Tam, gdzie nie ma żadnych uchodźców

Przeczytawszy setki tekstów na temat uchodźców, ciągle nie umiem sobie odpowiedzieć na jedno pytanie. A gdyby na nie odpowiedzieć, być może problem uchodźców zostałby rozwiązany od ręki

Tam, gdzie nie ma żadnych uchodźców

Przeczytawszy setki tekstów na temat uchodźców, ciągle nie umiem sobie odpowiedzieć na jedno pytanie. Jest jasne, że w ostatnim czasie nie wybuchła żadna nowa wojna, konflikt w Syrii i Iraku ciągnie się już kolejny rok, nie ma więc powodu, żeby nagle Europę zalewała wielka fala uchodźców. Pojawiają się też informacje, że Turcji i ONZ coraz trudniej jest utrzymywać obozy uchodźców na terenie przylegającym do krajów ogarniętych konfliktem. Nie rozumiem jednak jednego: jak to możliwe, że „uchodźcy” - czy to z Syrii, czy z Afryki, zamiast normalnie wejść na pokład samolotu, przylecieć do Berlina czy Sztokholmu i ubiegać się o status uchodźcy/azylanta, decydują się na ryzykowną podróż przez Morze Śródziemne, ryzykując własnym życiem.

Sprawdzałem przed chwilą: cena biletu z Ammanu (Jordania) do Berlina wynosi ok. 300 euro. Ceny z Ankary czy Stambułu są podobne. Z krajów afrykańskich nieco wyższe, ale z reguły nie przekraczają 1000 euro. Tymczasem „uchodźców” nie stać na kupno biletu lotniczego, ale stać na zapłatę dziesięciokrotnie wyższego haraczu przemytnikom. Pytanie: dlaczego?

Wydaje mi się, że odpowiedź jest stosunkowo prosta. Prawdziwy uchodźca, pragnąc statusu uchodźcy (czy też azylu) w którymkolwiek kraju UE, musiałby udowodnić, że faktycznie jest uchodźcą. Że jego życiu zagraża niebezpieczeństwo, że został wypędzony z własnej ziemi itp. Tymczasem olbrzymia większość „uchodźców”, którzy decydują się na przeprawę przez Morze Śródziemne nie ma zamiaru poddawać się tym procedurom, prawdopodobnie dlatego, że po prostu nie są uchodźcami, ale zwykłymi imigrantami ekonomicznymi. Procedury imigracyjne na lotniskach są surowe i nieuniknione, tymczasem migrując przez morze, można ich uniknąć, pomijając konieczność starania się o wizę i weryfikacji własnej tożsamości.

Jeśli tak jest, to oznacza to jedno: wszystkich tych imigrantów, przypływających na łodziach i statkach, należałoby poddać normalnym procedurom imigracyjnym, bez żadnej taryfy ulgowej. Nie umiesz wykazać swojego statusu uchodźcy - wracasz do Afryki czy na Bliski Wschód (do obozu dla uchodźców) i tam, na miejscu otrzymujesz pomoc. Sądzę, że zasadniczo rozwiązałoby to problem: faktyczni uchodźcy, zmuszeni do opuszczenia swojego kraju przez obiektywne czynniki (zakładam, że są tacy wśród tej fali imigrantów), uzyskaliby stosowny status, a państwa UE nie miałyby problemów ze znalezieniem dla nich właściwych ośrodków i udzieleniem pomocy w różnych formach.

Krótko mówiąc, problemem nie jest fala uchodźców czy też imigrantów zalewająca Europę. Problemem jest indolencja urzędników w krajach UE, którzy dopuścili do możliwości masowego omijania procedur imigracyjnych. Pytanie tylko, czy to indolencja przypadkowa, czy przeciwnie - celowa. Całkiem prawdopodobne, że pod obecnymi pięknymi hasłami o pomocy uchodźcom kryje się świadomość liberalnych elit, że społeczeństwa konsumpcyjne UE wymierają, nie ma zastępowalności pokoleniowej i dlatego lepiej już przyjąć imigrantów niż dopuścić do krachu systemów socjalnych i emerytalnych. Między wierszami, a czasem nawet wprost (jak szwedzka minister w programie-debacie duńskiej TV) mówi o tym coraz więcej polityków. Czy więc przypadkiem społeczeństw UE nie próbuje się nabrać na piękne hasła o konieczności pomocy humanitarnej, gdy w istocie chodzi tylko o podtrzymanie jeszcze przez chwilę liberalno-konsumpcjonistycznego mirażu fundowanego społeczeństwom przez elity od jakichś 40 lat?

W istocie niniejszy tekst nie jest wprost o imigrantach (którym współczuję), a raczej o unijnych politykach i urzędnikach (o których mam coraz gorsze zdanie). „Arabska wiosna” nie zaczęła się wczoraj, ale trwa od dobrych kilku lat. Tymczasem pozbawieni wyobraźni decydenci dopuścili do sytuacji, w której setki tysięcy osób przeprawiają się przez Morze Śródziemne, płacąc haracz przemytnikom, ryzykując własnym życiem, a następnie omijając lub łamiąc europejskie procedury imigracyjne. Masowe przyjmowanie imigrantów nie rozwiąże problemów Bliskiego Wschodu ani Afryki, spowoduje natomiast przeniesienie problemów kulturowych do Europy, nie mówiąc o zagrożeniu terrorystycznym. Sprawdzenie tożsamości i przeszłości każdego uchodźcy przy obecnym podejściu urzędników jest praktycznie niemożliwe. Ostatnio dziennikarze, aby wykazać, jak łatwo jest dostać podrobione syryjskie dokumenty, zamówili u przemytników syryjski paszport dla premiera Holandii. Najlepsze służby wywiadowcze - w tym Mosad - przyznają, że odnalezienie przeszkolonych terrorystów w obecnej masie imigrantów przekracza ich możliwości. Tym bardziej więc nie należy przyjmować w Europie uchodźców „jak leci”, tylko dlatego, że już się w Europie znaleźli, ale przede wszystkim pomagać im na miejscu - w Turcji, Libanie, Jordanii czy gdziekolwiek się udali uciekając przed działaniami wojennymi. A przyjmować tych, którzy potrafią udowodnić, że są uchodźcami.

Nie możemy tu liczyć na pozbawionych wyobraźni i kompetencji urzędników. Są natomiast fundacje i organizacje międzynarodowe, działające na terenach objętych wojną, które mogą uzyskać wiarygodne dane i orientują się w sytuacji poszczególnych ludzi w poszczególnych regionach. I to one powinny koordynować pomoc uchodźcom, wyszukując te osoby, które rzeczywiście wymagają ewakuacji ze swojego kraju, a resztę kierując do obozów. Jeśli przywódcy państw Unii Europejskiej pragną pomóc uchodźcom, powinni przede wszystkim wspierać działalność takich organizacji, działających na miejscu, dostarczając im wszelką potrzebną pomoc logistyczną i finansową. A przede wszystkim — trzeba mieć świadomość, że każda działalność humanitarna jest tylko swego rodzaju tymczasowym opatrunkiem. Bez systemowego uleczenia problemów Bliskiego Wschodu i Afryki pomoc humanitarna może się okazać na dłuższą metę wręcz szkodliwa, pozwalając utrwalać patologię i chaos panujący w tamtym regionie. To jednak, jak się wydaje, nie interesuje europejskich polityków, żyjących zazwyczaj perspektywą do najbliższych wyborów i starających się biurokratycznymi metodami łatać rozsypujące się gmachy socjalno-konsumpcjonistycznych społeczeństw bogatej Unii. Dlatego nie warto się nabierać na wszelkie humanitarne deklaracje i piękne słowa wygłaszane przez polityków na temat konieczności pomocy uchodźcom. Jeśli faktycznie chcemy (i możemy!) rozwiązać ich problemy, rozwiązujmy je, a nie przenośmy w inną część świata.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama