Nowe zdziwienia

Czas letni to czas różnego rodzaju spotkań i koncertów, ale tez protestów i marszów

"Idziemy" nr 32/2010

Dariusz Kowalczyk SJ

Nowe zdziwienia

Czas letni to czas różnego rodzaju spotkań i koncertów, ale tez protestów i marszów. Pod tym względem Rzym różni się od Warszawy: otóż tam jest dużo więcej manifestacji związków zawodowych. No cóż! widocznie w Polsce „żyje się lepiej” i mało kto widzi potrzebę urządzania protestów pracowniczych. Za to we Włoszech krytyki działań rządu nikt nie nazywa „chorobą nienawiści”. Różnica polega również na poziomie proponowanych imprez kulturalnych. Kiedy na przykład w Rzymie każdego dnia ustawiały się długie kolejki, by zobaczyć wystawę zebranych dzieł Caravaggia, w Warszawie opętany homoseksualnym kiczem dyrektor Muzeum Narodowego urządził wystawę Ars Homo Erotica.

Co do tzw. kultury gejowskiej, to ani w Rzymie, ani w Warszawie parady „czegoś tam” nie odniosły żadnego sukcesu. W Polsce dużo większym zainteresowaniem cieszyła się inscenizacja bitwy pod Grunwaldem, że o obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego nie wspomnę. Środowiska homoseksualne wbijają nam do głów, że ich parady są manifestacjami miłości i dumy. To prawda, że ludzie mogą odczuwać dumę z różnych powodów. W dawnych czasach znałem gitowca, który był dumny z tego, że kogoś „naprał po mordzie”, a jak sam dostał, to „nie pękał”. Nie podzielałem jego specyficznej wrażliwości, ale łatwiej zrozumieć mi było gitowców niż obecnie jakiegoś geja, który kroczy ulicami stolicy w samych majtkach w kolorze tęczy, od czasu do czasu wypnie się do przodu lub do tyłu, i jest z tego bardzo dumny… Mnie gejowskie parady nie gorszą, nie oburzają. One mnie boleśnie żenują. Ba! Znam osoby homoseksualne, które też patrzą na gejowskie parady z zażenowaniem.

W ramach wakacyjnych wizyt w Polsce zajechałem do Krakowa i udałem się na Wawel. Nawiedziłem grób Lecha i Marii Kaczyńskich. No i przy okazji pokłoniłem się szczątkom Marszałka Piłsudskiego. Jakież było moje zdumienie, kiedy spacerując po wawelskim terenie w pewnym momencie zobaczyłem w oddali olbrzymią i przez to doskonale widoczną reklamę piwa z napisem „Zimny Lech”. Odmawiasz modlitwę przed grobem zmarłego prezydenta Lecha i chwilę potem widzisz tego rodzaju radosną twórczość reklamową. Rozumiem, że nie musiała to być niczyja zła wola, tylko że „tak wyszło”. No, ale teraz od ludzi jako tako przyzwoitych oczekiwałbym zdjęcia tej reklamy. Zdaje się jednak, że nie ma na to żadnych szans, gdyż reklama „Zimny Lech” koło Wawelu wpisuje się doskonale w galopujące w Polsce schamienie obyczajów.

Powróćmy do letnich imprez. Bardzo aktywne są w tym przypadku środowiska kościelne. Dzięki inicjatywom różnych podmiotów kościelnych setki tysięcy dzieci i młodzieży odpoczywają i rozwijają się na obozach i rekolekcjach. Jezuici polscy od lat organizują Ignacjańskie Dni Młodzieży w Starej Wsi k. Rzeszowa. Ok. 500 młodych ludzi przeżywa tygodniowe rekolekcje w milczeniu, a potem przez 5 dni bawi się – nie porzucając modlitwy – na koncertach i kształci w ramach kilkudziesięciu propozycji warsztatowych. Podobne spotkania organizują franciszkanie, salezjanie i wiele innych zakonów lub duszpasterstw diecezjalnych.

Przyznam, że byłem trochę zaszokowany, kiedy w jedną z minionych niedziel podczas modlitwy Anioł Pański Benedykt XVI pozdrowił po polsku nie młodzież zebraną na katolickich imprezach, ale uczestników „Karuzeli Cooltury” w Świnoujściu. Nie twierdzę, że to jakaś szkodliwa dla młodych impreza. Z drugiej jednak strony nie rozumiem, dlaczego Ojciec Święty ma publicznie pozdrawiać m.in. takie „autorytety” jak Kuba Wojewódzki, Michał Piróg, Jacek Żakowski czy też wróżka Aida. Nie sugeruję, że w zamian powinien pozdrowić młodzież jezuicką. Z pozdrowienia franciszkanów też bym się cieszył. Nie krytykuję Benedykta XVI, który o „Karuzeli Cooltury” zapewne nic nie wie, ale tych, którzy nadużyli – moim zdaniem – zaufania Papieża przygotowując mu taki tekst do przeczytania...

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama