Wiele niewiadomych

Co oznacza wygrana Baracka Obamy w wyborach prezydenckich i dlaczego amerykańscy katolicy zawiedli

Wiele niewiadomych

Autor zdjęcia: Romek Koszowski

Co oznacza wygrana Baracka Obamy w wyborach prezydenckich i dlaczego amerykańscy katolicy zawiedli — z Georgem Weigelem rozmawia Andrzej Grajewski.

Andrzej Grajewski: Dlaczego Obama wygrał?

George Weigel: — Przyczyn jego sukcesu jest wiele. Proszę pamiętać, że jeszcze na początku września w sondażach prowadził senator McCain i mógł zwyciężyć. Później przez cztery tygodnie kraj był w warunkach chaosu ekonomicznego, szczególnie na rynku finansowym. To bardzo wystraszyło ludzi i wzmocniło ideę, że zmiana jest konieczna. Kombinacja pragnienia zmiany z bardzo nieefektywną kampanią McCaina dały przewagę Obamie. Warto także dodać, że największe amerykańskie media, zwłaszcza elektroniczne, nie były w tej kampanii bezstronne. Miałem wrażenie, że przez cały czas były cheerleaderkami Obamy. Niezwykle istotna dla ostatecznego rezultatu była także, przeprowadzona profesjonalnie i w sposób bardzo zdyscyplinowany, kampania Obamy. Jeśli uwzględnimy wszystkie te czynniki oraz będziemy pamiętać, że w Ameryce bardzo trudno jest trzy razy pod rząd wygrać wybory, a takie było zadanie republikanów, otrzymamy odpowiedź na pytanie, dlaczego wygrał Obama. Z mojego punktu widzenia najsłabszą stroną tej kampanii było to, że nie przyniosła ona odpowiedzi na pytanie, kim jest Barack Obama.

A kim jest Barack Obama?

— Z jego publicznych wypowiedzi, nie tylko z ostatniego czasu, ale z ostatnich 10 lat, wyłania się obraz polityka, który jest na zdecydowanie lewym skrzydle amerykańskiej polityki. Oczywiście w kampanii unikał takiej klasyfikacji, sprzedawał się jako człowiek z epoki postideologicznej. Jednak zaraz po zwycięstwie zamianował szefem swej administracji Rahma Emanuela, polityka znanego z niezwykle stronniczych zachowań i o skrajnie lewicowych poglądach. To ważny sygnał świadczący o tym, że Obama nie będzie się starał rządzić z pozycji centrowych. Jest dla mnie rzeczą oczywistą, że zwycięstwo Obamy jest jednocześnie wielką porażką wszystkich ruchów w obronie życia. Być może w przyszłości, za 5 lub 10 lat, Kościół będzie musiał się wycofać z zakładów opieki medycznej.

Dlaczego?

— Ponieważ rząd będzie próbował zmusić katolickich lekarzy do działań niezgodnych z ich sumieniem. Taka sytuacja nastąpi, gdy wejdzie w życie Freedom of Choise Akt (FOCA, czyli ustawa o tzw. wolnym wyborze. Obama zapowiadał, że ją podpisze). W ten sposób wyeliminowane zostaną wszystkie przepisy chroniące poczęte życie. Lekarz nie będzie mógł powoływać się na klauzulę sumienia, lecz będzie zmuszony do udziału w aborcji. To problem wszystkich stanów, ponieważ FOCA — jeśli Obama ustawę podpisze — będzie prawem federalnym.

Katolicy nie wiedzieli, jaki jest program Obamy? Przecież wielu z nich głosowało na niego.

— Niestety, bardzo wielu zupełnie nie zwracało uwagi na ten aspekt jego programu. 6 tygodni przed wyborami miałem wykład w Narodowym Katolickim Stowarzyszeniu Medycznym i tam przedstawiłem poglądy Obamy w sprawie ochrony życia i wynikające stąd dla nas konsekwencje. Byli ogromnie zdumieni tym, co usłyszeli. A przecież w końcu są to inteligentni i wykształceni ludzie. Oni po prostu nie zwracali uwagi na to, co mówi Obama.

Ale nawet Mc Cain powiedział, że Obama obudził wielkie nadzieje Amerykanów. Nadzieje na co?

— To bardzo dobre pytanie. Obama stale mówił o zmianie, ale nie mówił, czego ma dotyczyć. To nigdy przez niego nie zostało określone. Być może jest to dobrze sprecyzowane w umyśle Obamy i w demokratycznym przywództwie Kongresu. Oni chcą, moim zdaniem, aby Stany Zjednoczone wyglądały jak europejski kraj socjaldemokratyczny.

Rozumiem, dlaczego na Obamę głosowali lewacy z uniwersyteckich kampusów, ale dlaczego popierali go ludzie biznesu?

— Nikt nie powiedział, że bogaty musi jednocześnie być bystry. Aby opisać preferencje wyborcze tej grupy, trzeba wyjaśnić, skąd się wzięła. Powstała wraz z technologicznymi przemianami w gospodarce, szczególnie w ostatnich 20 latach, gdy pojawiły się pieniądze pochodzące z nowych technologii, Internetu oraz związanej z tym przedsiębiorczości. Kim są ci ludzie? To dzieci lat 60., wielkiej obyczajowej rewolucji. Dzisiaj mają wielkie pieniądze i chcą wpływać na politykę. To smutne, ale często bogatych stać na to, aby byli głupcami, ponieważ chronią się za fasadą swoich milionów. Problem w tym, że jeśli mrzonki tych ludzi doprowadzą do katastrofy amerykańską gospodarkę, skutków tego nie będą ponosić oni, ale wielka rzesza biednych ludzi.

Jak istotnym czynnikiem była niechęć wielu Amerykanów do prezydenta Busha?

— Oczywiście ważnym, gdyż stanowiła fundament dla hasła: chcemy zmiany. Jednocześnie jestem absolutnie przekonany, że za 25 lat George W. Bush będzie znacznie lepiej oceniany aniżeli dzisiaj. To jest człowiek sumienia, który opuści Biały Dom z podniesioną głową, a nie będzie się z niego wymykał cichaczem, jak Clinton lub Carter. Potrzeba czasu, aby emocje ostygły i oceny Busha mogły być sprawiedliwe. Oczywiście administracja Busha popełniła wiele błędów, ale w sprawach zasadniczych nie zawiodła. Nikt we wrześniu 2001 r. nie przypuszczał, że terrorystom nie uda się już zorganizować ataku na USA. Wręcz przeciwnie, wielu było przekonanych, że takie ataki nastąpią. A jednak w ciągu następnych 7 lat administracja Busha zapewniła Ameryce bezpieczeństwo. Dzisiaj o tym się nie mówi, ale w przyszłości będzie to docenione. Amerykańska polityka jest bardzo brutalną grą. Ogromną rolę odgrywają w niej media, które 24 godziny na dobę bez przerwy emitują swój program. „Medialna bestia” musi na okrągło być żywiona informacjami i sensacjami. Przebija się news najbardziej dramatyczny czy histeryczny. Do tej pory media wyraźnie Obamę oszczędzały. Nie poddały go prawdziwemu egzaminowi. Nie próbowały rzetelnie prześwietlić jego politycznej biografii. Ten stan jednak nie będzie trwał wiecznie. Media zwrócą się przeciwko Obamie, gdyż „bestia” musi być karmiona, a działania administracji to bardzo smakowity kąsek.

W pierwszym przemówieniu Obama dziękował za wsparcie lobby gejów i lesbijek. To ważny elektorat?

— Niewielki. Może 2 proc. populacji męskiej i 3 proc. populacji kobiecej, ale za to zamożny

i potrafiący robić wiele hałasu wokół swych postulatów. Ale jeśli już o nich mówimy, to trzeba podkreślić, że w czasie tych wyborów w Kalifornii odbywało się bardzo ważne dla tego środowiska referendum. Chodziło o to, czy w prawie stanowym małżeństwo ma być zdefiniowane jako związek mężczyzny i kobiety. Kalifornia jest bardzo liberalnym stanem, a środowiska homoseksualne wydały wielkie pieniądze na to, aby przekonać ludzi do swych racji, mimo tego przegrały. Ponad 52 proc. obywateli opowiedziało się za tym, aby małżeństwo w prawie definiować jako związek kobiety i mężczy-zny.

Czy Obama ma program społeczny?

— Tak, chce zniszczyć wszystkie dokonania ruchu obrońców życia z ostatnich 35 lat. Myślę, że będzie na to potrzebował jakieś 6 miesięcy. Rząd amerykański będzie także pomagał ruchom proaborcyjnym w innych krajach. Oczywiście będzie także musiał się zająć poważnymi problemami społecznymi i gospodarczymi, a zwłaszcza kryzysem związanym z kredytami na domy, których mieszkańcy nie mają środków, aby je spłacać. W tej sytuacji trudno oczekiwać, aby szybko mogło być lepiej. Oby nie było gorzej. Będzie próbował wzmocnić rolę związków zawodowych w systemie pracowniczym USA oraz będzie angażował środki rządu federalnego w rozwiązanie kwestii opieki zdrowotnej.

A nowa polityka podatkowa?

— Tu rewolucji nie będzie. Myślę, że będzie wzrost podatków dla najbogatszych, czyli ok. 2 do 3 procent społeczeństwa. Chodzi o tych, którzy rocznie mają dochód przekraczający 250 tys. dolarów. Oni już teraz płacą blisko 80 proc. wszystkich podatków w USA. Trzeba pamiętać, że 30 proc. podatników w ogóle nie płaci podatków.

Co z Irakiem i Rosją?

— Szybkie wycofanie wojsk z Iraku byłoby nieszczęściem. Wierzę, że do tego nie dojdzie. Obama będzie pracował z gen. Petreusem, który potrafił radykalnie poprawić sytuację w Iraku. Mam nadzieję, że wszystkie europejskie kraje, które pałają taką miłością do Obamy, pomogą mu w Afganistanie. Jeśli chodzi o Rosję, sprawa jest poważna. Kiedy wojska rosyjskie weszły do Gruzji, doradcy Obamy zaczęli oskarżać w mediach Busha i Saakaszwilego. To nie jest dobry znak. Myślę, że sztab Obamy nie ma strategii wobec Rosji i chyba nie liczy się z tym, że Rosja może rzeczywiście chwycić nas za gardło w sprawach energetycznych. W naszym interesie jest, aby Gruzja i Ukraina szybko weszły do NATO. Nie sądzę jednak, aby Obama do tego dążył. Jego taktyka sprowadza się do przekonania, że jeśli będziesz miły, wszystko będzie miłe. Obawiam się, że na Rosję to nie wystarczy.

Czy Ameryka może być jeszcze liderem wolnego świata?

— To będzie bardzo trudne, ale nie jest niemożliwe. Prezydent elekt jest bardzo zdolnym politykiem. Potrafił bardzo dobrze sprzedać siebie jako kogoś, kim nie jest, jako postać postideologiczną. Zobaczymy, jak długo Amerykanie i świat będą kupowali ten produkt.

Tłumaczenie ks. Witold Kania

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama