Żarłoczny weekend

W Niemczech czy Austrii sklepy od dawna są pozamykane w niedziele, a tłumów w kościołach nie widać

Z niezrozumiałych dla mnie względów rząd ciągle odsuwa w przyszłość sprawę ustawowego ograniczenia handlu w niedzielę. Trudno mi powiedzieć, czego nasze władze się obawiają. W Sejmie od miesięcy leży obywatelski projekt zgłoszony przez NSZZ „Solidarność” z setkami tysięcy podpisów.

Żarłoczny weekend

W sprawie czterokrotnie zabrała już głos Konferencja Episkopatu Polski, co w czasie ostatniego zebrania biskupów na Jasnej Górze przypomniał abp Wiktor Skworc. I nic z tego nie wynika. Czyżby lobby handlowe było aż tak silne? A może rządzący mają własne badania, z których wynika, że zdecydowana większość Polaków chce robić zakupy w niedziele i w związku z tym lepiej tej potężnej grupie społecznej się nie narażać?

Nie wiem, co w tej sprawie zrobi parlament. Wiem natomiast, że nawet gdyby wszystkie duże sklepy zostały zamknięte we wszystkie niedziele, co oczywiście powinno nastąpić, nie rozwiąże to problemu zaniku poczucia świętości niedzieli. Będziemy mieli kolejny wolny dzień, ale automatycznie nie stanie się on na powrót dniem świętym. W Niemczech czy Austrii sklepy od dawna są pozamykane w niedziele, a tłumów w kościołach nie widać. Pierwszy dzień już dawno stał się ostatnim dniem tygodnia i został wchłonięty, czy raczej pożarty przez weekend. Nie słyszałem, by w piątek na koniec pracy ktoś życzył innym dobrej niedzieli. Życzy się udanego weekendu. Czy niedzielę jako przede wszystkim dzień święty, poświęcony Bogu, a nie tylko jako koniec weekendu, da się jeszcze odzyskać? Śmiem wątpić, skoro podobne życzenia można usłyszeć nawet w kościele z ust księdza. Póki co weekend tryumfuje, a urok pobożnie przeżytej niedzieli można znaleźć co najwyżej w książkach. Odsyłam do ujmującego cytatu z powieści francuskiego pisarza Josepha Malegue’a „Augustyn albo Pan jest tu” (ss. 16–20). Jeżeli jednak odrodzenie niedzieli jako dnia świętego miałoby być możliwe, to tylko na drodze coraz bardziej powszechnego udziału we Mszy św. Stąd nasz okładkowy tytuł: „Niedziela bez Mszy nie jest niedzielą”.

A teraz informacja bardzo radosna. Utwory naszego autora, felietonisty Wojciecha Wencla, znalazły się na liście lektur szkolnych. Uczniowie w szkole będą czytać Wencla, a poloniści będą zadawać „sakramentalne” pytanie, co poeta miał na myśli. Przy okazji ogłoszenia nowej listy lektur na MEN oraz na głowę samego Wencla spadły gromy. Poeta został nazwany „bardem smoleńskim”. Media grzmiały: „Conrada i Bułhakowa młodzież już nie poczyta, dostanie za to prawicowego barda”. Albo: „Pojawia się Wojciech Wencel, a znika Ryszard Kapuściński”. Szczegółowo z tymi i podobnymi kłamstwami rozprawia się Szymon Babuchowski w tekście „Lektury i bzdury” (ss. 36–37). Mnie w całej sprawie nie zirytowało swobodne gospodarowanie prawdą – jak subtelnie określa się dzisiaj kłamstwo – ale pominięcie fundamentalnego pytania: Czy Wojciech Wencel dobrym poetą jest? Jeżeli jest, jeżeli należy do najwybitniejszych przedstawicieli współczesnej poezji polskiej, to dziatwa szkolna powinna zapoznać się z jego twórczością. Ale takiego pytania nie usłyszałem. Kto by tam zajmował się istotą sprawy…

Jest to słowo wstępne ks. Marka Gancarczyka do "Gościa Niedzielnego" nr 35/2017

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama