Pożegnanie Andrzeja Leppera

Śmierć Andrzeja Leppera jest tyleż szokująca, co niejednoznaczna i politycznie, i moralnie

"Idziemy" nr 33/2011

Krzysztof Ziemiec

POŻEGNANIE ANDRZEJA LEPPERA

Śmierć Andrzeja Leppera jest tyleż szokująca, co niejednoznaczna i politycznie, i moralnie. Za mało mam informacji, by zająć się tutaj jej okolicznościami. Gdy piszę te słowa, prokuratura dopiero wszczyna śledztwo w tej sprawie. Do rozważenia pozostaje więc jedynie aspekt moralny.

Oczywiście, stary polski zwyczaj nakazuje mówić o niedawno zmarłym dobrze albo wcale. Tradycję szanuję, ale sprzeciwiam się stawianiu Leppera za wzór wszelkich cnót, jak czynią to teraz jego bliscy współpracownicy. On po prostu taki nie był. Miał wiele twarzy i mnóstwo lustrzanych odbić, o czym pamiętają wszyscy obserwatorzy jego politycznej kariery.

Był klasycznym typem pieniacza, ale trzeba zobaczyć i pozytywne aspekty tego stanu. Reprezentował Polskę chłopską: sobiepańską, sobiewiedzącą, węszącą, nieufną wobec władzy. Zatroszczył się o część społeczeństwa wykluczoną po zmianach roku 1989. Dla niej uosabiał sen o potędze i sprawiedliwym państwie.

Jako ludowy trybun Lepper znalazł dla siebie miejsce w wielkiej polityce. Ze związku zawodowego stworzył potężną w swoim czasie partię polityczną. Sam został wicepremierem. To sporo, jeśli przypomnimy, że zaczynał od blokowania dróg i wysypywania zboża na tory. Na sejmowych salonach nie zarzucił wypracowanych wcześniej metod. Przemówienia Leppera obfitowały w – zgodne z prawdą lub nie – oskarżenia o różnego rodzaju nieprawidłowości i kradzieże na tle politycznym. Za to wszystko płacił później licznymi procesami sądowymi.

Jego metody politycznej walki dalekie były od dobrego obyczaju. Barwność dodawała mu skuteczności. Wyskokami, które burzyły salon warszawsko-krakowski, zaskarbił sobie sympatię dziennikarzy. Wyzwolony z okowów politycznej poprawności wykrzykiwał nieraz nazbyt wulgarnie to, czego inni nie mogli mówić, nie chcieli lub bali się. Wiele tematów zasłużenie trafiło do publicznej debaty właśnie za jego sprawą.

Błąd Leppera polegał na tym, że stosował podwójne standardy wobec siebie i innych. Polityczną śmierć poniósł od własnej broni. Najpierw „Gazeta Wyborcza” nagłośniła seksaferę z jego udziałem. Potem, latem 2007 roku, stracił fotel wicepremiera po wybuchu afery gruntowej, w którą był zamieszany. Po tych ciosach Samoobrona i jej lider już się nie podnieśli. Do tego w ostatnich latach doszły sprawy sądowe, problemy ze spłatą kredytów zaciągniętych na gospodarstwo, separacja z żoną, niepokojące kontakty z reżimem na Białorusi, ciężka choroba syna. Rzeczywiście, w wieku 57 lat musiał być już człowiekiem mocno zniszczonym psychicznie.

Odejście osoby publicznej zawsze jest stratą dla społeczeństwa. Jak duża i bolesna będzie ta po śmierci Andrzeja Leppera? Za kilka lat okaże się, czy złaknieni prawdy i sprawiedliwości, nie zatęsknimy do jego stylu uprawiania polityki.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama