Katastrofa przed Świętem Miłosierdzia

Owocem tej katastrofy jest to, że świat się wreszcie dowiedział o masakrze naszych oficerów w Katyniu.

"Idziemy" nr 16/2010

Jacek Salij OP

Katastrofa przed Świętem Miłosierdzia

W obliczu katastrofy pod Smoleńskiem spontanicznie ciśnie nam się na usta pytanie: Dlaczego? Pytanie to gotowiśmy stawiać samemu nawet Bogu.

Dramatycznie różne były te dwa odejścia z tego świata, w tym do siebie podobne, że oba miały miejsce w wigilię Święta Bożego Miłosierdzia. Przed pięciu laty Jan Paweł II odszedł do Pana, używając języka biblijnego, „w późnej, lecz szczęśliwej starości, syt życia” (Rdz 25,8). Teraz, katastrofa gwałtownie przerwała życie Pana Prezydenta Rzeczpospolitej, Lecha Kaczyńskiego, oraz kilkudziesięciu innych przywódców naszego narodu.

Bóg nigdy nie jest sprawcą zła

W obliczu takiej katastrofy spontanicznie ciśnie nam się na usta pytanie: Dlaczego? Pytanie to gotowiśmy stawiać samemu nawet Bogu: Przecież Ty, Boże, jesteś dobrotliwą i wszechogarniającą Opatrznością! Twój Syn mówił nam, że bez Twojej woli nawet wróbel nie spadnie na ziemię (por. Mt 10,29). Jak mogłeś, Boże, zgodzić się na to, że w jednym momencie zginęło tylu ludzi tak wspaniałych, tak potrzebnych swoim bliskim i swojemu krajowi, ludzi, którzy długo jeszcze mogliby swojej ojczyźnie służyć?

Przypomnijmy sobie, co od wieków wiemy w Kościele na temat tajemnicy zła. Wiemy przede wszystkim, że Bóg nigdy nie jest sprawcą zła i nigdy nie jest Jego wolą, by stało się jakieś zło. Zarazem zło nigdy nie jest od Boga mocniejsze, dzieje się ono dlatego, że Bóg je dopuszcza – z powodów, których my nie musimy do końca rozumieć.

Możemy się jednak trochę domyślić, dlaczego Bóg zło dopuszcza. Niekiedy – zwłaszcza kiedy zdarzy się jakieś wielkie zło – wydaje nam się, że albo Pan Bóg nie jest wszechmocny, albo nas nie kocha, i gotowiśmy zarzucać Mu słabość albo bezduszność. Jakby zapominamy o tym, że Bóg pragnie uszanować i naszą wolność, i prawa stworzonej przez siebie natury – i że to dlatego dopuszcza zło.

Nie zapominajmy przy tym – tłumaczył to już św. Augustyn, choć w pierwszym momencie jest to dla nas mowa trudna – że Bóg jest niewyobrażalnie wszechmocny i w swojej do nas miłości ma moc sprawić, że dopuszczone przez Niego zło ostatecznie wyjdzie nam na dobre. Dodajmy, że jest rzeczą niemożliwą, by zło przekroczyło dopuszczone mu przez Boga granice. By wyrwało się spod rządów Bożej Opatrzności.

Najważniejsze jest życie wieczne

Tutaj nasuwa się pytanie następne: Jakie dobro może wyniknąć z tak strasznej katastrofy? Zdumiewająco wiele odpowiedzi na to pytanie można znaleźć w tekstach liturgicznych Święta Bożego Miłosierdzia.

Zacznijmy od słów, jakie na wyspie Patmos usłyszał Jan od zmartwychwstałego Jezusa: „Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani” (Ap 1,18). Znaczy to, że Jezus przeszedł przez śmierć jako jej zwycięzca, śmierć nie ma już nad Nim władzy. Przeciwnie, to On jest zwycięzcą śmierci, piekła i szatana!

Świadomość tego spontanicznie pobudza nas do modlitwy następującej: Panie Jezu, przeprowadź bezpiecznie przez bramy śmierci wszystkie ofiary tej strasznej katastrofy! Niech wszyscy, których w tej katastrofie spotkała śmierć, żyją w Tobie, Panie Jezu! Niech wszyscy oni – wszyscy bez wyjątku! – znajdą się w świętym Mieście Boga, gdzie śmierci już nie ma, ani żałoby, ni krzyku, ni trudu (por. Ap 21,2-4)!

Przecież ostatecznie to jest celem naszej ziemskiej pielgrzymki. „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?” (Mt 16,26). Z tego ostatecznego punktu widzenia jest czymś dla każdego z nas stosunkowo mało ważnym, czy doczekam na tej ziemi wieku sędziwego, czy może zostanę stąd odwołany, będąc w pełni sił. Czymś naprawdę i ostatecznie najważniejszym jest życie wieczne osiągnąć. „Bo nasza Ojczyzna jest w niebie” (Flp 3,20).

Zalążek większej zgody narodowej

Jakie dobro może – i powinno – wyniknąć z tej katastrofy w naszym życiu społecznym? Poniekąd proroczy był skład wysokiej delegacji, jaka udawała się tym samolotem na uroczystości w Katyniu. Znajdowali się w niej przedstawiciele wszystkich, nieraz ogromnie ze sobą skłóconych stronnictw politycznych – jakby na świadectwo, że są takie sprawy, co do których my, Polacy, choćbyśmy nie wiadomo jak byli ze sobą poróżnieni, potrafimy zgodę osiągnąć.

Bo aż wstyd przypominać, jak zaciekle i zazwyczaj irracjonalnie umiemy się wzajemnie zwalczać, obrzucać niesprawiedliwymi oskarżeniami, pogłębiać narosłe wrogości. Dzieje się to nie tylko w wymiarze politycznym. Przypomnę robiące wrażenie spostrzeżenie, jakie na temat naszego charakteru narodowego zapisał wielki polski patriota, Józef Wittlin:

„To chyba nie tylko przypadek, że osnową dwóch naczelnych arcydzieł polskiej poezji: epickiej i komediowej, jest – kłótnia. Zarówno w Panu Tadeuszu, jak i w Fredrowskiej Zemście dobrzy i zacni Polacy kłócą się na umór z dobrymi i zacnymi Polakami. Przedmiot obu tych zwad jest raczej błahy, ale w obu wypadkach chodzi nie o przedmiot sporu, lecz o sam spór, o kłótnię w niejako metafizycznej postaci, o grę, w której partnerzy wyżywają się bez reszty, pokazując, na co ich maksymalnie stać. Kłótliwość wydaje się naszą cechą reprezentacyjną”.

Kilkadziesiąt lat wcześniej Cyprian Norwid bolał nad tym, że Polacy nawet partii porządnych zorganizować nie potrafią. Pisał: „Bo Ojczyzna – Ziomkowie – jest to moralne zjednoczenie, bez którego partyj nawet nie ma – bez którego partie są jak bandy lub koczowiska polemiczne, których ogniem niezgoda; a rzeczywistością dym wyrazów”.

Każdy, kto pamięta ostatnie dwadzieścia lat naszego życia publicznego, musi przyznać, że płacz Norwida nad naszym skłóceniem i niezgodą odnosi się również do współczesnego pokolenia Polaków. Wspólnota narodowa nie wyklucza podziału na partie, konfliktów, ścierania się. To wszystko w normalnym życiu społeczeństwa jest nawet niezbędne, pod warunkiem jednak, że wszystkim nam naprawdę zależy na dobru wspólnym.

Ufajmy, że szok tej katastrofy już uświadomił wielu z nas niewłaściwość różnych irracjonalnych niechęci i animozji pod adresem takiej lub innej partii, takich lub innych polityków oraz innych osób publicznych. Bo niestety, nasza przestrzeń publiczna była wypełniona nieprzyjaznym etykietowaniem, prześmiewczym poniżaniem , niesprawiedliwym uogólnianiem. Śmierć tych dziewięćdziesięciu ludzi, którzy udawali się do Katynia jako przedstawiciele całego naszego narodu, poniekąd przymusi nas – ufajmy – do porzucenia tych złych naszych przyzwyczajeń. Ufajmy, że odtąd będziemy starali się różnić piękniej, niż to było dotychczas.

Przecież w Ewangelii, która była czytana w Święto Bożego Miłosierdzia, zmartwychwstały Chrystus aż trzykrotnie pozdrawiał swoich uczniów słowami: „Pokój wam!” Obyśmy w tych dniach żałoby narodowej nie tylko usłyszeli to pozdrowienie, obyśmy chcieli przyjąć ten pokój, którym Chrystus Pan chce nas obdarzyć. Wówczas spełni się obietnica zawarta w pierwszym czytaniu tego święta, że „wszyscy doznawali uzdrowienia” (Dz 5,16).

Piastun majestatu Rzeczpospolitej

Chwilę uwagi poświęćmy jeszcze tragicznej śmierci samego tylko Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie miał on łatwo na swoim urzędzie. Śmierć jego ujawniła, jak małostkowe i często niesprawiedliwe były zarzuty, szyderstwa i wyrazy lekceważenia, jakie go spotykały przez cały okres jego prezydentury. Wielu z nas nawet nie próbowało zauważyć, że prezydent naszego państwa – chociaż podobnie jak każdy inny człowiek naznaczony jest różnymi ułomnościami – jest piastunem i poniekąd uosobieniem majestatu Rzeczpospolitej.

Ufajmy, że tragiczne odejście od nas Pana Prezydenta przyniesie ten pozytywny skutek, że odtąd będziemy mieli więcej szacunku – nawet gdyby jakiś przyszły prezydent Rzeczpospolitej Polskiej miał zachowywać się niegodnie – przynajmniej dla jego urzędu.

Wymiar międzynarodowy tej katastrofy

Na koniec zwróćmy uwagę na wielkie owoce międzynarodowe tej katastrofy. Rzecz jasna, wszyscy wolelibyśmy, żeby czas się odwrócił i żeby tej katastrofy nie było. Ponieważ jednak świat jest Boży, okazuje się, że nawet tak wielkie nieszczęście może w tajemniczych planach Bożej Opatrzności stać się okazją do wielkiego dobra.

Szczególnie oczywistym owocem tej katastrofy jest to, że świat się wreszcie dowiedział o masakrze naszych oficerów w roku 1940, że prawda o Katyniu wreszcie do setek milionów ludzi naprawdę dotarła. Może nawet do środowisk lewicowych.

Co więcej, zaczął się wreszcie przełom w oficjalnym stosunku Rosji do tragedii katyńskiej. Wiele wskazuje na to, że będzie to przełom prawdziwy, że proces pojednania Rosjan z Polakami wreszcie nabierze tempa. Bo to są w gruncie rzeczy aksjomaty moralne, że pamięć o zbrodni leczy rany przez tę zbrodnię pozostawione, natomiast jej ukrywanie i zakłamywanie nie pozwala się tym ranom zabliźnić.

Warto jednak wiedzieć, że już od pewnego czasu – od kiedy zostały urządzone cmentarze w Katyniu, w Lesie Charkowskim oraz w Miednoje – na grobach pomordowanych naszych oficerów dokonuje się dyskretne, ale bardzo realne pojednanie między Rosjanami a Polakami. Bogu niech będą dzięki!

Śmierć prezydenta Kaczyńskiego ujawniła, jak małostkowe i często niesprawiedliwe były szyderstwa, które go spotykały.

Owocem tej katastrofy jest to, że świat się wreszcie dowiedział o masakrze naszych oficerów w Katyniu.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama