Niestety, nie chciano nas słuchać

O wielkiej mgle, manipulowaniu prawdą, konwencją chicagowską i opinią publiczną oraz o winie, cenie i odpowiedzialności za katastrofę smoleńską

Wiesława Lewandowska: — Posiedzenia Sejmu RP na temat katastrofy smoleńskiej były niezwykle burzliwe i pełne wzajemnych oskarżeń opozycji i partii rządzącej. Można zatem wątpić, by propozycja przyjęcia uchwały symbolicznie i jednogłośnie odrzucającej raport MAK przez polski Parlament była realna...

Poseł Antoni Macierewicz: — Nie przesądzałbym tego. Decyzja PiS o przedłożeniu Sejmowi tej uchwały pokazuje Polsce i całemu światu, że nie godzimy się na takie zakończenie sprawy i nadal będziemy dążyć do jej pełnego wyjaśnienia. Jasno wyrażone stanowisko Sejmu staje się w obecnej sytuacji jedyną podstawą polityczną do działania na arenie międzynarodowej. Pozostałe organa państwa, począwszy od premiera, skapitulowały lub się skompromitowały. Pozostał Sejm — reprezentacja Narodu. A przypomnijmy, że w ciągu ostatnich dni okazało się, że jest deklaracja Przewodniczącego Komisji Europejskiej José Manuel Barroso, który przypomniał, że już wcześniej chciał i nadal jest gotów interweniować w tej sprawie... Podobnie wypowiedział się rzecznik Departamentu Stanu USA, który stwierdził, że USA włączą się w proces wyjaśniania tragedii, jeśli Polska się o to zwróci... Ale rząd polski nie wystosował żadnej prośby... Stąd taka waga stanowiska Sejmu. I każdy poseł, ale też każdy Polak musi sobie zdawać sprawę z tego, że decyzja Sejmu będzie miała historyczne znaczenie.

— Tłumaczy się, że nie było takiej potrzeby oraz odpowiednich możliwości prawnych.

— To nieprawda. Po pierwsze — nie było konieczności akceptacji narzuconej przez Rosję procedury załącznika 13. konwencji chicagowskiej, a po drugie, od grudnia 2010 r. pojawiły się także nowe możliwości działania na forum europejskim. Jednak gdy 3 grudnia w imieniu Zespołu Parlamentarnego wysyłałem do pana premiera pismo przypominające, że obowiązuje już nowe prawo UE, zgodnie z którym polski rząd może i powinien zwrócić się o pomoc do ekspertów Unii, to zostałem zignorowany... Niestety, pan premier nie słuchał ani opozycji, ani głosów międzynarodowych, polegał tylko na Rosji. I okazało się, że niczego w ten sposób nie załatwiono, a doprowadzono tylko do kompromitacji politycznej i prawnej państwa polskiego. Rosjanie jednoznacznie oświadczyli, że konwencja chicagowska wyczerpała swe procedury, MAK ostatecznie zakończył sprawę, a rosyjski komitet wyjaśniający katastrofę przyjął Raport Anodiny i się rozwiązał... A w dodatku mamy też jednoznaczne oświadczenie przedstawiciela Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego (ICAO), że nie zajmie się ona katastrofą polskiego samolotu, ponieważ chodzi tu o lot państwowy, nie cywilny. I wszystko, co dotychczas ustalono, nie ma żadnej międzynarodowej podstawy prawnej.

— Co to znaczy?

— To znaczy, że przez 9 miesięcy Polska procedowała z Rosją w oparciu o prawo, które nie istnieje, którego nie ma!

— A konwencja chicagowska, będąca — jak zapewnia premier — najlepszą z możliwych podstawą prawną?

— Zdecydowanie nie była w tym przypadku odpowiednia, a w dodatku nie przestrzegano nawet jej przepisów, doszło wprost do manipulacji. W art. 3 tej konwencji wyraźnie napisano, że zajmuje się ona tylko lotami cywilnymi, zaś art. 82 mówi, że strony zobowiązują się do niezaciągania zobowiązań i niezawierania porozumień niezgodnych z postanowieniami konwencji. Nie może więc być tak, że strony powiedzą sobie: to był lot państwowy, ale my uznajemy go za lot cywilny! A jednak zastosowano konwencję chicagowską do lotu państwowego, tak jakby był to lot cywilny. Tak robić nie można, bo konwencja tego wprost zabrania! Zabrania manipulowania swoimi postanowieniami i jednocześnie uchyla (art. 82) takie decyzje z mocy prawa. Jeśli państwa podejmują tego rodzaju działania, to nie będą one korzystały z ochrony konwencji!

— Ale za to dzięki przyjęciu tej konwencji otrzymaliśmy podobno tak dużo dokumentów i dowodów, że strona polska może ujawnić teraz swoją „bogatszą prawdę”...

— Kolejna nieprawda! Większość dokumentów dotarło do Polski w ciągu pierwszych dni po katastrofie, gdy do 15 kwietnia obie strony działały według polsko-rosyjskiej umowy z 1993 r. Były dwie komisje — wojskowa polska, na czele której stał płk Mirosław Grabowski, oraz komisja wojskowa rosyjska z rosyjskim generałem. Było także wspólne posiedzenie prokuratorów, jest nawet protokół z tego posiedzenia. Wtedy właśnie napłynęły do Polski wszystkie główne dokumenty. Nasze późniejsze żądania były ignorowane.

— Premier przekonuje, że konwencja chicagowska jest dla Polski wielkim dobrodziejstwem, a Pan twierdzi, że jest przyczyną klęski!?

— Konwencja chicagowska w tej konkretnej sprawie posłużyła jako pozór prawnego działania. Jest rodzajem zasłony dymnej, wręcz chciałoby się powiedzieć — mgły utrudniającej dojście do prawdy. Odmówiono nam np. pełnej informacji o przebiegu postępowania w sprawie katastrofy smoleńskiej. Przez 9 miesięcy zasłaniano się obowiązującą jakoby stronę polską tajemnicą. Żadna tajemnica nie obowiązywała, bo nie obowiązywała konwencja chicagowska.

— Do dziś opinia publiczna w Polsce nie zna konkretnych faktów i raczej denerwuje się z powodu informacyjnego chaosu na ten temat!

— Wskazywaliśmy wielokrotnie, że dzieje się bezprawie. Zwracaliśmy uwagę — niestety, bez wsparcia mediów — że na mocy umowy zawartej 31 maja przez ministra Jerzego Millera z przewodniczącą MAK Tatianą Anodiną i z ministrem transportu Federacji Rosyjskiej, czarne skrzynki zostały przekazane stronie rosyjskiej do końca postępowania sądowego. Jest to umowa bezprawna, w sposób oczywisty sprzeczna z konwencją chicagowską, która mówi, że natychmiast po zakończeniu pracy przez organ wyjaśniający okoliczności katastrofy, czarne skrzynki mają być zwrócone do kraju, z którego pochodzi samolot. Teraz zaś okazuje się, że dotyczy to także wraku samolotu. On również ma pozostać w Rosji do końca postępowania sądowego!

— Po co więc Polsce taka niekorzystna umowa?

— A no właśnie! Może polski rząd, może pan minister Miller kiedyś nam wyjaśni, co ich zmusza do takiego serwilizmu wobec Rosji... Pozostawia się w rękach rosyjskich dowody, które są niszczone i którymi Rosjanie manipulują, a nasze śledztwo oddala się w nieskończoność, bo nie ma dostępu do głównego materiału dowodowego. Ale pan premier, rząd i prokurator są z siebie bardzo zadowoleni. Gdy dla odmiany prosiliśmy pana premiera, żeby wystąpił — zgodnie z konwencją chicagowską — do strony rosyjskiej o przejęcie części postępowania, np. w sprawie wraku czy czarnych skrzynek, to pan premier z jakichś powodów nie chciał tego zrobić. Może wiedział, że przyjęcie przez Polskę tej konwencji jest tylko pozorem prawnym, bo tak naprawdę Rosja nie zamierzała procedować według tej konwencji, a jedynie użyła jej nazwy do stworzenia gęstej mgły wokół całej sprawy?

— Ta mgła i chaos wokół sprawy to nie dzieło przypadku, nie efekt niezdarności?

— Ten chaos został wykreowany przez działanie służb specjalnych, mediów, rosyjskiej agentury wpływu... Przypomnijmy, że wszystkie tezy Raportu Anodiny znane były już w kilka godzin po katastrofie. Propaganda rosyjska była znakomicie przygotowana i od razu stwierdzono, że to wina polskich pilotów, że były naciski ze strony dowódców i prezydenta, że piloci nie znali rosyjskiego i pod presją zwierzchników spieszących się na uroczystości nieodpowiedzialnie podjęli decyzję o lądowaniu. Dziś wiemy, że nic z tego nie było prawdą, ale raport MAK dokładnie powtarza propagandę z 10 kwietnia. Niezwykłe jest, że ta propaganda znajduje tak wielki oddźwięk w Polsce, zarówno w mediach jak i wśród rządzących, którzy wiedząc, że to kłamstwo, stają po stronie rosyjskiej. Okazało się raz jeszcze, jak wielkimi możliwościami Rosja dysponuje w Polsce. Najbardziej szokuje stanowisko premiera, który znając „Uwagi do Raportu” autorstwa polskich specjalistów i wiedząc, że wszystkie zasadnicze tezy MAK są fałszywe, wciąż powtarza, że „rząd polski nie kwestionuje głównych ustaleń raportu MAK”. To tak, jakby Stanisław Mikołajczyk w 1943 r. po odkryciu zbrodni katyńskiej z uporem powtarzał, że „zasadnicze ustalenia komisji Burdenki są prawdziwe”...

— Spora część polskiej opinii publicznej jest przekonana, że to piloci i niektórzy pasażerowie samolotu sami są sobie winni, ale nie mniej spora ciągle nie odrzuca możliwości zamachu. Z dotychczasowego śledztwa wynika ponoć, że można już spokojnie skreślić tę wersję...

— Upublicznione ostatnio materiały, zwłaszcza zapisy rozmów między wieżą a pilotami pokazują, że odpowiedzialność za katastrofę ponosi strona rosyjska. Przecież kontrolerzy lotu do końca fałszywie naprowadzali polskich pilotów, mówiąc, że są „na kursie i na ścieżce”, choć było zupełnie inaczej. Co więcej, działania kontrolerów nie były samodzielne. Oni się wcześniej konsultowali z centralą w Moskwie. W pewnym zaś momencie wprost pada stwierdzenie, że Tu-154M „jest prowadzony przez Moskwę”. A więc to tam podejmowano kluczowe decyzje co do losu naszych przywódców... Dowiedzieliśmy się o tym w tydzień po raporcie MAK, ale premier Tusk i minister Miller wiedzieli o tym już od 9 miesięcy! I milczeli, tolerując przecieki i sugestie, że wszystko jest winą polskich pilotów i generała Błasika. Przez 9 miesięcy ukrywano przed Polakami prawdę, pozwalając na upowszechnianie na całym świecie najgorszych inwektyw wobec naszych przywódców, pilotów, oficerów. Premier Tusk i minister Miller chowali dowody rosyjskiej winy i polskiej niewinności, tolerując przez 9 miesięcy utrwalanie się kłamliwego obrazu wydarzeń. To właśnie jest działaniem niemającym precedensu w naszej historii...

— ...dlaczego tak działali? Nie mogli inaczej, nie chcieli?

— W Polsce jest bardzo wielu ludzi, których Rosja paraliżuje samym swoim istnieniem... Ale mnie jest trudno zrozumieć tak daleko idącą współpracę na szkodę własnego państwa i dobrego imienia polskich oficerów. Z perspektywy czasu widać, że była decyzja generalna, by zbytnio nie forsować tego śledztwa. Na przykład, mimo wielokrotnych naszych żądań, ani prokurator generalny, ani prokurator prowadzący śledztwo, ani prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej, nie wystąpili do premiera Rzeczypospolitej, by wynegocjował ze stroną rosyjską działanie pozwalające zabezpieczyć odpowiednio wrak samolotu. Polscy prokuratorzy wystosowali jedynie pismo do prokuratury rosyjskiej, która odpowiedziała, że wrak nie jest w jej gestii, lecz w gestii MAK i na tym sprawę zakończono. Podobnie rzecz wygląda z miejscem katastrofy, czarnymi skrzynkami, protokołami sekcji zwłok, których wciąż nie ma. Nie przesłuchano głównych świadków. I to nie tylko w Rosji — nie przesłuchano ani Donalda Tuska, ani Radosława Sikorskiego, ani Jerzego Millera czy Bogdana Klicha. A przecież wszyscy ci ludzie odpowiadali za organizację lotu prezydenta Kaczyńskiego i mają olbrzymią wiedzę na temat tej katastrofy. Ale nie przesłuchuje się ich, jakby czekano, aż zapomną szczegóły wydarzeń, w których uczestniczyli... Uważam, że prokuratura nie dopełniła wystarczająco swoich obowiązków.

— Pan premier jednak mocno podkreśla, że bardzo teraz liczy właśnie na polską niezawisłą prokuraturę — wielokrotnie przy tym zapewnia o jej niezawisłości — na efekty prowadzonego przez nią postępowania. Uważa Pan, że nie ma tu na co liczyć?

— Przywołałem tu tylko jedno z zaniedbań naszej prokuratury, ale jeżeli pan premier tak w nią wierzy, to dziwię się, dlaczego nie wyciągnął konsekwencji ze stanowiska sformułowanego przez prokuratora płk. Krzysztofa Parulskiego, szefa prokuratury wojskowej, który już 12 kwietnia w Smoleńsku, w rozmowie z płk. Edmundem Klichem (a jest to zaprotokołowana rozmowa) jasno stwierdził, że „forsowanie załącznika nr 13 do konwencji chicagowskiej jest działaniem na szkodę państwa polskiego”. Zaznaczam, że Ryszard Parulski nie jest członkiem PiS ani nawet sympatykiem tej linii politycznej, wywodzi się z zupełnie innej opcji i z innego środowiska...

— Czego możemy się spodziewać po prowadzonym jeszcze w Rosji postępowaniu prokuratorskim?

— Niczego istotnego. Prokurator generalny Andrzej Seremet naiwnie cieszy się, że MAK, zakończywszy swą pracę, przekazał wszystkie dowody do rosyjskiej prokuratury, z której łatwiej dotrą do Polski... Tyle że Rosjanie natychmiast zapobiegli temu w sposób formalno-prawny. 14 stycznia ogłoszono znaczącą zmianę struktur ścigania i wymiaru sprawiedliwości Federacji Rosyjskiej — oddzielono prokuraturę od komitetu śledczego, który podporządkowano prezydentowi Rosji. I wszystkie dowody w sprawie smoleńskiej zostały z prokuratury przekazane do owego komitetu śledczego... A ostatnio ogłoszono, że pozostaną tam do końca postępowania sądowego.

— No to może powstanie „szybsza ścieżka” między głowami obu państw?

— Być może, prezydent Komorowski ostatnio oświadczył, że Sejmowi RP nie wolno odrzucić raportu MAK... To rzeczywiście była bardzo szybka reakcja.

— Zgadza się Pan ze stwierdzeniem przedstawicieli naszego rządu, że „gros winy za katastrofę leży po stronie polskiej”?

— Nie zgadzam się, oczywiście. To fałsz. Zwracam tu uwagę na użyte przez przewodniczącego polskiej komisji Jerzego Millera słowo „wina”. Gdy my chcemy z rządem rozmawiać o tym, kto ponosi winę za złe przygotowanie wizyty prezydenta, za niedopatrzenia w badaniu przyczyn katastrofy, słyszymy: nie rozmawiajmy o winie, zajmujmy się obiektywnym ustalaniem faktów, nie kwalifikujmy winy, bo od tego jest prokuratura, a nie politycy. A gdy rzecz dotyczy polskich pilotów i generała Błasika, prezydenta Kaczyńskiego, wówczas od tych samych ludzi słyszymy o winie. To po prostu nieuczciwe.

— Premier mówił o cenie, „jaką przyjdzie nam zapłacić”, dodając, że ma na myśli także swoich współpracowników. Czy zatem można oczekiwać choćby tego, że komisja Millera zajmie się bardziej krytycznie np. sposobem przygotowania wizyty prezydenta w Katyniu?

— Bardzo w to wątpię. To „bicie się w piersi” premiera ma wydźwięk wyłącznie propagandowy, mający zmniejszyć oburzenie społeczne. Nie sądzę, by stała za tym jakakolwiek treść polityczna, a zwłaszcza poczucie odpowiedzialności. Pan premier, oszołomiony i przerażony przebiegiem wypadków, poddany dyktatowi Moskwy, chce zachować resztki twarzy wobec polskiej opinii publicznej. Ale zbiera żniwo 9 miesięcy ukrywania prawdy przed narodem, bezwzględnej walki z pamięcią o Lechu Kaczyńskim i nagonki na PiS. Zaufał Rosji i zobaczył, że jest bezradny.

— Oj, chyba Pan znów „jątrzy” i broni interesów politycznych „wyjątkowo brutalnej opozycji”!

— Ja jedynie bronię interesów państwa polskiego, dziś tak bardzo upokorzonego i zagrożonego na skutek nieudolności obecnych przywódców.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama