Pragnienie pokoju

Czy sierpniowe przeżycia skłonią do opamiętania tych, którzy dzisiaj dla własnych celów grają na skłócenie Polaków?

Czy sierpniowe przeżycia skłonią do opamiętania tych, którzy dzisiaj dla własnych celów grają na skłócenie Polaków?

Pragnienie pokoju

Pokoju i spokoju potrzeba nam dzisiaj na wielu płaszczyznach. Sierpniowe dni przypominają o tym, jak chyba żaden inny czas.

Pokoju szukają pielgrzymi, którzy ze wszystkich zakątków ojczyzny zdążają w tym czasie głównie na Jasną Górę. Tysiące ludzi poświęcają swoje urlopy i wakacje, aby w skwarze i deszczu wędrować pieszo, choć mogliby tam wygodnie pojechać. Nie jest to jednak cel tylko geograficzny – jakieś miejsce, do którego trzeba dotrzeć. O wiele bardziej chodzi o cel duchowy i społeczny, o spotkanie z Bogiem, z drugim człowiekiem i głębsze wejście w tajemnicę własnej duszy. Do tego potrzebny jest czas, odmierzany rytmem kroków, porannych Godzinek, wieczornych Apeli Jasnogórskich, codziennych Różańców, pobożnych konferencji i biciem serca. Ten właśnie czas dla Boga i dla siebie jest istotą chrześcijańskiego pielgrzymowania. Bo pokój z Bogiem i z własnym sumieniem jest jego pierwszym celem.

Dlatego pielgrzymka, mimo radosnej i śpiewnej oprawy, ma charakter pokutny. Jest powrotem syna marnotrawnego do domu ojca. Ale pielgrzymowanie to również szukanie pokoju z ludźmi. Zarówno z tymi, z którymi się dzieli pątniczy trud, jak i z tymi, których się spotyka po drodze. W pielgrzymce od początku wszyscy są dla siebie siostrami i braćmi. Już samo to zmienia sposób patrzenia na drugiego człowieka. Pielgrzymka jest okazją do dzielenia się chlebem i ewangelicznym kubkiem wody. Uczy z wdzięcznością przyjmować pokarm, dach nad głową i wszelką życzliwość, jakiej się doznaje od spotkanych ludzi. Sprawia, że ludzie otwierają serca na siebie nawzajem, wydobywając z siebie to co najlepsze. W tym znaczeniu pielgrzymki odmieniają nie tylko samych pielgrzymów, ale w jakimś sensie odmieniają Polskę.

Przemieniającej siły pielgrzymek doświadczaliśmy szczególnie w latach stanu wojennego, gdy ciągle otwarte były rany po krzywdach zadawanych nam przez komunistyczny reżim. W grupie pielgrzymkowej, w której chodziłem, szli także działacze „Solidarności”, dopiero co zwolnieni z internowania w Łowiczu, jeszcze w więziennych uniformach. Obstawiającym pielgrzymkę funkcjonariuszom MO i SB wręczali polne kwiaty i „święte obrazki”, co było jak liturgiczny znak pokoju. Zmiękczało serca i nawet niektórzy mundurowi zaczynali się do nas uśmiechać. Trudno było jeszcze mówić o ich nawróceniu. Dalej byliśmy inwigilowani, nie ustawały prowokacje, by po drodze skłócić pielgrzymów z gospodarzami. Ale owoce nawrócenia widać było wśród byłych internowanych. W ich sercach nie było nienawiści. Oni budowali nową Polskę, wobec której kruszał komunizm. Potrzeba nam dzisiaj takich ludzi pokoju.

Pragnienie pokoju ożywa w nas w sierpniu nad grobami tych, którzy oddali swoje życie za ojczyznę, czy to w Powstaniu Warszawskim, czy to dwadzieścia kilka lat wcześniej w obronie Polski i Europy przed bolszewikami. Wspomnienie tych ludzi i rocznic pokazuje, że tylko jako wspólnota zjednoczona mimo różnic wokół najświętszych wartości jesteśmy niepokonani dla wrogów. Przypomina, jak wielką cenę trzeba było w historii płacić za podziały, brak wewnętrznego pokoju i słabość państwa.

Czy sierpniowe przeżycia skłonią do opamiętania tych, którzy dzisiaj dla własnych celów grają na skłócenie Polaków? Może nie tych, którzy rozbijają nas od zewnątrz. Ale niechby przynajmniej opamiętanie pojawiło się wśród tych, którzy z nieodpowiedzialnego podkręcania emocji uczynili sposób walki o władzę – za wszelką cenę. Coś takiego zawsze źle się kończy dla narodu, Kościoła i Polski. Historia boleśnie nam to potwierdza. Potrzeba także więcej pokoju, powściągliwości i myślenia o Polsce wewnątrz samej koalicji rządzącej. Prywatne wojny ministra sprawiedliwości z prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej niczemu dobremu nie służą. Polska nie może być zakładnikiem animozji Zbigniewa Ziobry wynikających z faktu, że Andrzej Duda odmówił kiedyś udziału w jego inicjatywie wyjścia z PiS pod szyldem Solidarnej Polski. Ani rywalizacji o to, który z panów zostanie wskazany przez prezesa PiS jako kandydat prawicy na prezydenta w roku 2020!

Stawianie Polaków przed koniecznością opowiedzenia się za prezydentem lub za rządem wywodzącym się z tej samej frakcji jest tak samo niemoralne jak żądanie od dzieci, aby wybierały między ojcem i matką. Polska potrzebuje dzisiaj pokoju, także wśród rządzących, nawet gdy mają rozbieżne koncepcje reformowania państwa.

"Idziemy" nr 32/2017

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama