaliści zajmujący się zaburzeniami osobowości zaczęli alarmować o wzroście różnych zaburzeń osobowości, w tym pojawieniu się na masową skalę narcyzmu i tzw. pokolenia „Ja, ja, ja”. Teraz to już epidemia.

W tym miejscu należałoby powiedzieć kilka słów o narcyzmie, niegdyś utożsamianym głównie z cechami męskimi. Jako jednostka chorobowa narcyzm to zaburzenie osobowości polegające na przesadnym skupianiu się na sobie, wyolbrzymianiu własnej wielkości, potrzeb czy dokonań, wręcz silne wyobrażenie o swojej nadprzeciętnej mocy i wyjątkowości, które powinny być ogólnie podziwiane. To samouwielbienie, nieustanna potrzeba bycia w centrum zainteresowania, bycia adorowanym, by potwierdzić własną wartość. To również brak odporności na najmniejszą nawet krytykę, reagowanie agresją, niebotyczną zazdrością, wybuchami histerii, nadwrażliwością, kiedy reakcje ludzi są inne niż oczekiwane. A przede wszystkim narcyzm charakteryzuje się niezdolnością do empatii, brakiem troski o innych ludzi, nie wspominając o nieumiejętności zaspokajania potrzeb innych. Bliźni, nad którymi narcyz chce mieć pełną władzę, są dla niego jedynie narzędziami do zaspokajania własnych celów.

O zasianie takiej tożsamości walczyła przez kolejne dekady ideologia feministyczna idąca ręka w rękę z przemysłem konsumpcyjno-reklamowo-medialnym. Z drugiej strony kobieta, będąc wrażliwa na piękno, okazała się podatnym gruntem, co skrzętnie przeciwko niej samej wykorzystano. Dano kobiecie do ręki lustro, a głos zza niego, jak nigdy wcześniej hipnotyzował: „Skup się na swoich potrzebach, ty i twoja wagina jesteście tego warte... jesteś najpiękniejsza i najważniejsza. Nic i nikt się nie liczy prócz Ciebie. Kup to i to, myśl to i to, a będziesz w grupie superwomen, kobiet sukcesu, które zdobywają to co chcą”.

Kobieta mająca w naturze potrzebę upiększania swojego otoczenia, domu, czynienia go bardziej przyjaznym dla domowników teraz wpadła w pułapkę zmieniania pod dyktando pędzących trendów głównie siebie. Nowa twarz, nowa torebka, nowy partner. Teraz ciągła zmiana stała się potrzebą wypierając potrzebę założenia rodziny, bycia matką, które wymagają zatrzymania się, poświęcenia, by dać oparcie innym, nowemu życiu. Zaawansowane technologie jeszcze bardziej nasilają narcystyczne skoncentrowanie się na sobie — kultura „selfi” nadała odbiciu wyjątkowego znaczenia, a potrzeba bycia „polubionym” i wirtualne relacje zaburzyły tradycyjne kontakty międzyludzkie, opierające się na odpowiedzialności, zaufaniu i szacunku do drugiej osoby. Co więcej potrzeba bycia najpiękniejszą, najważniejszą czy najseksowniejszą zmusza kobiety — ponownie w skali wcześniej niespotykanej — do ciągłego porównywania siebie z innymi, co w rzeczywistości pozbawia poczucia wartości, absorbuje energię, zabiera kobietom prawdziwą wolność.

Oczywiście stworzenie nowej tożsamości narcystycznej jest również wymarzoną sytuacją dla zapewnienia ciągłego popytu na dobra konsumpcyjne — kobieta niedojrzała, szukająca potwierdzenia swojej wartości nie przestaje kupować i wydawać. Projekt ten, który na Zachodzie czyni spustoszenia, w latach 90. XX wieku dotarł do Polski. Aspirujące studentki z małych wsi i miast, głodne dóbr postępowego świata, były idealnym celem do przekazywania nowego modelu tożsamości — kobiety nowoczesnej, niezależnej od niepotrzebnej tradycji katolickiego kraju. Za nimi szły pozostałe kobiety. Będąca w posiadaniu zachodnich firm prasa kobieca, dodatek „Wysokie Obcasy”, czy osoby medialne, z których robiono autorytety, zajęły się formatowaniem umysłów Polek — uświadamiając ich w kwestiach seksualności, prawa do środków antykoncepcyjnych, orgazmu, aborcji, ale przede wszystkim edukowały jak wprowadzać równouprawnienie i nową narcystyczną tożsamość pośród „zacofanych” Polek. Widzieliśmy zatem trendy, że bycie kurą domową to ostatni obciach, posiadanie trójki dzieci to już nienormalne przeciążenie, a większej jeszcze gromadki — patologia. Kariera i swoboda powinny być priorytetami, a jeśli relacje z innymi to takie uwzględniające potrzeby kobiety na pierwszym miejscu. W domu najlepiej równy podział zadań mimo, że wypłata kobiety rzadko była wyższa lub równa tej mężczyzny oraz praktykowanie przez długie lata zjawiska tzw. „partnera życiowego”, co się zmieniało najczęściej dopiero kiedy pojawiało się dziecko.

Równoległe z kreowaniem nowej tożsamości kobiety „rozpracowywano” mężczyznę — wzór silnego mężczyzny, odpowiedzialnego opiekuna słabszych, głowy rodziny został ośmieszony, a w jego miejsce lansowano wyemancypowanego, metroseksualnego Piotrusia Pana, który z super kobietą spotyka się u manikiurzystki, na zakupach lub w łóżku. Widzieliśmy to wszystko w serialach, filmach, książkach.

Nad Wisłę przyszła moda na dwuczłonowe nazwiska, które zaczęły przyjmować nie tylko kobiety z poważnym dorobkiem zawodowym lub ostatnie ze starego rodu, co było do tej pory zasadne, ale również te dwudziestoparoletnie, jeszcze bez szczególnych osiągnięć. Moda miała podkreślić niezależność i wyjątkowość nie do poświęcenia nawet dla małżeństwa. Ale przecież małżeństwo jest z zasady tradycyjne, z podziałem ról ustalonych przez naturę i psychologię płci. Odebrano mężczyźnie nawet moc przekazywania nazwiska pomimo, że to on je „wymyślił” zabezpieczając swój ród przed zapomnieniem.

Pułapka kobiety

Dysonans pomiędzy tym, co kobieta słyszy w ramach formatowania, a tym co czasem dostrzeże w lustrzanym odbiciu, jakie odczuwa realne potrzeby, ciągła walka o to kim jest z natury, a kim powinna być i jakie są nowe oczekiwania wszystko to sprzyja zaburzeniom i depresji, a w najlepszym przypadku frustracji. Widzimy już efekty pokolenia singielek z wyboru we wskaźnikach demograficznych, lekarze mają pełne ręce roboty ze straumatyzowanymi dziećmi narcystycznych matek. Wychowanki „Seksu w wielkim mieście” pędzą po błędnym kole, z jednej strony akceptując deprecjonowanie męskiego wzoru, z drugiej skarżąc się, że coraz trudniej jest znaleźć „prawdziwych mężczyzn”, innymi słowy mężczyzn stabilnych emocjonalnie, którzy dobrze czują się w swojej męskości i nie boją się jej wyrażać.

Ta frustracja i tęsknota za silnym mężczyzną jest zagrożeniem dla projektu całkowitego rozbicia emocji kobiety, a w konsekwencji rodziny. Dlatego przed oczy kobiet podsuwany jest kolejny substytut w miejsce stabilnego mężczyzny, potencjalnego męża i ojca. Może dawać do myślenia, dlaczego w ostatnich latach tak wielki sukces czytelniczy na całym świecie odniósł niskich lotów porno-romans „50 twarzy Greya”, promowany już nie tylko przez celebrytki, ale rozpoznawane i uznane gwiazdy kina. Czytadło kreujące mężczyznę sukcesu, silnego, ale jednocześnie ekstremalnie niebezpiecznego i nieobliczalnego, miało zagospodarować tęsknotę kobiety za silnym mężczyzną wskazując, że mimo ekscytujących, mrocznych przeżyć, nawet ten naładowany testosteronem, silny człowiek nie da szczęścia kobiecie.

Kto ma więc dać wsparcie feminie? Manifest — teraz już całej naszej kultury — szepcze: narcystyczna kobieta i lustro. Jak zatem wyjść z pułapki, którą kobiety same na siebie zastawiły? Odpowiedzi nie są proste i powinny być tematem wielu kolejnych rozważań. Jedno jest pewne, jeśli chcemy przetrwać musimy spróbować sobie z tym poradzić. Zacząć działać. Na początek, my kobiety uwierzmy i zaufajmy, że mężczyźni potrafią wiele rzeczy zrobić lepiej od nas. Nie konkurujmy z nimi, szczególnie w domu. Pozwólmy im decydować i być pierwszymi, bez karania ich za to. Jeśli wpadłyśmy w takie sidła i nie potrafimy z nich wyjść nie jesteśmy wcale aż takie genialne. Zacznijmy też od tego, że jako matki przestaniemy zdejmować odpowiedzialność z synów i formować ich według naszej wrażliwości. Mężczyzna ma nie być przewrażliwiony, mężczyzna ma mieć serce — do życia i dla ludzi.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama