Cuda się zdarzają

To, co studzi miłość do Unii Europejskiej to nie tylko wybujała biurokracja czy miałkość jej polityków. Poważniejszym problemem jest jej "sterylność" ideologiczna, paniczny lęk przed religijnością

Cuda się zdarzają

Żeby wszystko było jasne — pójdę na wybory i zagłosuję. Do tego też zachęcam Szanownych Czytelników. Zagłosuję, ale bez szczególnego entuzjazmu. I wcale nie odbierają mi go kiepscy kandydaci, niemrawa kampania wyborcza czy powszechnie obowiązująca moda na niechęć do polityków. Tej modzie nie ulegam. Nie uważam, by cała polityka była brudna. Niektórzy kandydaci na europosłów są słabi, wręcz groteskowi, ale są i zupełnie przyzwoici, ideowi. Jak sądzę, potrafię też docenić wartość zjednoczonej Europy. Chociażby możliwość przejechania przez pół kontynentu bez zatrzymywania się na granicy czy też większe poczucie bezpieczeństwa. Coś innego studzi moją miłość do Unii. I nie jest to w pierwszej kolejności osławiona już europejska biurokracja, która — nie ma co się łudzić — będzie tylko rosła. Taka już jest natura każdej biurokracji — tylko rośnie. W Unii nie podoba mi się religijna sterylność. Instytucje europejskie są pozbawione elementu religijnego. Dobrze, że chociaż flaga Unii przypomina wieniec z gwiazd dwunastu nad głową Maryi, o którym czytamy w Apokalipsie św. Jana. A mnie Europa budowana obok Boga, czy nawet wbrew Bogu nie podoba się. Źle się w niej czuję. W każdym europejskim mieście najważniejsze są dla mnie kościoły. Oczywiście są w Europie miliony ludzi, którym brak Boga nie przeszkadza. Nawet o takiej Europie marzą. Ja patrzę na to ze smutkiem. Zagłosuję więc w eurowyborach z nadzieją, że do Parlamentu Europejskiego trafi więcej posłów, którym doskwiera brak Boga w przestrzeni publicznej. Nie takie cuda się zdarzają.

Dwa tygodnie temu, pisząc o filmie „Cristiada”, wyraziłem pragnienie, by reżyserzy zabrali się za świętych, bo życiorys każdego z nich jest świetnym materiałem na kinowy przebój. Jakby mnie posłuchali. Pod koniec maja do polskich kin trafi film „Gdy budzą się demony” o św. Josemaríi Escrivie de Balaguerze, założycielu Opus Dei. Reżyserem dzieła jest nie byle kto, bo sam Roland Joffé, twórca m.in. słynnej „Misji”. O pełnym sukcesie nie można mówić, bo film będzie wyświetlany tylko w kinach studyjnych. Wielkie sieci kinowe odmówiły pokazania go, bo... film nie jest nowy. To prawda, pochodzi z roku 2011. Tyle tylko że polska premiera „Gdy budzą się demony” miała się odbyć już dwa lata temu, ale wtedy z dystrybucji filmu wycofała się znana firma Monolith (więcej w GN 21/2014 na ss. 64—65). Jak widać, jakiś rodzaj lęku przed pokazywaniem dobrych filmów o świętych istnieje w środowisku kinowym. Może nie ma w tym nic dziwnego, bo ci, którym zależy na tym, by kina były pełne, a kościoły puste, nie powinni pokazywać dobrych filmów o świętych. Święci mają bowiem ogromną siłę przyciągania.

I jeszcze gratulacje oraz życzenia dla ks. abp. Wojciecha Polaka, nowego prymasa Polski. Wiem, że nie należy żartować z imienia i nazwiska, ale tym razem zrobię wyjątek. Bo czyż nie jest urocze to, że prymasem Polski i kustoszem grobu św. Wojciecha został biskup o nazwisku Polak i imieniu Wojciech. I to jeszcze pochodzący z archidiecezji gnieźnieńskiej. Jakby od początku był przygotowywany do funkcji prymasa Polski. Księże Arcybiskupie, niech Bóg będzie z Tobą.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama