Drogi pojednania

Podejście do polsko-niemieckiego pojednania sprzed pięćdziesięciu lat było i jest różne po obydwu stronach Odry

Heroizm polskiej inicjatywy przebaczenia bywa po drugiej stronie Odry niedoceniany

Podejście do polsko-niemieckiego pojednania sprzed pięćdziesięciu lat było i jest różne po obydwu stronach Odry. Po części ukazuje to również wywiad z kard. Reinhardem Marxem, który publikujemy w tym numerze „Idziemy”. Ufamy, że pomoże to naszym Czytelnikom zrozumieć niemiecki punkt widzenia. Zrozumieć to niekoniecznie uznać za swój. Ale to zrozumienie jest warunkiem szczerego dialogu.

Drogi pojednania

Powściągliwą reakcję episkopatu Niemiec na wielkoduszny gest polskich biskupów kard. Marx tłumaczy sytuacją społeczno-polityczną w powojennej Republice Federalnej Niemiec. Chodzi głównie o poczucie krzywdy milionów Niemców, szczególnie zaś „wypędzonych”, z powodu utraty dawnych ziem piastowskich i terenów dawnych Prus Wschodnich. Co ciekawe, to niemieckie poczucie krzywdy kierowało się przeciwko Polsce (również przeciwko Czechosłowacji – z racji przesiedlenia tzw. Niemców sudeckich), a nie przeciwko Rosji Sowieckiej, która po wojnie anektowała tzw. obwód kaliningradzki. Kardynał Marx twierdzi, że pojednanie było dla biskupów niemieckich trudnym wyzwaniem, ponieważ musieli się oni liczyć z cierpieniem Niemców, dla których oznaczało to przekreślenie nadziei na powrót do swoich przedwojennych siedzib.

Ten sposób myślenia wpisuje się w systematycznie konstruowaną przez Niemców narrację, która prezentuje ich kraj i naród jako jedną z głównych ofiar II wojny światowej. Polega to na przerzucaniu winy za wybuch wojny i za ludobójstwo na bliżej nieokreślonych nazistów oraz na podkreślaniu, że byli wśród nich nie tylko Niemcy. Konsekwentnie podkreśla się rolę rzekomo szlachetnych Niemców w rodzaju Clausa von Stauffenberga, którzy buntowali się przeciwko Hitlerowi, i zaciera fakt, że mimo swojej opozycyjności wobec przywódcy III Rzeszy czynnie popierali oni jego politykę podbojów i eksterminacji całych narodów. Przykładów jest więcej. W Niemczech pojawiają się co jakiś czas publikacje o „polskich obozach zagłady” i niemieccy politycy nie kwapią się stawać wtedy w obronie prawdy.

Niemieckiej narracji o ziemiach utraconych na rzecz Polski przez całe dziesięciolecia nie odpowiadała i dalej nie odpowiada polska narracja o stratach, które wskutek rozpoczętej przez Niemcy wojny poniosła nasza Ojczyzna. W pierwszych dziesięcioleciach po wojnie Polska, oddana decyzją wielkich mocarstw pod rosyjską okupację, nie mogła prowadzić własnej polityki historycznej ani międzynarodowej. Podkreślano wtedy nasze „zdobycze” na Zachodzie, przemilczając los milionów Polaków wypędzonych ze wschodnich kresów Rzeczypospolitej oraz straty terytorialne, jakie nasz kraj poniósł na rzecz ZSRR. Tymczasem Polska, choć była pierwszą ofiarą II wojny światowej i uczestnikiem zwycięskiej koalicji, wyszła z wojny z terytorium pomniejszonym w ostatecznym bilansie o 20 proc. Liczba ludności Polski wskutek działań zbrojnych, aktów ludobójstwa, przesiedleń i migracji zmalała o ponad 30 proc.

Mówienie o tym pod sowiecką okupacją było niemożliwe. Obecnie zaś jest politycznie niepoprawne. Stawia nas bowiem w konfliktowej sytuacji wobec Litwy, Ukrainy i Białorusi, których jedności terytorialnej konsekwentnie bronimy. W Polsce nie ma bowiem przyzwolenia na rewizjonizm. Tymczasem u naszych zachodnich sąsiadów Związek Wypędzonych działa oficjalnie i ma znaczący wpływ na niemiecką politykę. Dysproporcja między realnymi krzywdami, których doznali Polacy, a nikłą ich świadomością w społeczeństwie niemieckim sprawia, że heroizm polskiej inicjatywy przebaczenia bywa po drugiej stronie Odry niedoceniany. Podczas dziękczynienia za ten soborowy i głęboko chrześcijański gest w katedrze we Fryzyndze 29 kwietnia niemiecki episkopat reprezentował wyłącznie biskup tej diecezji kard. Reinhard Marx – wobec około 50 biskupów i 700 duchownych z Polski. Podczas dziękczynnej Eucharystii za pojednanie, sprawowanej 26 października w Rzymie – nazajutrz po Synodzie – było jeszcze gorzej. Jak podaje KAI, z Niemieckiej Konferencji Biskupiej na uroczystościach nie pojawił się nikt!

Być może lepiej będzie podczas zaplanowanego na 22 listopada, tym razem na Jasnej Górze, jeszcze jednego wspólnego dziękczynienia episkopatów. Ale czy przesłanie z Jasnej Góry dotrze do niemieckiego społeczeństwa? Bo zdaje się, że po tamtej stronie Odry braki w znajomości prawdy o pojednaniu są większe niż u nas. Chodzi przy tym nie tylko o prawdę historyczną, ale o dostrzeżenie, jak w dziejach narodów owocuje tajemnica chrztu i Chrystusowego krzyża. Polska przed milenium swojego chrztu okazała się dojrzała w wierze. Bez tego dwadzieścia lat po straszliwej wojnie nie byłoby przebaczenia.

"Idziemy" nr 46/2015

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama