Kościół jak coca-cola

Na prawdziwego jastrzębia wśród polskich biskupów media wykreowały w ostatnich dniach abp. Henryka Hosera

"Idziemy" nr 44/2010

ks. Henryk Zieliński

KOŚCIÓŁ JAK COCA-COLA

Na prawdziwego jastrzębia wśród polskich biskupów media wykreowały w ostatnich dniach abp. Henryka Hosera SAC. Czołówki wielu gazet, portali internetowych i programów informacyjnych epatują tytułami w rodzaju: „Arcybiskup Hoser grozi ekskomuniką za popieranie in vitro”. Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Stwierdzenia przewodniczącego Zespołu ds. Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski wielu polityków okrzyknęło próbą szantażu. Co gorsza, w polemikę z nim, jeśli wierzyć doniesieniem „Gazety Wyborczej”, wdali się także niektórzy hołubieni przez tę gazetę arcybiskupi. Szkoda, bo zaczyna to przypominać zabawę w głuchy telefon.

Temat ekskomuniki został wyciągnięty jako poboczny na ostatniej konferencji na temat stosunku Kościoła do in vitro i innych zagadnień bioetycznych, o czym pisaliśmy w poprzednim numerze „Idziemy”. Ekskomuniką, chyba nieprzypadkowo, najbardziej zainteresowanych było dwoje dziennikarzy. Z „Frondy”, gdzie wszystko musi być postawione na ostrzu noża i z „Gazety Wyborczej”, gdzie systematycznie przekonuje się czytelników, jak bardzo nauczanie episkopatu rozmija się z oczekiwaniami społeczeństwa i przez to nie zasługuje na poważne traktowanie. W tej sytuacji żaden z członków Zespołu ds. Bioetycznych nie mógł odpowiedzieć inaczej, jak tylko przypominając tezy zawarte w nauczaniu Stolicy Apostolskiej.

Ostatnia instrukcja Kongregacji Nauki Wiary z 8 grudnia 2008 r., zatytułowana Dignitas personae, określa bowiem, jakie poglądy, postawy i czyny są niezgodne z doktryną Kościoła katolickiego. Jako nie do przyjęcia Kościół określa wszelkie techniki sztucznego zapłodnienia zarówno heterologicznego – gdy dawcami komórek są ludzie niezwiązani ze sobą małżeństwem, jak i homologicznego – gdy dawcami komórek są małżonkowie. Dopuszczalne są jedynie takie techniki, które leczą i wspomagają płodność bez zastępowania aktu małżeńskiego jako jedynej godziwej formy poczęcia człowieka. Dalej Kościół naucza, że etycznie nie do przyjęcia jest metoda in vitro. Po pierwsze, ze względu na zastąpienie prokreacji reprodukcją, czyli oddzielenie poczęcia dziecka od aktu małżeńskiego i oddanie go w ręce techników. W ten sposób dehumanizacji ulega sam początek ludzkiego życia, małżonkowie zaś tracą szansę bycia matką i ojcem dzięki sobie samym. Po drugie, ze względu na zamierzone niszczenie poczętych embrionów, z których zaledwie kilka procent dostaje szansę przeżycia i rozwoju. Pozostałe są od razu odrzucane lub zamrażane. Przed implantacją zarodków dokonuje się bowiem selekcja pod kątem pożądanych cech. Zarodki ludzkie uznane za przydatne, ale nieprzeznaczone w danym momencie do wszczepienia, są przechowywane przez umowny czas w zamrażarce, a potem również „utylizowane”.

Co dzieje się z człowiekiem, który nie akceptuje nauczania Kościoła w tej kwestii? W sensie doktrynalnym i moralnym stawia się poza Kościołem. Czyli ekskomunikuje sam siebie. I nie można się oszukiwać, że jest inaczej. Kościół nie jest bowiem hipermarketem z ofertą, w której można dowolnie przebierać. Jest wspólnotą wiary i zbawienia. Oczywiście każdy może sobie ustalić własne prawdy wiary i normy moralne. I może po swojemu wierzyć w Boga, a jeśli znajdzie grupę współwyznawców, to nawet zarejestrować swój kościół. Tylko nie będzie to już Kościół katolicki. Podobnie jak znana w PRL polo-cocta nie była coca-colą. Nie ta receptura. W tej kwestii arcybiskup nie powiedział więc nic nowego.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama