Wybory z Ewangelią

Coraz mniej u nas miejsca w życiu społecznym nie tylko na bezstronność, ale nawet na zdrowy rozsądek

"Idziemy" nr 40/2011

ks. Henryk Zieliński

Wybory z Ewangelią

Coraz mniej u nas miejsca w życiu społecznym nie tylko na bezstronność, ale nawet na zdrowy rozsądek. Można być tylko „ślepo za” albo „ślepo przeciw”. Podobnie jak w Ruandzie w 1994 roku, gdzie skonfliktowane plemiona Tutsi i Hutu wycinały się w pień, nie szczędząc kobiet i dzieci. Ba, wciągając w swoje porachunki nawet zakonnice i księży, w imię zasady, że „krew plemienna jest gęstsza niż woda chrztu”!

Chociaż zbrodnie na tle politycznym to wciąż jeszcze u nas odosobnione przypadki, to poziom skłócenia i nienawiści, jaką wygenerowali między normalnymi ludźmi przywódcy największych partii na naszej scenie politycznej, jest przerażający. Niektóre plakaty i hasła wyborcze w tej kampanii są już wprost podjudzaniem do fizycznej eliminacji politycznego konkurenta, a przynajmniej do eksmitowania go z Polski. Widziałem takie na własne oczy, choćby w okolicach Otwocka. Po drugiej stronie nie brakuje zaś przykładów konsekwentnej realizacji wezwania jednego z obecnych ministrów do „dożynania watahy”. PiS-owskiej oczywiście.

A przecież nie pierwsze to i nie ostatnie pewnie wybory w naszej wspólnej ojczyźnie. Po 9 października 2011 roku trzeba będzie dalej obok siebie żyć i razem pracować. Czy ludzie nakręcający przedwyborcze antagonizmy o tym nie wiedzą? Polska nie jest wyłączną własnością około pięciomilionowego plemienia PO ani mniej więcej tak samo licznego plemienia PiS. To prawie czterdziestomilionowy kraj, którego siła i znaczenie jest pochodną umiejętności stawania w najtrudniejszych chwilach ramię przy ramieniu. Każda próba trwałego wyeliminowania z życia społecznego członków tego drugiego politycznego plemienia przez plemię zwycięskie jest osłabianiem Polski. Odpowiedzialność za to spada na sumienia tych, którzy chcą władzy za wszelką cenę. Może zresztą powinna spadać nie tylko na sumienia. Bo bezkarność polityków w niszczeniu państwa w imię partyjnych albo osobistych celów jest demoralizująca. W praktyce bowiem premier ponosi u nas mniejszą odpowiedzialność za psucie i zadłużanie państwa niż wójt w zapadłej gminie za gospodarowanie marnymi groszami. A poseł może mylić ręce przy głosowaniu i prowadzić bardziej beztroskie życie na Wiejskiej niż sołtys na wsi.

Stąd pęd do władzy, w którym wszystkie chwyty są dozwolone. Również instrumentalne traktowanie Kościoła. Jacek Karnowski mówi nawet o zjawisku kolonizowania Kościoła przez partie i asystujące im media. Jak czasie kolonizacji Afryki Francuzi i Brytyjczycy dzielili między sobą kontynent, prowadząc granice przez środek plemiennej wioski, narzucając swój język, prawo i zwyczaje, tak dzisiaj partie chcą podporządkować sobie Kościół i zaprząc do swojego rydwanu. Według tej logiki jedna z gazet przykleiła niedawno abp. Hoserowi łatkę PiS-owca, ponieważ… jest przeciwko legalizacji stosowania techniki in vitro. A z drugiej strony przedstawiciele Platformy sugerowali, aby na czas wyborów Kościół zawiesił swoje nauczanie na temat niedopuszczalności aborcji, in vitro i związków homoseksualnych, bo jest to wtrącanie się do polityki.

Kościół nie jest i nie będzie kolonią żadnej partii politycznej. Ale czas wyborów to najlepszy moment, abyśmy wyraźnie stawiali swoje oczekiwania. Wyzwaniem dla partii jest, aby tym oczekiwaniom sprostać, jeśli chcą liczyć na względy ludzi wierzących. W tym numerze odpytujemy szefów klubów parlamentarnych o stosunek ich partii do tego, co dla nas najważniejsze. Który zasługuje na nasze zaufanie i na poparcie? Oceńcie sami z Ewangelią w ręku.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama