Eurokalipsa teraz?

Polskie przewodnictwo w Radzie UE to temat pozostający od wielu tygodni w czołówce polskich, ale i nie tylko, wiadomości

"Idziemy" nr 27/2011

Stefan Meetschen

Eurokalipsa teraz?

Polskie przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej to temat pozostający od wielu tygodni w czołówce polskich, ale i nie tylko, wiadomości. I dobrze.

Bo z pewnością może być to szansą na ukazanie wielkiego potencjału i możliwości Polski na łonie międzynarodowej wspólnoty. Pytanie tylko, jak ta szansa – i czy w ogóle – zostanie wykorzystana. Mnie jednak interesuje również jeszcze inna kwestia: co z tego będą mieli Polacy? W jaki sposób Polska zostanie zaprezentowana i wypromowana od strony kulturalnej? I niestety w tej kwestii pojawia się kilka dość dużych błędów.

Samo logo polskiej prezydencji jest czytelne, klarowne, chociaż może nazbyt przypomina logo „Solidarności”, ale nic dziwnego, skoro zaprojektował je ten sam autor. Gorzej z rekwizytami i gadżetami, mającymi kojarzyć się z kulturą polską, które będą rozdawane zagranicznym dyplomatom. Co prawda dyplomatą nie jestem, ale kolorowy bączek – który wedle oficjalnego stanowiska MSZ ma oznaczać, że „Polska to młody duch Europy. Kraj z energią i gotowy do zmian” – kojarzy mi się raczej z rozchwianym, kręcącym się wokół własnej osi krajem, niczym nie przymierzając Grecja. Krawaty i aktówki to rzeczy, na które naprawdę zagranicznych dyplomatów nie stać, więc trzeba ich w nie zaopatrzyć. Chociaż gwoli sprawiedliwości, pomysł ze spinkami z krzemieniem pasiastym, zwanym polskim diamentem, całkiem mi się podoba.

Przejdźmy jednak do strefy kulinarnej, która – co jak co – zawsze najskuteczniej promuje dany region geograficzny. I tak na przykład, dyplomaci z Brukseli będą mieli okazję spróbować wspaniałych… węgierskich win! No cóż, polskie wina nie miały z nimi szans, co dowiodła osobista ocena ministra Sikorskiego, który jasno i wyraźnie stwierdził, iż „jakby to powiedzieć... ta degustacja nie skończyła się pełnym sukcesem”. Ciekaw jestem, jakich win próbował minister Sikorski, bo chyba nie tych słynnych już nawet w Niemczech z Zielonej Góry, gdzie co roku odbywa się „Święto Winobrania”, a sama miejscowość nazywana jest „Miastem Bachusa”.

Zostawmy zatem kuchnię i przejdźmy do wydarzeń artystycznych. Mieliśmy zapewne okazję oglądać bądź uczestniczyć 1 lipca w głównym koncercie inaugurującym polską prezydencję w UE na warszawskim Placu Defilad. Mogliśmy wsłuchać się w „ciekawe” brzmienie polskich przebojów wykonywanych przez zagranicznych piosenkarzy drugiej lub trzeciej kategorii. A to ci dopiero gratka dla konesera polskiej muzyki! No bo po co zapraszać polskich, klasycznych już wykonawców czy znane nie tylko w Europie, ale i na świecie polskie zespoły, aby wykorzystać tę okazję do promowania własnych talentów? Ale za to reżyserzy koncertu zostali doskonale wybrani; zwłaszcza jeden z nich, znany ze swojego patriotyzmu demonstrowanego w akcji umieszczenia polskiej flagi w psich odchodach! Temu, kto jednak przegapił to widowisko artystyczne, na pocieszenie pozostaje jechać do Wrocławia, gdzie w dniach 8-11 września odbędzie się Europejski Kongres Kultury. Czego tam nie będzie?!

Na przykład koncerty fińskich i norweskich zespołów w ramach „Scary Monsters i Super Creeps” (Straszne potwory i super mendy), prezentujące black death metal; kanadyjskie „Rewers Pedagogy”, czyli każdy tworzy, co chce; japońska prezentacja „PechaKucha”, performance o Złym Smaku, czy też spektakl – którego nie mogłoby zabraknąć – „Tęczowa Trybuna 2012”, mający na celu uświadomienie potrzeby stworzenia tęczowych trybun na polskich stadionach dla kibiców-gejów w czasie Euro 2012.

W obliczu tych wszystkich ogromnych wydarzeń można tylko mieć nadzieję, że wszyscy ci międzynarodowi dyplomaci i politycy będą tak zaprzątnięci kryzysem w strefie euro, że nie będą mieli czasu dogłębniej zająć się tą kulturalną eurokalipsą made in Poland.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama