Osławione PKB

Raz po raz pojawiają się w gazetach teksty próbujące podważyć sens ograniczenia handlu w niedziele i święta

Raz po raz pojawiają się w gazetach teksty próbujące podważyć sens ograniczenia handlu w niedziele i święta.

Osławione PKB

Autorzy chwytają się różnych argumentów, aby tylko nie doszło do zamknięcia sklepów w niedziele. Czasami można odnieść wrażenie, jakby byli lobbystami wielkich sieci handlowych. Nikomu z zabierających głos w dyskusji nie chcę zarzucić złej woli, dlatego powtarzam, że to tylko wrażenie.

Do grona obrońców niedzielnego handlu dołączył w „Rzeczpospolitej” publicysta Tomasz Bodył. Swoje rozumowanie doprowadził do absurdu, czego zresztą nie krył: „Gdyby uznać argumenty, które stoją za pomysłem zakazu handlu w niedzielę, należałoby zrezygnować tego dnia nawet ze mszy świętych”. Autor wyszedł z założenia, jakoby możliwe były tylko dwa modele organizacji społeczeństwa. W jednym w niedziele nic nie działa poza szpitalami, policją i strażą pożarną. W drugim wszystko działa. Oba są absurdalne. Trzeba szukać rozwiązania pośredniego. A próba wprowadzenia ustawowego zakazu handlu w niedziele jest właśnie kolejnym krokiem w tym procesie. Jesteśmy w takim momencie historii, że zamknięcie sklepów, szczególnie tych dużych, może wyjść na zdrowie nie tylko ich pracownikom, ale wszystkim. Jeżeli się nie mylę, to chyba wszyscy narzekają na ciągły pośpiech i marzą o życiu na wolniejszych obrotach. Otwarte centra handlowe na pewno nie pomagają w zrealizowaniu tego marzenia.

Skoro już o handlu w niedziele piszę, to krótko chciałbym się odnieść do strony ekonomicznej całego zagadnienia. Czasami można odnieść wrażenie, że po zamknięciu hipermarketów w niedzielę nastąpi istny Armagedon. Wzrośnie bezrobocie, zmniejszy się obrót sklepów, stracą dostawcy, do budżetu państwa trafi mniej pieniędzy, a na dodatek krowy przestaną dawać mleko. Może to wszystko prawda, choć są tacy, którzy zaprzeczają takiemu scenariuszowi. Ale nawet gdyby tak miało się stać, to przecież polska gospodarka z tego powodu się nie rozpadnie, a właściciele hipermarketów nie zbankrutują. O bezrobocie też nie należy się zbytnio martwić, bo w ostatnich miesiącach jest ono najniższe od wielu lat. Gdyby jednak jakieś wskaźniki ekonomiczne miały się pogorszyć z powodu zamkniętych w niedziele sklepów, to przecież życie społeczne ma być organizowane nie dla wskaźników, ale dla ludzi. Zresztą gdyby logikę ekonomiczną zastosować do całej gospodarki, to wszystkie zakłady przemysłowe powinny pracować siedem dni w tygodniu, a nie pięć czy sześć. Wtedy PKB na pewno byłoby większe, a ludziom – jak to kiedyś mówiono – żyłoby się dostatniej. A jednak mimo oczywistych strat większość fabryk nie pracuje w niedziele. Nie rozumiem więc, dlaczego na wzrost osławionego PKB miałyby pracować ekspedientki w supermarkecie, a na przykład architekci w biurze projektowym już nie. Krótko mówiąc, argumenty ekonomiczne na rzecz handlu w niedziele zupełnie mnie nie przekonują. O religijnym charakterze niedzieli i obowiązku powstrzymywania się od niekoniecznych prac nawet w tym miejscu nie wspominam, bo, jak rozumiem, są one – by powtórzyć za klasykiem – oczywistą oczywistością.

Jest to słowo wstępne redaktora naczelnego "Gościa Niedzielnego" ks. Marka Gancarczyka do nr 49/2016

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama