Jaki Kościół?

Potwierdzają się informacje o dramatycznym spadku liczby kandydatów do seminariów duchownych i zakonów męskich w Polsce.

Potwierdzają się informacje o dramatycznym spadku liczby kandydatów do seminariów duchownych i zakonów męskich w Polsce. Kryzys w większości zakonów żeńskich zaczął się dużo wcześniej. Nie da się tego wytłumaczyć niżem demograficznym ani wyjazdami młodych ludzi zagranicę. Trzeba uwzględnić również obecną sytuację rodziny oraz kondycję katechezy, duszpasterstw młodzieżowych i ogólny klimat panujący wokół Kościoła.

Z tym wszystkim jest ostatnio niedobrze. W Warszawie są już licea, w których z kilku klas ledwie udaje się zebrać kilka osób na lekcje religii. Katechetami są coraz częściej tylko świeccy. Młodzież ma coraz mniej okazji osobistego zetknięcia się z porywającym przykładem życia kapłańskiego czy zakonnego. A przykłady, które docierają do niej z mediów, są na ogół negatywne. Sami duchowni nie są tu bez winy. Ale przewaga negatywnych przekazów o Kościele wynika zarówno z natury mediów, w których zła informacja łatwiej się sprzedaje niż dobra, jak i z lewicowego nachylenia większości z nich.

Trudno nie zauważyć, że najczęściej celem ataków są ci duchowni, którzy nie utożsamiają się z tzw. „Kościołem otwartym”, nie podzielają stanowiska „Gazety Wyborczej”, TVN, „Newsweeka”, „Tygodnika Powszechnego” i „Więzi”. Po bezpardonowych atakach na abp. Marka Jędraszewskiego znowu na cel wzięto abp. Sławoja Leszka Głódzia. Ale spokoju nie zaznają również emerytowani już abp Henryk Hoser SAC i abp Józef Michalik. Pewnie nie każdy z nich jest człowiekiem świątobliwym. Ale nie zgodzę się, że to akurat najwięksi grzesznicy w episkopacie. Coś o tym wiem.

Z abp. Głódziem wielokrotnie prowadziliśmy spory i kłótnie. Padały ostre słowa, bywały ciche dni. Jednak to on był pierwszym biskupem, od którego usłyszałem słowo „przepraszam”. Jestem mu wdzięczny również za to, że kiedy trzeba było, to użył niecenzuralnego słowa, aby uciszyć szkalującego mnie innego hierarchę. Bo mimo swoich wad abp Głódź jest człowiekiem, który ma sumienie, poczucie sprawiedliwości i wierzy w Sąd Boży. A jeśli musiał spłacić gigantyczne obciążenia archidiecezji gdańskiej powstałe za czasów jego poprzednika, to pozostaje tylko zapytać, gdzie byli ci, którzy dzisiaj oskarżają abp Głódzia, gdy owe „nieprawidłowości” powstawały? Pierwsze skrzypce wśród garstki manifestantów, którzy chcą „odzyskać Kościół”, gra ta sama kobieta, która na gejowskiej paradzie w Gdańsku niosła bluźnierczy feretron z waginą. O taki „kościół” im chodzi?

Lewica nie bierze jeńców i nie pertraktuje. Idzie szturmem. Arcybiskupowi Głódziowi nie pomogło nawet to, że na pogrzebie śp. Pawła Adamowicza przyzwolił na usadzenie prezydenta Andrzeja Dudy – wbrew protokołowi – w piątej ławce pod filarem. Abp Głódź nigdy nie będzie należał do ich świata. Warto, żebyśmy z tego doświadczenia wyciągnęli wnioski. Nie wolno lekceważyć przyjaciół. Nie należy podcinać skrzydeł tym, którzy szczerze chcą trwać w Chrystusowym Kościele i go bronić. Weźmy dla przykładu organizatorów akcji ewangelizacyjnych „Polska pod krzyżem” i wcześniejszych, którzy w wielu diecezjach wciąż odbijają się od ściany. Ich trzeba formować w wierze, ale czyż oni sami o to nie proszą?

To samo dotyczy w jakimś sensie również tzw. środowisk narodowych, od których Kościół hierarchiczny często się odżegnuje, aby nie być posądzonym o „faszystowskie” sympatie. To prawda, że środowiska te popełniają wiele błędów. Ostatnio znakiem Marszu Niepodległości pod maryjnym hasłem „Miej w opiece naród cały” uczyniły zaciśniętą pieść, wokół której owinęli jeszcze różaniec jak kastet. Czy to jakaś prowokacja, czy nikt im nie wytłumaczył, że podniesiona w górę zaciśnięta pięść jest gestem komunistycznym? W przeciwieństwie do tego, też obcym nam gestem wzniesionej otwartej dłoni pozdrawiali się żołnierze frankistowscy, a po nich niemieccy i włoscy faszyści. My Polacy zaś, walcząc o wolność dla siebie i dla Kościoła, wznosiliśmy palce w kształcie litery V, oplecione różańcem. Trzeba im to wyjaśnić.

Mają swoich kapelanów myśliwi, żołnierze i celnicy. Mieli swojego księdza działacze KOD i słuchacze antykościelnego wykładu Leszka Jażdżewskiego. Dlaczego mieliby go nie mieć narodowcy? Bo to politycznie niepoprawne? Czy Kościół powinien się od nich odwracać pod presją lewicy, czy raczej ich ewangelicznie formować, jeśli jest posłany do wszystkich? A jeśli mielibyśmy gdzieś szukać posłuchu i wsparcia, to raczej wśród uczestników Marszu Niepodległości niż parad równości. To chyba oczywiste.

"Idziemy" nr 45/2019

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama