Dziennikarze w Rosji Putina. W szóstą rocznicę śmierci Anny Politkowskiej

Sześć lat po morderstwie rosyjskiej dziennikarki nadal niemal nic nie wiadomo na temat sprawców. Nic dziwnego - w putinowskiej Rosji liczba dziennikarzy ginących w tajemniczych okolicznościach sięga trzycyfrowych liczb!

W tym miesiącu mija szósta rocznica śmierci rosyjskiej dziennikarki Anny Politkowskiej. W sprawie mordu na niej trwa wciąż śledztwo, z którego niewiele wynika. Zamordowana została w windzie własnego domu, gdy wracała z zakupów. Zginęła od strzałów w głowę z pistoletu Makarowa.

7 października 2010 r., w czwartą rocznicę jej tragicznej śmierci, rosyjska opinia publiczna zamiast raportu o jej zabójstwie doczekała się fety z okazji 58. urodzin Władimira Putina. Jubilat otrzymał specjalny prezent w postaci kalendarza ze studentkami dziennikarstwa Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego. „Kocham pana” — szepcze „Dziewczyna maja”; „Kto, jak nie pan?” — pyta „Dziewczyna sierpnia”, a „Dziewczyna grudnia” podaje swój numer telefonu. Kalendarz trafił do sprzedaży w Moskwie w nakładzie 50 tysięcy egzemplarzy. Wcześniej na wydziale wśród aspirujących do dziennikarstwa studentek odbył się casting.

Dziennikarze giną jak na wojnie

W okresie władzy Putina dziennikarze w Rosji giną jak na wojnie. Od 2000 r., już 12 dni po zaprzysiężeniu Putina, jako pierwsza zamordowana została Lubow Łoboda, potem były kolejne śmierci. W okresie prezydentury Putina zginęło łącznie 111 dziennikarzy. Później, gdy fotel prezydenta objął Dmitrij Miedwiediew, a Putin został premierem, straciło życie kolejnych 20 dziennikarzy.

Związek Dziennikarzy Rosyjskich poinformował, że od rozpadu ZSRR w 1991 r. do września 2010 r. śmierć poniosło 250 dziennikarzy rosyjskich, przy czym tendencja nasila się w ostatnich latach. „Wyjaśniono tylko nieliczne z tych zgonów, pozostałych spraw nigdy nie zamknięto” — informował prezes związku Wsiewołod Bogdanow. Zapowiedział, że Związek Dziennikarzy Rosyjskich utworzy ośrodek dla dzieci dziennikarzy, którzy zginęli, w celu zapewnienia im pomocy materialnej i wyższego wykształcenia. Zapewnił też, że Związek „uczyni, co tylko możliwe, by śmierć dziennikarzy w Rosji nie pozostała zwykłą statystyką”.

Anna Politkowska o Rosji w swoich dziennikach „Udręczona Rosja” pisała: „Nieprawdopodobna, fantastyczna cierpliwość naszego narodu jest główną przyczyną sukcesu tego koszmaru, który zwie się »Putin«”. Te słowa na pewno nie mogły się spodobać na Kremlu. Gdy 9 lipca 2004 r. w Moskwie śmiertelnie postrzelono Paula Chlebnikowa, Amerykanina rosyjskiego pochodzenia, redaktora naczelnego rosyjskiej edycji miesięcznika „Forbes”, Politkowska zauważyła, że pisał on przede wszystkim o środowisku oligarchów. I wskazywała na fakt, że gdy rosyjskie organa ścigania o tę śmierć oskarżyły trzech Czeczenów, w maju 2006 r. sąd ich uniewinnił.

Politkowska podkreślała, że gdy śledztwa w sprawie kończą się rozwiązywaniem grup śledczych i kiedy społeczeństwo jest dostatecznie znużone, władze ten fakt wykorzystują. Zauważyła, że tak było np. w sprawie wzięcia zakładników w Teatrze na Dubrowce, gdy dwa lata po tragedii zwolniono ekipę śledczą. A przecież nie ustalono nawet tożsamości terrorystów ani składu śmiertelnego gazu, ani nazwisk osób odpowiedzialnych za jego użycie.

Kłamstwa za cenę tysięcy dolarów

Politkowska trzeźwo widziała i oceniała środowisko swoich kolegów po fachu, gdy pisała, że media są głównie zajęte zgadywaniem, co trzeba mówić, aby utrzymać się na powierzchni, a czego mówić nie wolno. Pisała, że dziennikarze narzucają sobie autocenzurę, aby nie tracić wysokich zarobków: „Nie chodzi o to, że boją się zostać bez pracy. Wybierają pomiędzy dużą forsą a nędzną pensyjką. Przecież nikt im nie zabrania pisać do Internetu lub kilku gazet, które zachowały jeszcze względną swobodę wypowiedzi. Ale gdzie swoboda — tam niskie i nieregularne płace. Wysokie wynagrodzenia są zarezerwowane dla mediów wyznających ideologię władzy. Dziennikarze telewizyjni kłamią w żywe oczy i eliminują wszystko, co mogłoby się nie spodobać władzy, bo boją się stracić honoraria w wysokości tysięcy dolarów miesięcznie”. Te słowa Politkowskiej opisują sytuację także na gruncie polskiego dziennikarstwa.

Europa przymyka oczy na Rosję

Wciąż wraca pytanie, dlaczego rządy, media i opinia publiczna w Europie nie chcą znać prawdy o putinowskiej Rosji, a raczej pragną wierzyć, że to kraj, któremu daleko do demokracji, ale wciąż będący na drodze, która do niej prowadzi. Żona Aleksandra Litwinienki, odpowiadając na to pytanie w 2011 r., przypuszcza, że jest to zapewne cena za rosyjski gaz i ropę naftową. Marina Litwinienko, od 2006 r. niestrudzenie poszukująca na Zachodzie prawdy o śmierci zamordowanego męża, pyta także o zamordowanych rosyjskich dziennikarzy, tych, którzy próbowali patrzeć na ręce władzy lub odkryli niewygodne dla niej prawdy.

Wraz z dziennikarzami umierają osadzeni nielegalnie w więzieniach prawnicy — w 2011 r. głośna była sprawa Siergieja Magnickiego, który zmarł po kilku miesiącach w więzieniu. Marina Litwinienko uważa, że Zachód, przymykając oczy na prawdę o Rosji i skupiając się jedynie na ekonomiczno-gospodarczych interesach z nią, coraz bardziej grzęźnie w wielkim błędzie: „Może być tylko gorzej, bo rządzących Kremlem nic już nie powstrzyma” — mówiła dziennikarzowi. Jej słowa brzmią jak wielkie ostrzeżenie, nad którym zapada znacząca cisza. Głosu Mariny Litwinienko nie tylko w Rosji nikt nie słyszy, jest o niej głucho także w Polsce.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama