Gra lewym skrzydłem

Lubię grę lewym skrzydłem. Pod warunkiem, że chodzi o skuteczne kontrataki „naszych” w meczach piłkarskich

"Idziemy" nr 36/2010

Dariusz Kowalczyk SJ

Gra lewym skrzydłem

Lubię grę lewym skrzydłem. Pod warunkiem, że chodzi o skuteczne kontrataki „naszych” w meczach piłkarskich. Niestety, takiej gry dawno już kibice nie widzieli. Widać za to grę lewym skrzydłem w wykonaniu partii rządzącej. Tylko proszę się mnie nie czepiać, że politykuję, zamiast o Panu Jezusie opowiadać. Jako katolik chcę po prostu wiedzieć, jakie poglądy w ważnych dla mnie sprawach światopoglądowych prezentuje przodujące ugrupowanie polityczne. No, bo doprawdy nie wiem.

Rozumiem, że współczesne partie, jeśli chcą wygrywać wybory, muszą prezentować szeroką ofertę, aby przyciągać różnych wyborców. W ramach jednej partii mogą współdziałać gorliwi katolicy oraz ludzie niewierzący w Boga. W swoim czasie w PiS-owskim rządzie był Zbigniew Religa, ateista, a marszałkiem sejmu był Marek Jurek, wyrazisty katolik. Niestety, pierwszy zmarł, a drugi dryfuje gdzieś na obrzeżach polityki. W PO też są ludzie o różnych światopoglądach. I dobrze! Tym niemniej uważam, że prawa noga i lewa noga nie powinny być w zbyt wielkim rozkroku, bo wtedy nie wiadomo, w jakim generalnie kierunku podąża tułów z głową. Wtedy zamiast poważnej polityki, mamy polityczny break-dance.

Janusz Palikot nie jest jakimś marginesem w będącej u władzy partii. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że zyskuje coraz większą popularność. Dlatego chciałbym wiedzieć, co szef partii oraz przewodniczący klubu PO sądzą o formułowanych przez Palikota postulatach. A ten mówi głośno o stworzeniu ruchu, który sprawiłby, że PO przyjmie pewną korektę programową. Korektę światopoglądowo lewicową. Czy oznacza to liberalizację aborcji, czyli w praktyce aborcję na życzenie? Wyrzucenie Kościoła z przestrzeni publicznej, czyli m.in. wprowadzenie ideologii, że katolickie dzieci nie mają prawa uczenia się religii w szkołach publicznych? Małżeńskie przywileje dla gejów i lesbijek? I tak dalej? Rozumiem, że tego rodzaju idee głosi SLD na czele z Napieralskim, ale jeśli głosi je znaczący polityk PO i przyjaciel pana prezydenta, a w dodatku ulubieniec mediów, to chcę wiedzieć, o co tu chodzi…

Powyższe refleksje nie są – podkreślam raz jeszcze – niestosownym dla duchownego politykowaniem, ale pytaniem o sprawy, które ze swej natury znajdują się na styku polityki, moralności i dyskusji światopoglądowych. Tymczasem nie słyszę żadnych jednoznacznych zapewnień, że PO nie chce iść wskazywaną przez Palikota aborcyjno-gejowską drogą. Słyszę natomiast posła Gowina, który krytykuje biskupów, że umywają ręce w sprawie krzyża. I poucza hierarchów: „Krzyż nigdy nie może nie być sprawą biskupów; wezwanie, aby politycy sami rozwiązali ten problem to trochę gest Piłata”. Kuriozalną wypowiedzią popisał się również rzecznik rządu, Paweł Graś, który stwierdził, że nie doczekaliśmy się ze strony Kościoła, aby zajął w sprawie krzyża odpowiedzialną postawę.

Po co to uwłaczanie biskupom? Przecież żyjemy w wolnym kraju, mamy ponoć wolność słowa oraz pluralizm. Jeśli jakaś grupka protestuje pod krzyżem, to niech protestuje, jeśli ma do tego prawo. A jeśli nie ma prawa, jeśli jej protest jest łamaniem praworządności, to są odpowiednie władze, aby przywracać porządek. Sugerowanie w tej sytuacji, że to biskupi powinni pacyfikować ludzi, którzy głośno przedstawiają swoje racje, to bezczelność. Biskupi powinni mieć (i mają) w miarę jednoznaczne stanowisko w sprawach prawd wiary i przykazań. Natomiast sprawa krzyża pod Pałacem Prezydenckim oraz ściśle z nią związana kwestia upamiętnienia ofiar katastrofy w Smoleńsku nie są problemem dogmatycznym, lecz społeczno-politycznym. Katolicy, w tym biskupi, mogą mieć na ten temat różne zdania.

Lewa noga, prawa noga… Spór jest ostry. Kościół w wielu sprawach jest pluralistyczny. W innych musi być jednoznaczny. Oby katolicy umieli bronić tego, co Boskie, a różnić się pięknie (merytorycznie) w tym, co cesarskie.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama